Bitwa o Anglię: "Gdyby nie Polacy, czy wynik byłby taki sam?"

15 września 1940 r. to przełomowa data w Bitwie o Anglię. Tego dnia Luftwaffe wysłało nad Wielką Brytanię najpotężniejsze uderzenie swoich sił powietrznych. Celem miało był zniszczenie brytyjskiego lotnictwa i otwarcie drogi do inwazji morskiej na Wyspy. Walcząc z potężnymi falami niemieckich maszyn, sławę najlepszych lotników myśliwskich pod brytyjskim niebem ugruntowali piloci polskich dywizjonów 303 i 302.

Bitwa o Anglię rozpoczęła się 8 sierpnia 1940 r. Choć w Wielkiej Brytanii działały już polskie dywizjony myśliwskie 302 i 303, złożone z pilotów doświadczonych w walkach z Niemcami we wrześniu 1939 r. oraz w kampanii francuskiej 1940 r., Anglicy trzymali je na zapleczu działań wojennych. Takie podejście do polskich lotników wynikało z przeświadczenia brytyjskiego dowództwa, że nasi piloci przedstawiają słabszą przydatność bojową, bo skażeni zostali syndromem klęski.

Jak mylne były wyobrażenia Anglików na temat bitności Polaków, przekonali się już 30 sierpnia 1940 r., kiedy w czasie lotu treningowego porucznik Ludwik Paszkiewicz posłał na ziemię niemiecki bombowiec.

Reklama

Następnego dnia, już w pierwszym locie bojowym polski Dywizjon 303 zestrzelił bez strat własnych cztery niemieckie messerschmitty, a dwa uszkodził.

Jak przyznał po wojnie dowódca Royal Air Force (RAF) gen. Hugh Dowding, Polaków pobudzała do walki nienawiść do Niemców, "a to czyniło z nich śmiertelnie groźnych przeciwników. (...) Dywizjon 303 w ciągu miesiąca zestrzelił więcej Niemców niż którakolwiek z brytyjskich jednostek".

O udziale polskich lotników w Bitwie o Anglię pisze Joanna Wieliczka-Szarkowa w książce "Bitwy polskich żołnierzy 1940-1944" (wydawnictwo AA, Kraków 2014).  

"Polacy są samą odwagą"

Polski dowódca Dywizjonu 303, mjr pil. Zdzisław Krasnodębski, który służbę żołnierską zaczynał jako szesnastoletni ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej, został zestrzelony 6 września, podczas walki, między Hextable a Wilmington. Udało mu się wyskoczyć z palącego się samolotu ze spadochronem, ale doznał poważnych poparzeń i spędził w szpitalu prawie dziesięć miesięcy.

W swoim raporcie o walce pisał: "Obserwacja pod słońce trudna, ale żadnych obcych maszyn nie spostrzegam, więc pełen gaz i do szkopów. Cała uwaga przenosi się do przodu, aby jak najszybciej dojść i jak najdokładniej wycelować. Chęć zwycięstwa jest tak wielka, że zapomina się o wszystkim, co się dzieje dookoła - widzi się tylko wroga.

Nagle posypało się szkło z zegarów, zbiornik podziurawiony pociskami - leje się z niego płonąca benzyna. Cała kabina wypełniona ogniem. Chcę jak najszybciej wyskoczyć, ale nie mogę odpiąć pasów. Krótki moment rezygnacji, lecz chęć życia zwycięża. Odpinam wreszcie pasy, kabinę, drzwiczki i wyskakuję.

Pamiętając przykre doświadczenie z Polski, spadochronu nie otwieram, aby jak najszybciej wyjść ze strefy walki i nie być celem. Po pewnym czasie decyduję się na otwarcie spadochronu, lecz tu nowe zmartwienie: w czasie opuszczania maszyny przekręcił mi się spadochron i nie mogę znaleźć rączki, a ziemia szybko się zbliża. Znajduję jednak rączkę i pociągam. Silne szarpnięcie - robi się cicho i spokojnie, tylko z góry dochodzą odgłosy walki.

Po chwili usłyszałem zbliżającą się maszynę i pomyślałem o historii, która lubi się powtarzać. Na szczęście był to Hurricane, który osłaniał mię do samej ziemi. Dowiedziałem się później, że był nim Witek Urbanowicz, który w pierwszym momencie, biorąc mię za Niemca, chciał zmienić kierunek mojej drogi.

Dochodząc do ziemi myślałem, że już koniec z przygodami, ale okazało się, że jeszcze nie, bo z domów i zarośli zaczęły się wyłaniać sylwetki homeguardzistów [Home Guard - organizacja obronna brytyjskiej armii złożona z wolontariuszy] z gotowymi do strzału karabinami, w nadziei upolowania niemieckiego paraszucisty [spadochroniarza], lecz spokojni Anglicy nerwowo wytrzymali i nie strzelali. Potem długo, długo szpital i wszystko jak w powieści: dekoracja przez Naczelnego Wodza, odwiedziny kolegów, troskliwa opieka miłej siostrzyczki - tylko że w powieści wszystkie zdarzenia następują po sobie w znacznie mniejszych odstępach czasu i tak cholernie nie boli".

