Koniec wojny „Dla nas jest to wielka niewiadoma”
„Nastrój raczej pesymistyczny. Nawet depresja – zupełnie wyraźna” – tak w swoim dzienniku opisał atmosferę końca wojny pisarz Eugeniusz Szermetowski. „Rok 1945”, nowa publikacja Ośrodka KARTA, zawiera wspomnienia ludzi, dla których skończyła się niemiecka okupacja, a zaczynała się niepewność powojennej Polski.
Pijani sowieccy sołdaci na ulicach polskich miast, lasy pełne ukrywających się AK-owców, chroniących się tam przed więzieniem lub wywózką na Sybir. Propagandowe manifestacje "dnia zwycięstwa nad faszyzmem", za którymi kryły się niepokojące pytania o przyszłość" "Bo czyż to koniec? I czy jest tak, jakbyśmy tego pragnęli?".
Publikacja Ośrodka Karta "Rok 1945", ze znamiennym podtytułem "Między wojną a podległością", pokazuje, że dla Polaków dzień kapitulacji Niemiec nie oznaczał, że ze spokojem przyjmują przebieg wydarzeń i godzą się z nową rzeczywistością kraju uzależnionego przez Stalina.
"Ludziom [...] wciąż towarzyszy iluzja, że zapadłe rozstrzygnięcia nie mogą być ostateczne i nieodwracalne. Nikomu wszakże nie przychodzi wtedy na myśl, jak długo trzeba będzie czekać na ich odwrócenie" - podkreśla Agnieszka Dębska we wstępnie do wyboru wspomnień "Rok 1945", którego fragmenty prezentujemy.
Zygmunt Klukowski (dyrektor szpitala w Szczebrzeszynie) w dzienniku:
Niemcy skapitulowały! Tak już w ostatnich czasach zżyliśmy się z myślą, że są to ich końcowe dni, iż wiadomość o ostatecznym zgnębieniu śmiertelnego wroga nie sprawiła na nas takiego wrażenia, jakiego należało się spodziewać. Zresztą umysły wszystkich zajmuje inne zagadnienie: czy dojdzie do konfliktu pomiędzy Rosją a Anglią i Ameryką. Wszystko zdaje się przemawiać za tym, że konflikt jest nieunikniony. W jakże ciężkiej znaleźlibyśmy się sytuacji! Chociaż w rezultacie przyniosłoby to Polsce wielką korzyść.
Z Zamościa nadeszło ostrzeżenie, aby mieć się na baczności, bo znów grozi Szczebrzeszynowi jakaś akcja. Prawdopodobnie pójdzie też jakaś obława na lasy, w których zbiera się coraz więcej ludzi - całe oddziały dezerterów z Zamościa, Biłgoraja, Lubaczowa, Hrubieszowa. Są duże trudności z wyżywieniem takiej masy ludzi.
Szczebrzeszyn, 8 maja 1945
O drugiej obudziła nas szalona strzelanina - karabiny maszynowe waliły seriami z różnych stron, potem pojedyncze strzały, granaty, serie z działek. Rakiety co chwila oświetlały niebo na czerwono lub seledynowo. Nie wiedzieliśmy, co to znaczy. Sądziliśmy, że może to jakiś większy napad na obiekty wojskowe i lotnisko. Dopiero telefon z poczty wyjaśnił nam rzecz całą: były to salwy na wiwat zwycięskiego zakończenia wojny z Niemcami. Trwało to ponad pół godziny.
Tak więc odwróciła się ogromna karta historii. Trudno jest uświadomić sobie w pełni fakt, że takie potężne, dumne, zdawałoby się - niezwyciężone Niemcy leżą u stóp zwycięzców i żebrzą o litość.
Wstępujemy w nowy okres. Dla nas jest to wielka niewiadoma. A może będzie to okres jeszcze cięższy niż poprzedni?!...
Dzień był prawdziwie świąteczny. Od wczesnego ranka na ulicach tłumy ludzi. Żołnierze i oficerowie sowieccy pijani od samego rana. Sklepy pozamykane, urzędy nieczynne, w szkołach nie było nauki. Strzelanina na wiwat z karabinów bez ustanku.
Po południu ulice dość wcześnie opustoszały. Ludzie boją się pijanych bolszewików.
Szczebrzeszyn, 9 maja, godzina trzecia w nocy
Maria Świercz (mieszkanka Żyrardowa) w dzienniku:
Dzisiejszej nocy została ogłoszona całkowita kapitulacja Niemiec. Obwieścił nam ją ryk syren fabrycznych i odgłos dzwonu z kościoła ewangelickiego, jak na urągowisko wydzwaniający klęskę Niemiec.
Odgłosy te zbudziły całą ludność Żyrardowa i pomimo później pory, gdyż była 3.00 w nocy, ludność tłumie wyległa na ulice, by manifestować tak doniosłe dla nas wydarzenie. Odbył się pochód ulicami miasta z flagami i transparentami, wśród ciągłych okrzyków wznoszonych przez ludność - trwający dwie godziny. I ja znalazłam się w gronie manifestujących. Nie odczułam jednak tej przeogromnej radości z powodu zakończenia wojny z Niemcami. Bo czyż to koniec? I czy jest tak, jakbyśmy tego pragnęli? [...]
Radość, chociaż nie jest taka pełna, ale jest ogólna, że wreszcie chociaż jednego wroga mamy mniej. Jak miły dla ucha jest dźwięk chociaż jednego dzwonu głoszącego nie smutną, lecz radosną wieść.
Żyrardów, 9 maja
Marian Korejwo (żołnierz AK):
Poszliśmy z Witkiem do czynnej już restauracji "Polonia" na obiad. Po zjedzeniu i po wypiciu kilku kielichów, gdy poprosiliśmy o rachunek, kelnerzy oświadczyli, że wszystko jest na koszt firmy, bo w dniu zakończenia wojny nie biorą pieniędzy.
Po wyjściu z restauracji, na Marszałkowskiej, wpadliśmy w objęcia trzech mocno już podpitych oficerów sowieckich. Objęli nas i stwierdzili, że muszą oblać koniec wojny z sojuznikami. Zaciągnęli nas na siłę do jakiejś knajpki w rejonie Chmielnej, gdzie zaczęło się okropne pijaństwo. Piliśmy, śpiewając różne piosenki. Ja z Witkiem śpiewaliśmy swoje partyzanckie i wojskowe, a oni swoje.
Warszawa, 9 maja 1945
Bronisław Sałuda (uczeń gimnazjum) w dzienniku:
Na Starym Rynku miting, a następnie pochód. Przed komendą miasta nowa porcja przemówień. Rozwiązanie pochodu na Starym Rynku. Rotę śpiewają wszyscy. Nastrój niebywale podniosły.
[...]
Uczestnikom manifestacji rozdaje się cukierki. Za swoją porcję kupiłem gazetę. Z niej, już czarno na białym dowiedziałem się, że postanowienia o bezwarunkowej kapitulacji Niemiec hitlerowskich weszły w życie o godzinie 0.01.
Mystkowice (koło Łowicza), 9 maja 1945
Janusz Siemiński (żołnierz AK, aresztowany przez NKWD):
Wchodziliśmy pojedynczo, odliczani, do bydlęcych wagonów. Byłem już w środku, gdy w pewnym momencie usłyszałem strzały, krzyki, wrzaski. Skojarzyłem te hałasy z akcją odbijania więźniów. Olbrzymia radość, że odzyskamy upragnioną wolność. Ale do zamkniętego wagonu nikt się nie dobijał, a strzelanina w dalszym ciągu trwała. Mimo zakazu podbiegliśmy do okienka i wyjrzeliśmy. Na peronie żołnierze ściskali się i całowali. To koniec wojny! Koniec wojny!
Czekaliśmy na ten dzień pięć długich, krwawych lat, a przeżywamy go w transporcie na wschód z wyrokiem piętnastu lat katorgi... Wszystkich ogarnęło przygnębienie. Pociąg ruszył.
Grodno, 9 maja 1945
Alma Heczko (mieszkanka Lwowa) w dzienniku:
Ludzie mówią o ewentualnej trzeciej wojnie. Nie wiadomo, co robić - zostać czy jechać? Boimy się bardzo nowej wojny; w tej sytuacji wolałabym być po tamtej stronie. Między swoimi człowiek czuje się bezpieczniej. Tu zostaje garstka Polaków; reszt to Sowieci i Ukraińcy. Czy zdążymy wyjechać? W strasznej jesteśmy rozterce.
[...]
Lwów, 9 maja 1945
Eugeniusz Szermentowski (pisarz) w dzienniku:
Pierwszy dzień pokoju. Gajewski, kupiec, mówi, że sprzedał dużo bimbru. Ale jeżeli ludzie piją, to chyba tylko dlatego, że jest "okazja". Nastrój raczej pesymistyczny. Nawet depresja - zupełnie wyraźna. Musimy jeszcze długo uczyć się na nowo, jak żyć "w pokoju". Więc i zaciemniać już nie trzeba? Władze ogłosiły, że dziś i jutro kasuje się godziny policyjne. Można bezkarnie choćby całą noc spacerować. Ale gdzie i po co? Przecież o zmroku wyjść niebezpiecznie z domu - tak rabują.
W sklepiku szykują bibułkowe chorągiewki na zabawę w Pyrach. Ma być "jazz band" i tańce. Warto by zobaczyć, czy ludzie nie zapomnieli się bawić, czy potrafią tańczyć. Ja bym nie mógł.
[...]
Właśnie, kiedy to piszę, słychać od Warszawy triumfalne salwy dział, zwiastujące pokój. 2077 dni, 2077 nocy - koszmaru, w którym nie było ani chwili spokoju, ciszy. Salwy warszawskie tego ukojenia nie dają.
Dąbrówka, 9 maja
Mieliśmy tu wczoraj widowisko. Przywieziono na wozie z Pyr skleconą z desek czarną trumnę, na której kredą wypisano: "faszyzm hitlerowski" i znak swastyki. Kilka gwałtownych przemówień, poczym wzięto trumnę na barki i ku wielkiej uciesze gawiedzi - zwalono ją z urwiska. Tam już była przygotowana słoma, trumnę podpalono. Nazywało się to "pogrzeb Hitlera".
[...]
Zabawa w Pyrach odbyła się z wielkim powodzeniem. Poszło sto litrów "bimbru".
Dąbrówka, 14 maja 1945
-----------
"Rok 1945. Między wojną a podległością" opracowanie Marta Markowska; seria "XX wiek. Zbliżenia"; Ośrodek KARTA, Warszawa 2016