Bohater spod Monte Cassino: Ja czułem, że to są rzeczy epokowe
Kapral podchorąży Zbigniew Dłużniewski w 70. rocznicę zdobycia Monte Cassino obchodzi swoje 90-te urodziny, dlatego ten dzień jest dla niego podwójnie wyjątkowy. Weteran, który przeszedł cały szlak bojowy z armią generała Władysława Andersa, brał także udział w słynnym natarciu na wzgórze i 18 maja 1944 roku był na terenie zajętego przez Polaków opactwa. - Ja czułem, że to są rzeczy epokowe - wspomina tamte chwile 70 lat później w rozmowie z INTERIA.PL.
- To jest bardzo znamienny dzień dla mnie, 18 maja 1944 roku byłem tu w klasztorze. Tutaj nikogo nie było. Rannych Niemców ewakuowali, a tu było pusto. Przyszliśmy wtedy tutaj z kolegami w trójkę. Główna brama nie była zniszczona, a na murze siedziało 8 czy 10 ułanów podolskich, którzy opalali się i odpoczywali, ale tutaj było pusto, nikogo tu nie było - wspomina kapral stojąc 70 lat później w tym samym miejscu. - Tu był bałagan niesamowity, wypchane ptaki, biblie, książki. Niemieckie konserwy, które Niemcy poprzebijali bagnetami, żeby się zepsuły i żeby nikt nie mógł z nich "skorzystać". Było tutaj też mnóstwo porzuconej broni.
Dłużniewski wspomina, że był jednym z niewielu, którzy wówczas byli w klasztorze. Dodaje, że pamięta, iż po zwycięskiej bitwie brakowało biało-czerwonej flagi, zamiast niej wywieszono proporczyk. Dopiero potem polska flaga dotarła na szczyt, a wraz z nią flaga brytyjska.
"Żałuję, że nie miałem aparatu"
- Ja czułem, że to są rzeczy epokowe, że to przejdzie do historii. Od początku, jak jechaliśmy pod Monte Cassino, to ja już czułem, że to nie jest zwykła bitwa. Czułem, że to będzie bitwa, która będzie zapisana w szkolnych podręcznikach i rzeczywiście tak było. Żałuję, ze nie miałem aparatu fotograficznego, wtedy bym wszystko uwiecznił - mówi kapral Dłużniewski opowiadając o myślach, jakie towarzyszyły mu przed pójściem na front.
- To był dla nas chrzest bojowy, zanim tu przybyliśmy, to nigdy wcześniej nie byliśmy na froncie. To od razu było mocne uderzenie. Nie wszyscy to dobrze znosili psychicznie. A Niemcy to byli "starzy wyjadacze", oni na froncie czuli się jak u siebie w domu. Byli wcześniej w Rosji i Bóg jeszcze wie gdzie - mówi Dłużniewski i dodaje, że zdobywanie bunkrów na Monte Cassino było nie lada wyzwaniem. - Trzeba było wtedy nacierać idąc po łysych pagórkach, a każdy centymetr był pod odstrzałem. Nie było się gdzie ukryć. Bardzo było ciężko - mówi.
- Były straty, bo trzeba było to zadanie wykonać. Teraz opowiadają, że niepotrzebnie, ale ktoś musiał to zrobić. Tysiąc żołnierzy to nie były aż tak duże straty, a my musieliśmy właśnie to zadanie wykonać, żeby wreszcie jakoś w tej Europie "wyglądać" - dodaje po chwili Dłużniewski, wspominając wszystkich poległych pod Monte Cassino.
Kapral przyznaje jednak, że czuje się dumny, że mógł brać udział w tych wszystkich wydarzeniach.
- Wierzyliśmy w to, że walczymy o wolną Polskę. Marzyliśmy, że wyjeżdżamy na ulice, które są pełne naszych krajanów i że wszyscy nas witają i nam machają - mówi Dłużyński z uśmiechem na twarzy wspominając swoje marzenia z czasu, kiedy był jeszcze 20-letnim chłopakiem.
- Na tym cmentarzu leżą prawdziwi bohaterowie. Oni oddali życie i to dzięki nim mamy ten sukces - poważnieje zaraz, myśląc o wszystkich spoczywających na cmentarzu pod Monte Cassino. I dodaje, że widział bardzo dużo złego w tych dniach, kiedy bitwa się już skończyła. - Zanim dotarłem do klasztoru, to widziałem trupy naszych żołnierzy. Za jakimś biurkiem leżał żołnierz w hełmie angielskim. Snajper go trafił dosłownie w sam środek hełmu, przestrzelił mu głowę na wylot - mówi Dłużniewski.
- Mieliśmy do zgryzienia orzech bardzo twardy, ale dzięki naszemu zapałowi wszystko się udało - podsumowuje weteran, który w trakcie obchodów 70. rocznicy zdobycia wzgórza otrzymał od premiera Donalda Tuska pamiątkową szablę, z podziękowaniem i z najlepszymi życzeniami z okazji 90-tych urodzin.
Katarzyna Krawczyk, Monte Cassino