Kartki, czyli jak władze PRL "ułatwiały" obywatelom życie
Szwedzcy politycy straszyli nimi obywateli przed rządami lewicy, a w Polsce stały się symbolem niewypłacalności obietnic i obiektem dowcipów. Pamiętacie kartki na reglamentowane towary?
Choć dla większości Polaków kartki kojarzą się ze schyłkowym okresem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, to jednak pierwsza reglamentacja towarów wprowadzona została tuż po wojnie, będąc zresztą kontynuacją tej ustanowionej przez hitlerowców. Wtedy tłumaczono ją racjonalnie - rzeczywiście w kraju brakowało wszystkiego: od towarów spożywczych (także ziemniaków), przez naftę, zapałki aż po artykułu dziewiarskie.
W wyniku "ukartkowienia" w Polsce pojawił się równoległy rynek - ale tylko dla majętnych i przedsiębiorczych. Dla przykładu, w 1945 roku chleb kartkowy kosztował góra 1,5 zł, natomiast ten bezkartkowy aż 45-50 zł! Kartki stały się w ten sposób drugą - jakże cenną - walutą w kraju.
Wraz z mozolną odbudową Polski po wojennych zniszczeniach z listy towarów objętych reglamentacją powoli znikały kolejne pozycje. 1 stycznia 1948 roku zaprzestano racjonowania ziemniaków, a 1 listopada chleba, by z końcem roku całkowicie zrezygnować z reglamentacji. Wiązało się to nie tylko z postępującą - wciąż jednak niepełną - dostępnością towarów, ale też systematycznym przejmowaniem produkcji przez państwo.
Mocno polityczny charakter takich decyzji spowodował, że nie do końca współgrały z rzeczywistą sytuacją w kraju. Z tego powodu w 1951 roku władze "Polski Ludowej" powróciły do reglamentacji - początkowo na artykuły spożywcze. Jak to ładnie ujęto, uchwałę podjęto w "sprawie ułatwień w nabyciu mięsa, tłuszczów wieprzowych i przetworów mięsnych".
Z biegiem czasu obywatelom "ułatwiono" również dostęp m.in. do masła, mydła, środków piorących, cukru i słodyczy.
Rok 1953 przyniósł całkowitą rezygnację z kartek, ponieważ ich utrzymywanie nasiliło tarcia społeczne, zamiast je niwelować, jak tego spodziewały się władze. Ewentualny entuzjazm - o ile takowy był możliwy w końcowej fazie złowieszczego stalinizmu - przytłumił fakt gwałtownego skoku cen towarów. Polacy mogli odpocząć od kartek przez długie 23 lata.
Kartki - tym razem określane przez władze eleganckim sformułowaniem "bilety towarowe" - początkowo drukowane z licznymi zabezpieczeniami, powróciły w 1976 roku. Najpierw wyłącznie na cukier ("biletowany" kosztował 10 zł, a "wolnorynkowy" 26 zł), później właściwie na wszystko (m.in. papier toaletowy, benzynę czy tekstylia).
Dlaczego cukier poszedł na pierwszy ogień? Władze kierowały się nagłym zapotrzebowaniem na ten produkt po wydarzeniach czerwcowych (ponaddwustuprocentowy popyt), chęcią eksportu cukru zagranicę czy wreszcie... ograniczeniem bimbrownictwa.
Reglamentacja towarów w okresie stanu wojennego osiągnęła stan przewyższający ograniczenia z czasów okupacji w trakcie II wojny światowej! Po jego zakończeniu sytuacja wcale się nie poprawiła. W proces reglamentacji "zaangażowano" książeczki zdrowia dziecka, które stemplowano w sklepach po zakupie pieluch, waty czy mleka w proszku. Papier toaletowy był dostępny po przedstawieniu pokwitowania z punktu skupu makulatury (słynny przelicznik: rolka papieru za kilogram makulatury).
Niestrudzone i nieograniczone "kartkowanie" wszystkiego musiało w konsekwencji doprowadzić do wprowadzenia kartek na... kartki! Były to poświadczenia dołączone do dowodu osobistego, w których szczegółowo dokumentowano przyznane "bilety towarowe". Miało to zapobiec swobodnemu rozdziałowi kartek.
Nic zatem dziwnego, że władze doszły do wniosku, iż system kartkowania nie sprawdza się. Systematycznie zaczęto odchodzić od reglamentacji towarów, by wreszcie w lipcu 1989 roku w ogóle zrezygnować z kartek. Ostatnim reglamentowanym towarem było mięso. Koniec kartek symbolicznie łączył się z końcem PRL.
Reglamentacja, tak jak wiele paradoksów "Polski Ludowej", na stałe trafiła do naszej popkultury. W jednym z dialogów w serialu "Alternatywy 4" Stanisława Barei pada jakże znaczące sformułowanie: "A na co mi pieniądze, panie? Co innego kartki. Wie pan co, na mięso bym wziął albo na cukier"...
Nas kartkami nękano, w Szwecji natomiast straszono. W 1976 roku na wyborcze plakaty tamtejszej prawicy, wymierzone w konkurencyjną socjaldemokrację, trafił wizerunek polskiej kartki na cukier z ostrzeżeniem: "Czy chcesz tego w Szwecji?". Czyżby właśnie z tego powodu rządząca od 1932 roku Szwedzka Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza przegrała wówczas wybory?
Artur Wróblewski