"Zamiast wolności narzucono nam inny system totalitarny"

Ile jest prawdy w tym, że 18 stycznia 1945 roku Armia Czerwona uratowała Kraków od zagłady? W 70. rocznicę bitwy o byłą stolice Polski rozmawiamy z kuratorem wystawy "Wyzwolenie czy zniewolenie?" Grzegorzem Jeżowskim z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa o realiach walki o Kraków i prawdziwej roli Sowietów w oswobodzeniu miasta. - Jedną okupację zastąpiono drugą - mówi wprost Jeżowski w rozmowie z Interią, dementując mit o rzekomo specjalnym manewrze sowieckiej armii.

Proszę na początku w kilku zdaniach opisać, jakim miastem w czasach okupacji był Kraków?

Grzegorz Jeżowski: Kraków był stolicą Generalnego Gubernatorstwa, a w czasie okupacji Niemcy sprowadzili tu wielu nowych mieszkańców - Niemców. W Krakowie stworzono również dzielnicę niemiecką, a w mieście pracowało wiele niemieckich urzędów. W związku z tym na ulicach Krakowa, zwłaszcza w centrum miasta, można było spotkać wielu Niemców. Łatwo było ich rozpoznać, bo chodzili w mundurach wojskowych, policyjnych czy uniformach organizacji paramilitarnych. Ktoś, kto był w Krakowie przed okupacją i później odwiedził miasto w czasie wojny, mógł odnieść wrażenie, że zostało zupełnie zniemczone. Niemcy w centrum miasta dominowali, wszędzie było słychać mowę niemiecką, a w wielu miejscach wisiały flagi ze swastykami - zwłaszcza w trakcie świąt państwowych. Niemcy inwestowali w Kraków, bo według hitlerowskiej propagandy to było niemieckie miasto.

Reklama

- Jednak w 1944 roku większa część niemieckich mieszkańców miasta opuściła je. Miało to miejsce zwłaszcza w okresie letnim, kiedy front sowiecko-niemiecki załamał się, a hitlerowcy pospiesznie wycofywali się na zachód. W lipcu tego roku przez miasto przeciągały tysiące uciekinierów i żołnierzy z rozbitych rozdziałów Wehrmachtu. W tym okresie ewakuowano na zachód część cywilów, głównie kobiety i dzieci, bo wydawało się, że sowieccy żołnierze mogą dojść nawet do Krakowa.

Pomimo specjalnego statusu Krakowa, Rosjanom udało się w dosyć łatwo i niewielkich stratach zdobyć miasto. Dlatego, że Niemcy byli już tak słabi czy "legendarny" manewr ataku od północy Armii Czerwonej rzeczywiście był tak skuteczny?

- Dla historyków już co najmniej od końca lat 90. zeszłego stulecia nie jest tajemnicą, że to nie był żaden wyjątkowy manewr, a jak najbardziej zwyczajne posunięcie militarne. Dowództwo sowieckie nie opracowało żadnego specjalnego manewru, który rzekomo miał ocalić Kraków. Nie zważano na to, czy w mieście będą się toczyć ciężkie walki. Chciano po prostu zdobyć miasto.

- W styczniu 1945 roku na froncie niemiecko-sowieckim ogromną przewagę, także jeśli chodzi o sprzęt wojskowy, miała Armia Czerwona. I błyskawiczne postępy w ofensywie na tym odcinku - i w ogóle na froncie wschodnim - wynikały właśnie z miażdżącej militarnej przewagi i jednocześnie słabości sił niemieckich. Kraków ocalał między innymi właśnie z tego powodu, ale też w wyniku zbiegu innych okoliczności. Trzeba zaznaczyć, że Kraków był zaledwie trzeciorzędnym celem ataku Sowietów. Ofensywa, która ruszyła 12 stycznia 1945 roku spod Sandomierza, miała przede wszystkim na celu zdobycie Berlina. To był główny cel. Drugim ważnym celem było opanowanie Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego, gdzie na początku 1945 roku tak naprawdę biło serce niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Trzeba pamiętać, że Zagłębie Ruhry było od kilku lat wyniszczane nalotami alianckimi. Jak widać, Kraków w tym czasie był celem o mniejszym znaczeniu militarnym.

- W związku ze słabością własnych sił, Niemcy zostali zmuszeni do wyznaczenia sobie innych priorytetów obronnych. Jeśli chodzi o południe Polski, to bez wątpienia dużo ważniejszy był dla nich Górny Śląsk i właśnie tam skoncentrowano obronę. Trzeba jednak zaznaczyć, że Kraków również był przygotowywany do obrony i to już od połowy 1944 roku. Umocnienia budowano nie tylko na przedpolach Krakowa, ale też w centrum miasta. Między innymi wzniesiono słupy przeciwpancerne, które po wysadzeniu miały blokować ulice i uniemożliwić przejazd sowieckich czołgów. Umacniano też narożne kamienice, zamurowywano okna, tworzono otwory strzelnicze czy gniazda dla karabinów maszynowych. Jak widać, Niemcy liczyli się z tym, że będą się w Krakowie bronić. Na szczęście dla miasta, ich siły były szczupłe, a 18 i 19 stycznia w Krakowie nie było żadnej jednostki liniowej, a siły pomocnicze i zapasowe, które jedynie osłaniały odwrót wycofujących się oddziałów niemieckich.

Czyli rzekome słowa sowieckiego głównodowodzącego marszałka Iwana Koniewa, który miał zakazać atakowania miasta ostrzałem artyleryjskim i lotnictwem, by ocalić jego zabytki i cywilów, można włożyć między bajki? Nie ostrzelano miasta, bo po prostu nie było takiej potrzeby.

- Dokładnie tak. Rzekome słowa Koniewa to jest mit wykuty i utrwalony w latach 60. i 70. zeszłego stulecia. W 1945 roku, kiedy oddziały I Frontu Ukraińskiego, a dokładnie 59. Armia uderzała na Kraków, marszałek Koniew liczył się z tym, że opór w mieście będzie duży. Co więcej, wzmocnił oddziały Dywizją Artylerii Przełamania, posiadającą potężną siłę ogniową. Gdyby Niemcy rzeczywiście stawili opór, ta artyleria zniszczyłaby gniazda oporu - niezależnie od tego, gdzie one by się znajdowały. 18 stycznia 1945 roku takiej potrzeby nie było. Sowieccy dowódcy byli nawet zaskoczeni słabym oporem i szybkością rozwijania się ofensywy. Wystarczyły czołgi Armii Czerwonej wspierane przez piechotę, by łatwo opanować lewobrzeżną część Krakowa.

- Nieprawdą jest też, że Kraków nie był bombardowany. Przez kilka dni bomby spadały na miasto, głównie na cele o charakterze militarnym i komunikacyjnym. Jak to jednak bywa w takich przypadkach, ucierpiały także obiekty cywilne, kamienice. Te straty nie były jednak tak duże, jeżeli porównać je z innymi miastami. Hasło, że Kraków został zdobyty wyłącznie pistoletami maszynowymi czy - jak mówiono - automatami, nie jest prawdą.

Kolejny mit to ten o zaminowaniu całego Krakowa przez Niemców i bohaterskiej akcji sowieckich saperów, którzy dzięki odkopaniu i przecięciu kabla detonującego mieli uratować miasto. Ile było w tym prawdy?

- Trochę w tym prawdy było. Kraków rzeczywiście był zaminowany, ale był zaminowany w sposób rutynowy - tak samo jak każde inne bronione miasto. Niemcy zaminowali obiekty o znaczeniu militarnym, jak na przykład wszystkie mosty na Wiśle, które rzeczywiście zostały wysadzone. Jednocześnie żaden główny kabel do detonacji nie istniał, nie zaminowano też zabytków. To były wymysły propagandy.   

Jak Krakowianie przyjęli czerwonoarmistów?

- Jeśli mówimy o tych pierwszych dniach, to raczej życzliwie. Powiedzeniem, które przewijało się często wśród krakowian, było: "Niech Lucyfer z piekła przyjdzie, byle tylko Niemcy stąd poszli". Było potężne pragnienie zmian i wyczekiwanie. Wydawało się, że nie może być nic gorszego, niż okupacja niemiecka. Z czasem zdarzało się jednak coraz więcej przestępstw popełnianych przez sowieckich żołnierzy: kradzieży czy nawet gwałtów. 

Z relacji z tamtych czasów można się dowiedzieć, że sowieccy sołdaci zachowywali się w Krakowie "rutynowo". Jednym z najtragiczniejszych incydentów był gwałt na dziewczynce, którego czerwonoarmiści dopuścili się na krakowskim Dworcu Głównym.

- Takich incydentów był więcej i nie tylko w Krakowie. Po pewnym czasie z całego województwa spływały doniesienia starostów na temat kradzieży, rozbojów i gwałtów na kobietach i dziewczynkach oraz zabójstwach mężczyzn stających w ich obronie. Miało to miejsce nie tylko w styczniu, ale też latem 1945 roku, kiedy część oddziałów Armii Czerwonej powracała z Niemiec i liczne tego incydenty miały miejsce przy szlakach komunikacyjnych. Było to jednak spowodowane brakiem dyscypliny oddziałów i nie było to inspirowane przez dowódców, tak jak to miało miejsce na terenach rdzennych Niemiec, gdzie żołnierze tak naprawdę dostali wolną rękę. Trzeba pamiętać, że wojna trwała długo, a żołnierze byli mocno zdeprawowani.

I na koniec pytanie, które pada w tytule wystawy: to było "wyzwolenie czy zniewolenie" Krakowa?

- Nie możemy mówić o wyzwoleniu, a co najwyżej o oswobodzeniu od Niemców i zastąpienia jednej okupacji drugą okupacją, która jednak miała inny charakter. W porównaniu z okupacją hitlerowską, ta sowiecka była łagodniejsza. Pamiętajmy jednak o tym, że niemal od samego początku bytności w Krakowie funkcjonariusze NKWD dokonują aresztowań żołnierzy Armii Krajowej i urzędników cywilnych Polskiego Państwa Podziemnego. Byli oni zatrzymywani, przesłuchiwani, a następnie wysyłani do obozów i łagrów w głębi Związku Radzieckiego. Z tego powodu trudno mówić o wyzwoleniu.

- Gdybyśmy uznali to rzeczywiście za wyzwolenie, to w 2014 roku nie świętowalibyśmy 25-lecia wolnej Polski - tych lat byłoby znacznie więcej. Zamiast wolności narzucono nam inny system totalitarny - w tamtym czasie łagodniejszym, chociaż z racji długości trwania i zasięgu znacznie bardziej krwawym i odpowiadającym za śmierć i cierpienia większej liczby ludzi, niż jakikolwiek inny system, z niemieckim narodowym socjalizmem włącznie. Inny też był cel sowieckiej okupacji, bo nie dążono do biologicznej zagłady okupowanych. Z perspektywy zwykłego mieszkańca Krakowa odczuwano zmianę. Na przykład dla wielu wielkim wydarzeniem była możliwość usłyszenia polskiego hymnu podczas uroczystości państwowych i zobaczenia biało-czerwonych flag na ulicach. Pojawiły się też oddziały Wojska Polskiego, uruchomiono szkoły i wyższe uczelnie, co w czasach okupacji niemieckiej było nie do pomyślenia. Wciąż jednak była to okupacja, która później przekształciła się w coś innego.

Artur Wróblewski

Otwarcie wystawy "Wyzwolenie czy zniewolenie? W 70. rocznicę bitwy o Kraków" odbędzie się 18 stycznia (niedziela) o godz. 17. w krakowskiej Fabryce Emalii Oskara Schindlera (ul. Lipowa 4).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kraków | Armia Czerwona
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy