​30 listopada 1988. Debata między Alfredem Miodowiczem a Lechem Wałęsą

O godzinie 20, tuż po Dzienniku Telewizyjnym, w warszawskim studiu nr 4 odbyła się - transmitowana na żywo przez Telewizję Polską - dyskusja między Alfredem Miodowiczem, liderem OPZZ, a Lechem Wałęsą przywódcą (zdelegalizowanej wówczas) "Solidarności".

Z inicjatywą spotkania przed kamerami wystąpił Miodowicz, deklarując na łamach "Trybuny Ludu" gotowość rozmowy z Wałęsą na temat pluralizmu związkowego i przyszłości Polski: "Zawsze lepsza konfrontacja w telewizji niż na ulicy. Zawsze lepiej rozmawiać niż targać się po szczękach".

Miodowicz był przekonany, że wygra w tej konfrontacji i w ten sposób wzmocni pozycję OPZZ. Kierownictwo PZPR nie przyjęło tej inicjatywy z entuzjazmem, wtedy Miodowicz zagroził, że spotka się z Wałęsą na ulicy przed Radiokomitetem.

Również opozycja obawiała się tego spotkania, miało to przecież być pierwsze wstąpienie Wałęsy w telewizji po wprowadzeniu stanu wojennego. W dodatku do studia nie wpuszczono jego doradców. Doradcami przewodniczącego "S" byli: Jacek Kuroń, Adam Michnik i Janusz Onyszkiewicz, a z zachowania przed kamerą szkolił go redaktor Andrzej Bober. Z tyłu, za fotelami, na których siedzieli rozmówcy, umieszczono zegar, by nie dopuścić do oskarżeń, że program jest montowany.

Reklama

"Minęły lata, panie Wałęsa, od kiedy pana ostatni raz widziałem w Nowej Hucie, i muszę powiedzieć, że patrząc na pana... to tak, jak w swoje lustrzane odbicie. Ja też straciłem trochę włosów, przysiwiałem, a widzę, że u pana, panie Wałęsa, wąs też jest taki przyprószony" - tak Alfred Miodowicz, przewodniczący OPZZ, powitał Lecha Wałęsę.

Wałęsa natomiast zwrócił się do widzów: "Dobry wieczór państwu. Cieszę się z naszego spotkania. Dziękuję tym, którzy nie zwątpili przez siedem lat".

Miodowicz opowiadał się za koncepcją - jeden związek w jednym zakładzie pracy. "Czy pluralizm związkowy jest jedynym rozwiązaniem na wszystkie polskie kłopoty? Trzeba widzieć także szansę w partii, w której zachodzą i będą zachodziły znaczące przemiany" - przekonywał. "Jedna organizacja nigdy nie będzie miała patentu na wszechwiedzę, każąc w dodatku innym klęczeć. Dlatego wywalczymy pluralizm - czy to się panu podoba, czy nie" - ripostował Wałęsa.

"Społeczeństwo nasze potrzebuje spokoju, a nie haseł w rodzaju "nie ma wolności bez «Solidarności»". W Polsce jest coraz więcej wolności, o czym świadczy choćby nasze spotkanie" - argumentował Miodowicz. .Na to Wałęsa podkreślał zapóźnienie gospodarcze Polski: "Posuwamy się na piechotę, gdy inni odjeżdżają samochodami".

W swoim dzienniku Mieczysław Rakowski zapisał: "W miarę upływu czasu można było dostrzec miażdżącą przewagę Wałęsy. Był opanowany, składnie mówił, używał chwytliwych i przekonujących argumentów. (...) Nie ulega wątpliwości, że po tej debacie pozycja Wałęsy w Polsce bardzo się umocni".

Wszystko to działo się na oczach milionów telewidzów. Debatę - według sondażu przeprowadzonego przez OBOP - oglądało niemal 80 proc. mieszkańców Warszawy. Po transmisji 63.8 proc. zapytanych wskazywało na zwycięstwo Wałęsy a zaledwie 1.3 proc. na Miodowicza.

W konsekwencji, zwycięstwo w debacie wzmocniło pozycję Wałęsy w rozmowach, które doprowadziły do obrad Okrągłego Stołu i legalizacji "Solidarności".

AS

-----------------------

30 listopada wydarzyło się także:

30 listopada 1994 r. Otwarcie Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy