Polska w latach 1993 -1995 r. Lewica wraca do władzy

Wybory, które doprowadziły do zmiany politycznej w Polsce odbyły się 19 września 1993 roku i przyniosły niekwestionowany sukces ugrupowaniom wywodzącym się z poprzedniego systemu. Największą liczbę głosów uzyskał SLD (20,4 proc.), a następnie PSL (15,4 proc.). Zmiana ta doprowadziła do także do wyboru kandydata lewicy na prezydenta.

Wybory, które doprowadziły do zmiany politycznej w Polsce odbyły się 19 września 1993 roku i przyniosły niekwestionowany sukces ugrupowaniom wywodzącym się z poprzedniego systemu. Największą liczbę głosów uzyskał SLD (20,4 proc.), a następnie PSL (15,4 proc.). Zmiana ta doprowadziła do także do wyboru kandydata lewicy na prezydenta.

W momencie rozwiązania parlamentu przez Wałęsę wiadomo było, że następny Sejm będzie mniej rozdrobniony, gdyż nowa, uchwalona w kwietniu i przyjęta 28 maja 1993 roku ordynacja wyborcza przewidywała, że do Sejmu mogli dostać się jedynie przedstawiciele tych ugrupowań, które zdobyły minimum 5 proc. głosów (w przypadku koalicji było to  8 proc.) w całym kraju. Ponadto mandaty miały być dzielone według metody d’Hondta, służącej wzmocnieniu pozycji partii silniejszych oraz zwiększono liczbę okręgów wyborczych, co przy tej samej liczbie mandatów oznaczało konieczność zdobycia większej liczby głosów w okręgu (co także było korzystne dla silniejszych partii).

Reklama

Można było zatem oczekiwać, że w trakcie kampanii wyborczej nastąpi, szczególnie po prawej stronie sceny politycznej, proces integracji mniejszych ugrupowań. Tak się jednak nie stało. W efekcie prowadziło to do rozproszenia głosów, kierowania kampanii przeciwko sobie (co oczywiste przy walce o zbliżony elektorat), a w dodatku podnosiło konieczny do pokonania próg wyborczy.

Prócz tego utrzymujące się rozbicie ruchu postsolidarnościowego najprawdopodobniej powodowało, że część wyborców, która deklarując chęć głosowania na ugrupowanie utożsamiane z "Solidarnością" (o ile będzie to jedno ugrupowanie), nie wzięła w ogóle udziału w wyborach.

Przed wyborami z inspiracji Lecha Wałęsy pojawiła się nowa partia, powołana w marcu 1993 na bazie "Sieci" (struktury zrzeszającej komisje zakładowe "Solidarności" największych zakładów pracy) - Bezpartyjne Forum na Rzecz Reform, które potem przekształciło się w Bezpartyjny Blok Wspierania Reform. Ugrupowanie, które nazwą nawiązywało do piłsudczykowskiej organizacji z okresu przedwojennego, miało stać się politycznym zapleczem Wałęsy w nowym parlamencie i zapewnić wzmocnienie jego pozycji. Lansowało projekt uwłaszczenia pracowników już nie w wysokości 100 milionów zł (jak brzmiała obietnica wyborcza Wałęsy z 1990 roku), ale poprzez przyznanie niskooprocentowanych imiennych kredytowych bonów inwestycyjnych o wartości 300 milionów złotych (starych), za które każdy obywatel mógłby nabyć część prywatyzowanego majątku państwowego. Ówczesnym   liderem był Andrzej Olechowski.

Wybory, w których wzięło udział nieco pod 52 proc. uprawnionych do głosowania, odbyły się 19 września 1993 roku i przyniosły niekwestionowany sukces ugrupowaniom wywodzącym się z poprzedniego systemu. Największą liczbę głosów uzyskał SLD (20,4 proc.), a następnie PSL (15,4 proc.), UD (10,6 proc.), UP (7,3 proc.), KPN (5,8 proc.), BBWR (5,4 proc.), a do Sejmu weszła jeszcze jedynie Mniejszość Niemiecka. Pozostałe partie i koalicje nie zdołały pokonać progu wyborczego (najbliżej były KKW "Ojczyzna" i "Solidarność"), co znczało, że w Sejmie nie znaleźli się kandydaci, na których swoje głosy oddało łącznie ponad 34 proc. biorących udział w wyborach. W wyniku zastosowania metody d’Hondta podział mandatów w Sejmie był następujący: SLD - 171, PSL - 132, UD - 74, UP - 41, KPN - 22, BBWR - 16, MN - 4. W Senacie również najwięcej miejsc zdobyły SLD (37) i PSL (36).

