Stanisław Tymiński: "człowiek spoza układu"

W wyborach prezydenckich w 1990 roku Stan Tymiński, jako "człowiek spoza układu" i straszący złowrogą "czarną teczką", rzucił wyzwanie największym osobowościom odradzającej się w Polsce demokracji.

Tymiński przyjechał do Polski "znikąd" - a dokładnie z Kanady - i w krótkim czasie zdobył wymagane do zgłoszenia kandydatury w wyborach prezydenckich 100 tysięcy głosów.

Intensywna kampania wyborcza finansowana z własnych środków Tymińskiego (kandydat wydał ponoć zawrotne wówczas 350 tysięcy dolarów) i granie na emocjach zawiedzionych transformacją obywateli spowodowały, że popularność "człowieka spoza układu" rosła z 1 procenta (pierwszy sondaż OBOP) do 20 procent tuż przed pierwszą turą wyborów.

Sam program polityczny Tymińskiego składał się z 21 punktów, które były nawiązaniem do 21 postulatów Solidarności i Lecha Wałęsy. To właśnie z nim Tymiński spotkał się z drugiej turze wyborów, uzyskując w pierwszym głosowaniu ponad 3,7 mln głosów (23,10%), wyprzedzając m.in. Tadeusza Mazowieckiego i Włodzimierza Cimoszewicza.

Reklama

"W 1990 roku wziąłem udział w czymś wzniosłym i godnym. Jestem wdzięczny wyborcom, którzy wtedy na mnie głosowali, za akceptację i zaufanie. To największa nagroda jaką w życiu otrzymałem" - wspominał po latach wynik pierwszej tury wyborów.

W trakcie kampanii "człowiek spoza układu" stał się obiektem licznych ataków ze strony mediów, ale też Urzędu Bezpieczeństwa Państwa. Tymińskiemu zarzucono związek ze współpracującą wówczas z terrorystami Libią oraz kontrolowaną przez kartele narkotykowe Kolumbią. Oskarżenia okazały się fałszywe.

Wizerunek Tymińskiego nadszarpnęły również materiały wyemitowane przez Telewizję Polską czy publikacje w prasie.

"Na cztery dni przed ostatecznym głosowaniem telewizja pokazała film, w którym zostałem przedstawiony jako brutal maltretujący żonę. Telewizja dopuściła się najbardziej perfidnej prowokacji wymierzonej w moje dobre imię" - ocenił.

Natomiast "Gazeta Wyborcza", podpierając się opinią psychologa napisała, że Tymiński jest chory psychicznie.

"Nie jestem uważany za wariata w mojej rodzinie, firmie, środowisku. Wręcz przeciwnie, cieszę się uznaniem. Opinia szaleńca, jaką mi w Polsce wyrabiano nie przeszkadza mi w życiu osobistym, ani w pracy zawodowej" - bagatelizował.

Według samego Tymińskiego, niedozwolone chwyty stosował również sztab wyborczy jego konkurenta.

"Podczas kampanii prezydenckiej w 1990 roku ktoś ze sztabu Lecha Wałęsy wymyślił chwyt psychologiczny i na czarnym ekranie wykadrowano moje oczy. W ten sposób z każdego można zrobić hipnotyzera. A ja w swoim życiu nigdy nikogo nie zahipnotyzowałem. Nawet nie wiem, jak to się robi" - bronił się.

Ostatecznie w drugiej turze Tymińskiego poparło ponad 3,6 mln głosujących (25 procent głosów), a "człowiek spoza układu" zdecydowanie przegrał z Lechem Wałęsą (ponad 10 mln głosów i 75 procent głosów).

Tymiński próbował szczęścia w wyborach prezydenckich w 1995 roku (nie udało mu się zebrać 100 tysięcy podpisów poparcia) i w 2005 roku (zdobył niewiele ponad 25 tysięcy głosów, co dawało 0,16 procent poparcia).

W 2010 roku oświadczył, że wycofuje się z działalności politycznej

Na koniec powróćmy do niesławnej "czarnej teczki" Tymińskiego, która miała zawierać kompromitujące "kwity" na Wałęsę i za sprawą której pojawiło się w naszej polityce określenie "teczki" jako zbioru "haków" na przeciwników.

"Co miałem w czarnej teczce podczas wyborów w 1990 roku? Oczywiście, że były w niej pewne materiały. Prawdziwe i te podrobione, ze stemplami z ziemniaka" - ujawnił Stan Tymiński, tak naprawdę nic nie ujawniając.

(cytaty pochodzą ze strony internetowej Stanisława Tymińskiego)

Artur Wróblewski


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy