Norwegia 1940: Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich w walkach o Narwik
Kampania norweska była smutnym epizodem II wojny światowej, szczególnie dla polskich żołnierzy. Kiedy podhalańczycy płynęli do Norwegii, wspólnie z Francuzami i Anglikami, byli pewni, że po zwycięstwie w Skandynawii, kolejnym etapem ich żołnierskiej drogi będzie lądowanie w Gdyni. Finał był jednak zaskakująco inny: po zwycięskiej, krwawej walce o norweski Narwik, musieli dobrowolnie oddać swoje pozycje Niemcom.
Inspiracją do stworzenia Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich był atak Związku Radzieckiego na Finlandię. Polski rząd, po klęsce wrześniowej rezydujący we Francji, zajął zdecydowane stanowisko wobec tej nowej sowieckiej agresji. Solidaryzował się z narodem fińskim i postanowił wysłać oddział polskich żołnierzy, jako wsparcie dla Finów.
9 lutego 1940 roku ukazał się rozkaz Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego o utworzeniu Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich, której przeznaczeniem miała być wyprawa do Finlandii. Na dowódcę tej nowej formacji wojskowej wyznaczono płk dypl. Zygmunta Bohusza-Szyszkę. Pierwszym oficjalny dniem brygady był 16 luty 1940 roku.
Proces organizacji Brygady Podhalańskiej przebiegał bardzo chaotycznie, z ciągłymi zmianami etatów personalnych i nieustannymi brakami materiałowymi. Prace organizacyjne i szkolenie żołnierzy postępowały jednak sukcesywnie naprzód. W okresie tworzenia brygady zmieniało się przeznaczenie tej formacji. Początkowo miała ona być wysłana do Finlandii. Potem na odcinek frontu zachodniego we Francji. Wreszcie do Norwegii.
Polskie Naczelne Dowództwo, mimo braków w wyszkoleniu, uznało 10 kwietnia 1940 roku, że brygada jest już gotowa do walki. Podczas ceremonii wręczenia sztandaru, podhalańczycy dowiedzieli się od gen. Sikorskiego, że będą walczyć z Niemcami w Norwegii.
"(...) Bić się będziecie na ziemi szlachetnego narodu, który jak Polacy wolał nierówną walkę, aniżeli poddanie się bez oporu wrogiej przemocy. Bić się będziecie razem z wojskami naszych sprzymierzonych. Ciosy, które wspólnie zadacie, zaważą poważnie na losach wojny i przyspieszą dzień wyzwolenia narodu ze straszliwej niewoli.
Strzelcy! Na was zwrócone są dziś oczy wszystkich towarzyszy broni, wszystkich towarzyszy tułactwa. Jutro zwróci się do was umęczony kraj, by w waszych czynach zaczerpnąć wiary oraz mocy dla dalszego wytrwania. Wiem, że okażecie się godni wielkiego zadania, jakie wam poruczyłem, wiem, że zachowując ścisłe braterstwo broni z waszymi francuskimi i angielskimi kolegami rywalizować będziecie z nimi na polu wypełnienia żołnierskiego obowiązku.
Raz jeszcze przemawiam do was słowami wodza, któremu ongiś Bóg powierzył honor Polaków: Nie podbijać idziecie, ale oswabadzać. Dość tego dla Polaka. Niech żyje wielka i potężna Polska! (...)".
(fragment rozkazu Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego do żołnierzy Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich, odczytany 14 kwietnia 1940 roku).
Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich starała się nawiązywać do chlubnej tradycji kilku polskich pułków podhalańskich walczących w Kampanii Wrześniowej.
Stan osobowy tej formacji liczył ogółem 4778 żołnierzy, w tym: 182 oficerów (wśród nich 87 oficerów rezerwy, prawie wyłącznie podporuczników), 45 podchorążych, 742 podoficerów i 3809 szeregowych. Wśród oficerów przeważali zawodowi wojskowi z przedwojennej armii polskiej. Znaczny odsetek kadry podoficerskiej stanowili emigranci. Byli to podoficerowie, którzy swoje stopnie uzyskali jeszcze w kraju lub zdobyli je w Wojsku Polskim we Francji, podczas tworzenia brygady.
Szeregowcy rekrutowali się zasadniczo z dwóch środowisk: żołnierzy wrześniowych, którzy przedostali się do Francji oraz z polskiej przedwojennej emigracji zarobkowej. Najwięcej w brygadzie było osób, które przed wojną zarobkowo wyemigrowały do Francji. Ta grupa stanowiła 64 proc. ogólnego stanu podhalańczyków. Do brygady docierali również emigranci z Hiszpanii, wśród których była spora grupa "Dąbrowszczaków". Była to wartościowa grupa, zaprawiona w boju, jednak traktowana nieco z dystansem, ze względu na swoją przeszłość bojową i lewicowe poglądy.
W drugiej połowie marca 1940 roku przystąpiono do zmotoryzowania brygady. Przekazano podhalańczykom: 22 samochody osobowe (głównie citroen i peugeot), 174 półciężarówki i 9 ciężarówek (renault, citroen oraz pewną ilość wozów amerykańskich), 51 motocykli z przyczepkami bocznymi i 19 motocykli solo (głównie francuskich terrot i rene gillet oraz niewielką ilość motocykli amerykańskich: indian i harley-davidson).
Dodatkowo zadania transportowe podhalańczyków miało wspomagać 196 mułów, które zostały przekazane Polakom. Ten środek lokomocji był we Francji pewnego rodzaju symbolem strzelców górskich i ich służby.
21 kwietnia 1940 roku przybył do brygady gen. Sikorski, aby dokonać ostatniej inspekcji przed walką. 23 kwietnia podhalańczycy, z pieśnią na ustach, pomaszerowali na wybrzeże załadowcze, na statki płynące do Norwegii. Entuzjazm, z jakim żołnierze wyjeżdżali do Norwegii, wypływał przede wszystkim z wiary, że po zwycięstwie nad wrogiem najkrótsza droga do Polski prowadzić będzie z portów Norwegi do Gdyni. Ponadto wyruszali przecież by pomścić klęskę wrześniową. Oprócz podhalańczyków do Norwegi popłynęły również statki Polskiej Marynarki Wojennej, między innymi: niszczyciele "Błyskawica", "Burza" i "Grom", a także okręt podwodny "Orzeł".
W pierwszych dniach maja statki transportowe z polskimi żołnierzami dotarły do portów w północnej Norwegi. Bezpośrednio po rozładunku podhalańczycy objęli wyznaczone im, w planach alianckich, stanowiska i zaczęli realizować swoje zadania.
Naprzeciwko Polaków stali żołnierze 3 dywizji piechoty górskiej, dowodzonej przez gen. Edwarda Dietla. Żołnierze niemieccy walczący w rejonie Narwiku byli bardzo dobrze wyszkoleni do walki w terenie górskim. Były to elitarne jednostki Wehrmachtu. Polacy górowali jednak nad przeciwnikiem odwagą, determinacją i sprytem. Ponadto mieli świadomość, że walczą u boku silnych armii - brytyjskiej i francuskiej - co dodawało im pewności.
Oto przykład, jak Niemcy postrzegali Polaków: "(...) Niemieccy żołnierze tak charakteryzowali Polaków w swoich listach i pamiętnikach: Od kilku dni jesteśmy naprzeciw tych oszalałych z wściekłości angielskich najemników. Od nich, Polaków, wieje niemal zwierzęcą nienawiścią do nas. (...) Mamy tu wytrwać do ostatniego człowieka. Ja wytrwam, lecz wątpię, czy was już kiedykolwiek zobaczę". (Tadeusz Panecki "Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich", Warszawa 1992).
Po około dwóch tygodniach walk w Norwegii, przyszedł czas na zadanie Niemcom decydującego ciosu, którym miała być bitwa o Narwik. W tym samym czasie we Francji sytuacja militarna stawała się z dnia na dzień coraz bardziej tragiczna. 10 maja Hitler zaatakował Holandię i Luksemburg a zaraz potem Francję. Francuscy żołnierze, którzy jeszcze parę miesięcy wcześniej propagandowo krzyczeli, że nie będą ginąć za Gdańsk, udowadniali swoją postawą, że za Paryż też walczyć nie chcą. W przededniu bitwy o Narwik, dowództwo wojsk alianckich wiedziało, że za kilka dni nastąpi ewakuacja. Postanowiono jednak uderzyć na Narwik i zniszczyć wroga.
Po kilkudniowych ciężkich walkach, 28 maja 1940 roku, oficjalnie ogłoszono wiadomość o zdobyciu Narwiku. W tym sukcesie kluczową rolę odegrali żołnierze Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Dla polskich żołnierzy była to pierwsza, od klęski wrześniowej, duża, otwarta bitwa z Niemcami. Pierwsza i zarazem zwycięska! Był to powód do dumy dla polskich żołnierzy, ale marzenia o szybkim powrocie do kraju prysły. W kilka dni po zdobyciu Narwiku, trzeba było oddać go bez walki i ewakuować się.
Sytuacja na froncie we Francji pogarszała się z każdą chwilą. 30 maja zarządzono ewakuację polskiej brygady z Norwegi. Po załadunku na statki, w pierwszych dniach czerwca, podhalańczycy popłynęli do Wielkiej Brytanii. Tam z powodu bałaganu, braku odpowiednich rozkazów i niemożności skontaktowania się z Naczelnym Wodzem gen. Sikorskim, dowódca brygady gen. Bohusz-Szyszko zdecydował, że żołnierze mają płynąć do Francji. Była to najtragiczniejsza w skutkach decyzja, która zaważyła na losach podhalańczyków.
Po wyładunku we Francji, jeszcze przez kilka dni żołnierze Polscy brali udział w bezsensownej walce, która nie miała żadnego znaczenia strategicznego. Francja ogłosiła kapitulację. Brygada podhalańska została w trudnej sytuacji, bez realnej możliwości ewakuacji do Wielkiej Brytanii. Był to początek końca Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. W ciągu następnych kilku dni brygada przestała istnieć.
Część żołnierzy, emigrantów, którzy przed wojną mieszkali we Francji, została zwolniona do domu. Spora grupa dostała się do niewoli niemieckiej lub francuskiej, kolaboracyjnego rządu Vichy. Pozostali albo przeszli do konspiracji i francuskiego ruchu oporu, albo różnymi drogami próbowali przedostać się do Wielkiej Brytanii.
Na ziemi angielskiej brygada podhalańska już się nie reaktywowała. 21 sierpnia 1940 roku Naczelny Wódz wydał oficjalny rozkaz o rozwiązaniu Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Była to jednak tylko formalność, bo faktycznie brygada nie istniała już od ponad dwóch miesięcy.
Ślad po brygadzie jednak nie zginął. Za sprawą ogromnej determinacji podhalańczyków, z żołnierzy, którym udało się przedostać do Anglii, sformowano Batalion Strzelców Podhalańskich. Formację tę wcielono do 10 Brygady Kawalerii Pancernej, przemianowanej następnie na 1 Dywizję Pancerną. Pod dowództwem generała Stanisława Maczka podhalańczycy wrócili do Europy wraz z lądowaniem aliantów w Normandii. W następnych miesiącach polscy "górale" chlubnie zapisali się w walkach pod Falaise oraz w wyzwalaniu Belgi i Holandii.
Tomasz Szczerbicki
--------------------------------------
Weź udział w konkursie "Historia jednej fotografii". Opisz zdarzenie z dziejów swojej rodziny, wyślij zdjęcie i wygraj nagrody.