Takie rezultaty wyborów nie były zbyt dużym zaskoczeniem, z prowadzonych sondaży wynikało, że większość społeczeństwa (rzędu 2/3) źle ocenia sytuację gospodarczą, a ponad połowa uważa, że ich położenie ulega pogorszeniu. Nic więc dziwnego, że spora część wyborców postanowiła dopuścić do władzy ugrupowanie, które po 1989 roku nie uczestniczyło we władzy, a przy tym uznawane było za posiadające program i kompetentnych polityków; pewne zdziwienie mógł budzić natomiast fakt, że SLD zdobył najwięcej głosów prywatnych przedsiębiorców. Jednocześnie ujawniło się zjawisko określane "krótką pamięcią" - ze względu na upływ czasu oraz negatywne aspekty bieżącej sytuacji, za które obwiniano rządy obozu solidarnościowego, okres przed 1989 rokiem był relatywnie coraz lepiej oceniany i w związku z tym na SLD coraz mniej ciążyła związana z tym okresem odpowiedzialność.

Przy okazji ujawniło się niezadowolenie dużej części społeczeństwa ze zbyt dużego ich zdaniem zakresu uczestnictwa Kościoła w życiu politycznym (o tym, że Kościół w Polsce ma za dużo władzy, było przekonanych 66 proc. społeczeństwa w 1993  roku,  a w innych  badaniach, z 1995 roku, 54 proc. uznało za rażące zajmowanie przez Kościół stanowiska wobec ustaw uchwalanych przez Sejm), w tym nacisku na wiernych odnośnie do sposobu ich głosowania. Protesty wywołał m.in. odczytany w sierpniu list pasterski biskupa Józefa Życińskiego, w którym porównywał PZPR z NSDAP i wzywał, żeby nie głosować na osoby związane z poprzednim systemem (...które przez swą długoletnią działalność partyjną zamieniały Polskę w państwo policyjne, depcząc podstawowe prawa człowieka i swobody religijne). Tego typu wypowiedzi nie pomagały odwołującym się do katolicyzmu i Kościoła ugrupowaniom politycznym, a jak można sądzić, szkodziły także samemu Kościołowi. O ile w latach osiemdziesiątych Kościół (obok wojska i, w mniejszym stopniu, Sejmu) cieszył się dużym zaufaniem społecznym (momentami na poziomie ponad 80 proc.), w roku 1990 zaufanie do Kościoła deklarowało ponad 70 proc., o tyle w połowie lat dziewięćdziesiątych wyniosło ono 48 proc., przy blisko 46 proc. deklarujących brak zaufania (według badań "Polacy ‘95").

Lewica wraca do władzy

Wynik wyborów i sytuacja polityczna (m.in. odżegnywanie się UD od wejścia w koalicję z SLD oraz rezygnacja z udziału w koalicji UP) spowodowały, że realna okazała się jedynie koalicja SLD i PSL. Co więcej - okazało się, że  mimo  ciągłych tarć i konfliktów pomiędzy tymi partiami, a w pierwszym okresie także zmierzających do jej rozbicia działań prezydenta Wałęsy, koalicja zdołała przetrwać przez całą kadencję.

13 października 1993 roku zawarto umowę koalicyjną, w myśl której prezesem Rady Ministrów miał  zostać Waldemar Pawlak (nie bez znaczenia był fakt, że Wałęsa, który zażądał przedstawienia trzech kandydatów, już raz desygnował go na stanowisko premiera), marszałkiem Sejmu przedstawiciel SLD (wybrano Józefa Oleksego), a marszałkiem Senatu reprezentant PSL (na to stanowisko wybrany został Adam Struzik). Porozumienie mówiło też o innych sprawach, m.in. reformie administracji i uchwaleniu nowej konstytucji. Jednak spory pomiędzy koalicjantami zaczęły się już przy obsadzaniu kierownictwa komisji sejmowych i stanowisk rządowych. Teki ministerialne obie partie podzieliły mniej więcej po połowie, m.in. wicepremierami zostali: z SLD Włodzimierz Cimoszewicz i Marek Borowski, z PSL Aleksander Łuczak i Michał Strąk; tzw. resorty "prezydenckie" objęli wyznaczeni przez Wałęsę (zgodnie z jego interpretacją zapisu Małej Konstytucji): Piotr Kołodziejczyk (MON), Andrzej Milczanowski (MSW) i Andrzej Olechowski (MSZ). 

Rząd Pawlaka dość powszechnie był oceniany jako pasywny i spowalniający tempo reform, choć trzeba pamiętać, że oczekiwała tego spora część społeczeństwa, dla której dotychczasowe zmiany oznaczały pogorszenie położenia. O tym, że nowa polityka jest bardziej zgodna z oczekiwaniami, świadczyła liczba strajków i innych protestów - o ile w 1993 roku było blisko 7,5 tys. strajków, to w rok później ich liczba nie przekroczyła 0,5 tys., a w 1995 roku wyniosła 42. Jeśli chodzi o spektakularne protesty, organizowało je jedynie kierownictwo "Solidarności". Rząd spowolnił m.in. procesy decentralizacji państwa i prywatyzacji, a w tych kwestiach ujawniły się wyraźne różnice między PSL a SLD - m.in. PSL nie zgadzało się na wprowadzenie powiatów oraz blokowało realizację Programu Powszechnej Prywatyzacji.

Konfliktów w łonie koalicji było zresztą więcej - pierwszy bardzo poważny wybuchł już pod koniec stycznia 1994 roku, kiedy premier bez uzgodnienia zdymisjonował wiceministra finansów, Stefana Kawalca (w związku z domniemanymi zaniedbaniami w sprawie prywatyzacji Banku Śląskiego). Zaprotestował przeciw tej dymisji, a następnie (po nieuwzględnieniu jego postulatów) sam podał się do dymisji wicepremier i zarazem minister finansów Marek Borowski, a dymisja została przyjęta. Jednak (jak pisze Antoni Dudek) sprawa Banku Śląskiego była jedynie parawanem, a rzeczywistym powodem był brak zgody Borowskiego na przyznanie kolejnych znacznych sum z budżetu państwa dla związanego z PSL deficytowego Banku Gospodarki Żywnościowej. Konflikt ten dał też Wałęsie kolejną okazję do pokazania "kto tu rządzi". Prezydent odrzucił wysuniętą przez SLD kandydaturę Dariusza Rosatiego na wakujące stanowisko. Objął je dopiero kolejny kandydat, Grzegorz Kołodko (stało się to 29 kwietnia). Zresztą premier Pawlak swoją funkcję wyraźnie traktował jako okazję do wzmocnienia wpływów własnej partii - m.in. na 27 wojewodów, których powołał, z PSL było 19 (z SdRP zaledwie 2, co było niezgodne z umową koalicyjną).

 Nowy wicepremier i minister finansów, Grzegorz Kołodko wkrótce po mianowaniu przestawił własny program reform gospodarczych, zatytułowany Strategia  dla    Polski, który stał się programem także następnych rządów koalicji (w których Kołodko zajmował to samo stanowisko).

Dla stabilności systemu politycznego groźniejsze niż konflikty w koalicji rządzącej wydawały się  wypowiedzi i działania prezydenta Wałęsy, który nie bardzo mógł się pogodzić z rządami ugrupowań określanych jako postkomunistyczne, ale przede wszystkim zmierzał do wzmocnienia swojej pozycji. Stosunki między nim a koalicją rządową były na ogół napięte, prezydent często groził rozwiązaniem parlamentu, a niektóre jego działania, szczególnie    związane z wojskiem i prowadzone na jego terenie, były czasem określane nawet jako próba zamachu stanu. Najbardziej spektakularna była sprawa konfliktu w ministerstwie obrony narodowej pomiędzy ministrem Piotrem Kołodziejczykiem (któremu to stanowisko powierzył Wałęsa), reprezentującym cywilną kontrolę nad wojskiem, a szefem Sztab  Generalnego, gen. Tadeuszem Wileckim, dążącym do możliwie pełnego uniezależnienia od MON. Wileckiego poparł Wałęsa (doszło do tzw. sprawy drawskiej, krytyki ministra przez zebranych tam generałów i przeprowadzenia przez Wałęsę głosowania nad poparciem dla ministra), zażądał dymisji Kołodziejczyka i w końcu do niej doprowadził. Jednak do końca trwania rządu Pawlaka stanowisko to zostało nie obsadzone - Wałęsie nie udało się przeforsować swojego kandydata (Zbigniewa Okońskiego), a z kolei prezydent nie był skłonny zaakceptować kandydata SLD, Longina Pastusiaka. Równocześnie w konflikcie z resztą rządu znalazł się kolejny "prezydencki" minister, Andrzej Olechowski, oskarżany o błędy oraz o sprzeczne z prawem pełnienie funkcji przewodniczącego rady nadzorczej jednego z prywatnych banków, w wyniku czego podał się do dymisji.

Pod koniec 1994 roku koalicja uchwaliła ustawę przewidującą nowe, wyższe stawki podatku dochodowego od osób fizycznych (21, 33 i 45 proc.), którą prezydent zawetował, jednak Sejm zdołał to weto odrzucić aż 45 głosami. Prezydent zaskarżył tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, a nie czekając na wynik (Trybunał później oddalił tę skargę), prezydent (i opozycja) wezwał do płacenia podatków według starych stawek.

Krytyka rządu i jego premiera oraz zapowiedzi rozwiązania parlamentu i związane z tym odwlekanie podpisania uchwalonej przez Sejm 30 grudnia ustawy budżetowej (którą w ostatnim dniu przysługującego mu terminu również skierował do Trybunału Konstytucyjnego), to kolejne zaogniające sytuację posunięcia prezydenta w tym okresie. Ich apogeum nastąpiło na przełomie stycznia i lutego, kiedy prezydent najpierw wystosował do premiera ultimatum żądające natychmiastowego powołania nowych ministrów obrony i spraw zagranicznych, a następnie przystąpił do przygotowań związanych z rozwiązaniem parlamentu. Opierając się na mocno "naciąganej" interpretacji przepisów, dokonanej przez Lecha Falandysza, prezydent utrzymywał przy tym, że z dniem 4 lutego ma takie prawo, gdyż ustawa budżetowa nie została przyjęta w terminie trzech miesięcy od daty złożenia projektu (podczas gdy w rzeczywistości termin trzech miesięcy dotyczył prac Sejmu, a nie całej procedury ustawodawczej). Na próby tego rodzaju, którym w dodatku towarzyszyły obraźliwe słowa prezydenta pod adresem posłów i rządu, parlament zareagował bardzo zdecydowanym sprzeciwem przyjmując m.in. uchwałę stwierdzającą, że rozwiązanie parlamentu będzie uznane przez Sejm za nielegalne, a prezydent zostanie pociągnięty do odpowiedzialności konstytucyjnej. Głosowało za nią 376 posłów, a przeciwko rozwiązaniu parlamentu była również większość społeczeństwa.

Rząd Józefa Oleksego

Tymczasem sam premier był coraz częściej krytykowany za różne posunięcia i wzrastała liczba jego krytyków w społeczeństwie. Do ataków na premiera Pawlaka przyłączył się też SLD, mający dość spychania na drugi plan w tym rządzie, a Aleksander Kwaśniewski zaproponował dokonanie oceny działania rządu i poszczególnych ministrów oraz dokonania wymiany słabszych ogniw na mocniejsze. W końcu SLD zażądał przegłosowania wotum zaufania dla premiera na wspólnym zebraniu klubów koalicyjnych, czego wynik przy posiadanej przez SLD większości był łatwy do przewidzenia. W tej sytuacji PSL poszło na ustępstwa i zgodziło się, że na czele nowego rządu stanie Oleksy, a miejsce Marszałka Sejmu zajmie po nim mający już od dawna takie aspiracje Józef Zych. Przy czym prawdopodobnie Pawlak wierzył, że Wałęsa jednak Sejm rozwiąże. Tak się jednak nie stało, a prezydent bez sprzeciwu przyjął objęcie rządu przez Oleksego.

