Kanty Okrągłego Stołu

To jeden z niewielu mebli, który na trwałe wszedł do historii. Jednak kontrakt podpisany przy nim już 25 lat temu budził kontrowersje. Z biegiem lat są one niestety coraz bardziej widoczne.

Potężny, lakierowany, dębowy stół w kształcie okręgu, przy którym może usiąść razem 56 osób, stał się w Polsce symbolem pokojowej zamiany komunizmu na demokrację. Twórcy tego stołu, w dosłownym znaczeniu tego słowa, to stolarze z Zakładów Wytwórczych Mebli Artystycznych w Henrykowie. Przystąpili do budowania tego nietypowego mebla już jesienią 1988 r.

Zamówienie najwyższych władz partyjnych było konkretne: "jak najszybciej", dlatego musieli pracować w ekspresowym tempie. Stół był więc gotowy w dwadzieścia dni. Ale wtedy ówczesny premier Mieczysław Rakowski ogłosił znienacka decyzję o likwidacji Stoczni Gdańskiej, kolebki NSZZ "Solidarność", i do rozmów władzy z opozycją nie doszło, a gigantyczny mebel trafił na kilka tygodni do magazynu. Wyjęto go w lutym 1989 r.

Reklama

Początek


Stolarze z Henrykowa dostali oczywiście jakąś premię, ale jak potem mówili w wywiadach prasowych, nie pieniądze były dla nich najważniejsze. "Wierzyliśmy, że dzięki naszej robocie coś się w Polsce zmieni, że władza dogada się z 'Solidarnością'" - wyjaśniali. Śmiali się nawet, że ten stół jest taki wielki, by jedni nie pluli na drugich, gdy już razem siądą do rozmów.

Okazało się jednak, że nikt na nikogo nie zamierzał pluć, przeciwnie - władza komunistyczna i antykomunistyczna opozycja zbliżyły się do siebie w czasie tych negocjacji tak bardzo, że możliwe były i wspólne kolacje z alkoholem, i ustalenia, o których żadna ze stron nie chciała informować opinii publicznej.

Przy słynnym na cały kraj henrykowskim meblu debatowano więc tylko dwukrotnie: z okazji inauguracji i zakończenia rozmów. Właściwe obrady prowadzono w trzech głównych zespołach roboczych: gospodarki i polityki społecznej, reform politycznych oraz pluralizmu związkowego. Łącznie w obradach uczestniczyły aż 452 osoby.

W rzeczywistości jednak najistotniejsze kwestie sporne rozstrzygnięto poza oficjalnymi zespołami, w trakcie poufnych spotkań w ośrodku konferencyjnym MSW w podwarszawskiej miejscowości o wdzięcznej nazwie Magdalenka. W toczonych tam rozmowach istotną rolę odegrało zaledwie kilkanaście osób. Po stronie PZPR byli to: Stanisław Ciosek, Czesław Kiszczak, Aleksander Kwaśniewski i Janusz Reykowski, natomiast w reprezentacji "Solidarności" kluczową rolę, poza Lechem Wałęsą, odgrywali: Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki, Lech Kaczyński i Adam Michnik.

Porozumienie czy zdrada?

Dzisiejsi zwolennicy podpisania porozumień Okrągłego Stołu wskazują, że umożliwiły one rozpoczęcie pokojowej transformacji ustrojowej, która po kilku miesiącach doprowadziła do załamania się w Polsce dyktatury komunistycznej. Dowodzą też, że porozumienie to stało się impulsem dla demokratyzacji w innych krajach bloku sowieckiego, zakończonych tzw. jesienią ludów 1989 r.

Nie da się jednak ukryć, że to właśnie ustalenia zawarte podczas obrad Okrągłego Stołu stały się także głównym źródłem późniejszego zaniechania rozliczeń ludzi aparatu władzy PRL, a przez to dla wielu są dziś dowodem zdrady narodu, jakiej mieli się dopuścić przywódcy "S".

Symbolem tej zdrady są ukrywane przed społeczeństwem rozmowy komunistów i "solidarnościowych" opozycjonistów prowadzone w tajemnicy nawet przed szeregowymi związkowcami już od 16 września 1988 r. właśnie w Magdalence. Tylko pozornie wielkim nieobecnym tych obrad był gen. Wojciech Jaruzelski. W rzeczywistości, choć nie pojawił się w Magdalence, osobiście cały czas, za pośrednictwem łącza telefonicznego, kierował swoją delegacją.

Najważniejsze wówczas były reformy polityczne, a wstępem do nich miały być wybory parlamentarne. Dyskusje o proporcjach reprezentacji władzy i opozycji w Sejmie zakończyły się przyznaniem 65 proc. mandatów partii komunistycznej PZPR i jej organizacjom sojuszniczym - Zjednoczonemu Stronnictwu Ludowemu i Stronnictwu Demokratycznemu. 35 proc. posłów miało być wybranych w wolnych wyborach. Spośród 299 miejsc w izbie poselskiej, jakie przypadły PZPR, 35 mandatów miało być obsadzonych z tzw. listy krajowej, na której znajdowali się najważniejsi członkowie partii.

Wybory do Senatu miały być całkowicie wolne, ale ta wyższa izba parlamentu nie miała żadnych realnych kompetencji, więc - jak mówili przeciwnicy Okrągłego Stołu - nie było o co się bić. 

