10 grudnia 1981 r. Kreml odmawia pomocy
Przed ogłoszeniem stanu wojennego generał Wojciech Jaruzelski pytał o sowiecką pomoc w siłowym stłumieniu opozycji.
"Jest to potworna, makabryczna kompromitacja dla partii, że po 36 latach sprawowania władzy trzeba jej bronić siłą. Ale przed nami nie ma już nic" - oburzał się na kilka dni przed wprowadzeniem stanu wojennego w czasie posiedzenie Biura Politycznego generał Jaruzelski.
Władzy komunistów w ludowej Polsce mieli "bronić" również Sowieci. Tak przynajmniej planował generał Jaruzelski, gdyby nie udało mu się stłumić opozycji siłami ludowego wojska i milicji. W tej sprawie kontaktował się z Kremlem, ale usłyszał odmowną odpowiedź. Moskwa nie zamierzała pacyfikować Polski nawet w wypadku, gdyby władze przejęła opozycja.
"Nawet jeśli Polska dostanie się pod władzę Solidarności, to będzie to tylko tyle" - powiedział szef KGB Jurij Andropow, który nie chciał nadwyrężać nienajlepszych relacji Związku Sowieckiego z Zachodem.
"Jeżeli przeciw ZSRR zwrócą się kraje kapitalistyczne, które już zawarły w tej sprawie porozumienie (...), będzie to dla nas bardzo niebezpieczne. Musimy się troszczyć o nasz kraj" - argumentował Andropow.
Sił w Polsce nie zamierzał angażować również dowódca Układu Warszawskiego generał Wiktor Kulikow.
Dodajmy, że profesor Jerzy Eisler w książce "Siedmiu wspaniałych. Poczet pierwszych sekretarzy KC PZPR" przywołał słowa rosyjskiego polityka i Gieorgija Szachnazarowa, który podczas konferencji w Jachrance stwierdził, że "Przywództwo Związku Radzieckiego nie chciało wprowadzić wojsk (do Polski), ale mogło".