Wśród ważnych spraw i wydarzeń tego okresu trzeba wymienić też kwestię konkordatu z Watykanem, podpisanego przez rząd Suchockiej i wywołującą spory zarówno pomiędzy koalicjantami, jak i częścią Sejmu (SLD, UP) a prezydentem. W lipcu Sejm przyjął uchwałę, że ratyfikacja konkordatu może nastąpić dopiero po przyjęciu nowej konstytucji, uchwała ta została zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego (przez działających niezależnie od siebie prezydenta, UW i PSL), który jednak uznał, że ponieważ uchwała nie jest aktem normatywnym, nie może oceniać jej zgodności z konstytucją.

Jeśli chodzi o nowe elementy sceny politycznej, to jednym z najważniejszych wydarzeń było spodziewane już przed wyborami połączenie UD i KLD, które utworzyły Unię Wolności (kwiecień 1994). Jej przewodniczącym został Tadeusz Mazowiecki (w 1995 miejsce to zajął Leszek Balcerowicz), a jedynym wiceprzewodniczącym Donald Tusk. Również wśród ugrupowań opozycji pozaparlamentarnej podejmowane były próby integracji, co było istotne m.in. w obliczu mających odbyć się w jesieni 1994 roku kolejnych wyborów samorządowych. Żadna z tych prób nie zakończyła się jednak większym powodzeniem. Jedną z bardziej liczących się prób było ogłoszone 9 maja 1994 powstanie Przymierza dla Polski, w którym znalazły się m.in. PC, ZChN, Porozumienie Ludowe, Koalicja Konserwatywna i RdR Szeremietiewa. Koalicja ta jednak dość szybko zaczęła się rozpadać. Inną taką próbą był tzw. Konwent św. Katarzyny, którego nazwa pochodzi od warszawskiego kościoła, miejsca spotkań przedstawicieli kilkunastu ugrupowań centroprawicowych w listopadzie 1994.   Konwent stwarzał pozory, że ta kolejna próba zjednoczenia prawicy może się powieść, jednak było tak tylko do momentu wyłaniania wspólnego kandydata przed wyborami  prezydenckimi, zakończonego "przepychankami" (zwolennicy zarówno Hanny Gronkiewicz-Waltz, jak i Jana Olszewskiego utrzymywali, że w głosowaniu wybrano właśnie ich kandydata), w efekcie których Konwent został rozwiązany w wyniku decyzji prymasa Glempa.

Wybory samorządowe, które odbyły się 19 czerwca 1994 roku, przyniosły sukces przede wszystkim SLD w miastach i PSL na wsi, choć na pewno za porażkę wszystkich ugrupowań i sił politycznych można uznać frekwencję wyborczą, która nie przekroczyła 34 proc. Było widoczne, że większość społeczeństwa po czterech latach od wprowadzenia samorządu terytorialnego nie bardzo docenia samorządność (w poprzednich wyborach samorządowych wzięło udział ponad 42 proc. uprawnionych), a być może jest zawiedziona dotychczasowymi efektami tej reformy. Ponadto w większych miastach ujawniło się znaczne upolitycznienie tych wyborów (62 proc. radnych zgłosiły ugrupowania polityczne), co można uznać za zjawisko negatywne, grożące przeniesieniem sporów partyjnych na grunt samorządu.

 1 marca 1995 roku Sejm odwołał ze stanowiska premiera Waldemara Pawlaka i powołał w to miejsce Oleksego. 3 marca Sejm odwołał Oleksego (który w tym dniu wygłosił exposé jako premier) i powołał Zycha na fotel marszałka, a w dzień później zaakceptował skład nowej Rady Ministrów (powołanej przez prezydenta 6 marca). Znalazło się w niej 11 reprezentantów SLD i 7 PSL, w stosunku do poprzedniego rządu zaszło kilka zmian, m.in. wicepremierem i ministrem rolnictwa został Roman Jagieliński, ministrem obrony Zbigniew Okoński, a MSZ objął Władysław Bartoszewski.

Wałęsa niemal od razu zaczął krytycznie wypowiadać się o nowym rządzie, któremu "dał" dwa miesiące na wprowadzenie zmian, a  zdecydowanie   zaatakował Oleksego w związku z uczestnictwem tego ostatniego w uroczystościach 50-lecia zakończenia drugiej wojny światowej, które odbyły się w Moskwie. Sam Wałęsa do Moskwy nie pojechał, mimo obecności  tam  56  szefów państw, a Oleksemu najpierw odmówił prawa reprezentowania Polski w czasie tych obchodów, a następnie kancelaria prezydencka poinformowała, że zamierza postawić premiera przed Trybunałem Stanu za  uczestnictwo w tych uroczystościach. Natomiast Wałęsa wypowiadając się na wspólnym posiedzeniu Sejmu i Senatu z okazji rocznicy zakończenia wojny stwierdził, że dzień końca wojny nie był dla Polski dniem zwycięstwa, a decyzje Jałty uniemożliwiły odzyskanie wolności.

W okresie działania rządu Oleksego przyjęto szereg nowych regulacji prawnych, w tym m.in. - ustawę o prywatyzacji i komercjalizacji przedsiębiorstw państwowych, przewidującą m.in., że w przypadku strategicznych branż decyzje prywatyzacyjne będą należeć do Sejmu, a pracownicy skomercjalizowanych przedsiębiorstw za darmo mogą otrzymać 15 proc. akcji; -ustawę emerytalną, przewidującą indeksację emerytur według płac (o miało oznaczać ich realny wzrost o 2,5 proc.); -ustawy regulujące działania policji, w których wprowadzono m.in. możliwość prowokacji policyjnej; nowelizacje kodeksu karnego, procedury karnej, kodeksu pracy; - ustawę o urzędzie ministra obrony narodowej, na mocy której Sztab Generalny i wojskowe służby informacyjne zostały podporządkowane cywilnemu ministrowi.

W listopadzie 1995 roku, po długim okresie prób podtrzymania polskiego przemysłu motoryzacyjnego, została podpisana umowa z koreańskim koncernem Daewoo, która przewidywała produkcję w Polsce 220 tys. samochodów rocznie. W lipcu CUP podał, że spośród postkomunistycznych państw środkowoeuropejskich Polska (obok Słowenii) uzyskała najwyższe wskaźniki wzrostu gospodarczego.

 Jak wcześniej zostało wspomniane, znacznie zmalała liczba protestów społecznych, ale odbywające się manifestacje miały niekiedy bardzo gwałtowny przebieg. Chodzi przede wszystkim o manifestację zorganizowaną 26 maja w Warszawie przez NSZZ "Solidarność" regionu śląskiego, podczas której manifestanci zachowywali się agresywnie (używali różnych przywiezionych narzędzi do ataku na budynek URM i siły policyjne), doszło do interwencji policji i walk z manifestantami, w wyniku których rannych zostało kilku uczestników tego protestu oraz ponad dwudziestu policjantów. "Solidarność" oskarżyła władze o nieuzasadnione użycie sił policyjnych i zażądała odwołania ministra Milczanowskiego, jednak Sejm zaakceptował informację przedstawioną przez niego na temat tego wydarzenia. Odmienne podłoże i charakter miała inna fala protestów, o których warto wspomnieć - organizowane przez Kościół naciski żądające zakazu rozpowszechniania filmu Ksiądz (który władze kościelne uznały za przedstawiający kler w złym świetle - dzięki temu film zyskał sporo na popularności). Była to próba powrotu do cenzury prewencyjnej, jednego z najbardziej krytykowanych elementów poprzedniego systemu, a co więcej w niektórych miejscach udana - np. władze Rzeszowa taki zakaz wprowadziły.

Wybory prezydenckie

Pierwszy okres kohabitacji prezydenta z koalicją reprezentującą inne siły polityczne nie był zachęcający, a zasadniczym tego powodem był styl działań Wałęsy. Ten skuteczny do niedawna polityk jak gdyby zatracił "instynkt polityczny", który wcześniej w opinii większości posiadał, zaczął popełniać błędy i jeszcze raz potwierdziło się, że jednostki dobrze funkcjonujące w okresie zmian niekoniecznie sprawdzają się, gdy sytuacja ulega stabilizacji. W efekcie zaufanie społeczne do Wałęsy spadło wiosną 1995 roku poniżej 10 proc. W tym czasie pojawiły się też po prawej stronie sceny politycznej inne kandydatury na urząd prezydenta, a najwyższe poparcie uzyskiwała wówczas Hanna Gronkiewicz-Waltz (będąca prezesem Narodowego Banku Polskiego). Wydawało się też, że nie bez szans będzie cieszący się praktycznie cały czas wysokim zaufaniem społecznym Jacek Kuroń, którego kandydaturę wysunęła UW. W tej sytuacji można było uznać, że sposób uprawiania polityki przez Wałęsę zarówno w odniesieniu do koalicji SLD-PSL, jak i wobec wielu polityków i ugrupowań prawicowych, może spowodować, że nie przejdzie on nawet do drugiej tury wyborów prezydenckich.

Jednak Wałęsie udało się częściowo odrobić straty, a hasło jego kampanii wyborczej: Kandydatów jest wielu - Lech Wałęsa tylko jeden wskazywało na zamiar przekonania elektoratu, że tylko Wałęsa może skutecznie przeciwstawić się prowadzącemu w sondażach Kwaśniewskiemu.

Wałęsa uzyskał, choć nie bez trudu, poparcie władz "Solidarności" oraz mającego coraz większe wpływy Radia Maryja, a jeszcze większą wagę miały różne kościelne wypowiedzi (w tym list Episkopatu) przestrzegające przed wyborem kandydata postkomunisty. Ponadto biskupi wzywali do głosowania na tego z bliskich Kościołowi kandydatów, który ma największe szanse, co było poparciem Wałęsy.

W wyborach prezydenckich, które odbyły się 5 listopada 1995 roku, wystartowało ostatecznie 13 kandydatów: H. Gronkiewicz-Waltz, J. Korwin-Mikke, J. Kuroń, A. Kwaśniewski, A. Lepper, J. Olszewski, W. Pawlak, L. Wałęsa, T. Zieliński, a także znany twórca kabaretowy Jan Pietrzak i trzech praktycznie nie znanych kandydatów. Kilku pretendentów nie zdobyło wymaganej liczby 100 tysięcy podpisów pod kandydaturą (m.in. Tymiński), kilku innych - m.in. Moczulski  i  Lech  Kaczyński  -  wycofało się. W pierwszej turze wzięło udział prawie 65 proc. uprawnionych, a zgodnie z oczekiwaniami najwięcej głosów zdobyli: A. Kwaśniewski (35,1 proc.) i L. Wałęsa (33,1 proc.). Trzeci  kolejny kandydat Jacek Kuroń miał mniej  niż 10 proc. głosów.

Przed drugą turą wyborów odbyły się dwie mające wielką publiczność dyskusje telewizyjne, które zdaniem wielu wpłynęły na późniejszą porażkę Wałęsy. Już pierwsza z nich przyniosła widzom obraz zrównoważonego, skłonnego do poważnej dyskusji o sprawach kraju, kompromisowo nastawionego Kwaśniewskiego oraz napastliwego, podenerwowanego Wałęsy. Spotkanie ustawił już sam początek, kiedy Kwaśniewski (nawiązując do wcześniejszych zarzutów o ukrycie informacji o akcjach "Polisy" będących w posiadaniu jego żony, ale także do zarzutów formułowanych pod adresem Wałęsy o niezapłacenie podatku od miliona dolarów, które otrzymał od amerykańskiej wytwórni filmowej), wręczył Wałęsie swoje oświadczenie majątkowe i wezwał prezydenta do zrobienia tego samego. Gest ten zdenerwował Wałęsę, który nie podał ręki swojemu rywalowi, w dodatku mówiąc, że może mu podać nogę. Drugie spotkanie było już bardziej wyrównane, ale w łącznej ocenie 68 proc. widzów stwierdziło, że wygrał Kwaśniewski (tylko 13 proc., że zwycięsko z potyczek wyszedł Wałęsa).

 W sumie jednak spodziewano się raczej wygranej Wałęsy. Frekwencja w drugiej turze była rekordowo wysoka (do tej pory najwyższa z wszystkich wyborów od 1989 roku) i przekroczyła 68 proc. uprawnionych do głosowania. Ostatecznie z niewielką przewagą wygrał Kwaśniewski uzyskując 51,72 proc. głosów. W ten sposób, do wyborów parlamentarnych w 1997 roku, władza przeszła w całości w ręce sił określanych jako postkomunistyczne. Zwycięstwo wyborcze Kwaśniewskiego mocno rozzłościło niektórych zagorzałych zwolenników Wałęsy, którzy podjęli akcję na rzecz unieważnienia wyborów pod pretekstem podania przez Kwaśniewskiego nieprawdziwych informacji o swoim wykształceniu (w informacji o kandydacie podano, że ma wyższe wykształcenie, podczas gdy nie ukończył ostatniego roku studiów) - akcję wysyłania protestów zorganizowało m.in. Radio Maryja, a unieważnienia wyborów żądał też sztab wyborczy Wałęsy.  Działania te uciął Sąd Najwyższy,  który 9 grudnia uznał ważność wyborów.

Sprawa "Olina" - próba destabilizacji rządu?

Okazało się jednak, że Wałęsa nie powiedział jeszcze ostatniego słowa jako urzędujący prezydent. 19 grudnia MSW Andrzej Milczanowski wystąpił do prokuratury wojskowej o wszczęcie postępowania w sprawie zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Kancelaria Prezydenta wydała komunikat o takim zagrożeniu, a rozgłośnie radiowe poinformowały (równolegle z trwającą w siedzibie prezydenta nocną naradą z udziałem m.in. prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu, I Prezesa SN, Prezesa NSA) o podejrzeniu premiera Oleksego o współpracę z radzieckim i rosyjskim wywiadem.

 21 grudnia Milczanowski oskarżył o to premiera w Sejmie. Oleksy stwierdził, że nigdy nie był agentem wywiadu oraz uznał oskarżenie za prowokację polityczną. Wszystko to działo się dwa dni przez złożeniem przysięgi prezydenckiej przez Kwaśniewskiego. Oskarżenie spowodowało powołanie nadzwyczajnej komisji sejmowej dla zbadania działań służb specjalnych w tej sprawie oraz przeprowadzenie szeregu zmian personalnych w resorcie spraw wewnętrznych, przede wszystkim w UOP.

W styczniu 1996 roku, w związku z oskarżeniem Oleksego, na porządku dziennym stanęła sprawa rekonstrukcji rządu, a sam premier podał się do dymisji 24 stycznia (symboliczny był fakt, że w trzy dni później Oleksy został wybrany szefem SdRP, po rezygnacji z tej funkcji Kwaśniewskiego, uzyskując 305 z 328 głosów na konwencji tej partii), w momencie wszczęcia przez prokuraturę wojskową śledztwa w sprawie jego domniemanej współpracy z obcym wywiadem. Śledztwo to zostało umorzone w trzy miesiące później z powodu niestwierdzenia przestępstwa szpiegostwa, co uwiarygodniło tezę, że oskarżenia były próbą destabilizacji rządu, podjętą przez ustępującego prezydenta, wykorzystującego w tym celu służby specjalne państwa.

Koalicja SLD-PSL uzgodniła, że nowym premierem zostanie Włodzimierz Cimoszewicz, którego rząd uzyskał 15 lutego wotum zaufania Sejmu. W rządzie, utrzymującym względną równowagę między liczbą resortów obsadzonych przez obydwu koalicjantów, zaszło kilka zmian, m.in. resort spraw wewnętrznych objął Zbigniew Siemiątkowski, a ministrami obrony i spraw zagranicznych zostali powołani już wcześniej Stanisław Dobrzański i Dariusz Rosati.


Źródło: "Wielka Historia Polski" Wydawnictwo Pinnex, Kraków 2000


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy