Zapomniane ludobójstwo Stalina. Rozkaz numer 00485: Zabijcie ich, bo są Polakami
Na kilka lat przedtem, zanim w Niemczech hitlerowskich rozpoczęła się realizacja planów "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej", na rozkaz Józefa Stalina NKWD z zimną krwią dokonała ludobójstwa na Polakach mieszkających w Związku Sowieckim. "Operacja polska", nawet na tle innych wcześniejszych i późniejszych zbrodni komunistycznych, budzi przerażenie skalą i surowością jej przeprowadzenia: Sowieci zamordowali około 20 proc. Polaków mieszkających wówczas w "ojczyźnie światowego proletariatu".
Dla Stalina, owładniętego antypolską paranoją, każdy Polak był wrogiem i szpiegiem, którego należało zlikwidować. "Przekonanie Stalina o konieczności zwalczania polskiej <piątej kolumny> było tak mocne, że każdą informację wywiadu sowieckiego (a było tych doniesień sporo) o tym, że Polska zupełnie nie zagraża Związkowi Sowieckiemu, a wręcz odwrotnie - boi się wojny i zrobi wszystko, aby pozostać państwem neutralnym, odbierał jako dezinformację" - podkreśla rosyjski historyk Nikołaj Iwanow w książce "Zapomniane ludobójstwo" (Wydawnictwo Znak, Kraków 2014).
Rosyjski naukowiec nie ma wątpliwości: Tego, co stało się z polska mniejszością narodową w stalinowskim ZSRS w latach 1937-38, nie można określić inaczej niż "ludobójstwem".
"Polacy stanowili w 1937 r. 0,64 proc. ludności Związku Sowieckiego, natomiast wśród ofiar stalinowskiego <wielkiego terroru> było ich ponad 15 proc. Słowa <Polak> i <wróg ludu> brzmiały w tym czasie w uszach przeciętnego obywatela Związku Sowieckiego prawie jak synonimy" - zwraca uwagę autor "Zapomnianego ludobójstwa".
Prezentujemy fragmenty książki Nikołaja Iwanowa opisującego przebieg "Operacji polskiej i skutki rozkazu 00485.
Totalitarny system stalinowski w celu jeszcze większego utrwalenia władzy komunistycznej rozpoczął w latach 1937-1938 kolejną czystkę społeczeństwa sowieckiego z rzeczywistych i potencjalnych wrogów ustroju. Szczególny nacisk kładziono na represjonowanie niepewnych obywateli kilkunastu narodowości, mających za granicą własne państwa narodowe. Jednak nawet na tle prześladowania Niemców, Finów, Koreańczyków, Czechów czy Łotyszy terror antypolski wyróżniał się swą bezprecedensową skalą, bezwzględnością i surowością stosowanych represji.
Mamy wszelkie podstawy do stwierdzenia, że to właśnie Polacy weszli do historii Związku Sowieckiego jako "pierwszy naród ukarany". Terror antypolski stał się swoistym wzorcem, obrazkiem metodycznym prześladowania innych narodowości w czasie II wojny światowej, kiedy do grona tzw. narodów ukaranych dołączyły kolejne.
Jak świadczą od niedawna dostępne dokumenty archiwalne, inicjatywa terroru antypolskiego wyszła od samego Stalina. Nikołaj Jeżow w swym wystąpieniu na lutowo-marcowym plenum KC 1937 roku stwierdził, że od razu po zabójstwie Kirowa, jeszcze na początku 1935 roku, Stalin osobiście zwrócił uwagę ówczesnego szefa NKWD Gienricha Jagody na możliwy polski spisek. Według Stalina głównym podejrzanym w tym spisku mógł być wpływowy czekista, były szef polskiego wywiadu w Rosji Sowieckiej, który przeszedł na stronę bolszewików w czasie wojny domowej - Ignacy Sosnowski (Dobrzyński). Jagoda na swoje nieszczęście tym tropem wskazanym przez wodza nie poszedł. Niedocenienie tej wskazówki Stalina wkrótce kosztowało go głowę. Następca Jagody - Jeżow - okazał się pod tym względem bardziej pilny, ale i jego nie uratowało to od niechybnej kary Stalina.
Skala i bezwzględny charakter prześladowania Polaków były na tyle bezprecedensowe, że, jak pisze rosyjski badacz problemu Lew Naumow, "nawet zrutynizowani, przyzwyczajeni do brudnej i krwawej roboty NKWD-ziści początkowo wątpili w jego prawdziwość". Na Łubiance w kuluarach osłupieni czołowi kierownicy sowieckiej bezpieki po cichu dyskutowali: czy nowe rozporządzenie Nikołaja Jeżowa nie jest prowokacją przeciwko NKWD? Przecież nie można represjonować wszystkich Polaków (w tym wszystkich komunistów) bez wyjątku. Kontrastowało to wyraźnie z propagowanym w Związku Sowieckim od samego początku państwa bolszewickiego "internacjonalizmem proletariackim". Oprócz tego represjonować należało nie tylko tych, którzy prowadzili działalność antypaństwową, a wszystkich należących do poszczególnych kategorii obywateli (mających krewnych za granicą czy uciekinierów z Polski), absolutnie wszystkich. W liście Nikołaja Jeżowa do miejscowych oddziałów NKWD czytamy: "[...] przytłaczająca, absolutna większość tzw. emigrantów politycznych z Polski jest albo członkami POW (pochodzący z Polski właściwej, wśród nich Żydzi polscy), albo agentami Oddziału II Sztabu Głównego WP, albo policji politycznej".
Dopiero po dodatkowym wyjaśnieniu, że jest to kolejny bardzo ważny zwrot generalnej linii partii i że jest to inicjatywa samego Stalina, czekiści przystąpili bez wahań do swej żmudnej pracy. Podstawą prawną i sygnałem do przeprowadzenia "operacji polskiej" był ujawniony dopiero po upadku Związku Sowieckiego rozkaz ludowego komisarza spraw wewnętrznych nr 00485. Podpisany 11 sierpnia 1937 roku przez szefa NKWD Nikołaja Jeżowa był on wcześniej 9 sierpnia przedyskutowany i zatwierdzony na posiedzeniu Biura Politycznego KC WKP(b). Już chwilę po podpisaniu razem ze ściśle tajnym listem towarzyszącym pt. "O faszystowsko-powstańczej, szpiegowskiej, dywersyjnej, defetystycznej i terrorystycznej działalności wywiadu polskiego w ZSRS" rozkaz skierowano do kierownictwa wszystkich lokalnych organów NKWD w celu realizacji.
Pośpiech z wdrożeniem "operacji polskiej" był tak duży, że wiele lokalnych organów NKWD prawie nie miało czasu na odpowiednie przygotowanie operacji i prowadzenie jej w celu wykrycia "wrogów", ich aresztowania i skazania. Początek operacji wyznaczono na 20 sierpnia. Według rozkazu na gruntowne wyczyszczenie społeczeństwa sowieckiego z polskich szpiegów NKWD otrzymało trzy miesiące. Czas, jak się wkrótce okazało, zupełnie niewystarczający na przeprowadzenie tak gruntownego przedsięwzięcia. W rzeczywistości "operacja polska" trwała prawie rok. Rozkaz nr 00485 wyszczególniał sześć kategorii obywateli sowieckich podlegających działaniom operacyjnym służb specjalnych, które jednak można było traktować bardzo szeroko i subiektywnie. Realnie rozkaz Jeżowa postawił całe społeczeństwo polskie w pozycji oskarżonego. NKWD otrzymało wolną rękę w decydowaniu: kogo skazać, a kogo oszczędzić. Bycie Polakiem już samo w sobie stało się podstawą do prześladowań i bezpodstawnych, niekiedy zupełnie fantastycznych oskarżeń.
(...)
Masowym zjawiskiem były również ucieczki z II Rzeczpospolitej do Związku Sowieckiego. Pod wpływem propagandy komunistycznej, aktywnie rozpowszechniającej obłudne kłamstwa na temat wysokiego standardu życia w ZSRS, braku bezrobocia, prawdziwej władzy robotników i chłopów, wielu obywateli polskich pochodzących przeważnie z biedniejszych kręgów społeczeństwa polskiego nielegalnie co rok przekraczało granicę. Wielu wkrótce zaczynało szukać drogi powrotu, ale nie było to łatwe.
Tych łatwowiernych, a "w rzeczywistości agentów", jak stwierdzał Nikołaj Jeżow w swym wystąpieniu przed kierownictwem NKWD w styczniu 1938 roku, nazbierało się co najmniej 100 tys. osób. Byli to przeważnie przedstawiciele mniejszości narodowych: Żydzi, Białorusini, Ukraińcy, ale nie brakowało wśród nich i Polaków. Traktowano tych ludzi w latach dwudziestych dość przychylnie, stanowili oni bowiem jaskrawy dowód dla propagandy sowieckiej na przewagę ustroju sowieckiego nad polskim ustrojem sanacyjnym. Dostawali pracę, mieszkania, pomoc materialną na pierwsze miesiące swego pobytu w Związku Sowieckim, ale powoli ta przychylność wyparowywała...
Pod koniec lat trzydziestych przekształcili się oni w swoistych zakładników ZSRS. Na ich głowy posypały się represje. Zazwyczaj wszystkich odnalezionych uciekinierów lokowano w tzw. "pierwszej" kategorii represjonowanych, co oznaczało karę śmierci. "Druga" kategoria oznaczała skazanie na więzienie lub obóz na okres 3-10 lat.
(...)
Rozkaz nr 00485 miał charakter unikalny nawet na tle innych środków represyjnych okresu "wielkiego terroru". Spowodował on początkowo pewne poczucie bezradności wśród kadry NKWD. Dlatego towarzyszył mu 30-stronicowy list uzupełniający z dokładnym uzasadnieniem wydanego rozkazu. Lokalne organy NKWD otrzymały również kopie protokołów przesłuchań aresztowanych wcześniej Polaków, oskarżonych o przynależność do POW. Zeznania te, dotyczące istnienia szerokiego antysowieckiego spisku w środowisku polskim Związku Sowieckiego, jak się okazało później w procesie rehabilitacji w okresie odwilży chruszczowowskiej, były wymuszone na nich okropnymi torturami. Dokumenty te przerażają swą prymitywnością i pogardą do elementarnego poczucia zdrowego sensu.
Autorzy listu naszkicowali fantastyczny obraz pozbawionego jakichkolwiek cech realności wszechogarniającego spisku polskiego przeciwko władzy sowieckiej. Agenci Oddziału II Sztabu Głównego WP mieli być prawie wszędzie: w kierownictwie WKP(b), w najwyższym dowództwie Armii Czerwonej, w GPU - NKWD, w ludowych komisariatach (ministerstwach), w kierownictwie KPP i sekcji polskiej Międzynarodówki Komunistycznej, a nawet w sowieckim kontrwywiadzie. W liście tym czytamy:
"[...] polscy szpiedzy i dywersanci, przerzucani na terytorium ZSRS jako zbiegowie, bez względu na własne drogi utrzymywania łączności z Polską, w szeregu przypadków kontaktowali się na naszym terytorium z członkami POW, działali pod ich kierownictwem; masa zbiegów była w całości źródłem aktywnych kadr dla organizacji. Wielu wykwalifikowanych polskich agentów przerzuconych na teren ZSRS jako zbiegowie żołnierze, którzy zdezerterowali z polskiej armii, osiadło w obwodzie saratowskim, gdzie działali polscy agenci PILAR i SOSNOWSKI".
W liście stwierdzano, że NKWD wykryło dopiero kierownicze centrum masowej, szeroko rozgałęzionej, głęboko zakonspirowanej i zakorzenionej w społeczeństwie sowieckim siatki szpiegowsko-dywersyjnej polskiego wywiadu. Teraz trzeba było przystąpić do likwidacji licznych rozsianych po całym kraju lokalnych organizacji polskiej "piątej kolumny". Specjalnie podkreślano, że trzon składu organizacji stanowią osoby narodowości polskiej. Ale nie tylko... Na podstawie dotychczasowych wyników śledztwa stwierdzano, że agentom polskiego wywiadu udało się zwerbować licznych przedstawicieli innych narodowości.
Na domniemanego szefa POW w Związku Sowieckim obrano Józefa Unszlichta, co miało świadczyć o tym, że dla Stalina nie ma prawie żadnych zahamowań czy "reguł gry" w przeprowadzaniu "operacji polskiej". Unszlicht wśród polskiej elity komunistycznej w Związku Sowieckim był jednym z najbliższych przyjaciół "ikony" sowieckich służb specjalnych Feliksa Dzierżyńskiego. Dobrze znał Lenina. Pracował jako zastępca Dzierżyńskiego w Czeka - GPU, razem z nim tworzył komunistyczny rząd Polski w Białymstoku w 1920 roku. Po śmierci Dzierżyńskiego był najwyżej postawionym polskim komunistą w sowieckiej elicie partyjnej. Był również spowinowacony ze swoim szefem w Czeka. Żona Unszlichta Julia była kuzynką żony Dzierżyńskiego Zofii Dzierżyńskiej (Muszkat).
Józef Unszlicht należał do weteranów partii. Swą karierę zawodowego rewolucjonisty bolszewika rozpoczął już w 1900 roku, wstępując do SDKPiL. Był aktywnym nielegalnym działaczem partyjnym. Nigdy nie zdradzał bolszewizmu. Był wierny Leninowi we wszytkach jego sporach z opozycją. Ale podobna prawowierność w oczach Stalina była raczej spuścizną obciążającą. Nie uratowała go nawet bliskość z założycielem sowieckich służb specjalnych. Aresztowano go w przeddzień rozpoczęcia "operacji polskiej" (11 czerwca 1937 roku) i oskarżono o najcięższe fikcyjne zbrodnie.
Jego rzekoma współpraca z POW i polskim wywiadem, jak stwierdzali śledczy, trwała prawie nieprzerwanie od 1918 roku NKWD oskarżało go o zdradę rewolucji podczas wojny domowej. To on zdradziecko poddał Wilno oddziałom Piłsudskiego w 1919 roku. On przekazywał plany strategiczne Armii Czerwonej polskiemu Sztabowi Głównemu. On zdradził natarcie na Warszawę w 1920 roku. On "spiskował z Tuchaczewskim na temat dostarczenia wywiadowi polskiemu ważniejszych szpiegowskich informacji dotyczących Armii Czerwonej i otwarcia Polakom sowieckiego frontu zachodniego w przypadku wojny". To Józef Unszlicht nawiązał ścisłą współpracę z trockistami, zinowjewcami i bucharynowcami w celu dokonania "wspólnej, szkodniczej, destrukcyjnej pracy w gospodarce narodowej i w szczególności w przemyśle zbrojeniowym". Gdyby to była prawda, mając tak cennego agenta, wywiad polski mógłby zrezygnować z każdej innej pracy wywiadowczej w Związku Sowieckim.
W rzeczywistości Józef Unszlicht miał ogromne zasługi dla rewolucji bolszewickiej i utrwalania stalinowskiego systemu totalitarnego. To właśnie on był z ramienia Czeka - GPU głównym inicjatorem kampanii prześladowania Cerkwi prawosławnej w 1922 roku. On wymyślił konfiskatę kosztowności kościelnych, rzekomo aby ratować ludność Powołża od głodu, a w rzeczywistości, aby zniszczyć Cerkiew. Z jego imieniem związana jest masowa deportacja z kraju wybitnych rosyjskich intelektualistów (Nikołaja Bierdiajewa, Siemiona Franka, Nikołaja Łosskiego, Jekateriny Kuskowej, Siergieja Prokopowicza i innych), którzy nie przyjęli władzy sowieckiej. Nazywano go w latach dwudziestych "głównym specjalistą od prowokacji politycznych" Rosji Sowieckiej. Z jego inicjatywy stosowanie prowokacji stało się regułą w praktyce GPU - NKWD. 11 stycznia 1923 roku na posiedzeniu Biura Politycznego zatwierdzono jego propozycję stworzenia w ramach GPU "dezinformbiura", specjalnej jednostki specjalizującej się w rozpowszechnianiu kłamliwej informacji zdolnej do zmylenia przeciwników władzy sowieckiej. To był jego pomysł: wydrukować w "Prawdzie" i innych sowieckich gazetach informację o szykującym się napadzie armii polskiej na Republikę Weimarską w celu wywarcia nacisku zarówno na Niemcy, jak na i Polskę. Józef Unszlicht na zawsze pozostał "ojcem chrzestnym" słynnego obozu pracy na Wyspach Sołowieckich. Osobiście opracował i podpisał, jako wiceszef GPU, "Specjalne rozporządzenie GPU o obozach specjalnego przeznaczenia", do których wysyłano przeważnie potencjalnych przeciwników władzy sowieckiej w celu wychowania ich na nowo.
