26 marca 1943 r. Rzeź Polaków w Lipnikach

Dowodzona przez Iwana "Dubowego" Łytwyńczuka banda UPA wraz z ukraińskimi chłopami wymordowała prawie 180 polskich mieszkańców wsi Lipniki na Wołyniu.

Już w styczniu 1943 roku zaniepokojeni zachowaniem ukraińskich bandytów napadających na Polaków mieszkańcy wsi Lipniki w powiecie kostopolskim na Wołyniu zorganizowali Komitet Samoobrony. Liczący 21 osób oddział początkowo uzbrojony był jedynie w widły, ale z czasem Polakom udało się zdobyć broń palną.

Karabiny okazały się potrzebne w nocy z 18 na 19 marca, gdy do wsi wpadli trzej uzbrojeni Ukraińcy. Wywiązała się strzelanina, w wyniku której członkom Komitetu Samoobrony udało się zatrzymać Ołeksandra Małyszkę, byłego policjanta ukraińskiego, działającego wówczas w bandzie UPA.

Reklama

Małyszko przesłuchiwany był w Lipnikach przez trzy dni. Następnie więźnia odtransportowano do miasteczka Bereźne. Tam upowiec został zatrzymany przez niemieckich żandarmów i powieszony za dezercję.

Po tym incydencie Polacy mieli świadomość, że i tak już bardzo złe stosunki z Ukraińcami tylko się pogorszą. Spodziewano się najgorszego, zwłaszcza że napady band UPA były coraz częstsze i coraz bardziej brutalne.

Ukraińscy bandyci przygotowali atak na Lipniki, między innymi informując ukraińskich chłopów o planowanej rzezi i przekazując im broń palną oraz amunicję.

Atak nastąpił 26 marca o godzinie drugiej w nocy.

"Wieś okrążono, rozpoczęła się straszna strzelanina, pociski zapalające leciały jak gwiazdy. Drewniane zabudowania kryte słomianymi strzechami płonęły. Skąpa samoobrona zdawała sobie sprawę, że wsi obronić się nie da" - wspominała w książce "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945" Ewelina Hajdamowicz, była mieszkanka wsi Lipniki.

Polacy byli tak zdesperowani, że postanowili przebijać się do Zurne i Bereźnego, gdzie stacjonowały wojska niemieckie - ratunku szukano u okupantów! Udało się to około 500 mieszkańcom. W tym czasie bandyci z UPA oraz pomagający im ukraińscy chłopi mordowali tych, którym nie udało się uciec. Nie oszczędzano nawet dzieci, które zabijano siekierami czy wrzucano żywcem do płonących domów. "Budem perekoluwaty - pul szkoda" - mówili Ukraińcy zabijający bronią białą.

"Polaków mordowano strasznie. Ginęli od kul, bagnetów, siekier, w płomieniach płonących domów, do których wrzucano ludzi przez okna, w studniach. (...) Ukraińcy krzyczeli: ‘Kuda polacka mordo, tut was wyryżem’" - to znowu słowa Hajdamowicz, która cudem przeżyła wraz z dwójką dzieci dzięki pomocy uczestniczącego w rzezi znajomego Ukraińca.

Tych, których nie zamordowano, uratował pracujący dla Niemców polski tłumacz z Zurne, który wszedł z karabinem maszynowym na wieżę ciśnień i zaczął strzelać w kierunku Lipnik. Bandyci z UPA i ukraińscy chłopi zaczęli wtedy uciekać, sądząc, że nadchodzi odsiecz. Jak wspominała Hajdamowicz, uciekali w takim popłochu, że pozostawili nawet rannych.

Jednym z tych, którzy przeżyli masakrę w Lipnikach, był 1,5-roczny wówczas Mirosław Hermaszewski. Historia jego ocalanie jest dramatyczna - jak zresztą wszystkich Polaków, którzy zdołali przeżyć wołyńską rzeź.

Uciekająca ze wsi matka przyszłego polskiego kosmonauty, niosąc chłopca w zawiniątku, została z bliska postrzelona w głowę przez jednego z ukraińskich bandytów. Jak się okazało, strzał nie był celny, ale upowiec zostawił zalaną krwią kobietę będąc przekonanym, że nie żyje. Gdy oprzytomniała, uciekła do sąsiedniej wsi.

Tam zorientowała się, że w Lipnikach zgubiła syna. Wraz z mężem i bratem zaczęła intensywnie poszukiwać zawiniątka z dzieckiem. Udało się go znaleźć, a młody Mirosław przeżył rzeź. Ofiarą ludobójstwa padło natomiast 179-182 osób, w tym 4 Żydów i Rosjanka.

AW

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rzeź wołyńska | zbrodnia wołyńska | UPA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy