Gdyby powstanie nie wybuchło... "Moskwa ogłosiłaby, że Armia Krajowa to blef"

Dlaczego powstanie warszawskie musiało wybuchnąć? Dlaczego Stalin zatrzymał ofensywę Armii Czerwonej, stojącej na przedpolach stolicy Polski? Czym wytłumaczyć bierną postawę USA i Wielkiej Brytanii, wobec nalegań polskiego rządu o pomoc dla walczącego miasta? Czy bohaterstwo żołnierzy Armii Krajowej mogło wpłynąć na losy Polski, o których decydowali inni?

Przedstawiamy fragmenty książki Jana Karskiego "Wielkie mocarstwa wobec Polski 1919-1945. Od Wersalu do Jałty", opublikowanej przez Wydawnictwo Poznańskie.

We wstępie do pracy Jan Karski napisał: "Wydaje się, że od wskrzeszenia Polski pod koniec I wojny światowej aż po jej zgon w następstwie II wojny światowej raz tylko dane było Polakom zadecydować samodzielnie o własnym losie. Było to podczas wojny polsko-bolszewickiej lat 1919-1920. Raz tylko - na wersalskiej konferencji pokojowej - wielkie mocarstwo, Stany Zjednoczone, rzuciło na szalę swój autorytet w sprawie Polski z powodów innych niż własne interesy. We wszystkich innych wydarzeniach Polska nie zdołała odegrać niezawisłej i skutecznej roli na arenie międzynarodowej, bez względu na sukcesy i błędy swej polityki".

Reklama

W takim też kontekście sytuuje Jan Karski powstanie warszawskie. "Wielkie mocarstwa wobec Polski..." to dzieło, które powstało w 1985 r., gdy Karski - w czasie II wojny światowej emisariusz rządu polskiego, które powiadomił Zachód o zagładzie Żydów - jako  profesor dyplomacji waszyngtońskiego Uniwersytetu Georgetown, miał za sobą dziesięciolecia studiów nad dokumentami najważniejszych archiwów dyplomatycznych świata.

Powstanie warszawskie 1 sierpnia - 2 października 1944

Zgodnie z warunkami ustalonymi na konferencji e Teheranie w początkach czerwca 1944 r., krótko po inwazji aliantów na Francję, rozpoczęła się ofensyw sowiecka. Ofensywa przebiegała bardzo pomyślnie. Front centralny załamał się, a około miliona żołnierzy niemieckich zostało zabitych, rannych lub wziętych do niewoli. 12 czerwca Armia Czerwona wkroczyła do Wilna. W cztery dni później zajęła Grodno. 20 lipca przekroczyła Bug i niebawem jej oddziały doszły do Wisły, zbliżając się ku przedmieściom Warszawy.

20 lipca dokonano zamachu na życie Hitlera, a 22 lipca Armia Krajowa przechwyciła niemiecki rozkaz z decyzją wycofania wszystkich wojsk na lewy brzeg Wisły; w dniach 23-25 lipca rozpoczęła się ewakuacja cywilnych urzędów niemieckich z warszawy. Wszystko wskazywało na bliski upadek nazistów. Rankiem 1 sierpnia, w dniu, w którym zaczęło się powstanie, radio podało o upadku Kowna, w południe - o rezygnacji Risto Ryti, wojennego prezydenta Finlandii.

14 lipca wódz naczelny Armii Krajowej, generał Tadeusz Bór-Komorowski, zakomunikował Londynowi, że podziemie nie może pozostać bezczynne "w wypadku cofania się Niemców, a wkraczania Sowietów lub w wypadku rozkładu sił niemieckich i zagrożenia okupacją sowiecką". 25 lipca informował Londyn, że powstanie w Warszawie może wybuchnąć w każdej chwili. Rząd polski upoważnił wówczas najwyższe władze podziemia, aby zadecydowały o czasie i skali lokalnych działań militarnych skierowanych przeciwko wycofującym się wojskom niemieckim.

Od tygodni radio sowieckie, a także kontrolowana przez Sowietów polskojęzyczna radiostacja "Kościuszko" wzywały Polaków do zrywu, apele te nasilały się z każdą audycją. 29 lipca Moskwa nadała manifest podpisany przez Mołotowa i Osóbkę-Morawskiego, szefa nowo utworzonego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Manifest wzywał do natychmiastowego masowego działania, podkreślając, że "nie ma chwili do stracenia".

Równolegle z audycjami radiowymi zdominowane przez komunistów ugrupowania podziemne parły do powstania - poprzez jawne odezwy rozlepiane na murach Warszawy i tajnie rozprowadzane ulotki i prasę. Podobne ulotki zrzucało nad stolicą i jej przedmieściami sowieckie lotnictwo.