Zmiany bez zmian

Kolejną z dyskutowanych przy Okrągłym Stole spraw było ustanowienie urzędu prezydenta. Przedstawiciele PZPR chcieli, by prezydent miał bardzo szerokie kompetencje i służył jako gwarancja zachowania przez nich wpływów, dlatego nie mógł być wybierany w powszechnych wyborach. Zgodzono się więc na elekcję przez połączone izby parlamentu.

Opozycji udało się uzyskać zgodę na ponowną legalizację "Solidarności", co nastąpiło 17 kwietnia 1989 r., ale związek nie miał prawa do strajku. Ponadto władza uparcie broniła monopolu medialnego - opozycja wynegocjowała jedynie półgodzinną audycję w telewizji i godzinną w radiu w ciągu tygodnia. Władze zgodziły się też na wydawanie przez Komitet Obywatelski jednego ogólnokrajowego dziennika (tak właśnie powstała "Gazeta Wyborcza").

Ideologię Okrągłego Stołu jednoznacznie poparły cieszące się wówczas największą wiarygodnością wśród odbiorców media nadające do Polski spoza kraju, przede wszystkim bardzo popularna wówczas Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa.

Ani do RWE, ani do BBC czy Głosu Ameryki, nie mówiąc już o mediach krajowych, nie miały dostępu ugrupowania bojkotujące Okrągły Stół, takie jak "Solidarność Walcząca" czy Federacja Młodzieży Walczącej. Ich racje były pomijane, wszystkie media jednoznacznie traktowały ich jak "radykałów" i "oszołomów", co doprowadziło do ich marginalizacji i w rezultacie wyeliminowało z publicznego dyskursu głoszone przez nie poglądy.

Przez cały czas okrągłostołowych rozmów społeczeństwo zachowywało się biernie i wyczekująco. Według przeprowadzanych wówczas sondaży, zainteresowanie obradami deklarowała zaledwie jedna trzecia społeczeństwa.

Próba bilansu

Magdalenka, oprócz dwóch posiedzeń plenarnych Okrągłego Stołu, była jedynym miejscem, gdzie w negocjacjach brali udział przedstawiciele Kościoła: ks. Alojzy Orszulik, abp Bronisław Wacław Dąbrowski i bp Tadeusz Gocłowski. Dla strony "solidarnościowej" było bardzo ważne, by te rozmowy toczyły się w obecności świadków, ale gdy wiadomość o nich wyszła na jaw, społeczeństwo nie odebrało dobrze tego faktu.

Wiele wskazuje na to, że władza zgodziła się na obecność przedstawicieli Episkopatu, by po prostu zneutralizować Kościół. Bierność społeczeństwa wskazywała na to, że w wyborach będą liczyć się głosy niezdecydowanych, a na nie ogromny wpływ mogli mieć księża. Chcąc ich "obłaskawić", w maju 1989 r. uchwalono więc pospiesznie ustawę o stosunku państwa do Kościoła rzymskokatolickiego.

Kościół otrzymał osobowość prawną, której nie miał przez 40 lat, otrzymał pozwolenie na zakładanie własnych stacji radiowych i zapowiedź podpisania konkordatu. Władza zrobiła to po to, by niejako "przeciągnąć" na swoją stronę duchownych. Ale się nie udało. W tym czasie przecież, w stylu tak charakterystycznym dla Służby Bezpieczeństwa, zostali zamordowani księża: Niedzielak, Suchowolec i Zych. Do dziś morderstwa te nie zostały wyjaśnione i nadal nie wiemy, kto i dlaczego ich zamordował.

Obrady Okrągłego Stołu rozpoczęły się minutą ciszy dla uczczenia pamięć ks. Suchowolca, ale na gestach się skończyło. Ani opozycja, ani władza nie chciały nagłaśniać tego tematu. 

Dokonując bilansu Okrągłego Stołu warto przytoczyć opinię prof. Antoniego Dudka, autora książki "Reglamentowana rewolucja", opisującej rozkład państwa komunistycznego w Polsce w latach 1988-1990. Wg prof. Dudka, ekipa gen. Jaruzelskiego, nie rezygnując z kontroli nad najistotniejszymi narzędziami sprawowania władzy, postanowiła zbudować dla części opozycji wydzielone im miejsce w systemie politycznym, a równocześnie przesunąć rzeczywiste centrum dyspozycji politycznej z Komitetu Centralnego PZPR do urzędu prezydenta, którym miał zostać właśnie gen. Jaruzelski. Jednak to, że tak się nie stało, jest zasługą burzliwych wydarzeń kolejnych miesięcy, a nie Okrągłego Stołu.

Dziś, 25 lat po rozpoczęciu tych rozmów, nadal nie wiemy, jakie gry operacyjne prowadziła SB w 1989 r., jakie były kryteria tworzenia tzw. drużyny Lecha Wałęsy i dlaczego tak mało było w tym mechanizmie demokracji. Wciąż nie wiemy, skąd wziął się przy Okrągłym Stole zabójczy dla gospodarki pomysł indeksacji płac, który w połączeniu z urynkowieniem cen żywności już rok później skutkował hiperinflacją i totalnym chaosem naszej i tak zrujnowanej socjalizmem gospodarki. Nie wiemy nadal - i to jest bardzo symboliczne - kto i dlaczego zabił ks. Suchowolca, ks. Niedzielaka i ks. Zycha.

Bez odpowiedzi na te pytania trudno świętować nawet najbardziej okrągłą rocznicę porozumień Okrągłego Stołu.

Jolanta Hajdasz, zastępca redaktora naczelnego

Przewodnik Katolicki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy