16 lipca 1936 r. Katastrofa lotnicza generała Gustawa Orlicza-Dreszera
Mianowany kilka dni przed śmiercią inspektorem obrony powietrznej II Rzeczpospolitej, legionista i generał Gustaw Orlicz-Dreszer leciał przywitać powracającą z Nowego Jorku żonę.
16 lipca 1936 roku awionetka RWD9, na pokładzie z generałem Orlicz-Dreszerem, pilotem kapitanem Aleksandrem Łągiewskim oraz podpułkownikiem i znanym przedwojennym piłkarzem Stefanem Lothem, wystartowała z Grudziądza i kierowała się w stronę Gdyni. Tam właśnie zawinąć miał MS Piłsudski, na pokładzie którego z Nowego Jorku do Polski powracała druga żona generała Olga.
Po godzinie 14. awionetka z generałem na pokładzie pojawiła się nad Zatoką Gdańską w okolicach Orłowa. Z relacji wynika, że Orlicz-Dreszer zamierzał przelecieć nad MS Piłsudskim i "pomachać skrzydłami" żonie.
Zamiast jednak kierować się w stronę statku, samolot poleciał w stronę lądu. Wynikało to najprawdopodobniej z uszkodzenia maszyny. Według jednej z hipotez, z powodu zbyt gwałtownego nawrotu awionetki, urwaniu uległ tylny ster.
Jak twierdzą naoczni świadkowie, którzy zmagania samolotu z żywiołem - nad Zatoką Gdańską wiał tego dnia silny wiatr - obserwowali z plaży, pilot próbował wylądować uszkodzoną maszyną na trawie znajdującej się za piaskiem. Wtedy jednak silnie powiało, maszyna straciła równowagę i w konsekwencji wpadła do morza.
Pomimo podjęcia błyskawicznej akcji ratunkowej, wszyscy trzej pasażerowie awionetki ponieśli śmierć.
Katastrofa generała Orlicza-Dreszera była szeroko komentowana w mediach. Żegnając kolegę z Legionów i jednego z najważniejszych członków rządzącego obozu sanacji, Generalny Inspektor Sił Zbrojnych generał Edward Rydz- Śmigły stwierdził, że "armia straciła jednego z najwaleczniejszych generałów, a Polska jednego z najlepszych i najbardziej zasłużonych synów".