Polityka historyczna w Polsce: My nie musimy manipulować historią
Po co Polsce potrzebna jest polityka historyczna? Na to pytanie próbowano odpowiedzieć podczas konferencji "Krakowskiej Loży Historii Współczesnej" poświęconej książce "Janusz Kurtyka. Rzeczpospolitej historyk i urzędnik".
Czym jest polityka historyczna? Jak twierdził Janusz Kurtyka, to legitymizowanie polityki i interesów państwa w oczach społeczeństwa i państw zagranicznych za pomocą historii. Prezes IPN przekonywał, że polityka historyczna każdego narodu powinna oparta być na prawdzie historycznej, co wykluczało posługiwanie się argumentami fałszywymi czy częściowo prawdziwymi. Niestety, z powodu burzliwej historii i okresu braku suwerenności naszego państwa w czasach PRL, w Polsce mieliśmy i wciąż mamy problem z właściwym stosowaniem narzędzia, jakim jest polityka historyczna. Dlaczego?
Jak powiedział uczestniczący w konferencji dr Wojciech Frazik, za czasów PRL komuniści, próbując zapanować nad historyczną świadomością społeczną, "zdewastowali naukę historii". "Kluczowe jest to, że społeczeństwo zatraciło umiejętność trafnej interpretacji faktów" - zaznaczył. Instrumentami działania komunistów było przemilczanie, czy nawet zamilczanie faktów historycznych, oraz odwracanie ich znaczenia. Wszystko to przy intensywnej propagandzie, przed którą nie można było uciec. Wynikiem działania komunistów było - jak ujął to Frazik - "zatracenie umiejętność trafnej interpretacji faktów" przez społeczeństwo.
Natomiast według prowadzącego spotkanie Romana Graczyka, procesom naprostowania polskiej polityki historycznej nie pomaga ani integracja europejska, ani tym bardziej postmodernistyczny światopogląd, który - zdaniem Graczyka - zastępuje twarde postawy miękkimi, co ma również wpływ na postrzeganie historii. Przytaczając słowa Normana Daviesa "o wyjściu ze szkoły tradycyjnego uczenia historii", które "zastąpiło nauczanie empatii", prowadzący konferencję alarmował o wspólnotowych planach wprowadzenia jednego wzorca edukacji historii.
Wątek ten podjęła dr Joanna Lubecka, która z obawami opowiadała o planach - jak to ujęła "administracyjnego modelu pamięci europejskiej, w którym dominować ma narracja europejska". Na przykład ustanowiony ma zostać model nauki o Holokauście. W tym Lubecka widzi zagrożenie dla polskiej nauki historii i polityki historycznej.
"Wspólny podręcznik do historii może tylko zabić historię" - zadeklarował dr Maciej Korkuć ostrzegając, że tego typu przymus administracyjny może "narzucać mity i skróty myślowe", a w konsekwencji "przypomina metody nauczania znane z systemów totalitarnych".
Do dyskusji włączył się dr Frazik akcentując, że "historia powinna być poza manipulacją". Gdy mamy do czynienia z próbą przeinaczenia faktów, polityka historyczna zamienia się w propagandę - ocenił.
"Janusz Kurtyka, mówiąc o polityce historycznej, mówił o prawdzie. A aktywność państwa powinna bazować na prawdzie" - powiedział dr Korkuć, zarzucając polskim władzom brak odpowiedniego wykorzystania "kapitału moralnego danego nam przez historię". Jak mówił, Polska w przeciwieństwie do Niemiec, Rosji czy nawet innych europejskich krajów, które podczas II wojny światowej w dużej większości kolaborowały z III Rzeszą (np. czeskie ustawodawstwo antysemickie czy francuska kolaboracja przy zsyłaniu Żydów do obozów zagłady), nie ma się czego wstydzić i nie musi manipulować historią.
"My mamy ten kapitał, że nasze państwo ani przez moment nie brało udziału w Holokauście. Nie brało udział w zbrodniach totalitaryzmu. Każdy akt kolaboracji czy udziału w ludobójstwie był w Polsce traktowany jako zdradę" - przypomina.
W innej sytuacji znajdują się na przykład Niemcy czy Rosja, które same wygenerowały ludobójcze totalitaryzmy i od lat starają się przywrócić swój dobry wizerunek. Skuteczni w tym są zwłaszcza nasi zachodni sąsiedzi. "Niemcy są wzorcowym przykładem dobrego i skutecznego stosowania polityki historycznej wobec lat 1933-1945, które dla nich są czarną dziurą" - powiedział Graczyk.
Dr Lubecka przyznała, że wynika to z niemieckiej definicji polityki historycznej, która akcentuje wykorzystanie przeszłości do "budowaniu czy przebudowywania nowej świadomości narodowej". "Niemcom nie wypomina się III Rzeszy, tylko się z nimi handluje" - powiedziała ostro, oceniając że w wyniku skutecznego prowadzenia polityki historycznej, nasi zachodni sąsiedzi "zbudowali ciągłość wycinając okres III Rzeszy ze swojej historii". Dr Lubecka cytuje wyniki badań z 2012 roku, według których 1/5 Niemców w wieku 18-29 lat nie słyszało nigdy słowa "Auschwitz". Tyle samo młodych Niemców nie uważa, że okres nazizmu był systemem totalitarnym, bo - jak argumentują - Adolf Hitler doszedł do władzy legalnie. Wreszcie, o wysiedlonych Niemcach mówi się, że zostali "wypędzeni".
"My nie mamy polityki historycznej. Powinniśmy w wielu sprawach brać przykład Niemców. Na przykład hierarchizując wydarzenia historyczne. Janusz Kurtyka wiedział, że nawet drobne działania służą pewnemu celowi. Niemcy mają tego doskonałą świadomość" - stwierdziła.
Kontynuując ocenę działań naszych zachodnich sąsiadów, dr Korkuć przywołał przeprowadzony w Niemczech plebiscyt na najpopularniejszą postać historyczną. Jak powiedział, przeprowadzono go z zastrzeżeniem, że głosu nie można było oddać na Hitlera.
"Ważne jest, by społeczeństwo zostało zaprzęgnięte do osiągania celów wynikających z definicji polityki historycznej" - dodał.
Co z tej debaty wynika dla Polaków? Odsiewając fragmenty dyskusji zahaczające o obszar z napisem "historia spiskowa" i obawy przed europeizacją (czytaj: rzekomym fałszowaniem) historii, której to Europy Polska przecież również jest częścią i to częścią doniosłą na równi z innymi wielkimi narodami Starego Kontynentu, należy podkreślić wagę umiejętnego zastosowania narzędzia polityki historycznej.
Bezdyskusyjnym jest fakt, że Polacy nie muszą wstydzić się historii Polski i tym samym nie muszą manipulować faktami z przeszłości, by pokazać Europie i światu "przyjazną twarz". Pacyfizm, tolerancję i umiłowanie wolności mamy wpisane w charakter narodowy - już od czasów I Rzeczpospolitej.
Dyskusji natomiast należy poddać to, w jaki sposób władze wykorzystują wspomniany podczas konferencji kapitał historyczny. Zaskakującym jest bowiem, że młodzież o "żołnierzach wyklętych" dowiedziała się głównie z akcji kibiców piłkarskich na stadionach, bo przekaz z innych źródeł był niewystarczający. Nasza historia nie zasługuje na takie zaniedbania.
Artur Wróblewski