Przywódcy podziemia w Warszawie musieli podjąć doniosłe decyzje. Wiedzieli, że naziści nie tylko wznoszą fortyfikacje, ale i zaminowują miasto, będące ważnym ośrodkiem łączności, aby je wysadzić w powietrze w chwili wycofywania się. Powstanie mogło ocalić stolicę. Zdawali sobie również sprawę z powagi sowieckich oskarżeń o bierność. Gdyby Armia Czerwona zajęła Warszawę bez żadnej pomocy ze strony podziemia, Moskwa niewątpliwie ogłosiłaby, że Armia Krajowa to blef, albo że jest wrogo nastawiona do Rosji. W konsekwencji policja sowiecka, zazwyczaj posuwająca się za oddziałami Armii Czerwonej, aresztowałaby członków niekomunistycznego ruchu oporu (jak to robiła dotąd na innych terenach), a Polacy stanęliby bezbronni przed światową opinią publiczną.

Był jeszcze jeden ważny czynnik. Gdyby Warszawa została wyzwolona przez samych Polaków, można by formalnie powołać niekomunistyczna administrację i ujawnić władze podziemia. Skończyłaby się ich anonimowość, a Sowieci nie mogliby ich zlikwidować tak łatwo jak na innych terenach. Władze podziemia chciały wypełnić próżnię administracyjną, która powstałaby po wycofaniu się sił niemieckich, a przed wkroczeniem Armii Czerwonej do stolicy.

Sprawa ujawnienia się stała się szczególnie nagląca w ostatnich dniach lipca. 22 lipca Armia Czerwona wyzwoliła Lublin [faktycznie nastąpiło to 25 lipca - przyp. red.], pierwsze ważne miasto na zachód od linii Curzona. W tym samym dniu Związek Patriotów Polskich przekształcił się w Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (określam go dalej jako Komitet Lubelski). W propagandowym manifeście obejmował on "prawną i tymczasową władzę wykonawczą" nad wszystkimi wyzwolonymi terenami i traktował rząd emigracyjny, a także jego podziemne agendy w kraju jako "nielegalne".

Powstanie miało umożliwić podziemiu niekomunistycznemu powołanie w stolicy własnej władzy, sprawowanej w imieniu rządu emigracyjnego i bez udziału komunistów. Komunistyczne grupy w Warszawie były raczej nieliczne i bez poparcia Armii Czerwonej nie stanowiłyby żadnej konkurencji dla państwa podziemnego, działającego z ramienia rządu.

Przywódcy podziemia nie mogli także lekceważyć zapału zwykłych szeregowych żołnierzy. Od lat przyjęło się, że powstanie jest nieuchronne. W stolicy były ukryte wielkie zasoby broni, a w samej tylko Warszawie ponad 40 tys. członków Armii Krajowej z niecierpliwością rwało się do walki. Wraz z pozostała ludnością chcieli sami wyzwolić własną stolicę, manifestując w ten sposób swoje umiłowanie wolności. Podobnie jak przywódcy podziemia, uważali za przesądzone, że Armia Czerwona wesprze ich akcje, a z zachodu nadejdzie pomoc powietrzna.

Ale pomoc ze strony Armii Czerwonej nie nadeszła i - w tych okolicznościach - nie mogła nadejść. Rząd emigracyjny nie miał stosunków dyplomatycznych z Moskwą, a dowództwo Armii Krajowej nie miało żadnej łączności z wyższym dowództwem sowieckim. Co do pomocy zachodnich aliantów rząd polski rzeczywiście 26 lipca zwrócił się z formalną prośbą do Foreign Office o brytyjskie wsparcie powietrzne i w dwa dni później otrzymał notę, że na żądaną pomoc nie może liczyć z przyczyn technicznych. Wszyscy łudzili się, że zapowiadana wizyta Mikołajczyka w Moskwie przyniesie jakieś pozytywne skutki.

Powstanie rozpoczęło się 1 sierpnia o godz. 17. O wyznaczeniu terminu zadecydowała informacja o działaniach Armii Czerwonej na przedmieściach Warszawy. Pierwsze działania powstańców wyglądały na bardziej niż pomyślne. W ciągu paru godzin centrum miasta znalazło się w ich rękach. Wkrótce potem - całe miasto. Organizacja i siła bojowa Armii Krajowej przedstawiała się lepiej, niż można było oczekiwać.

Potem przyszedł szok. Z chwilą kiedy Polakom udało się odepchnąć Niemców, sowieckie działa zamilkły, a w parę dni później ludność Warszawy patrzyła w osłupieniu na wycofywanie się Armii Czerwonej z obrzeży miasta. Otoczeni przez osiem dywizji niemieckich, Polacy przez 63 dni zmagali się z wrogiem. Az do końca powstańcy nie wierzyli, że będą walczyć samotnie, pozostawieni zarówno przez aliantów, jak i przez Armię Czerwoną.

Posunięcie sowieckie zaskoczyło Polaków. W zaledwie dzień po wybuchu powstania Churchill, pełen nadziei, ogłaszał w Izbie Gmin, że "wojska rosyjskie [które] stoją dziś u bram Warszawy, przyniosą w swoich rękach wyzwolenie Polski... dadzą Polakom wolność, suwerenność i niepodległość". "Od chwili rozpoczęcia walki o Warszawę Armia Czerwona na jej obrzeżach wstrzymała wszelkie operacje" - telegrafował w trzy dni później do Londynu pełnomocnik rządu w Polsce.

Z chwilą gdy powstańcy zdobyli miasto, a Niemcy rozpoczęli potężną kontrofensywę, komuniści podjęli kampanię propagandową na światową skalę, dyskredytując powstanie jako spisek wymierzony przeciwko Rosji. Ta sama radiostacja moskiewska, która parę tygodni przed wybuchem powstania wzywała Warszawę do zrywu, teraz szkalowała Bora-Komorowskiego, a także polski rząd emigracyjny jako zbrodniarzy wojennych, odpowiedzialnych za wydanie rozkazu powstania bez koordynacji planów z wyższym dowództwem sowieckim. Mikołajczyk, który błagał Stalina o pomoc, otrzymał arogancką odpowiedź w dniu 16 sierpnia:

"Po dokładnym przemyśleniu sprawy doszedłem do wniosku, że powstanie warszawskie, które zorganizowane zostało bez wiedzy dowództwa radzieckiego, jest nieprzemyślaną awanturą, powodująca niepotrzebne straty wśród ludności. Dodać muszę ponadto, że polski rząd w Londynie wszczął oszczerczą kampanię, mającą na celu ugruntowanie fałszywej opinii, że radzieckie dowództwo oszukało mieszkańców Warszawy.

Biorąc powyższe pod uwagę, radzieckie dowództwo wycofuje się z warszawskiej awantury i nie przyjmuje za nią żadnej odpowiedzialności".   

Prawie identyczną depeszę wysłano do Churchilla. Zarówno rząd brytyjski, jak i amerykański próbowały pomóc Warszawie i w pierwszej połowie sierpnia wysłano kilka misji powietrznych z żywnością i amunicją. Wkrótce jednak stało się oczywiste, że bez możliwości lądowania na lądowiskach, pozostających w rękach Sowietów - o żadnej skutecznej pomocy nie ma mowy. Brytyjskie Liberatory i Halifaxy musiały przelatywać nad obszarami silnie bronionymi, robiąc za każdym razem 2800 km w obie strony, a straty były niezwykle poważne. Jako że Stalin zgodził się w Teheranie na wykorzystanie sowieckich baz podczas nalotów wahadłowych z Wielkiej Brytanii, i Churchill, i Roosevelt zwrócili się do niego, prosząc, aby ich samoloty, niosące pomoc Warszawie, mogły korzystać z niezbędnych ułatwień. Stalin stanowczo odmówił. Na wyraźne żądanie Harrimana Wyszyński odpowiedział oficjalnie 15 sierpnia, że rząd sowiecki nie może dopuścić do takich ułatwień, ponieważ powstanie to zwykła "robota awanturników". Ta sama odpowiedź nadeszła 17 sierpnia od Mołotowa.

24 sierpnia Churchill postanowił zakomunikować Stalinowi, że alianckie samoloty z dostawami polecą do Warszawy i będą lądowały na sowieckich lądowiskach, chyba że rząd sowiecki wprost i oficjalnie tego zabroni. Plan ten upadł, tym razem wskutek sprzeciwu Roosevelta.

4 września Churchill zaproponował, aby operację przeprowadziły amerykańskie siły powietrzne, lądując na sowieckich lądowiskach bez zezwolenia. Prezydent ponownie odrzucił tę sugestię, powołując się na informacje biura wywiadu wojskowego. Przekazano mu wiadomość, że Niemcy już "całkowicie kontrolują" miasto, a powstańcy zostali wyparci z Warszawy. W rzeczywistości walczyli jeszcze przez 30 dalszych dni.

30 sierpnia rząd brytyjski ogłosił oficjalnie, że żołnierze Armii Krajowej stanowią integralną część polskich sił zbrojnych. Deklaracja, do której przyłączył się także rząd amerykański, miała wielkie znaczenie dla powstańców, zakładając bowiem ewentualne represje przeciwko niemieckim jeńcom wojennym, zmuszała dowództwo niemieckie do tego, aby traktowało powstańców zgodnie z międzynarodowymi konwencjami. Ale jeśli chodzi o działania militarne, w niczym nie mogła pomóc. Nie przestrzegały jej w ogóle władze sowieckie, które nadal aresztowały żołnierzy Armii Krajowej, traktując ich jak "bandytów".

Wreszcie 9 września Moskwa wyraziła zgodę na wahadłową operację amerykańską, a polskie oddziały Armii Czerwonej przypuściły atak na warszawską Pragę, zajmując ją całkowicie 14 września. 13 września i w ciągu paru następnych nocy sowieckie lotnictwo dokonało paru zrzutów nad Warszawą. Ale nie nadawały się one do użytku. Mikołajczyk później wspominał:

"Samoloty rosyjskie zrzucały amunicję, której ludzie Bora-Komorowskiego od dawna się domagali. Zrzucili również działa. Lecz amunicja nie pasowała do tych dział, ani też do żadnych innych, jakimi dysponowali powstańcy. Samoloty zrzucały także żywność, lecz na uszkodzonych spadochronach - a nawet bez spadochronów - co spowodowało, iż wszystkie pojemniki rozbiły się o ruiny, a ich zawartość uległa całkowitemu zniszczeniu".

W parę dni później, 18 września, ponad 100 bombowców amerykańskich przeleciało nad walczącą stolicą i zrzuciło zaopatrzenie. Przeprowadzona w 49 dniu powstania operacja wahadłowa przyszła do Warszawy zbyt późno.

W tym czasie kilka dzielnic miasta przechwycili Niemcy i większość dostaw spadłą poza liniami nieprzyjaciela. Zbliżała się agonia powstania. Niemniej walka, podczas której Niemcy bombardowali, wysadzali i niszczyli ogniem artyleryjskim dom po domu - trwała jeszcze dwa tygodnie. 250 tysięcy obrońców zginęło, a jedna z większych stolic europejskich legła w ruinach. Kiedy 2 października, po 63 dniach walki, powstańcy się poddali, Komitet Lubelski ogłosił, że generał Bór-Komorowski opuścił swoich żołnierzy i zbiegł. Kiedy wyszło na jaw, że jest w rękach nazistów, kontrolowana przez komunistów prasa oznajmiła, że jego kapitulacja to przejaw przyjaźni z nazistami, samego Bora-Komorowskiego nazywając "zdrajcą".

W wiele lat po wojnie Churchill i Eden krytykowali sowiecką politykę i postawę Stalina wobec powstania warszawskiego. Ujawnili także swoje próby przyjścia Warszawie z pomocą. Ale w czasie powstania ich główną troską było nie osłabiać stosunków angielsko-sowieckich i nie antagonizować Stalina. Wobec decydującej i skoordynowanej ofensywy militarnej przeciwko Niemcom, rozwijającej się pomyślnie zarówno na zachodnim, jak i na wschodnim froncie, incydent warszawski nie miał żadnego znaczenia militarnego. Mógł natomiast potencjalnie zwrócić brytyjską opinię publiczną przeciwko Rosji, czego obaj mężowie stanu chcieli uniknąć. 24 września 1944 r., na kilka zaledwie dni przed upadkiem Warszawy, podczas debaty w Izbie Gmin premier apelował do jej członków, aby nie wprawiali go w zakłopotanie, krytykując Rosję, i wychwalał rząd sowiecki. Eden zaprzeczał nawet, jakoby Londyn kiedykolwiek prosił Moskwę o udogodnienia lotnicze.

Co zaś do Stalina, to tydzień po kapitulacji Warszawy tłumaczył Churchillowi, że nie chciał spowodować zniszczenia miasta i strat wśród ludności, które byłyby nieuchronne, gdyby wydał rozkaz ofensywy.

Powstanie warszawskie, motywy i rachuby polskiego kierownictwa - cywilnego i wojskowego - stały się później przedmiotem międzynarodowego sporu. Spór będzie trwał nadal. Niezależnie bowiem od argumentów, fundamentalna prawda jest niezaprzeczalna. Bez natychmiastowej pomocy - zarówno ze strony zachodnich aliantów, jak i Związku Sowieckiego - powstanie nigdy nie miało szans powodzenia. Pomocy tej nie zapewniono przed wydaniem rozkazów do powstania.

-----

Jan Karski "Wielkie mocarstwa wobec Polski 1919-1945. Od Wersalu do Jałty" Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2014

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Powstanie Warszawskie | Warszawa | Jan Karski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy