1 lutego 1943 r. Bitwa pod Zaborecznem
Pokonany przez partyzantów niemiecki dowódca był pod wielkim wrażeniem odwagi oddziałów Batalionów Chłopskich kapitana "Grzmota".
Polska ludność na Zamojszczyźnie latach 1941-1943 przeżywała prawdziwy dramat. Hitlerowcy postanowili bowiem wysiedlić rdzennych mieszkańców, a na ich miejscu osiedlić volksdeutschów, Niemców i Ukraińców, tworząc "pierwszy czysto niemiecki europejski okręg osadniczy" na granicy III Rzeszy i Związku Radzieckiego. Była to największa i najtragiczniejsza tego typu akcja w Europie.
Tak naprawdę przesiedlenia Polaków polegały na brutalnej segregacji mieszkańców Zamojszczyzny. Część z nich wysyłano na roboty przymusowe do Niemiec, większość do obozów koncentracyjnych. Prawdziwy dramat spotykał dzieci, które - bez rodziców - siłą wpychano do wagonów i kierowano w głąb kraju lub do Rzeszy. Trzeba wspomnieć, że wiele z nich zostało uratowanych i przygarniętych lub wykupionych przez polską ludność, zawiadomioną o dramacie dzieci i oczekującą na transporty na dworcach kolejowych w zachodniej części kraju.
Dramat ludności Zamojszczyzny spowodował, że polskie siły Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich postanowiły współdziałać i powstrzymać wysiedlenia. Kiedy pod koniec stycznia 1943 roku kapitan Franciszek Bartłomowicz pseudonim "Grzmot", dowódca oddziału Batalionów Chłopskich w obwodzie tomaszowskim, otrzymał od listonosza z Tomaszowa Lubelskiego korespondencję na temat planowanej pacyfikacji wsi Zaboreczno, postanowił działać. Zwłaszcza, że dokładnie znał plany działania Niemców. Ci natomiast nie spodziewali się kontrakcji partyzantów.
Poinformowani przez Bataliony Chłopskie mieszkańcy wsi opuścili Zaboreczno, gdzie 1 lutego partyzanci w sile 400 żołnierzy przygotowali zasadzkę na Niemców, których oddział dowodzony przez majora Ernsta Schwiegera liczył 600 osób. Niczego nie spodziewający się okupanci zostali ostrzelani przez partyzantów ukrytych w lesie, którzy zadali przedzierającym się przez głęboki i zamrożony śnieg Niemcom ciężki straty.
Próby wywabienia Polaków z dogodnych pozycji w lesie nie powiodły się. Co więcej, to Bataliony Chłopskie podjęły próbę oskrzydlenia cofających się Niemców. Partyzanci dzielnie odpierali kolejne próby ataku podjęte przez okupantów, a ich oporu nie zmiękczył nawet ostrzał artyleryjski.
Dopiero późnym popołudniem, wyczerpany oddział "Grzmota", któremu dodatkowo zaczynało brakować amunicji, nie sprostał kolejnemu natarciu przeważających sił i musiał się wycofać. Doszło nawet do chwilowego okrążenia partyzantów, którzy zdołali się jednak przebić przez zaciskający się pierścień niemieckich żołnierzy. Niestety, partyzanci musieli zostawić rannych, którzy zostali zamordowani przez Niemców.
Dalszy pościg za Batalionami Chłopskimi został powstrzymany przez kontrakcję Armii Krajowej, która urządziła udaną zasadzkę pod wsią Dominikanówka na siły niemieckie. Tym razem to major Schwieger został zmuszony do wycofania się.
Najważniejszym efektem brawurowego zwycięstwa partyzantów pod Zaborecznem było powstrzymanie wysiedlenia i pacyfikacji na Zamojszczyźnie na pół roku. Pokonany major Schwieger, zapewne starając się usprawiedliwić porażkę przed przełożonymi, opisując wydarzenia w raporcie użył słowa "powstanie" i przekonywał, że został zaatakowany przez oddział liczący co najmniej 700 "bandytów". Dowódca niemiecki docenił również sprawne dowodzenie "Grzmota".
Następnego dnia po bitwie Tartak Tarnawatka otrzymał od Niemców zamówienie na 103 trumny. Straty partyzantów były dużo mniejsze - ponad 20 zabitych. Jeden z żołnierzy Batalionu Chłopskiego zginął z powodu niesubordynacji. Wychodząc wbrew rozkazom z lasu został trafiony przez niemiecką kulę.
AW