4 sierpnia 1944 r. Pierwsze zrzuty dla powstańców w Warszawie
Po naciskach prezydenta RP na uchodźstwie Władysława Raczkiewicza i dowódcy powstania warszawskiego Tadeusza Bora-Komorowskiego, alianci podjęli decyzję o wsparciu polskiej stolicy z powietrza.
3 sierpnia alianckie Dowództwo Sił Powietrznych Obszaru Morza Śródziemnego otrzymało rozkaz rozpoczęcia zrzutów dla powstańców.
W kwaterze we włoskim Brindisi podjęto decyzję, że zrzuty owszem będą, ale w podwarszawskich lasach. Tak postanowił marszałek lotnictwa John Slessor.
Podczas pierwszego lotu z pomocą (4 sierpnia) doszło do niesubordynacji. Polscy lotnicy z 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia zignorowali rozkaz Slessora i bohatersko polecieli nad Warszawą.
Trzeba było mieć niemało odwagi, by przelecieć nad okupowaną stolicą Polski zwłaszcza, że straty poniesione w pierwszych misjach były bardzo duże.
To wpłynęło również na decyzję Slessora o zaprzestaniu zrzutów dla powstańców.
Tej decyzji nie zaakceptowali jednak polscy lotnicy.
Po interwencji rządu RP na uchodźstwie, Polakom zezwolono na ochotnicze i - jak to ujęto - "ryzykowne" loty nad Warszawą.
Do grożących śmiercią zrzutów zgłosiły się wszystkie polskie jednostki.
W sierpniu 1944 roku alianckie samoloty w czasie 280 lotów zrzuciły ponad 200 ton pomocy. Niestety, nawet połowa tego wsparcia nie trafiła do rąk powstańców.
Misje lotnicze z pomocą dla powstańców warszawskich były jednymi z najtrudniejszych w historii lotnictwa.
Trwające 14 godzin loty odbywały się w nocy, nad wrogimi terenami ze skupiskami niemieckiej artylerii przeciwlotniczej. W każdej chwili alianccy lotnicy ryzykowali spotkanie z niemieckimi myśliwcami.