"Na sukces Wielkopolan wpłynęło przywiązanie do polskości"
Przywiązanie mieszkańców tych ziem do polskości oraz determinacja tamtejszych elit, lecz również wsparcie aliantów zadecydowały o powodzeniu Powstania Wielkopolskiego – mówi PAP dr hab. Piotr Szlanta, historyk z Instytutu Historycznego UW. 100 lat temu wybuchło Powstanie Wielkopolskie.
PAP: Zrozumienie genezy Powstania Wielkopolskiego wymaga cofnięcia się do okresu przed I wojną światową. Nie można oceniać niemieckiej polityki wobec Polaków w Wielkopolsce bez zwrócenia uwagi na wypowiedzi cesarza Niemiec. Wilhelm II często podkreślał, że Polacy są niewdzięczni za możliwości, jakie stwarza im życie w Rzeszy. Czy Niemcy rzeczywiście zakładali, że korzyści cywilizacyjne skłonią Polaków do wierności Berlinowi?
Dr hab. Piotr Szlanta: Okazją do rozważań na temat stosunku Wilhelma II do Polaków była przypadająca w czerwcu 1913 r. dwudziesta piąta rocznica panowania niemieckiego cesarza. W prasie polskiej pojawiło się wówczas mnóstwo rocznicowych artykułów. Ich wydźwięk był zgodny - podkreślano, że społeczeństwo Rzeszy, w tym Polacy, zawdzięczają mu długi okres pokoju i wzrostu gospodarczego. Jednocześnie przypominano rozliczne represje spadające na Polaków za trwanie przy własnej tożsamości narodowej, wierze i języku. Polacy nie mieli więc powodów do świętowania. Wilhelm II oraz niemieckie elity nie zaoferowały Polakom żadnej sensownej oferty poza "narodowym samobójstwem" - kapitulacją polegającą na wyrzeczeniu się narodowości i zgodzie na germanizację. Jak podkreślał z kolei w 1910 r. "Dziennik Bydgoski", Wilhelm II nie mógł mieć do Polaków pretensji o to, że pragną pozostać Polakami, ponieważ wypełniają wszystkie swoje obowiązki obywatelskie, służą w wojsku (walczyli w wojnach zjednoczeniowych) i respektują prawo. Przypominano, że sam Wilhelm II zachęcał Niemców poza granicami Rzeszy do wytrwania przy niemieckości. Sytuacja w zaborze pruskim była diametralnie odmienna od tej panującej w Galicji, gdzie Polacy od lat sześćdziesiątych XIX wieku cieszyli się szeroką autonomią polityczną, odgrywając znaczącą rolę w życiu politycznym w samej Austrii. Wydaje się więc, że skok cywilizacyjny, którego doświadczyły Niemcy na przełomie XIX i XX wieku, nie kompensował Polakom prześladowań, których doświadczyli ze strony państwa, w którym żyli.
PAP: Wśród niemieckich elit nie pojawiały się głosy, że polityka germanizacji jest przeciwskuteczna?
- Oczywiście takie głosy pojawiały się w niemieckich debatach politycznych, m.in. ze strony socjaldemokratycznej SPD. Należy jednak pamiętać, że partia ta była stygmatyzowana, jej polityków nazywano "nicponiami bez ojczyzny", zarzucając brak patriotyzmu i dążenie do obalenia istniejącego ustroju. Posłowie lewicy wielokrotnie bronili Polaków z trybuny Reichstagu. Było to jednak ugrupowanie znajdujące się do 1914 r. w głębokiej opozycji i niemające jakiegokolwiek wpływu na politykę. Jeden z socjaldemokratycznych posłów, Georg Ledebour, podczas debaty 25 października 1918 r. przypominał swoje zasługi w walce o prawa polityczne Polaków. W tym kontekście apelował do strony polskiej, aby w momencie formowania się odrodzonego państwa polskiego nie wysuwała zbyt daleko idących żądań terytorialnych, ponieważ mogą one niekorzystnie rzutować na relacje między Polską a Niemcami. I wojna światowa nie zmieniła jednak wiele w położeniu prawnym Polaków w Rzeszy. Ustępstwa władzy były symboliczne. Rozkaz mobilizacyjny z sierpnia 1914 r. został opublikowany również w języku polskim, a polscy żołnierze mieli prawo do korespondencji w języku polskim oraz pozasłużbowych rozmów w swoim ojczystym języku. Polacy szli na wojnę w poczuciu lojalności i obowiązku. Część żywiła nadzieję, że swą postawą udowodnią niemieckiej opinii publicznej, że można być Polakiem, a jednocześnie lojalnym obywatelem Rzeszy i poddanym króla Prus. Odebrałoby to wiarygodność głoszonym przez Hakatę hasłom o konieczności obrony rzekomo zagrożonej na wschodzie państwa niemczyzny. Abp Edward Likowski, który administrował diecezją poznańską i gnieźnieńską, w liście do wiernych z 9 sierpnia 1914 r. wezwał, aby Polacy na wojnie zachowali się godnie, jak na członków rycerskiego narodu przystało. Wyraził przy tym nadzieję, że taka postawa skłoni cesarza do bardziej przychylnego spojrzenia na swych polskich poddanych, a w konsekwencji do zrewidowania polityki swego rządu wobec tej grupy ludności. Niedługo po tym Likowski formalnie objął wakujące od 1906 r. arcybiskupstwo, co uznano za ustępstwo władz na rzecz Polaków. W czasie wojny Wilhelm II, Hindenburg i Ludendorff nie wykonali żadnych gestów przyjaznych Polakom. Jak donosiły komórki niemieckiego wywiadu oraz Hakata, społeczeństwo polskie latem 1918 r. w 90 procentach sprzyjało Entencie. Oczywiście pewną zmianą były Akt 5 listopada 1916 r. i odrodzenie Królestwa Polskiego, ale pamiętajmy, że Niemcy nie mieli zamiaru przekazywać odradzającej się Polsce jakichkolwiek własnych terenów. Co więcej, dyskutowano nad uszczupleniem terytorium Kongresówki i wytyczeniem pasa granicznego o szerokości kilkunastu-kilkudziesięciu kilometrów, który miał zostać przyłączony do Rzeszy i zasiedlony przez niemieckich osadników. Realizacja tego planu miała ostatecznie przekreślić polskie nadzieje na przyłączenie do odbudowanego państwa Wielkopolski, Śląska i Pomorza. I wojna światowa zmieniła zatem niewiele w obrazie stosunków polsko-niemieckich w ówczesnych granicach Rzeszy.
PAP: Czy mimo licznych represji, które spadały na Polaków, siła polskiej świadomości narodowej była większa w momencie wybuchu I wojny światowej niż dwie dekady wcześniej?
- Z pewnością tak. Prowadząc badania na ten temat i czytając dokumenty z polskich i niemieckich archiwów, wielokrotnie nachodziła mnie refleksja nad tym, w jaki sposób Polacy byli w stanie wytrzymać napór germanizacyjny, który był wywierany przez potężne państwo dysponujące sprawną administracją, systemem szkolnym oraz środkami finansowymi na wsparcie działań germanizacyjnych. Główny sposób na danie oporu germanizacji stanowiła praca organiczna u podstaw. Państwo było wrogiem, więc społeczeństwo polskie musiało się samoorganizować, ale jednocześnie wykorzystywało to, że Niemcy były państwem prawa, i organy administracji musiały działać w jego granicach, a sądy pozostawały niezależne od nacisków politycznych. Używając nieco anachronicznego pojęcia, można powiedzieć, że w Wielkopolsce długo przed wybuchem I wojny światowej powstało "społeczeństwo sieciowe", które składało się z całego szeregu organizacji ekonomicznych, spółdzielczych, edukacyjnych, kulturalnych czy sportowych. Tym sposobem powstało oddolne społeczeństwo obywatelskie. Wielu mieszkańców Wielkopolski należało nawet do kilku takich organizacji, które umacniały poczucie tożsamości narodowej. Nacisk germanizacyjny kosztem wynarodowienia się części Polaków paradoksalnie doprowadził do zwarcia polskich szeregów i pogłębienia solidaryzmu narodowego.
PAP: Czy Niemcy przygotowywali się do możliwego wybuchu powstania w Wielkopolsce?
- Władze w Berlinie nie mogły podjąć zbyt wielkich przygotowań. Dowódca V Korpusu Poznańskiego zdawał sobie sprawę z nastrojów, które dominowały wśród Polaków oraz stopnia zrewolucjonizowania podległych mu sił. Niemcy znajdowały się wówczas w momencie gwałtownych przemian politycznych. Pokonana w Wielkiej Wojnie armia przechodziła proces demobilizacji i po części była zdemoralizowana i zarażona bakcylem bolszewizmu. W kraju toczyła się zacięta walka o władzę, planowano wybory do zgromadzenia konstytucyjnego, cesarz zaś uciekł do Holandii, gdzie dopiero 28 listopada 1918 r. formalnie abdykował. 26 grudnia, gdy Ignacy Paderewski przyjechał do Poznania, co w konsekwencji doprowadziło do wybuchu powstania, w Berlinie od kilku dni trwały intensywne walki. W samą Wigilię wojska rządowe walczyły z dywizją marynarzy, która zajęła dawny pałac cesarski w Berlinie. Działacz socjalistyczny Gustav Noske, który pełnił urząd ministra obrony, wydał rozkaz tworzenia ochotniczych Freikorpsów. Służyli w nich głównie żołnierze i oficerowie o poglądach konserwatywnych i rojalistycznych, którzy nie byli w stanie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Oddziały te odegrały pewną rolę w Powstaniu Wielkopolskim, a jeszcze większą w Powstaniach Śląskich. Tzw. powstanie Spartakusa w niemieckiej stolicy zostało stłumione dopiero w połowie stycznia 1919 r. Jeszcze podczas jego trwania założono Komunistyczną Partię Niemiec. Wrzało także poza stolicą. W wielu miejscowościach przeprowadzano manifestacje i strajki, a radykałowie usiłowali sięgnąć po władzę.