Tak poważne zasługi i doświadczenie pracy w sowieckich organach bezpieczeństwa nie ulżyły losowi Unszlichta. W toku trwającego prawie rok śledztwa nie załamał się on i nie poszedł, jak większość oskarżonych, na daleko idącą współpracę ze śledczymi. Stalin początkowo planował posadzić Unszlichta na ławie oskarżonych tzw. prawicowo-trockistowskiego bloku razem z Bucharinem, Jagodą i innymi. Ten jednak mimo katowania na Łubiance ciągle odmawiał współpracy i zaprzeczał wszystkim oskarżeniom. Nie pomogło nawet osobiste zaangażowanie Stalina w sprawę czołowego polskiego komunisty w Związku Sowieckim. We wrześniu 1937 roku Stalin skierował do NKWD osobistą notatkę, w której pisał: "Zbijcie Unszlichta za to, że nie wydał agentów polskich w obwodach (Orenburg, Nowosybirsk itd.)". W celu uwypuklenia ważności sprawy Stalin dwukrotnie podkreślił czerwonym ołówkiem słowo "zbijcie". Jednak i to nie pomogło.
Józef Unszlicht nadal trzymał się twardo, więc wykorzystanie go w procesie pokazowym było zbyt ryzykowne, wręcz niemożliwe. Dlatego sądzono go w trybie zamkniętym i natychmiast rozstrzelano.
(...)
"Operacja polska" stała się również impulsem i wzorcem dla innych operacji narodowościowych. Największa z nich była "operacja niemiecka", przeprowadzana prawie równocześnie z "operacją polską". Pierwsza decyzja o represjach wobec Niemców (rozkaz Jeżowa nr 00439) zapadła już 25 lipca 1937 roku, jednak dotyczyła ona obywateli III Rzeszy, zatrudnionych na kontraktach w różnych zakładach przemysłowych Związku Sowieckiego. Masowe represje wobec Niemców - obywateli sowieckich rozpoczęły się dopiero w październiku 1937 roku, kiedy "operację polską" już realizowano na pełnych obrotach.
17 sierpnia 1937 roku Jeżow podpisuje rozkaz o przeprowadzeniu "operacji rumuńskiej", skierowanej przeważnie przeciwko uciekinierom z Rumunii do Sowieckiej Mołdawii i na Ukrainę.
20 września Jeżow podpisuje tak zwany "Charbiński rozkaz" nr 00593, na podstawie którego represjonowano byłych pracowników Kolei Wschodniochińskiej.
30 listopada - nowy rozkaz, tym razem dotyczący Łotyszy. Tych samych Łotyszy, których jednostki w Armii Czerwonej w czasie wojny domowej stanowiły swoistą "gwardię Lenina" i nieraz wręcz uratowały władzę sowiecką od upadku.
11 grudnia na podstawie nowego rozkazu celem masowych represji stają się Grecy. Operacja przeciwko nim wyróżnia się wyjątkowym okrucieństwem i mało czym ustępuje "operacji polskiej" pod względem skali.
14 grudnia - specjalna dyrektywa NKWD o czystce wśród Estończyków, Litwinów, Finów i Bułgarów. Prześladowania Finów i Estończyków przeprowadza się z wyjątkową bezwzględnością.
29 stycznia, 1 i 16 lutego 1938 roku - kolejne zadania dla NKWD. Represjami objęto: Irańczyków, Macedończyków i Afgańczyków. Stalin uznaje, że oni również przeżarci są szpiegostwem i zdradą.
"Operacja polska" jednak wyróżnia się wyraźnie na tle tych wszystkich innych operacji narodowościowych. Liczba represjonowanych Polaków przewyższa liczbę represjonowanych wszystkich innych prześladowanych narodowości razem wziętych. I nie chodzi tu tylko o to, że Polaków po prostu było więcej (według oficjalnych wyników powszechnego spisu ludności z 1937 roku Niemców na przykład było prawie dwa razy więcej niż Polaków: 1 mln 150 tys. Niemców i 636 tys. Polaków).
"Operacja polska" była działaniem bezprecedensowym nawet na tle całokształtu "wielkiego terroru" i innych operacji narodowościowych. Wymierzona była nie w rzeczywistych "polskich szpiegów" i tzw. "zdrajców ojczyzny", a w Polaków, przede wszystkim w zwykłych ludzi polskiej narodowości. Główną podstawą represji była polskość. Jak słusznie pisze Tomasz Sommer:
Ciąg zdarzeń, jaki miał miejsce w latach 1937-1938, polegał na mordowaniu, zamykaniu w łagrach oraz przesiedlaniu... przedstawicieli polskiej mniejszości z uwagi na jej charakter narodowościowo-polityczny. Narodowościowy, bo w samym rozkazie 00485 w kilku miejscach jako wyróżnik ofiar podaje się ich polskość. Polityczny - bo z polskością tą, w ocenie autorów rozkazu, wiązała się szczególna skłonność do działania w charakterze szpiegów, powstańców, terrorystów i dywersantów działających na rzecz Polski.
Nie da się dokładnie wyliczyć, jaka część polskiej mniejszości bezpośrednio została objęta działaniem rozkazu nr 00485. Tomasz Sommer uważa, że represje dotknęły do 50% Polaków. Pewne natomiast jest, że całe 100% populacji polskiej w Związku Sowieckim postawiono w sytuacji zakładników ustroju. Każdy Polak czy Polka, każda polska rodzina zmuszona była żyć w ciągłym strachu, każdego dnia obawiać się nocnego pukania do drzwi, każdej nocy być spakowana i gotowa na najgorsze...
(...)
"Operacja polska" przerodziła się w ludobójstwo Polaków na tle etnicznym. Liczne dokumenty przedstawione w niniejszej książce są tego niezbitym dowodem. Nie mamy natomiast odpowiedzi, czy podobny charakter "operacji polskiej" od samego początku odpowiadał pierwotnemu zamysłowi jej autorów i przede wszystkim samego Stalina. Możliwe, że jej skala i zbrodniczy charakter przerosły pierwotne zamiary partii i jej przywódcy.
Karanie narodów na tle etnicznym przeczy zdecydowanie ortodoksyjnym dogmatom marksizmu. Prawdopodobnie prześladowanie Polaków na taką skalę obudziło w społeczeństwie sowieckim zadawnione fobie i antagonizmy antypolskie, które sprzyjały przekształceniu operacji przeciwko "Polakom-wrogom ludu" w operację przeciwko całemu społeczeństwu polskiemu w ZSRS.
(...)
Wyjątkowy charakter "operacji polskiej" polegał również na tym, że stała się ona swoistym wzorcem dla przeprowadzenia innych operacji narodowościowych w ZSRS. W żadnej z nich jednak Jeżow nie kierował do regionalnych oddziałów NKWD tak szczegółowego rozkazu z tak drobiazgowym listem towarzyszącym. Prawie w każdym rozporządzeniu o realizacji kolejnej operacji narodowościowej Jeżow po prostu rekomendował przeprowadzać ją według zasad i w duchu rozkazu nr 00485.
- - -
Książka Nikołaja Iwanowa :Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina. 1937-1938" ukazała się nakładem Wydawnictwa ZNAK.