11 grudnia 1981 r. "Na skrzyżowaniach staną czołgi..."
W ostatnim numerze "Tygodnika Solidarność", który ukazał się 11 grudnia 1981 r. z nr. 37, dziennikarz Krzysztof Czabański opublikował artykuł "Czy będzie wojna domowa". I odpowiadał: "Niektórzy sądzą, że tak. Mam inne zdanie - wojna domowa wymaga dwóch stron. Nie widzę tej drugiej strony"
Czabański przewidywał, że możliwa jest pokazowa akcja komunistycznych władz PRL - na wzór przeprowadzonej 2 grudnia 1981 r. w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa w Warszawie. Jednostki specjalne milicji dokonały wówczas pacyfikacji uczelni. W pokazowej akcji użyte zostały helikoptery i sprzęt bojowy. Studenci WOSP protestowali od 24 listopada 1981 r., domagając się objęcia szkoły przepisami ustawy o szkolnictwie wyższym.
"Władza może pokazać swoje zdecydowanie. Na skrzyżowaniach staną czołgi, patrole policyjne i wojskowe wyroją się na ulicach. Ale karabin nie zastąpi reformy gospodarczej ani nie zapełni pustych półek w sklepach. Karabin w ogóle niczego sensownego nie załatwi. A żadne rozmowy władza - społeczeństwo nie będą już możliwe. Strajk generalny jaki wówczas wybuchnie, uwidoczni próżnię społeczną wokół sił przemocy. Wtedy okaże się, czy są dwie strony (i wojna domowa), czy strona - jak twierdzę - jest tylko jedna, a ci, którzy postawią na przemoc sami w ten sposób usuną się z życia kraju" - dowodził Czabański.
W tym samym numerze "TS" Ernest Skalski ostrzegał, że PZPR chce przyznania rządowi generała Wojciecha Jaruzelskiego nadzwyczajnych pełnomocnictw, obejmujących m.in. militaryzację zakładów pracy, wprowadzenie sadów wojskowych, zakaz działalności związków zawodowych, zakaz zgromadzeń oraz ograniczenia w ruchu międzynarodowym i międzywojewódzkim.
"Byłoby jednak niezwykła głupotą spodziewać się, że agresywna mniejszość społeczeństwa [partyjny beton w PZPR - przyp. red] zdoła przy pomocy tak sprokurowanego dokumentu zniewolić jego ogromna i świadomą większość, odwrócić bieg dziejów na swoją korzyść" - komentował Skalski w artykule "Zamach".
Na 17 grudnia władze mazowieckiej "Solidarności" zapowiedziały protest przeciwko polityce władz PRL wobec społeczeństwa.
"Użycie sił wobec strajkujących podchorążych Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarnictwa jest kolejnym dowodem nasilenia się we władzach partyjnych i państwowych tendencji do rozwiązywania konfliktów metoda konfrontacji a więc sprzecznie z zasadami porozumień sierpniowych, które pozostają podstawą pokoju społecznego w Polsce" - stwierdziło kierownictwo Regionu Mazowsze NSZZ "Solidarność" po pacyfikacji WOSP.
Obwieszczenia o wprowadzeniu stanu wojennego, wydrukowane jeszcze w sierpniu 1981 r. w Moskwie, znajdowały się w magazynach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie.
5 grudnia Biuro Polityczne KC PZPR podjęło decyzję, umożliwiającą generałowi Jaruzelskiemu wprowadzenie stanu wojennego - w wybranym przez niego terminie. 11 grudnia rano we władzach wojskowych PRL zapadło ostateczna decyzja o wyznaczeniu godziny "G" i rozpoczęło się przemieszczanie oddziałów.
"Na pewno znali go [termin ogłoszenia stanu wojennego - przyp. red.] generałowie z najbliższego otoczenia gen. Jaruzelskiego, ci, z którymi wspólnie podjął decyzję: Florian Siwicki, szef Sztabu Generalnego (...), Michał Janiszewski, szef kancelarii Rady ministrów, Czesław Kiszczak, minister spraw wewnętrznych. Być może powiadomiono także kilku oficerów ze Sztabu Generalnego i sekretarza Komitetu Obrony Kraju, wiceministra obrony narodowej gen. Tadeusza Tuczapskiego. Być może też poza Kiszczakiem o wyznaczeniu terminu godziny 'G' wiedziało kilka osób z najściślejszego kierownictwa MSW. Jedenastego grudnia dowiedzieli się o nim Mieczysław F. Rakowski, wicepremier, jeden z najbliższych współpracowników politycznych Jaruzelskiego, oraz członkowie Biura Politycznego i zarazem sekretarze KC, Stefan Olszowski i Kazimierz Barcikowski" (za: Andzrej Paczkowski "Wojna polsko-jaruzelska" Prószyński i s-ka, 2006).