25 lipca 1920 r. Misja wojskowa w Warszawie

Przybyła do Warszawy brytyjsko-francuska misja wojskowa została szorstko powitana przez Józefa Piłsudskiego.

25 lipca 1920 roku Ententa przysłała "na ratunek" Polsce misję dyplomatyczno-wojskową. Zachód nie miał bowiem wątpliwości, że II Rzeczpospolita nie poradzi sobie z bolszewicką nawałnicą zmierzającą w kierunku Warszawy i Lwowa. W Polsce na te sprawy patrzono inaczej, o czym za moment.

W składzie misji Rady Najwyższej Sprzymierzonych znaleźli się ambasador angielski w Berlinie Edgar Vincent wicehrabia d'Abernon, ambasador Francji w Waszyngtonie Jules Jusserand, angielski generał Percy Radcliffe oraz francuski generał Maxime Weygand. Ten ostatni miał przejąć główne dowództwo od Józefa Piłsudskiego - tak przynajmniej planowano w Londynie i Paryżu, o czym świadczą wspomnienia d'Abernona.

Reklama

Tymczasem Marszałek nie pozwolił sobie narzucić zwierzchnictwa zagranicznego dowództwa. Na dzień dobry zapytał ostro Weyganda: "Ile dywizji pan przywiózł?". Oczywiście z misją nie przybyło wojska, które mogłoby wesprzeć Polaków w walce z Armią Czerwoną.

Generał Weygand uczestniczył w pracach polskiego sztabu jako doradca, jednak jego pasywny pomysł obrony Warszawy nie zyskał uznania w oczach Piłsudskiego z prostego powodu - Marszałek miał inny plan, którym miał być kontratak z południa z linii rzeki Wieprz. Z tego powodu Piłsudski przestał konsultować swe plany z Francuzem, o czym pisał we wspomnieniach generał Louis Faury, jeden z członków misji wojskowej.

"Marszałek Piłsudski według naszych informacji nie omawiał z Weygandem myśli przewodniej swojego manewru przed ujawnieniem swej decyzji. Nie mamy więc prawa pozbawiać Marszałka Piłsudskiego zasług autorstwa planu, który był wyłącznie jego dziełem" - napisał francuski wojskowy.

Również Weygand, niedoszły wódz naczelny polskich sił, z uznaniem pisał o Piłsudskim, który w dniach poprzedzających kontrofensywę niezmordowanie objeżdżał pozycje wojska, by dodać żołnierzom odwagi i wesprzeć ich na duchu.

"Marszałek Piłsudski w ciągu trzech dni, jakie spędził pośrodku wojska, bezpośrednio przed rozpoczęciem swego uderzenia zelektryzował je, potrafił przelać ze swej duszy w dusze walczących swoją ufną wiarę i swoją wolę triumfalnego pokonania wszystkich przeszkód. Nikt poza nim nie mógłby tego dokonać" - czytamy we wspomnieniach generała.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy