​Tajemnica pewnego albumu. Mój przyjaciel z fotografii...

Listopad w szczególny sposób skłania nas do refleksji. Często są to wspomnienia osób, które były dla nas ważne. Jednym z moich wspomnień jest Tadeusz Tomaszewski, człowiek którego znam tylko ze zdjęć, i który od ponad 20 lat jest moim motocyklowym przyjacielem. Do tego miana upoważniają mnie setki godzin spędzonych nad poszukiwaniem informacji o nim. Wiele nieprzespanych nocy, kiedy czytając stare czasopisma prosiłem go, aby z zaświatów pokierował moją uwagę tam, gdzie znajdę to, czego szukam.

Pod koniec lat 80, na śmietnisku burzonego starego domu w podwarszawskim Brwinowie, znaleziono stary album z fotografiami motocyklistów. Niedługo potem ów album stał się moją własnością. Zawierał 120 fotografii motocyklistów i automobilistów z lat 20 i 30.

Mając za jedyne wskazówki podpisy pod zdjęciami zacząłem poszukiwać informacji o ludziach, którzy zostali tam uwiecznieni. Było ich sporo, a jak się po latach okazało, stanowili elitę motocyklową Polski ówczesnych lat.

Właścicielem albumu był Tadeusz Tomaszewski, mieszkający prawdopodobnie w Warszawie. W Brwinowie mieszkał jego wuj, czym można tłumaczyć znalezienie tam albumu.

Reklama

O przedwojennych motocyklistach wiemy niewiele. Jedyną książką wspomnieniową o tamtych czasach jest autobiografia Witolda Rychtera "Moje dwa i cztery kółka" wydana w 1985 roku. Publikacja bardzo interesująca i rzetelna, lecz nie wolna od osobistych sympatii i antypatii. Mówiąc krótko, Rychter pomijał w swoich wspomnieniach tych, których nie lubił.

Zapewne Tomaszewski nie był jego dobrym kolegą, bo przemilczał jego udział w jeździe specjalnym motocyklem sokół 1000, którym miał pobić polski rekord szybkości i przekroczyć magiczną wówczas granicę 200 km/h. Taki motocykl, z silnikiem JAP, powstał w 1933 roku. Była to piekielna maszyna, której dosiadać mogli tylko najlepsi. W Polsce za owych "najlepszych" uznano Witolda Rychtera i Tadeusza Tomaszewskiego. To dobitnie świadczy o jego umiejętności.

Witold Rychter, choć szeroko opisywał to zdarzenie, przemilczał również udział Tomaszewskiego w elitarnej grupie motocyklistów testującej na zlecenie wojska motocykl CWS M55.    

Tadeusz Tomaszewski karierę motocyklową rozpoczął w połowie lat 20. Ze zdjęć w albumie można wnioskować, że swoją przygodę z motocyklami zaczynał od AJS, a później jego ulubionym pojazdem był rudge 500. Triumfował w wielu imprezach i szybko wszedł do ścisłej czołówki polskich motocyklistów sportowych.

W styczniu 1936 roku został wybrany na prezesa Polskiego Klubu Motocyklowego.

W kwietniu 1936 roku, największy ówczesny magazyn motoryzacyjny "Auto" (pełna nazwa: "Auto Technika Samochodowa") umieścił go w gronie 10 najlepszych motocyklistów w Polsce, pisząc o nim: "Tomaszewski z PKM startuje w wyścigach szosowych, na swym sportowym Rudge Ulster i osiąga ładne wyniki. Jeździ dość szczęśliwie, dzięki dobrej taktyce. Technikę jazdy ma spokojną i zrównoważoną. Zawodnik ten, zresztą zarówno rajdowy jak i wyścigowy, mógłby osiągać ładne wyniki na wyścigach szosowych, gdyby rozporządzał maszyną wyścigową. Tym bardziej należy podkreślić dobre wyniki Tomaszewskiego uzyskiwane na maszynie sportowej".

Na zdjęciach w albumie można zobaczyć Tadeusza Tomaszewskiego w towarzystwie Jerzego Marra, wielkiej gwiazdy ówczesnego kina. Sądząc z kontekstów sytuacyjnych, Marr dobrze znał Tomaszewskiego, być może nawet przyjaźnili się. Ciekawą informacją o Jerzym Marze jest to, że lubił motocyklowe wyprawy, choć na zdjęciach zawsze jest w roli pasażera. W monografiach na temat jego kariery aktorskiej takich informacji raczej się nie znajdzie.       

Inną postacią często pojawiającą się na zdjęciach był Józef Jakubowski, jeden z najbardziej znanych przedwojennych motocyklistów. Na fotografiach zawsze uśmiechnięty i pogodny. Wśród wielu innych sukcesów był jednym z bohaterów wjazdu motocykli sokół 200 i 600 na Kasprowy Wierch w sierpniu 1939 roku.

W powojennych publikacjach o Jakubowskim nikt nie wspominał. Dopiero kilka lat temu odnaleziono jego szczątki w zbiorowej mogile w obozie zagłady w Chełmnie nad Nerem.

Ciekawa historia wiąże się z Ignacym Telechunem, motocyklowym kolegą Tomaszewskiego. Musieli być dobrymi znajomymi, bo widać ich razem zarówno podczas zawodów sportowych, jak i towarzyskich wycieczek motocyklowych.

Na początku lat 90. w bardzo zawiły sposób odnalazłem bliską rodzinę Telechuna na Pomorzu. Okazało się jednak, że w ich pamięci zapisał się on w czarnych barwach i nie byli zainteresowani zachowaniem wspomnień o nim. Wręcz przeciwnie. Było to dla mnie ważne doświadczenie, że nie zawsze nasi przodkowie byli krystalicznie idealni, jak to dziś staramy się postrzegać.

Bum wydawniczy książek historycznych lat 90 sprawił, że znalazłem kilka informacji z lat 30. o Telechunie w odniesieniu do jego niejasnej działalności finansowej w środowiskach prawicowych, skupionych wokoło Bolesława Piaseckiego oraz okupacyjnej działalności partyzanckiej w Uderzeniowych Batalionach Kadrowych (prawicowej organizacji Konfederacja Narodu). Wydawało mi się, że już nic więcej nie zdołam się dowiedzieć. Odłożyłem poszukiwania.

Minęło kilkanaście lat i niespodziewanie pół roku temu skontaktował się ze z mną wnuk Ignacego Telechuna, mieszkający w Brazylii. Było to dla mnie ogromnie zaskoczenie. Odnalazł w internecie jedną z moich książek, w której wspominałem Ignacego Telechuna i za pośrednictwem Facebooka napisał do mnie.

Poznałem wtedy powojenne losy Telechuna - po Powstaniu Warszawskim, w którym pracował w Tajnych Wojskowych Zakładach Wydawniczych, był jeńcem w obozie niemieckim. Po wojnie udał się na emigrację do Brazylii. Tam założył nową rodzinę. Okoliczności w jakich udał się na emigrację spowodowały, że jego nowa rodzina nie miała żadnych pamiątek związanych z jego życiem w dwudziestoleciu międzywojennym.     

Na zdjęciach uwiecznione były jeszcze inne osoby, o których nie udało mi się znaleźć zbyt dużo informacji, zwłaszcza o ich losach wojennych i powojennych. Między innymi: Konstanty Rogoziński, o którym sporo pisze Witold Rychter w swojej autobiografii; Kozłowski, który był co najmniej raz motocyklowym mistrzem Polski; tajemnicza Nina (bez nazwiska), która była zapaloną motocyklistką i co widać na zdjęciach rozpalała, inne niż motocyklowe, emocje kolegów; Władysław Truskolaski - generalny importer motocykli Rudge na Polskę w latach 30; Tadeusz Heryng, który po wojnie pracował w Warszawskiej Fabryce Motocykli.

Sporo osób w albumie określanych było pseudonimami lub towarzyskimi przydomkami i dziś trudno dojść ich imion i nazwisk. 

Przez lata dowiedziałem się o Tadeuszu Tomaszewskim sporo, a zarazem niewiele. Cały czas poszukiwałem głębszych informacji o nim i jego losach.

Przedwojenna prasa relacjonowała bieżące wydarzenia, nie zagłębiając się w historię. Powojenna unikała tematów motocyklowych, zwłaszcza historii z okresu II Rzeczpospolitej. Interesowało mnie, co się z nim działo w czasie wojny i po jej zakończeniu.

Szukałem informacji w różnych źródłach - w czasopismach, książkach i u osób związanych z przedwojennym motocyklizmem. Jedną z nich był Władysław Pietrzak, który swoją karierę dziennikarską zaczynał w latach 30, w prasie motocyklowej. Tomaszewskiego pamiętał, ale nie mógł nic powiedzieć o jego powojennych losach.

Nasza burzliwa historia ostatnich 75 lat - wojna, miliony ofiar, emigracje, spalone archiwa i biblioteki zarówno państwowe jak i rodzinne, zmiany ustrojowe, medialne zapomnienie i zafałszowania - sprawiły, że wielu znanych niegdyś motocyklistów przepadło bez wieści. Pozostały zdjęcia i prasowe doniesienia z lat 30 o ich sukcesach.

Tadeusz Tomaszewski był czołowym polskim motocyklistą, ale skąd pochodził, jak się zrodziła jego pasja, jak potoczyły się jego losy? Nie mogę na te pytania znaleźć odpowiedzi. Może ktoś z Państwa wie coś więcej w tej sprawie?

Świeczka, którą zapalę w ten listopadowy dzień mojemu Przyjacielowi z fotografii, będzie znowu obciążona intencją poszukiwania prawdy o nim.

Tomasz Szczerbicki

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy