Ludzi biorących udział w sprawie Staszka Pyjasa osądzi historia
- Zanim pojawi się atmosfera sprzyjająca dogłębnemu i rzetelnemu zbadaniu tajemnicy tej śmierci, może minąć jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat - mówi w rozmowie z INTERIA.PL Agnieszka Miriam Przybysz, siostrzenica Stanisława Pyjasa.
Antonina Kotarba: Czy według pani polski wymiar sprawiedliwości robił i robi wszystko, by wyjaśnić przyczynę i okoliczności śmierci Stanisława Pyjasa?
Agnieszka Miriam Przybysz: - Duże uznanie należy się prokuratorowi Krzysztofowi Urbaniakowi, który przeprowadził kilka śledztw, zgromadził kolosalny materiał dowodowy - jego wkład w wyjaśnienie tajemnicy tej śmierci jest ogromny.
- Nie sądzę, by śledztwo prowadzone teraz przez IPN doprowadziło tę sprawę do pełnej jasności. Myślę, że zostanie wiele niewyjaśnionych wątków, które mają znaczenie zasadnicze.
- Przypomnę, że 15 września 2010 r., czyli 5 miesięcy po ekshumacji szczątków Stanisława Pyjasa, dyrektor krakowskiego oddziału IPN pan Marek Lasota powiedział dla radia RMF, że nowo odkryte obrażenia zbliżają prokuratorów do zmiany kwalifikacji prawnej z pobicia na zabójstwo. Jakie obrażenia miał na myśli? Chyba nie mogło chodzić o złamanie kości udowej, którego nie stwierdzono w trakcie sekcji w 1977 r., a które potem w mediach było przedstawiane jako sensacyjny wynik ekshumacji.
Czy w pani odczuciu śledztwo jest dobrze i rzetelnie prowadzone?
- W trakcie ekshumacji byłam świadkiem - razem z trzema osobami, bo prokuratorzy i reszta biegłych byli wtedy poza namiotem - wyjęcia z jamy brzusznej, znajdujących się pod ubraniem Stanisława Pyjasa: zakrzywionej płytki oraz dwóch przedmiotów o kształcie kulistym. W komunikacie PAP potem pojawiła się informacja, że "osoby zbliżone do sprawy mówiły, że chodzi o pozostałości różańca" - co oznacza, że więcej niż jedna osoba potwierdzała, że takie przedmioty wydobyto. Przedmioty te zaginęły. Dopiero później dowiedziałam się, że mózg po sekcji zwłok zaszywa się w jamie brzusznej...
- W ekspertyzie, w opisie czaszki, pominięto wyraźnie widoczne trzy ciemnopopielato zabarwione wgłębienia znajdujące się wewnątrz potylicy, jedno z nich miało zygzakowate zarysowanie. Zaobserwowałam je 24 maja 2010 r. w trakcie oględzin kośćca w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu.
- Moje zawiadomienia do prokuratury dotyczyły prawdopodobnego utrudniania śledztwa, jednak zmieniono kwalifikację prawną. Łódzka prokuratura ogłosiła potem, że przesłuchała wszystkich biegłych, którzy sporządzili tę ekspertyzę. Na tej podstawie umorzono śledztwo? Uczyniono tych biegłych sędziami we własnej sprawie? Dlaczego nie powołano niezależnego eksperta? A takie wnioski były składane.
Jaka jest pani opinia na temat ekspertyzy IES z 2012 roku, w której stwierdzono, że prawdopodobną przyczyną śmierci był upadek z wysokości?
- Ja dążę do prawdy, bez względu na jej cenę. Eksperci twierdzą, że mogło dojść do upadku z wysokości, więc mają ku temu naukowe podstawy.
- Gdy mówiłam o zgodzie rodziny na ekshumację, wypowiedziałam niefortunne zdanie, którego od razu żałowałam. Nie jestem przyklejona do jednej hipotezy - choć tak to może wyglądać. Moją rolą, jako najbliższej rodziny, jest dociekać, gdy pojawiają się wątpliwości.
- Dla mnie, jako dla laika, nie jest przekonującą hipoteza, że do upadku z wysokości doszło w bramie przy Szewskiej 7, skoro na poręczach nie było odcisków palców Staszka - co stwierdziła opinia kryminalistyczna, a w 1977 roku mieszkańcy zeznawali, że nie słyszeli tej nocy nic poza bardzo cichym "odpadnięciem tynku od ściany".
- Pełnej treści ekspertyzy IES nie znam, dlatego nie mogę się o niej wypowiadać. Natomiast na podstawie tego, co ujawniono w mediach, mogę powiedzieć tylko, że stwierdzenie, że ze schodów na klatce schodowej przy ul. Szewskiej 7 można było spaść, i że o upadku z wysokości świadczy jedno złamanie kości udowej, nie wyjaśnia w pełni przyczyny wszystkich doznanych przez Staszka Pyjasa obrażeń.
- Najbardziej niepokoi mnie to, że do żadnej z ekspertyz nie dołączono zdjęć tego miejsca wewnątrz czaszki, w którym zaobserwowałam trzy ciemnopopielato zabarwione wgłębienia. Istnieją też rozbieżności w pewnych kwestiach między ekspertyzami sporządzonymi po ekshumacji, a opinią z 1977 r. i opinią z 1991 r.
Czy wierzy pani w to, że opinia publiczna pozna kiedyś prawdę na temat tego tragicznego zdarzenia?
- Myślę, że zanim pojawi się atmosfera sprzyjająca dogłębnemu i rzetelnemu zbadaniu tajemnicy tej śmierci, może minąć jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. A tych, którzy biorą w tej sprawie taki czy inny udział, jak powiedziała jedna z sióstr Staszka, osądzi historia.
Rozmawiała: Antonina Kotarba