Czy syrena 105 może pływać w Morzu Bałtyckim? W Polsce to żaden problem
W motoryzacyjnych realiach lat PRL-u nie było rzeczy niemożliwych. Tu wszechobecne okazywało się twierdzenie, że „Polak potrafi”. I trzeba przyznać, że miało ono pewien głęboki sens.
Powracający z kontraktów zagranicznych polscy specjaliści przywozili do kraju najróżniejsze auta, przeważnie kupowane okazyjne (były wśród nich nawet australijskie holdeny), a potem polscy mechanicy, przy zupełnym braku części zamiennych, musieli je naprawiać i utrzymywać w sprawności.
Podobną sytuacją była konieczność naprawy samochodów krajowych przy katastrofalnym braku części zamiennych. Te realia zaprawiły naszych mechaników w tworzeniu wszelkiego rodzaju "własnych patentów".
Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka - nawet po zmianie systemu. Po latach ktoś miał starą syrenę 105, a marzył o małej wojskowej amfibii. Teoretycznie trudno było pogodzić stan faktyczny z marzeniami, ale siła praktycznej maksymy przytoczonej na początku tekstu sprawiła, że seryjna syrena przeistoczyła się w zgrabną amfibia, której niestraszne były nawet fale Bałtyku.
Przebudowany amatorsko samochód syrena 105 amfibia można było zobaczyć w 1999 roku podczas Zlotu Historycznych Pojazdów Wojskowych w Darłowie.
Intrygujący pojazd na imprezę przyjechał o własnych siłach, a w czasie pokazu sprawności zjechał po piaszczystej plaży do Bałtyku i unosił się na morskiej fali, oddalając się od brzegu nawet o ok. 100 metrów.
Kończąc pokaz, uwojskowiona syrena bez żadnej pomocy podpłynęła do plaży, nagrodzona gorącymi brawami widzów.
I pewno miłośnicy motoryzacji mieliby do opowiedzenia wiele historii na potwierdzenie tezy, że polska "złota rączka" nie ma sobie równych, gdy idzie o inwencję w tej dziedzinie.
Tomasz Szczerbicki