Partyzanci „Lamparta” - prawdziwa historia podziemnego wojska

Mogłoby się wydawać, że o Armii Krajowej napisano już wszystko. Jej dorobek zbrojny, bohaterskie czyny żołnierzy, wystąpienia przeciw Niemcom - utrwalone są na kartach podręczników historii, zakorzeniły się też m.in. dzięki obecności pamięci Powstania Warszawskiego w popkulturze. Rzadko jednak spod tej wierzchniej warstwy przebija do nas świadomość tego, jak naprawdę wyglądało życie akowców. A przecież strach, głód, niepewność jutra - to codzienni towarzysze partyzantów w oddziałach Armii Krajowej.

Podhale i Beskidy stanowiły wyjątkowo sprzyjający teren do prowadzenia działalności konspiracyjnej. Rozległe i w wielu miejscach niedostępne kompleksy leśne zapewniały schronienie, a życzliwa wobec partyzantów ludność góralska wspomagała ich żywnością i dostarczała informacji o nieprzyjacielu. Nic dziwnego, że w drugiej połowie 1944 r. Armia Krajowa zdecydowała o stworzeniu tam 1. pułku strzelców podhalańskich AK, który miał realizować podhalańską "Burzę". Jednym z jego pododdziałów był batalion kpt. Juliana Zapały "Lamparta". To właśnie ten oddział stoczył w październiku 1944 r. jedną z najbardziej znanych bitew partyzanckich w Małopolsce - trzydniową "bitwę ochotnicką".

Reklama

Przez długie dziesięciolecia to przede wszystkim tego typu starcia, bitwy i potyczki AK z Niemcami, a także inne akcje zbrojne stanowiły główne pole zainteresowań zajmujących się podziemiem badaczy. W zachowanych konspiracyjnych dokumentach walki te były często przedstawiane jako triumfy akowców nad siłami okupanta, a obraz ten dodatkowo wzmacniały niektóre kombatanckie wspomnienia. A przecież nie zawsze było tak, że podziemie wychodziło z tych starć jednoznacznie zwycięsko, a nawet jeśli, to nie zawsze w takim stopniu jak utrwaliły to partyzanckie legendy. Widać to doskonale na przykładzie samej "bitwy ochotnickiej", w której podawane w raportach AK straty Niemców wyniosły blisko dwustu rannych i zabitych żołnierzy. Z kolei według dokumentów niemieckich stracili oni w tym czasie zaledwie kilkunastu ludzi. Ciekawe, że do tej pory nikt nie zastanawiał się nad tym, skąd biorą się takie rozbieżności, a wyliczenia akowców brano za pewnik.

Weryfikacja strat obydwu stron to nie jedyny problem, z którym muszą się zmierzyć historycy zajmujący się działalnością oddziałów partyzanckich AK w okresie II wojny światowej. Inną, równie skomplikowaną kwestią, jest problem wykonywania przez komórki podziemia akcji likwidacyjnych na agentach, konfidentach i pospolitych przestępcach. Oddział "Lamparta" wykonał blisko czterdzieści takich wyroków, z których część już w czasie wojny budziła kontrowersje. Jak wspominał po latach jeden z partyzantów, Józef Nyka "Szpis": Życie ludzkie nie miało wówczas większej wartości. Do pozbawienia go wystarczyło hasło "konfident", "agent", "ruskie ucho" - bez znaczenia, kto takie podejrzenia rzucił. A denuncjatorsko-agenturalna psychoza była silna i oczywiście mogły się przez nią realizować też różne niskie ludzkie instynkty. Dodawał również: Dużo chodziłem z "Dogiem", który straszył mnie pogróżką: "dam ci rozkaz i będziesz musiał kropnąć kogoś". Nas to wszystko ogromnie stresowało i przygnębiało - nasze młodzieńcze patriotyczne porywy zderzały się z jakimś koszmarem. Na szczęście były to tylko marginalia naszej aktywności.