PAP: Jak niemieckie elity polityczne tuż przed wybuchem zrywu wyobrażały sobie przyszłość Wielkopolski i jej przynależności państwowej?
- Jesienią 1918 r. władze niemieckie zgodziły się co do zasady z czternastopunktowym planem prezydenta Wilsona. Nowy ład międzynarodowy po kończącej się wojnie miał być tworzony m.in. w oparciu o prawo narodów do samostanowienia. Przekonywali o tym również polscy posłowie do Reichstagu. Poseł Wojciech Korfanty w przemówieniu z 25 października 1918 r. stwierdził, że polscy posłowie czuli się odtąd reprezentantami odbudowującego się państwa polskiego i w związku z tym żądają, aby część Śląska, Wielkopolska i Pomorze z dostępem do morza należały do Polski. Niemcy zdawali się pogodzeni z faktem, że jako w przeważającej mierze zamieszkana przez Polaków Wielkopolska znajdzie się w granicach państwa polskiego. Oczywiście nie przesądzano dokładnego przebiegu przyszłej granicy ze wschodnim sąsiadem. Liczono, że obszary, na których Niemcy stanowili większość mieszkańców - zgodnie z wspomnianą wyżej zasadą samostanowienia - pozostaną w granicach Niemiec. Kwestię tę zostawiali jednak do rozstrzygnięcia konferencji pokojowej, jaka w połowie stycznia 1919 r. miała rozpocząć obrady w Paryżu.
PAP: Jakie czynniki zadecydowały o powodzeniu Powstania Wielkopolskiego?
- Najważniejszą rolę odegrało przywiązanie mieszkańców tych ziem do polskości oraz ich determinacja w walce o niepodległość. Pod koniec grudnia 1918 r. dawne Królestwo Polskie i część Galicji były już kontrolowane przez odrodzone państwo polskie, wyznaczono już datę wyborów do Sejmu Ustawodawczego. Mimo to aż do tego momentu Polacy w Wielkopolsce nie podejmowali radykalnych działań, ponieważ liczyli na rozstrzygnięcie zbliżającego się kongresu pokojowego. Jednak przyjazd Paderewskiego uruchomił serię wydarzeń, których nie można już było kontrolować. Poza tym w Wielkopolsce nie stacjonowały silne jednostki niemieckie. W 1918 r. ta prowincja znajdowała się daleko od linii frontu. Polscy powstańcy w początkach zrywu musieli się zmierzyć ze stosunkowo słabym przeciwnikiem. Spośród rozlicznych wyzwań i zagrożeń na przełomie lat 1918 i 1919 dla pokonanych Niemiec problem polskiego zrywu nie był wcale najistotniejszy. Wciąż ważyły się losy kraju. W Weimarze w styczniu 1919 r. zebrał się parlament, który wybrał prezydenta i kanclerza oraz zaczął pracę nad konstytucją. Komuniści nie dawali za wygraną i wzniecali rewolucje, np. w Bremie czy nieco później w Monachium, gdzie proklamowano republikę rad. Umiarkowani politycy obawiali się radykalizacji zubożałego i wycieńczonego wojną społeczeństwa niemieckiego i wybuchu kolejnej rewolucji. Ta z listopada 1918 r. zmiotła elity cesarskie, a kolejna mogła doprowadzić do przejęcia władzy przez siły wzorujące się na bolszewikach. Powstańcom wielkopolskim w sukurs na czas przyszli alianci zachodni, którzy w lutym 1919 r. wymusili na władzach niemieckich powstrzymanie się od podejmowania działań ofensywnych przeciw powstańcom. Wyznaczono wówczas linię demarkacyjną, która rozdzieliła jednostki polskie i niemieckie. Gdyby rozejm w Trewirze z 16 lutego 1919 r. nie wszedł w życie, Niemcy dysponujący przygniatającą przewagą liczebną i materiałową prawdopodobnie stłumiliby polski zryw. Do planowanej ofensywy niemieckiej ostatecznie jednak nie doszło. To umożliwiło utrzymanie przez Polaków kontroli nad Wielkopolską aż do politycznych rozstrzygnięć w Paryżu.
PAP: Czy uzasadniona jest teza, że przynależność Wielkopolski przesądził już sam wybuch powstania, a nie jego rezultat?
- Bez wątpienia wybuch powstania i opanowanie większości spornej prowincji dobitnie zaświadczyły o woli polskiego społeczeństwa przyłączenia tych ziem do Rzeczypospolitej. Pamiętajmy jednak, że ostatecznie przesądzili o tym dyplomaci obradujący w Paryżu. Przyszłość Wielkopolski nie była dla państw Ententy kwestią tak kontrowersyjną jak przynależność państwowa Górnego Śląska. Ziemie te były postrzegane jako jednoznacznie polskie. Stanowisko to wspierali liczni obecni na konferencji geografowie i etnografowie. Dyskutowana mogła być jedynie przynależność państwowa zachodnich i północno-wschodnich krańców tej prowincji, zamieszkanych przez zwarte grupy ludności niemieckiej.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)