Co prawda dowódca Luftwaffe, Reichsmarschall Hermann Göring obiecywał "wymazać Londyn z powierzchni ziemi!" i to do połowy września, ale alianccy piloci wciąż górowali nad przeważającymi siłami Rzeszy, a 15 września przeszedł do historii jako przełomowy dzień Bitwy o Anglię.

Niemcy nie zdołali zadać obrońcom ostatecznego ciosu, mimo że sytuacja dla Brytyjczyków wydawała się beznadziejna. Między 11.00 a 11.30 w powietrzu znalazły się 252 samoloty myśliwskie RAF-u, czyli wszyscy piloci i wszystkie dywizjony, w tym polskie 302 i 303.

"Premier Churchill, trzymając w ustach nie zapalone cygaro, z wielkim niepokojem odezwał się do dyżurnego oficera naprowadzania: - Wielki Boże! Człowieku, wszystkie twoje dywizjony są w powietrzu. Co teraz zrobimy? Zagadnięty nie tracił głowy: - Sir, możemy jedynie wierzyć, że dywizjony zdołają uzupełnić paliwo w jak najszybszym czasie i zdążą wystartować ponownie...".

Niebo nad Wyspami zaroiło się od Spitfirów, Messerschmittów, Dornierów, Hurricanów, Heinkli i Junkersów.

Por. pil. Witold Urbanowicz, który przejął po mjr. Krasnodębskim dowództwo Dywizjonu 303 pisał: "Dla widzów na ziemi było to bardzo atrakcyjne widowisko. Wycie silników, grzechot broni maszynowej, rozwinięte grzyby białych spadochronów, palące się samoloty z ogonami czarnego dymu - musiało to bardzo efektownie wyglądać. Nie wiadomo było, kto do kogo strzela, linie pocisków zapalających i świetlnych krzyżowały się jak pajęczyna i trafiało się, że w ferworze walki piloci atakowali swoich kolegów. Bo ostatecznie gra szła czasem w ułamkach sekund, opóźnienie w naciśnięciu spustu mogło dużo kosztować".

15 września zestrzelono 185 samolotów Luftwaffe, Dywizjon 303 strącił piętnaście, a 302 - osiem maszyn wroga.

 "Polacy są samą odwagą", napisała znana amerykańska dziennikarka, Dorothy Thompson, a prawdziwych myśliwców zapragnął odwiedzić król Jerzy VI. Monarcha przyszedł do trzysta trzeciego 26 września, w czasie gdy ten był w stanie gotowości bojowej i oczekiwał na start.

Król, bardzo skromny i bezpośredni, zaczął swobodnie rozmawiać z polskimi lotnikami, ale już po chwili dyżurny telefonista nie zważając na nic ryknął na cały głos: "Trzysta trzeci! Start na alarm!".

Piloci na komendę wypadli z baraku, bez ceregieli i pożegnania. Po chwili byli już w powietrzu. Królowi bardzo spodobał się start Polaków i polecił przekazać sobie efekty ich walki, po czym powrócił do Buckingham Palace. Gdy tam dotarł czekał na niego pisemny meldunek: "Polski dywizjon 303 zniszczył 11 samolotów nieprzyjaciela na pewno i prawdopodobnie zniszczył 1. Własne straty: zero".

Jerzy VI przesłał następnego dnia dzielnym Polakom swoją fotografię z autografem, a Dywizjon zestrzelił na pewno 15 samolotów Luftwaffe. Tego dnia jednak zginęli: por. (mianowany pośmiertnie kapitanem) Ludwik Paszkiewicz, zdobywca pierwszego zwycięstwa oraz młody i obiecujący sierż. Tadeusz Andruszko. Walczący w skrzydle legendarnego beznogiego asa myśliwskiego mjr. Douglasa Badera, Dywizjon 302 zaliczył 12 pewnych zwycięstw.

 

Zwycięstwo w bitwie

Po tych niepowodzeniach Niemcy przeszli do zastosowania nowej taktyki - "bitwy na wyczerpanie". Polegała ona na całonocnych atakach bombowców oraz dziennych małych, ale następujących tuż po sobie wyprawach myśliwskich, latających na bardzo dużych wysokościach (6-9 tysięcy metrów), aby prowokować obronę do najwyższego wysiłku i doprowadzić do jej wyczerpania.

Jeszcze 8 października 1940 roku zginął tragiczną śmiercią lotnika sierż. pil. Josef František.

"Czech, który dotąd szczycił się w Dywizjonie, największą ilością zwycięstw, bo 15 samolotów nieprzyjaciela zestrzelonych na pewno. Sierż. František był wybitnym strzelcem i pilotem. Zżył się z Polakami i 303 Dywizjonem i pomimo różnych sugestii nie zgodził się na odejście do dywizjonu czeskiego czy angielskiego. Lubiany on był przez wszystkich w Dywizjonie. Dzięki swym rekordowym sukcesom w oczach mechaników urósł wprost do jakiejś postaci mitycznej".

We wspomnieniu pośmiertnym pisano o nim, że cieszył się sympatią wszystkich, szczególnie szeregowcy mieli go za pół-boga. Młody, zapalczywy, o trafnym poglądzie na życie, wyrobionym charakterze i o nieprzeciętnych zdolnościach pilota, dawał wprost koncerty w czasie walk powietrznych.

Bardzo często "chadzał" sam i tak kiedyś przyłapał 110-kę (Messerschmitt Bf 110) i zestrzelił ją wprost na lotnisko polskich Dywizjonów. Został odznaczony polskim orderem Virtuti Militari oraz dwukrotnie Distinguished Flying Medal, pośmiertnie awansowano go na stopień podporucznika. Z 17 pewnymi i 1 prawdopodobnym zwycięstwem w ciągu miesiąca był najskuteczniejszym pilotem Bitwy o Anglię. Jego samolot zawadził skrzydłem o ziemię i spłonął podczas lotu w Cuddington Way w Ewell. Przyczyną wypadku było wykonywanie ewolucji lub zmęczenie.

Ostatecznie Niemcy zrezygnowali z inwazji na Wyspy Brytyjskie i po 31 października 1940 roku zaprzestali "taktyki na wyczerpanie". Luftwaffe straciła 1733 samoloty i około 650 uszkodzonych, a RAF 1087 samolotów i około 450 uszkodzonych, ale brytyjskie straty w maszynach były na bieżąco uzupełniane.

W bitwie wzięło udział stu polskich pilotów. Zgłaszane 126 zestrzeleń 303 Dywizjonu uznano za dane zawyżone. Według ostatnich ustaleń zestrzelił on na pewno 44 do 60 samolotów, przez co był najskuteczniejszym dywizjonem latającym na Hurricanach i miał najwyższy współczynnik zwycięstw do strat.

Dowódca RAF-u Lord Dowding twierdził, że w czasie Bitwy o Anglię "zagadnieniem krytycznym była sprawa dopływu wyszkolonych pilotów myśliwców. Inne dowództwa, kraje Wspólnoty Brytyjskiej i nasi alianci z zapałem włączyli się ze swoimi możliwościami w dramatycznej sytuacji, ale gdyby nie pomoc wspaniałego zespołu Polaków z ich trudną do porównania walecznością, wahałbym się powiedzieć, czy wynik bitwy byłby taki sam. Są to jednak prawdopodobnie jałowe spekulacje. Co natomiast zostanie na zawsze, to nasze uznanie i nasza wdzięczność za okazaną nam pomoc w chwili wielkiej potrzeby i nasz podziw dla nieporównanego męstwa tych, którzy nam tę pomoc okazali".

Brytyjski marszałek RAF-u (Marshal of the Royal Air Force) Charles Portal napisał: ,,Dzięki walecznemu i w porę udzielonemu wkładowi polskich pilotów myśliwskich w zwycięstwo w bitwie o Wielką Brytanię Polskie Siły Powietrzne rozsławiły się w społeczeństwie brytyjskim i w całym świecie".

Wspomniany mjr Douglas Bader, Kawaler Orderu Imperium Brytyjskiego, Orderu Zaszczytnej Służby i Zaszczytnego Krzyża Lotniczego, który, mimo utraty nóg, walczył i w samej Bitwie o Anglię, w której dowodził dywizjonem kanadyjskim, zestrzelił 11, a w ogóle 23 samoloty (...) o polskich lotnikach pisał: "Moje pierwsze zetknięcie się z pilotami Polskich Sił Powietrznych miało miejsce w 12 grupie myśliwskiej we wrześniu 1940 r., kiedy przydzielony zostałem do lotniska Duxford. Wtedy dołączył do nas 302 dywizjon. Dowodziłem już kanadyjskim dywizjonem RAF (242), a Polacy i Kanadyjczycy bardzo szybko stwierdzili, że mają dużo wspólnych upodobań. Polacy nie tylko ‘popędzili kota Hunom’ w powietrzu, ale również zdecydowanie na swój sposób zorganizowali życie w mesie oficerskiej. Polski zwyczaj celebrowania specjalnych wydarzeń polegał na wspólnych wieczorach, w czasie których Polacy śpiewali swoje mocne pieśni, z treścią których dość szybko się zapoznałem, wypróżniali kieliszki i już puste z fantazją wrzucali do kominka. Moi Kanadyjczycy uznali ten zwyczaj za ogromnie przyjemny i poszli za nim jak kaczki do wody.

W miarę upływu lat słabną wspomnienia, a te, które się pamięta, są zawsze radosne. Jeżeli o nas chodziło, kochaliśmy naszych aliantów Polaków. Byli rycerscy i pełni poświęcenia w niszczeniu nieprzyjaciół w powietrzu. Na ziemi weseli i chętni do zabawy, czasem tragiczni, a ponad wszystko lojalni. Znać ich, walczyć z nimi i współżyć było wielkim przywilejem. Sprawie wolności, o którą wszyscy walczyliśmy, dodali blasku".

------------------------------------------

Publikowany fragment pochodzi z książki: Joanna Wieliczka-Szarkowa "Bitwy polskich żołnierzy 1940-1944" Wydawnictwo AA, Kraków 2014

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bitwa o Anglię
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy