Władysław Sławomir Jurgo „Sławek”. Kiedy przyszli go rozstrzelać, rzucił się na esesmana

W czasie okupacji niemieckiej do Lublina trafiło wielu mieszkańców Śląska, Pomorza czy Wielkopolski, czyli polskich ziem wcielonych do III Rzeszy Niemieckiej. Zostali oni ze swoich domów wysiedleni lub uciekli w obawie przed prześladowaniami. Jednym z takich przesiedleńców był Władysław Jurgo, który przez bliskich był nazywany Sławkiem.

Urodził się 9 listopada 1920 r. w Łasku w województwie łódzkim, skąd w 1922 r. jego rodzice przenieśli się do Tczewa. Tam w 1939 r. ukończył Gimnazjum Ogólnokształcące i planował studia w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie.

Był młodzieńcem wysportowanym, kochał muzykę, pięknie śpiewał, grał na skrzypcach i kilku innych instrumentach. Od dzieciństwa należał do harcerstwa i swoje talenty wykorzystywał w Harcerskim Zespole Pieśni i Tańca.

Kiedy wybuchła wojna, we wrześniu 1939 r., Jurgo opuścił dom, by ochotniczo zgłosić się do wojska. Nieznane są szczegóły tej jego eskapady - wiadomo tylko, że po klęsce wrześniowej trafił do obozu przejściowego w Bydgoszczy. Gdy znalazł się w transporcie idącym w głąb Niemiec, uciekł wraz z kilkoma kolegami, wyrywając deski z podłogi wagonu.

Reklama

Wrócił wtedy do Tczewa, do rodziny, ale już na przełomie 1939 i 1940 r. podjął decyzję o przedostaniu się, wraz z kilkoma kolegami, do Generalnego Gubernatorstwa. Pojechał do Lublina, gdzie mieszkali jego krewni. Razem z nim do Lublina przybył jego przyjaciel, Edward Cylkowski. Po jakimś czasie dołączyła do nich siostra Jurgo - Wanda i młodszy brat - Zbigniew. Reszta rodziny Jurgów - rodzice i dwie siostry, Maria i Irena, została w 1940 r. wywieziona na roboty do Niemiec.

W Lublinie Władysław Jurgo i Edward Cylkowski zatrudnili się na kolei. Jurgo z siostrą zamieszkał przy ul. Wspólnej 16. Wcześnie nawiązał kontakt z podziemiem. Początkowo była to Narodowa Organizacja Wojskowa. Prawdopodobnie od początku zajął się prowadzeniem wywiadu na kolei. Po scaleniu NOW z Armią Krajową, przeszedł do AK przyjmując pseudonim "Sławek".

Nie były to jedyne towarzyskie spotkania Władysława Jurgi. Wokół niego skupiła się grupa przyjaciół. W wynajmowanym przez niego mieszkaniu bywali znajomi z Pomorza, ale nie tylko. Przez siostrę, która pracowała w perfumerii, poznał Jadwigę Kister zwaną przez rodzinę Jagodą lub Dziunią, również członka AK, która stała się jego sympatią. Dołączył do nich również późniejszy mąż Wandy, w podziemiu specjalista od podrabiania dokumentów.

Młodzi ludzie spotykali się najczęściej w ogrodzie domu przy ul. Wspólnej. Do późnej nocy siedzieli przy ognisku, grali i śpiewali. Organizowali też wyprawy na łąki nad Bystrzycą.

W lipcu 1943 r. pojawiły się problemy. Sympatia Władysława Jurgi musiała uciekać z Lublina i pomógł jej w tym narzeczony jego siostry. Z fałszywymi dokumentami przeniosła się do Chełma. W dalszym ciągu utrzymywali jednak kontakt.

31 października 1943 r. gestapowcy przyszli po Jurgo do pracy. Trafili do biura, gdzie czekali, aż zostanie sprowadzony, ponieważ w tym czasie Jurgo znajdował się gdzieś na odległym odcinku. Koleżanka z biura natychmiast pobiegła do niego, by go ostrzec i pomóc przy ucieczce. Jurgo odmówił. Powiedział, że boi się o mieszkające wraz z nim rodzeństwo i o resztę rodziny. Poza tym był pewny, że Gestapo nic na jego temat nie wie. Przyszedł do biura i stamtąd został zabrany do siedziby lubelskiego Gestapo "Pod Zegarem". To, że nie przyszli po Jurgo do domu, pozwala się domyślać, że doniósł ktoś, kto z nim pracował i kto niewiele wiedział o jego konspiracyjnych kontaktach.

Hitlerowcy rzeczywiście nic konkretnego przeciw niemu nie mieli - poza przekonaniem, że pełni wysoką funkcję w podziemnej organizacji. Jednak został aresztowany wraz z dwoma kolegami, z których jeden nie wytrzymał tortur i "sypał", obciążając całą trójkę.

Po ciężkim śledztwie w Gestapo Jurgo trafił do więzienia na Zamku Lubelskim, gdzie został skazany na karę śmierci i czekał na wykonanie wyroku. Armia Krajowa próbowała go jednak ratować. Przekazano pracującym w szpitaliku więziennym lekarzom-więźniom, a zarazem członkom organizacji, zarazki tyfusu. W ten sposób Jurgo zapadł na chorobę, której Niemcy się panicznie bali, i trafił do szpitala więziennego. Po ozdrowieniu lekarze zatrzymali Jurgę u siebie - pozostał jako sanitariusz. W tym czasie na jego kolegach wykonano wyrok.

Do więzienia na Zamku Lubelskim dotarli jego bliscy Władysława Jurgo. Często spotykała się z nim siostra jego sympatii, Halina zwana przez bliskich Lilką, łączniczka podziemia. Pracująca w wywiadzie Armii Krajowej rodzina znalazła jej bardzo atrakcyjną pracę - posadę pomocy w gabinecie dentystycznym prowadzonym przez przybyłą do Lublina Niemkę. Niemka korzystała ze swoich znajomości i wszystkie prace protetyczne zamawiała u więzionych na Zamku Lubelskim Żydów-protetyków. Pośredniczyła w tym Lilka. Chodziła na Zamek Lubelski z zamówieniami i odbierała gotowe prace. Przy okazji spotykała się z zatrudnionym w szpitalu więziennym więźniem doktorem Stanisławem Bońkowskim i odbierała od niego meldunki dotyczące przywożonych z Gestapo aresztantów. Przy okazji spotykała Jurgo. Ponieważ opatrzyła się strażnikom i nauczyła się korzystać z ich nieuwagi, kilka razy zabrała ze sobą siostrę Dziunię.

Władysław Jurgo miał świadomość nieustannego zagrożenia życia i mówił o tym obu dziewczynom, zapewniał też, że w przypadku, gdyby zabierano go na egzekucję, pociągnie ze sobą na tamten świat przynajmniej jednego Niemca. W tym celu zaopatrzył się w lancet. Ciągle jednak była nadzieja, że uda się go ocalić.

W lipcu 1944 r. do Lublina zbliżała się Armia Czerwona i Niemcy przygotowywali miasto do obrony. 19 lipca 1944 r. niemieckie władze Lublina wydały rozkaz likwidacji więzienia. Gestapo dostarczyło na Zamek wykazy więźniów, którzy mieli zostać zgładzeni. Większość z nich miała zostać wywieziona na teren obozu koncentracyjnego na Majdanku w specjalnych samochodach-komorach gazowych. Tam palono zwłoki z takich transportów.

20 lipca strażnicy z SS przystąpili do formowania transportu. Przy wybieraniu więźniów przeznaczonych na śmierć udzielał się esesman o nazwisku Tanzhaus. Był zwalistym mężczyzną, ociężałym, z dużym brzuchem, byczym karkiem i krótką szyją, które powodowały, że przyjmował charakterystyczną postawę - właśnie dlatego więźniowie nazywali go "Krową". Chodził powoli, kołysząc się w sposób charakterystyczny dla osób mających wadę nazywaną "iksem". Lubował się w obserwowaniu reakcji ludzi, których wywoływał na śmierć. Dlatego sam chodził po celach, odczytując listy kierowanych do wykonania wyroku.

Tego dnia też szedł z wykazem po korytarzach więzienia. Prawdopodobnie tego dnia skompletował już i załadował do samochodów jedną grupę. W drugiej grupie miał być Władysław Jurgo. Gdy Tanzhaus przyszedł do więziennego szpitalika, więźniowie stanęli w szeregu, a on wyczytał nazwisko "Sławka" i kazał mu pójść za sobą. Wtedy Jurgo nie zawahał się. Przyskoczył do esesmana zadając mu lancetem kilka ciosów w kark, uszkadzając tętnicę. "Krowa" z krzykiem uciekał ze szpitalika, wykrwawiając się po drodze, a Jurgo wrócił i w sąsiednim pokoju podszedł do lustra, przyłożył sobie lancet do serca i naciskając na niego całym ciałem popełnił samobójstwo.

Wśród załogi więzienia zapanowała panika. Likwidacja więzienia został przerwana. Niemcy przestraszyli się, że to początek zorganizowanego buntu.

Tego dnia Lilka poszła do pracy, jednak jej pracodawczyni już się pakowała i przygotowywała do ucieczki. Nie zwolniła jednak dziewczyny, tylko kazała jej pójść po protezy na Zamek Lubelski. Lilka wykonała polecenie, ale do więzienia nie została wpuszczona. Od strażników dowiedziała się, co się stało.

Dopiero następnego dnia Niemcy spędzili na podwórze więzienia dużą grupę więźniów, których prawdopodobnie chcieli rozstrzelać. Sprzeciwił się temu komendant więzienia Peter Domnick. Więźniowie wrócili do cel. Później wypuszczono na wolność więźniów kryminalnych i prawdopodobnie wszystkie kobiety.

Rano następnego dnia, 22 lipca, na Zamek przyjechali gestapowcy i to oni przystąpili do mordowania uwięzionych. Najpierw przyprowadzali ich do dwóch dużych cel. Potem chodzili po więzieniu strzelając do więźniów w szpitalu, kwarantannie, potem w celach oddziału I. Mord przerwano, ponieważ Armia Czerwona zbliżała się do Lublina.

Dopiero po ucieczce Niemców strażnicy-Polacy otworzyli pozostałe cele i bramy więzienne. Do Zamku Lubelskiego wtargnęli mieszkańcy Lublina, którzy od rana gromadzili się wokół więzienia Zamku. Słyszeli już, że coś się tam stało. Kiedy weszli do środka, widok był przerażający. Jedni szukali wśród trupów więźniów, którym udało się przeżyć, żeby udzielić im pomocy medycznej, inni szukali ciał swoich bliskich.

Szybko odnaleziono też ciało Władysława Jurgi. Przygotowywano je do pogrzebu, lecz zanim znaleziono trumnę, 23 lipca 1944 r. rozpoczęły się walki uliczne i szturm Armii Czerwonej na Lublin. 24 lipca trumnę zaniesiono na cmentarz, jednak tam dalej bronili się Niemcy i dlatego pogrzeb odbył się dopiero 26 lipca.

14 października 1971 r. Władysław Jurgo został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.

Esesmana Tanzhausa pochowano na wzgórzu zamkowym w miejscu uznanym za najbardziej haniebne.

Anna Grażyna Kister

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy