Polskie pociągi pancerne w Wielkiej Brytanii

Dzieje polskich pociągów pancernych w Wielkiej Brytanii w latach 1940-43 są - jak na razie - zagadnieniem słabo opisanym. Warto zaznaczyć, że przez pewien czas obsada wszystkich pociągów pancernych na Wyspach składała się wyłącznie z Polaków.

Przedstawiamy relację zamieszczoną w jednodniówce "Pociągi Pancerne 1940 - 1943", wydanej z okazji rozwiązania obsługiwanych przez Polaków pociągów. Pisownia oryginalna została zachowana.

(...) Znaleźliśmy się w tym czasie na gościnnej ziemi brytyjskiej - jako sprzymierzeni u boku sprzymierzeńca. Dysproporcja liczbowa oficerów i szeregowych, brak sprzętu, wstrząs po upadku Francji, niedostateczne przygotowanie Wielkiej Brytanii do wojny, gorączkowość planowań...

Pełni zrozumienia wagi chwili, byliśmy skazani na życie pod namiotami Szkocji. Przyszedł tak pamiętny dla nas czas wyczekiwania. (...) Szła jesień. I właśnie tej jesieni, w końcu września, setki oficerów z Broughton, Crawford i innych, znalazło możliwość zaciągnięcia się ochotniczo do organizujących się pociągów pancernych...

Reklama

OBÓZ "ZA RZECZKĄ"

Niezwykły ruch zapanował tego ranka wśród namiotów, w kwaterze kawalerzystów, piechurów, artylerzystów, saperów. Jeden ciągnął wózek, wypożyczony z nieocenionej "Ymci", wyładowany stosem desek, które miały naśladować łóżka i stoły, inny dźwigał walizki worki żołnierskie, jeszcze inny - skrzynie o tajemniczem, dla niego tylko wiadomem przeznaczeniu, karabiny i sprzęt wojskowy, słowem wszystko co potrzebne i niepotrzebne do życia w obozie pod gołem szkockiem niebem. (...) Przed południem stanęło już kilka namiotów i - na środku zielonej polanki - drąg z tabliczką, na której wypisano atramentem w dość fantazyjny sposób: "Dowództwo Pociągów Pancernych".

W ZWARTYM ODDZIALE

W kilka dni później nowy obóz "pancerniaków", do którego ciągle jeszcze z różnych stron Szkocji napływali oficerowie, na tyle już zorganizowano, że każda załoga "rozbudowała się" w wyznaczonym rejonie, posiadając własne miejsca zbiórek i wyznaczone namioty; rozpoczęto w nich wykłady z zakresu kolejnictwa, minowania torów, sygnalizacji itp. Na praktyczne zajęcia załogi maszerowały w zwartym szyku w stronę miejscowej stacji kolejowej, gdzie wiele godzin minęło na budowie, naprawie i niszczeniu torów (...)

JEDZIEMY DO ANGLII

Z zazdrością spoglądaliśmy poprzez uchylone płachty namiotów, gdy któregoś ranka, diabelnie wcześnie, jeszcze o zmroku, pierwsze trzy załogi ładowały swój bagaż na ciężarówki, oświetlone blaskiem ognia, który walcząc z przedziwną szkocką wilgocią pożerał z wolna resztki "mebli" i nie nadające się do przewożenia rupiecie. Odjechali.

Ale i na resztę "kolejarzy" przyszła kolej. Stosownie do rozkazu, cały obóz pociągów pancernych przeniesiony został do Dunfermline, gdzie oczekiwał nas komfort prawdziwego dachu nad głową i murowanej ściany. Oczywiście też, zamiast broughtońskiej rzeczki - umywalnie z bieżącą wodą i innemi niezbędnemi przyległościami, centralne ogrzewanie i prawdziwe elektryczne światło! Dudniło i huczało w wielkiej sali Glainu, który był nową kwaterą przeszło dwustu oficerów. Dalsze szkolenie nie miało już trwać długo. Wszystko, łącznie z wizytą gen. Kukiela, dowódcy wojsk polskich w Szkocji, który przyjechał, aby pożegnać załogi mające wyjechać do Anglii, wskazywało, że i nasz wyjazd się zbliża.

Rzeczywiście, po kilku dniach załogi I dywizjonu nocą załadowały się na pociąg, aby nad rankiem wysiąść w trzech różnych hrabstwach wschodniej Anglii: załoga pociągu pancernego "G" w Norfolk, "C" - w Suffolk, "E" - w Kent. Były to pierwsze polskie załogi pociągów pancernych na ziemi angielskiej. Poprzednie załogi, które wyjechały jeszcze z Broughton, znalazły się w Szkocji. Załogi pociągów pancernych "J" Warszawa, "K" Wilno i "L" Kraków - odpowiednio w hrabstwach Aberdeen, Stirling i East Lothian. [stało się tak na mocy rozkazu z dnia 21 września 1940 roku, w wyniku którego wszystkie brytyjskie pociągi pancerne miały zostać obsadzone polskimi załogami. Proces ten zakończył się w kwietniu 1941 r. - przyp. aut.]

Obóz w Dunfermline, jako ośrodek szkolący, przetrwał do drugiej połowy kwietnia 1941 roku, wysyłając w grudniu 1940 r. załogi pociągów pancernych "M", "B" i "H" (III dywizjon) do hrabstw Northumberland i Kent, a w końcu lutego 1941 r., jako statnie z dwunastu, załogi pociągów pancernych "A", "F" i "D" (II dywizjon) do hrabstwa Devon i Cornwall.

NA POSTERUNKU

Na nowych miejscach postoju, załogi zakwaterowano zależnie od warunków, w hotelach, pensjonatach, w hallach itp. Po krótkim okresie praktycznego zapoznania się ze sprzętem i po współnem odbyciu patroli z załogami angielskimi, załogi nasze, z wyjątkiem technicznej obsługi parowozów, przejęły całkowicie służbę w pociągach.

Społeczeństwo miejscowe z niedowierzaniem patrzyło na naszych oficerów, pełniących służbę szeregowych.(...)

ACTION STATIONS

Pamiętamy dobrze atmosferę z lat 1940 i 1941, kiedy o każdej porze dnia i nocy Wyspy Brytyjskie oczekiwały najazdu niemieckiego. Wszystko wskazywało na to, że jest on nieunikniony. Instrukcje alarmowe leżały na stołach kancelaryj pociągów, oficerowie inspekcyjni i wary w 24-godzinnej służbie nie opuszczały telefonów, wypatrywały nocą na niebie, czy gdzieś nie ukaże się rakieta, sygnalizująca rozpoczęcia akcji.

Załoga, podzielona na dwa rzuty, czuwała, zdolna na wypadek alarmu obsadzić pociąg w czasie kilku minut i stanąć do walki. Bylśimy dumni, że podczas najazdu będziemy pierwszemi oddziałami polskiemi - poza marynarką i lotnictwem - które wejdą do akcji.

PRZECHODZIMY NA CZOŁGI

Groźba najazdu z wolna malała i w miarę tego pociąg pancerny, jako czynnik obrony, tracił swe taktyczne znaczenie. Załogi, trzymane dotąd w gotowości bojowej, przechodziły na tryb życia garnizonowego. Inspektor pociągów pancernych, którego wielką zasługą było skierowanie szkolenia motorowego na właściwe i planowe tory - przesunął punkt zainteresowań w tym właśnie kierunku. Pociąg pancerny zszedł w ten sposób niejako na drugi plan, a jego załoga miała stać się odtąd kadrą szkolącą, specjalizującą przyszłych oficerów broni pancernej.

Zadanie niełatwe i wymagające długiego czasu.. Motocykl, samochód osobowy i ciężarowy, samochód pancerny, czołg we wszystkich odmianach - oto poszczególne rozdziały tej mozolnej pracy, którą teraz podjęto. Staże w pułkach brytyjskich, a z biegiem czasu kursy w angielskich szkołach wojskowych i praktyka w warsztatach, umożliwiły naszym oficerom pogłębienie wiadomości i zapoznanie się z brytyjskim wyszkoleniem i brytyjską taktyka pancerną.(...)

Tyle wersja idealistyczna, lekka, łatwa i przyjemna, w sam raz na użytek okolicznościowego wydawnictwa, do którego będziemy jeszcze poniżej wracać. Nieco bardziej gorzką, nie wiemy czy do końca prawdziwą, relację z życia codziennego załóg polskich pociągów pancernych w Wielkiej Brytanii dostarcza relacja rtm Zdzisława Budynia, opublikowana w Przeglądzie Kawalerii i Broni Pancernej Nr 55 (stylistyka i pisownia oryginalne):

POCIĄG PANCERNY "B" W ALNMOUTH (PÓŁN. ANGLIA) W LATACH 1940 - 1943

Pociąg pancerny "B" w Alnmouth, hrabstwo Northumberland w północnej Anglii, posiadał obsadę liczącą 49 oficerów, z czego 20 oficerów - kawalerzystów. Ponieważ stanowili oni najsilniejszą grupę z poszczególnych rodzajów broni, stąd zarówno pociąg pancerny "B" jak i o podobnym skupisku kawaleryjskim pociąg pancerny "G" określane były potocznie jako "kawaleryjskie". Siedzibą służbową Pociągu "B" był w Alnmouth tzw. Manor House.

Organizacyjnie pociąg należał do III dywizjonu pociągów pancernych. (...) Miejscowość Alnmouth leży na trasie kolejowej Londyn - Edynburg. Zasięg patrolowania pociągu, a ściślej wożenia się na torach w zależności od humoru władz kolejowych: Newcastle - Berwick on Tweed.

Skład pociągu: dwa wozy przerobione z wagonów towarowych, opancerzone i cementowane, ale przemijalność opancerzenia począwszy od pocisku ppanc. Karabinowego. Nasze polskie pociski do ckm, tzw. "SG", a więc praktycznie żadna ochrona. Ten "pociąg pancerny" dziś porównuję do czołgów, jakie ś.p. kwatermistrz 10. Pułku Ułanów, mjr Włodzimierz Łączyński w Białymstoku wybudować nakazał. Taki "czołg" z dykty brali na plecy ułani z plutonu kolarzy i wozili się na rowerach.

Fajnie to wyglądało i nawet konie z uznaniem patrzyły. Tylko ... nam to służyło do ćwiczeń dla plutonu ppanc. I celowniczych ckm, a działo się Anno Domini 1936, kiedy nikt o wojnie nie myślał. Dwa działa morskie na naszym pociągu miały po 60 sztuk amunicji z 1916 r. Po wystrzeleniu tej amunicji na wypadek "wojny z wrogiem" działa zamieniały się na kupę żelaza, gdyż amunicji tego kalibru od 1916 r. żadna fabryka nie produkowała. Samo zaś ostre strzelanie przechodziłem w 1943 r., prawdopodobnie dlatego, że rozwiązywano pociągi. Poczciwe działa strzelały jak mogły, tylko pociski nie chciały trafiać w cel. Odległość od celu aż ... 800 metrów!

Dalszy opis zbyteczny, tak co do służby jak i przydatności pociągów. Najtrafniej to ujął rtm. Józef Pietrzycki. A żeby Boże broń określenie rtm Pietrzyckiego nie wyleciało z pamięci, przepisuję jeszcze raz: "Tej szkockiej gotowości Polaków do walki winien jakiś polski Plutarch dać szerszy i głębszy wyraz. W każdym razie nie strategik czy taktyk, raczej psycholog". Święte słowa rtm Pietrzyckiego z całym oddaniem i szczerością przypisuję na dobro naszych wodzów.

Po tym ogólnym opisie trochę szczegółów z życia "Pociągu pancernego B" w Alnmouth. Miejscowość mała i nad morzem. Prócz nas broniła, albo zamierzała bronić Alnmouth kompania piechoty angielskiej. D-ca tej kompanii, major, z miejsca zabronił nam wstępu do jedynego baru i restauracji. Wówczas to zarządzenie bardzo nas zabolało, ale dziś błogosławię tego wodza, bo kto wie, może rozpiłbym się z rozpaczy.

Atmosfera w pociągu aż hadko pisać. W dość krótkim czasie, chyba po czterech tygodniach, kropnął sobie z gweru w serce ś.p. ppor. Zdzisław Wierzbowski, który mieszkał nade mną w tym samym domu. A więc była sensacja. Później, w dość krótkim czasie po wypadku, do pokoju gdzie mieszkałem z ś.p. por. Zygmuntem Bilminem "rano... rano... raniusieńko, rano po rosie" wpadła komisja w składzie: d-ca mjr Świeży, dwóch oficerów angielskich "Inteligentnych", policjant miejscowy i sierżant polski Gumorz, wtyczka profesora Kota.

Co się stało? Mjr Świeży (nie wiem czy pisze się przez "rz" czy tylko "ż") groźym głosem rozkazał mi "natychmiast wydać radiostację nadawczą". Zdębiałem. Ale por. Bilmin, którego przezwałem Szmonio, był bystrzejszy. Wyskoczył w kalesonach z łóżka, załączył brzęczyk do radia, które kupiliśmy "za posledniuju pietiorku" i chyba w tych słowach zwrócił się do gości: "panowie proszą o wywołanie Berlina? Proszę bardzo" - dawaj wygrywać na brzęczyku.

Cała komedia trwała dość krótko. Otóż na zarządzenie wodzów, wyższych niż d-ca pociągu, mieliśmy nakazane opanować alfabet Morse’a w dość krótkim czasie do tempa 40 na minutę. Jako były d-ca plutonu łączności w 10. Pułku Ułanów nadawałem sobie z Bilminem, radiołącznikowcem, znaki Morse’a, doskonaląc się do przyszłej obrony Anglii. Szkoda silić się na opis min "Inteligentnych". A żeby z tego zrobić sensację - postaraliśmy się z por. Bilminem w miarę możności i sił. Nigdy tak śmiejących się kolegów nie pamiętam jak po tej wizycie.

Na dobro Hitlera zapisać muszę, że starał się jak mógł uprzyjemnić nam życie w Alnmouth. A to cholera mina morska, zamiast do morza, została wyrzucona na ląd. Naturalnie huku było aż szyby wyleciały. A to od czasu do czasu upodobał sobie lotnik niemiecki naszą dziurę i albo bombkę albo postrzelał sobie po naszym m.p. Albo znowu co innego, bo uszkodził tor kolejowy. Raz zaś uwziął się i koniecznie chciał zastrzelić kapitana-sapera Szmaro. Biedny Szmaro, grubszy niż dłuższy, katulał się po chodniku aż nas brzuchy bolały od śmiechu. To znowu opalamy się na anemicznym słońcu, a lotnik niemiecki "furt" do nas strzela. Jak to trudno ludziom dogodzić... Dla nas nasze Alnmouth to dziura deskami zabita - a dla Niemców jakiś obiekt wart oglądania aż ... z Norwegii.

Pora na dokończenie opowieści pochodzącej z jednodniówki "Pociągi pancerne 1940-1943". Bardzo to udany i miły tekst. Nie zawsze odnoszący się bezpośrednio do pociągów pancernych, lecz trafnie oddający atmosferę otaczającą ich załogi.

NASZE DROGI SIĘ ROZCHODZĄ

W ostatnich miesiącach 1941 r. żegnaliśmy kolegów, którzy ochotniczo zgłosili się do brytyjskiej służby kolonialnej w Afryce Zachodniej i po krótkich przygotowaniach wyjechali (...).

Dziś, wielu z naszych kolegów przedłużyło umowy na dalsze dwa lata, inni powrócili do armii polskiej z przydziałem na Bliski Wschód.

Żegnaliśmy również tych, którzy przeszli do lotnictwa. Z dziennika rozkazów dowiadywaliśmy się, że niektórzy zostali odznaczeni Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych.

WSPÓŁŻYCIE Z GOSPODARZAMI

Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że mało wiedzieliśmy o Wielkiej Brytanii w chwili naszego przyjazdu na wyspy. I naodwrót - Wielka Brytania niewiele wiedziała o nas. Pomijając odosobnione wypadki, przeciętny Polak, ewakuujący się z Francji, tak mniejwięcej rozmawiał z drugim przeciętnym Polakiem, towarzyszem podróży na statku:

- A więc jedziemy do Anglii.

- Ktoś mówił, że podobno - do Szkocji.

- Do Szkocji? A to ładna historia!

Obaj nie wiedzieli właściwie dobrze, jaka istnieje różnica między Anglią a Szkocją, i obaj, wylądowawszy nazajutrz w Glasgow, nie posiadali się ze zdumienia, gdy pierwszy napotkany na ulicy "skąpy Szkot" wziął ich do domu, pasł i poił, zatrzymał na noc, znów pasł i poił, zaprowadził do kina, a przy pożegnaniu zaprosił dożywotnio na wszystkie week-endy i urlopy (...).

Inna rzecz, nie przeszkadzało im to zupełnie łapać się za głowę, gdy przeciętny Szkot nie wiedział na przykład, gdzie leży Krynica, albo jakie były skutki bitwy pod Grunwaldem (...).

Po czteromiesięcznym pobycie w Szkocji jedna noc podróży bez przesiadania przeniosła wielu z nas - jak już wspomnieliśmy - do Anglii (...). Mieliśmy czas, aby dowiedzieć się wiele o Anglii i Anglikach, a jednocześnie Anglii i Anglikom opowiedzieć o Polsce (...). Urządzaliśmy imprezy artystyczne z udziałem niemal wszystkich artystów i zespołów polskich, znajdujących się obecnie w Wielkiej Brytanii. Pociągi pancerne zorganizowały około 100 koncertów muzyki polskiej, 150 pokazów filmowych, dotyczących Polski, 200 odczytów. Około stu bibliotek angielskich obdarowano książkami o Polsce (...).

OSTATNI PATROL

Słowa "ostatni patrol" brzmią nieco tajemniczo, pobrzmiewa w nich nuta niebezpieczeństwa. W tym wypadku jednak wszystko wyglądało inaczej. Ostatni patrol pociągu pancernego "D" (II dywizjon pociągów pancernych, dowódca pociągu ppłk dypl. Koziejowski, m.p.Wadebridge - przyp. aut.) odbył się raczej na wesoło, a wszyscy uczestnicy tego patrolu powrócili beztrosko na "cup of tea" (...).

A więc - w pięknym pałacyku, położonym w ogrodzie pełnym wspaniałych drzew, krzewów i kwiatów, rozległ się pewnego poranka w roku Pańskim 1943 - sygnał alarmowy. Pałacyk (...) zadrżał nagle od tupotu podkutych butów, a w ogrodzie zawarczały motory samochodów i carriersów.

Alarm! Alarm!

W szalonym pędzie podjechały samochody, do których rzucili się ludzie w hełmach, obładowani przeróżną bronią. Zanim ktokolwiek zdołał się im przypatrzeć - zniknęli wraz z samochodami w tumanach kurzu. Za nimi ruszyły carriersy.

Na małej stacyjce kolejowej stał już pod parą pociąg pancerny, groźnie spoglądający lufami dział. Załoga pociągu pancernego szybko zajęła miejsca na stanowiskach. Ze strzelnic stalowych wagonów wyjrzały lufy karabinów maszynowych.

Jedynie dowódca pozostał przy pociągu, wydając rozkazy załogom carriersów, do których zadań należy ubezpieczenie pociągu pancernego.

Powoli pociąg ruszył z bocznicy - kierując się na wschód, ku wybrzeżu morskiemu, gdzie według założenia spodziewany był nieprzyjaciel. Nad jednym z wagonów ukazała się antena. Radiostacja rozpoczęła pracę.

Gdzieś polami posuwały się carriersy niewidoczne dla oka, utrzymujące jednak stałą łączność radiową z pociągiem. Dowódca co chwila odbierał meldunki od radjotelegrafisty i kreślił jakieś linje na mapie. Wszyscy oczekiwali w skupieniu.

Aż nagle...

Nagle, w oddali, wyrósł słup dymu. Zadźwięczały wewnętrzne telefony. Wieżyczki dział nieznacznie się poruszyły.

Czarny, duży wiadukt zbliżał się do pociągu, rósł w oczach. Coś się tam kotłowało.

Zza dymów wypadły nasze carriersy, przeszły wiaduktem i runęły w dół ścigając nieprzyjaciela. Znowu słup dymu i huk wybuchu. Pociąg jak burza przeszedł pod wiaduktem, na którym nagle coś zabłysło w słońcu.

Obejrzałem się. Na wiadukcie aparaty filmowe kończyły nakręcanie filmu dokumentacyjnego z ostatniego patrolu (...).

Kiedyś w Polsce, już zapewne niedługo, będziemy oglądali ten film. Niejeden widz dowie się, że w Wielkiej Brytanii, obok polskiego lotnictwa, marynarki i armii lądowej - pełniły służbę także polskie pociągi pancerne.

Było ich dwanaście (pociąg pancerny "D" był ostatnim ze zdanych Brytyjczykom pociągów. Nastąpiło to na stacji Manningtree - przyp. aut.).

Dziś pociągi pancerne zakończyły swą służbę. Nie będzie najazdu na Anglię. Rozpoczął się najazd na Europę.

Tomasz Basarabowicz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy