"Nieuzasadniony, pozbawiony sensu odruch". Mówił o powstaniu Naczelny Wódz
Kazimierz Sosnkowski był zdolnym politykiem i dowódcą. Gdy obejmował rolę naczelnego wodza, miał poparcie wśród żołnierzy, długą historię walk z bolszewikami i opinię sprawnego organizatora. Oddano mu dowództwo nad polskimi siłami zbrojnymi, ale nie słuchano jego rad. Wybuch powstania uważał za bezsensowny, ale gdy już do niego doszło, ostro krytykował aliantów za brak wsparcia. Był solą w oku dla wszystkich: Sowietów, aliantów, polskiego rządu w Londynie.
Tuż po I wojnie światowej Kazimierz Sosnkowski zaangażował się w prace nad obudową i wzmocnieniem Wojska Polskiego. Józef Piłsudski wysoko cenił jego umiejętności organizacyjne i analityczny umysł. Dzięki poparciu Naczelnego Wodza Sosnkowski został ministrem spraw wojskowych. Doskonale sprawdził się w roli organizatora i dowódcy w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1922 r. obok Edwarda Rydza-Śmigłego wymieniono Kazimierza Sosnkowskiego jako kandydata do roli naczelnego wodza w razie wybuch wojny.
Choć był wiernym zwolennikiem Piłsudskiego, chciał porozumienia z Romanem Dmowskim i opowiadał się przeciwko zamachowi stanu. Do tego stopnia nie zgadzał się ze zbrojnym przejęciem władzy, że na wieść o nim próbował popełnić samobójstwo. A przynajmniej tak domniemywano, gdyż sam Sosnkowski nigdy jasno nie określił, dlaczego pociągnął za spust.
Po tym wydarzeniu generał oddalił się nieco od obozu sanacyjnego, jednak nadal z nim współpracował.
12 maja 1935 roku umiera w Warszawie Józef Piłsudski, a Kazimierz Sosnkowski zostaje przewodniczącym komitetu pogrzebowego. Po śmierci Marszałka generał jest odsuwany zarówno od polityki, jak i wojska. Mimo to, w 1939 r. opracowuje plan obrony Polski na wypadek agresji niemieckiej. Jego zdaniem armia powinna skupić się na utrzymaniu linii Wisły i Narwi. Projekt nie spotkał się z zainteresowaniem naczelnika sił zbrojnych — Edwarda Rydza-Śmigłego.
Po wybuchu wojny Sosnkowski otrzymał swój przydział wojskowy dopiero 10 września 1939 r. Miał dowodzić Frontem Południowym, czyli najtrudniejszym obszarem walk, bo do czasu objęcia przez niego stanowiska, Niemcy zdążyli już otoczyć polskie wojsko. Mimo braku kontaktu z częścią oddziałów i okrążenia Armii "Małopolska" generał, jako jeden z nielicznych, prowadził działania zaczepne, dążąc do wydawania agresorom bitew — w wielu z nich zwyciężył i zaczął przebijać się w kierunku Lwowa. Był jednym z tych dowódców, którzy z karabinem w ręku biorą udział w walce.
Gdy 17 września ZSRR napadł na Polskę, Sosnkowski zdecydował się zmienić taktykę i przejść od partyzantki. Dowodził bitwą w lasach janowskich do 22 września, kiedy ostatecznie zdecydował, że dalsza walka będzie jedynie pojeniem ziemi polską krwią — wydał żołnierzom rozkaz rozproszenia i podjęcia próby przedostania się na Węgry. Sam generał osiągnął swój cel. W cywilnym przebraniu, jako warszawski urzędnik, dotarł najpierw na Węgry, a później przez Szwajcarię do Francji.
13 listopada 1939 r. Kazimierz Sosnkowski został mianowany Komendantem Głównym Związku Walki Zbrojnej i rozpoczął działania organizacyjne. To on stworzył podwaliny pod późniejszą Armię Krajową. Od zasad ideowych, regulaminów i struktur organizacyjnych aż po źródła finansowania, łączność z Londynem i plany działań. Gdy wszystko było gotowe, generał uznał, że Komendę Główną ZWZ należy przenieść kraju, do czego doszło 30 czerwca 1940 r.
21 czerwca 1940 r. Kazimierz Sosnkowski przyleciał do Londynu, gdzie został mianowany przewodniczącym Komitetu Politycznego Rady Ministrów. Generał był przeciwny układom ze Związkiem Radzieckim. Uważał, że jeśli polskie oddziały mają być formowane w ZSRR, to Sowieci powinni zagwarantować i uznać polskie granice. Wobec ostatecznego brzmienia układu Sikorski-Majski Sosnkowski 25 lipca 1941 r. podał się do dymisji.
Zobacz również: To nie żywność, ani amunicja były najbardziej deficytowymi towarami podczas powstania warszawskiego
4 lipca 1943 r. tragicznie ginie Władysław Sikorski, a Kazimierz Sosnkowski staje się najpoważniejszym kandydatem na stanowisko Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych. Generał zgadza się objąć przywództwo pod dwoma warunkami: stworzenia rządu jedności narodowej, do którego wejdą wszystkie siły polityczne — w tym piłsudczycy oraz mianowania na premiera osoby, która nie będzie wrogo nastawiona. Prezydent Władysław Raczkiewicz złożył obietnicę realizacji tych postulatów, a Kazimierz Sosnkowski przyjął stanowisko. Ostatecznie żaden z warunków nie został spełniony — sanacja do rządu nie weszła, a Stanisław Mikołajczyk jako premier był daleki od przychylności wobec Kazimierza Sosnkowskiego.
Politycy w swojej wizji racji stanu stali na przeciwległych biegunach. Premier był zwolennikiem porozumienia z ZSRR, natomiast Naczelny Wódz uważał, że Sowieci chcą uczynić z Polski 17. republikę radziecką, a linia Curzona była dla niego obelgą wobec Ojczyzny. Sosnkowski nigdy nie krył się ze swoimi poglądami, co było bardzo niewygodne dla Brytyjczyków, którzy chcieli utrzymywać dobre stosunki z Józefem Stalinem.
Gdy Mikołajczyk i Sosnkowski ścierali się w Londynie, w Polsce pojawiało się pytanie: jak Armia Krajowa powinna traktować Armię Czerwoną, jeśli ta wkroczy na ziemie dawnej Rzeczpospolitej — czy są to sprzymierzeńcy walki o wolność, czy może okupanci, z którymi należy walczyć?
18 października 1943 r. Naczelny Wódz został poproszony o zaopiniowanie "Instrukcji dla kraju", która miała zawierać możliwe warianty postępowania. Kazimierz Sosnkowski w swoim memoriale nie sprzeciwił się idei powstania powszechnego, uważał jednak, że jego wybuch musi zostać poprzedzony rzeczową analizą i oceną realnych szans zwycięstwa. Jego zdaniem muszą zajść trzy czynniki, by wywołanie powstania miało sens: osłabienie morale niemieckiego okupanta, pomoc materiałowa i lotnicza aliantów oraz wsparcie wojsk sojuszniczych. Sosnkowski wiedział już wówczas, że alianci pomocy nie udzielą.
Dokument omawiano na posiedzeniu rządu. Zwolennik sojuszu z ZSRR — Stanisław Mikołajczyk stał twardo na stanowisku, że nie można traktować Sowietów jak okupantów, bo zagrozi to interesom Polski. W efekcie do kraju trafiła mglista "Instrukcja", która nie dawała dowódcom Armii Krajowej jednoznacznych odpowiedzi. Choć Tadeusz Bór-Komorowski domagał się od Sosnkowskiego niebudzącego wątpliwości i miejsca na interpretację polecenia — nie otrzymał go, podjął więc samodzielną decyzję. Generał Sosnkowski nie mógł wydać rozkazu, bo zgodnie z dekretem prezydenta z 27 maja 1942 r. tego typu kwestie leżały wyłącznie w kompetencjach rządu.
W kraju AK podjęło działania dywersyjno-sabotażowe w ramach akcji "Burza", zakonspirowani działacze ujawniają się Sowietom we Lwowie i Wilnie — niedługo potem są aresztowani przez NKWD.
W Londynie Stanisław Mikołajczyk planuje podróż do Moskwy i pertraktacje z Rosjanami, uważa że wybuch antyniemieckiego powstania w kraju da mu silniejszą pozycję negocjacyjną. 26 lipca 1944 r. "Bór" otrzymuje pełnomocnictwo do zainicjowania powstania.
Gdy w Londynie ważą się losy powstania, Kazimierz Sosnkowski, swoim zwyczajem, wizytuje polskie oddziały we Włoszech. Istnieją różne teorie, dlaczego pomimo naglącej depeszy Stanisława Mikołajczyka generał zwlekał z powrotem do Londynu. Zdaniem jednych: był świadom, że jego opinia na temat powstania zostanie zignorowana. Według innych: chciał być daleko od Londynu, by odciąć się od podjętych tam, jego zdaniem tragicznych, decyzji.
Choć generał Sosnkowski nie pojawił się w Londynie osobiście, słał depesze. W wiadomości do prezydenta Raczkiewicza z 28 lipca 1944 r. pisał:
Odrębną wiadomość wysłał do Komendanta Głównego Armii Krajowej Tadeusza Bora-Komorowskiego 29 lipca 1944 r., w której sprzeciwiał się przeobrażeniu akcji "Burza" w powstanie. Pisał:
Depesza, którą wysłano przez Londyn, dotarła do Bora-Komorowskiego 6 sierpnia 1944 r., czyli w czasie, gdy walki w Warszawie trwały już od tygodnia.
Zobacz również: Najważniejsze miejsca związane z Powstaniem warszawskim
Choć Kazimierz Sosnkowski był przeciwnikiem powstania, do gdy doszło do jego wybuch, starał się robić wszystko, by pomoc walczącym. We wrześniu wydał odezwę do walczącej Warszawy, w której krytykował aliantów:
"Od miesiąca bojownicy Armii Krajowej pospołu z ludem Warszawy krwawią się samotnie na barykadach ulicznych w nieubłaganych zapasach z olbrzymią przewagą przeciwnika. Samotność kampanii wrześniowej i samotność obecnej bitwy o Warszawę są to dwie rzeczy zgoła odmienne. Lud Warszawy, pozostawiony samym sobie i opuszczony na froncie wspólnego boju z Niemcami — oto tragiczna i potworna zagadka, której my, Polacy, odcyfrować nie umiemy na tle technicznej potęgi Sprzymierzonych u schyłku piątego roku wojny. Nie umiemy dlatego, gdyż nie straciliśmy jeszcze wiary, że światem rządzą prawa moralne. Nie umiemy, bo uwierzyć nie jesteśmy w stanie, że oportunizm ludzki w obliczu siły fizycznej mógłby posunąć się tak daleko, aby patrzeć obojętnie na agonię stolicy tego kraju, którego żołnierze tyle innych stolic własną piersią osłonili".
Odezwa spotkała się z ogromnym oburzeniem zarówno Brytyjczyków, jak i ZSRR. Winston Churchill interweniował w tej sprawie u prezydenta Władysława Raczkiewicza, w efekcie 30 września 1944 r. generał Kazimierz Sosnkowski został zdymisjonowany ze stanowiska Naczelnego Wodza.
Zobacz również: Normalność w nienormalności, czyli namiastki szczęścia w powstańczej Warszawie