75 lat temu wybuchł bunt żydowskich więźniów w niemieckim obozie zagłady w Sobiborze
75 lat temu, 14 października 1943 r., w niemieckim obozie zagłady w Sobiborze wybuchł zbrojny bunt. Podczas walki oraz na polach minowych otaczających obóz zginęło około 80 więźniów, ponad 300 udało się uciec. Wielu z nich zostało jednak schwytanych przez Niemców w czasie pościgu i zamordowanych. Wojnę przeżyło 53 uciekinierów z Sobiboru.
Budowę obozu zagłady "SS - Sonderkommando Sobibor" Niemcy rozpoczęli w marcu 1942 r. w ramach "Akcji Reinhard", której celem była zagłada ludności żydowskiej. Na jego miejsce wybrano obszar położony wśród bagien i lasów, w pobliżu linii kolejowej Włodawa-Chełm, oddalony około 4 km od wsi Sobibór. Do obozu zbudowano bocznicę kolejową. Nadzór nad pracami sprawował kierownik Zarządu Budowlanego SS i policji w Zamościu, SS-Hauptsturmführer Richard Thomala.
W kwietniu 1942 r. komendantem obozu w Sobiborze mianowany został SS -Obersturmfuehrer Franz Stangl. We wrześniu tego roku na stanowisku tym zastąpił go SS -Hauptsturmfuehrer Franz Reichleitner. Natomiast Stangl objął funkcję komendanta obozu w Treblince.
Niemiecka załoga obozu w Sobiborze składała się z dwóch oficerów i około trzydziestu podoficerów, z których połowa przebywała na rotacyjnych urlopach. Oprócz nich obozu pilnowało około 120 ukraińskich strażników.
Teren samego obozu podzielono na kilka części. W obozie I były baraki mieszkalne i kuchnia dla więźniów oraz różnego rodzaju warsztaty, w których około 50 Żydów pracowało na potrzeby Niemców.
W obozie II pracowało około 400 więźniów, w tym około 100 kobiet. Znajdowały się w nim magazyny, w których przechowywano rzeczy odebrane zamordowanym, a także budynek administracyjny oraz niewielkie gospodarstwo rolne. Do tej części obozu przybywali Żydzi z transportów. Tu rozbierali się i stąd wyruszali do komór gazowych drogą nazywaną przez Niemców "Himmelfahrtstrasse" ("Drogą do Nieba").
Obóz III był miejscem zagłady. Tu znajdowały się komory gazowe. W Sobiborze początkowo działały trzy komory gazowe, jednak jesienią 1942 r. zwiększono ich liczbę do sześciu.
Pierwsze transporty kolejowe z ludnością żydowską trafiły do Sobiboru pod koniec kwietnia 1942 r. Ogromna większość Żydów była mordowana przez Niemców tuż po przybyciu do obozu. Tylko nielicznych wybierano do pracy w specjalnych komandach. Osoby starsze i chore przewożono na terem obozu III i tam je rozstrzeliwano. Pozostałym, po selekcji przeprowadzanej na rampie, kazano rozbierać się pod pozorem kąpieli. Kobietom obcinano włosy. Następnie nagich, podzielonych na grupy 50-100 osobowe, kierowano do komór gazowych. Nad wejściem do nich znajdowała się Gwiazda Dawida i napis "Łaźnia". Uśmiercani spalinami z motoru diesla, dusili się w wielkich męczarniach przez 15-20 minut.
Ciała pomordowanych wyciągano z komór i przeszukiwano w celu znalezienia ukrytych kosztowności. Następnie wrzucano je do masowych grobów znajdujących się na terenie obozu III. Od jesieni 1942 r. palono je na specjalnych rusztach zrobionych z szyn kolejowych, a prochy wysypywano do dołów.
Na przełomie lipca i sierpnia 1943 r. w obozie powstała konspiracyjna grupa, którą kierował Leon Feldhendler, były prezes Judenratu w getcie w Żółkiewce. W drugiej połowie września w jednym z ostatnich transportów z Mińska do Sobiboru przywieziono sowieckich jeńców pochodzenia żydowskiego. Wśród nich znalazł się por. Aleksander (Sasza) Peczerski, który stanął na czele tajnej obozowej organizacji.
Początkowo wybuch zbrojnego buntu w obozie planowano na 13 października 1943 r. Tego dnia jednak do Sobiboru nieoczekiwanie przybył oddział SS z obozu pracy w Ossowie. W związku z tym całą akcję przeniesiono na dzień następny.
14 października około godz. 16.00 w warsztacie krawieckim na terenie obozu zabity został zastępca komendanta - SS - Untersturmfuehrer Johann Niemann. W ciągu następnych niecałych dwóch godzin, jeszcze przed podjęciem otwartej walki, członkom konspiracyjnej grupy udało się zwabić do pomieszczeń gospodarczych i zabić kolejnych siedmiu esesmanów oraz jednego ukraińskiego strażnika. Uszkodzono również transformator oraz przecięto linie telefoniczne. Zdobyto także kilka sztuk broni.
Moment rozpoczęcia buntu w obozie tak opisywał jego więzień Thomas Toivi Blatt w książce "Z popiołów Sobiboru": "Była 17.30. Najmniejsza nawet strata czasu mogła prowadzić do utraty elementu zaskoczenia - najważniejszej broni, jaką dysponowali więźniowie. Na rozkaz Saszy, Pożycki zagwizdał na apel 15 minut za wcześnie - autorytet kapo nie podlegał dyskusji i więźniowie zaczęli się schodzić. Teraz nowina o planie ucieczki rozchodziła się wśród więźniów lotem błyskawicy. Stojąc w kolumnie widziałem religijnych Żydów, którzy wracali do baraków i wyciągali z ukrycia białe modlitewne tałesy. Gromadzili się w pobliżu kuchni i kiwając się z przejęciem, recytowali Kadysz, modlitwę za zmarłych. (...) Inni żegnali się z przyjaciółmi i rozglądali się za jakąś bronią. Na placu gromadziło się coraz więcej zdenerwowanych Żydów. Zbliżał się krytyczny moment. Sasza usiłował uformować kolumnę, by poprowadzić ludzi w stronę bramy głównej, jak ustalono pierwotnie. Usłyszał jednak strzały. Z Chełma wrócił SS - Oberscharführer Bauer i odkrył martwego Beckmana. Zaczął strzelać do dwóch więźniów wyładowujących prowiant z ciężarówki. Wszystko się zmieniło i Sasza podjął decyzję o natychmiastowej akcji. Wskoczył na stół, rozejrzał się po masie więźniów i wygłosił po rosyjsku krótką mowę. (...) Powiedział, że większość Niemców w obozie została zabita i nie ma odwrotu. (...) Powtórzył dwa razy, że ci więźniowie, którzy jakimś cudem przeżyją, powinni całe swoje życie dawać świadectwo tej zbrodni. Zakończył zawołaniem: 'Naprzód, Towarzysze! Śmierć faszystom!!!'".
W chwili wybuchu buntu w obozie przebywało około 550 więźniów. Podczas walki oraz na polach minowych otaczających obóz zginęło około 80. Uciekło około 300. Wielu z nich Niemcy schwytali jednak w czasie pościgu i zamordowali. Wojnę przeżyło 53 uciekinierów.
W trakcie zbrojnego buntu w Sobiborze zabitych zostało 10 esesmanów, 2 volksdeutschów wartowników i 9 strażników ukraińskich.
W rozmowie przeprowadzonej po wojnie z Saszą Peczerskim przez Thomasa Toiviego Blatta i opublikowanej we wspomnianej już książce "Z popiołów Sobiboru", przywódca buntu, pytany o wiarę w sukces podjętej wówczas walki powiedział: "Nie mieliśmy wyboru. Walka dawała nam szansę, bardzo słabą, ale wciąż szansę, nadzieję. Tutaj byliśmy skazani na śmierć. Jako żołnierz zdawałem sobie sprawę, że atak z zaskoczenia może być tak samo skuteczny jak dywizja żołnierzy. Wiedziałem, że jeżeli zdołamy utrzymać tajemnicę do ostatniej chwili przed wybuchem, to powstanie będzie sukcesem już w osiemdziesięciu procentach. Największym niebezpieczeństwem była zdrada. Z tego powodu do spisku włączyliśmy tylko kilkudziesięciu pewnych więźniów, na których mogliśmy polegać. Biorąc to pod uwagę, nie jest zadziwiające, że wielu ludziom udało się początkowo uciec. Sukces naszego przedsięwzięcia był zaskoczeniem nawet dla mnie. Kiedy zastanawiałem się nad tym później, to doszedłem do wniosku, że hitlerowcy po prostu zlekceważyli nas, Żydów, ulegając własnej indoktrynacji o 'podludziach'".
Liczba wszystkich ofiar obozu zagłady w Sobiborze nie jest znana. Szacuje się, że do października 1943 r. Niemcy wymordowali w nim co najmniej 250 tys. Żydów pochodzących z Polski, Holandii, Czechosłowacji, okupowanych terenów Związku Sowieckiego, Niemiec i Francji, a także około 1000 Polaków.
Główny proces nazistowskich oprawców z Sobiboru rozpoczął się dopiero w 1964 r. przed niemieckim sądem w Hagen. Najwyższy wyrok, spośród trzynastu oskarżonych o zbrodnie przeciwko ludzkości, otrzymał Karl Frenzel, jeden z najbardziej okrutnych zbrodniarzy Sobiboru. Skazany został na karę dożywotniego więzienia. W 1996 r. zwolniono go jednak ze względu na zły stan zdrowia.
Jeden z oskarżonych, Kurt Bolender, popełnił samobójstwo przed ogłoszeniem wyroku. Czterech innych członków obozowej załogi otrzymało wyroki od ośmiu do trzech lat pozbawienia wolności. Pozostałych uniewinniono.
Franz Paul Stangl - komendant obozu w Sobiborze od kwietnia do września 1942 r., pełniący następnie funkcję komendanta obozu w Treblince, po zakończeniu wojny uciekł do Austrii. Aresztowany przez armię amerykańską zbiegł. Zatrzymano go ponownie dopiero w 1967 r. w Sao Paulo. Wyrokiem sądu w Düsseldorfie w 1970 r. skazany został na dożywotnie więzienie. Pół roku później zmarł na zawał serca.
Następca Stangla w Sobiborze Franz Reichleitner nie przeżył wojny. Po buncie więźniów i likwidacji obozu przeniesiono go do Włoch, gdzie zginął w 1944 r.
Z kolei Gustav Wagner, sadystyczny esesman i jeden z najbliższych współpracowników Stangla w Sobiborze, zbiegł po wojnie do Brazylii. Aresztowano go tam w 1978 r., jednak Sąd Najwyższy Brazylii oddalił wniosek niemieckiej prokuratury o jego ekstradycję. W 1980 r. Wagner popełnił samobójstwo.
Mariusz Jarosiński (PAP)