Obok działań zbrojnych istniało również, często spychane na plan dalszy, życie codzienne partyzanckich oddziałów. Batalion kpt. Zapały liczył w pewnym momencie blisko dwustu ludzi, z których większość znalazła się w "lesie" w jednej konkretnej chwili, zmobilizowana do walk w ramach akcji "Burza". Długo trwało zanim z tej "zbieraniny" udało się oficerom AK stworzyć podziemne wojsko, a różnego rodzaju tarcia i spory kompetencyjne zdarzały się aż do końca wojny. Mimo regulaminów i tzw. łańcucha dowodzenia, wiele spraw rozstrzyganych było arbitralnie, a wówczas do głosu dochodziły konkretne sympatie lub antypatie żołnierzy. Gorzkie słowa nie omijały też dowódcy, któremu część partyzantów wypowiedziała wręcz posłuszeństwo. Jeden z najaktywniejszych i najdzielniejszych podwładnych "Lamparta", pchor. Teodor Budzyński "Lotny", zdecydował w pewnym momencie, że nie wróci do obozu z patrolu partyzanckiego. Wysłany na rozmowy z nim przedstawiciel dowództwa relacjonował: nie wróci, gdyż obawia się o siebie (o swoją głowę) jak również i o pozostałych [...] dużo słyszał o wykończeniu różnych ludzi. [...] Kap[itan] Lampart wszystkich strzela, a on ma już dość strzałów z tyłu. Jeśli się to robi, niech to robi przed frontem. Kpt. Zapała uznał "Lotnego" za dezertera, jednak dzięki interwencji dowództwa pułku spór ten został ostatecznie załagodzony.

Na przykładzie oddziału "Lamparta" można prześledzić interesującą relację akowców z przybyłą na te tereny partyzantką sowiecką. Wydawała się ona naturalnym sojusznikiem w walce z Niemcami, jej dowódcy chętnie też współpracowali z AK, wykorzystując wiedzę wywiadowczą Polaków i ich znajomość terenu. Szybko jednak okazało się, że Sowieci traktują podziemie niepodległościowe instrumentalnie, a w rzeczywistości rozpracowują podhalańską Armię Krajową przygotowując się do jej rozbicia już po przejściu frontu. Wymuszona przyjaźń nie trwała długo. Wzrost napięcia między Polakami i Sowietami nastąpił w listopadzie 1944 r., kiedy oczekiwano już na bliskie wkroczenie Armii Czerwonej i zza linii frontu zaczęły docierać informacje o represjach wobec żołnierzy AK. Byliśmy niby to sojusznicy, lecz oglądający się na tyły. Niby to przyjaciele, lecz przyjaźń nie była szczera, ale sztuczna, uda[wa]na - wspominał żołnierz oddziału, Marcin Wąchała "Ibis". Z czasem zaczęły też dochodzić do podwładnych "Lamparta" głosy od miejscowej ludności, że sowieccy partyzanci, którzy tam przebywali, pod wpływem alkoholu mówią: "My już niedługo będziemy waszych partyzantów strzelać".

Nic dziwnego, że kiedy w styczniu 1945 r. AK została rozwiązana, to kpt. Zapała wraz ze swoim sztabem pozostał w konspiracji i ujawnił się dopiero w 1947 r. Wielu jego podkomendnych znalazło się natomiast w szeregach powojennej partyzantki, a ze składów broni batalionu korzystali ludzie "Ognia".

Z tymi lub podobnymi problemami stykały się wszystkie oddziały partyzanckie Polskiego Państwa Podziemnego. Warto się im bliżej przyjrzeć i nad nimi dyskutować. "Krakowska Loża Historii Współczesnej" zaprasza 21 stycznia o godz. 18 przy ul. Rajskiej 1 w Krakowie, na spotkanie "Walka i życie żołnierzy «Lamparta»", podczas którego dyskutować będą: dr Dawid Golik, Jerzy Wójcik oraz dr hab. Zdzisław Zblewski. Dyskusję poprowadzi Roman Graczyk. Pretekstem do spotkania jest ukazanie się książki Dawida Golika Partyzanci "Lamparta". Historia IV batalionu 1. pułku strzelców podhalańskich AK (Instytut Pamięci Narodowej, Attyka, Kraków 2014).

Dawid Golik


IPN
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama