Ks. Jerzy Popiełuszko: Niezłomny świadek prawdy
Mija kolejna rocznica porwania i męczeńskiej śmierci błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. Trzydzieści lat od tamtych wydarzeń wiemy dużo o jego ostatnich dniach. Nadal jednak nie udało się wyjaśnić okoliczności tej zbrodni i osądzić jej zleceniodawców.
Władze komunistyczne irytowała duszpasterska działalność kapłana wśród robotników, udzielanie wsparcia działaczom podziemnej "Solidarności", organizowanie Mszy Św. Za Ojczyznę i pielgrzymek ludzi pracy na Jasną Górę. Działania nękające i represyjne prowadził przeciwko niemu Departamentu IV MSW, zajmujący się walką z Kościołem katolickim, Urząd do Spraw Wyznań, wymiar sprawiedliwości, odpowiednie Wydziały Komitetu Centralnego PZPR, a także media.
Początkowo Służba Bezpieczeństwa podjęła przeciwko ks. Jerzemu niemu standardowe działania. Podobnie jak w przypadku innych duchownych, gromadziła informacje na jego temat w Teczce Ewidencji Operacyjnej na Księdza (TEOK). Zaniepokojona wzrastającą aktywnością ks. Popiełuszki, we wrześniu 1982 r. założyła przeciw niemu sprawę operacyjnego rozpracowania o kryptonimie "Popiel".
W inwigilacji ks. Jerzego ważną rolę odegrali konfidenci bezpieki, wśród nich m.in.: TW "Tarcza"/"Tarnowski"/"Miecz", czyli Tadeusz Stachnik - członek NSZZ "Solidarność" Regionu Mazowsze, działacz KPN oraz członek Prezydium Regionalnego Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania Regionu Mazowsze; TW "Kustosz" - ks. Andrzej Przekaziński - w latach 1977-1981 rezydent parafii św. Stanisława Kostki, a od 1981 r. w parafii św. Trójcy w Warszawie, dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego; a także TW "Jankowski" - ks. Michał Czajkowski.
SB podejmowała próby skompromitowania ks. Popiełuszki przed innymi duchownymi i hierarchami Kościoła katolickiego. We wrześniu 1983 r. TW "Jankowski" otrzymał od płk. Adama Pietruszki z Departamentu IV SB MSW polecenie, aby: "Nadal przekazywać prymasowi opinie, które będą dyskredytowały ks. Popiełuszkę".
Celem bezpieki było również zastraszenie żoliborskiego duchownego: włamywano się do jego mieszkania, podrzucano ładunki wybuchowe, uszkadzano auto itp. Usiłowano uderzyć w niego formalnie zarzucając mu, że głoszone przez niego kazania "godzą w interesy PRL". Wielokrotnie był przesłuchiwany.
We wrześniu 1983 r. wszczęto przeciw niemu śledztwo pod zarzutem nadużywania wolności sumienia i wyznania na szkodę PRL. Został oskarżony, ale na mocy amnestii z 1984 r. uwolniony od kary.
W celu zdyskredytowania ks. Jerzego zorganizowano medialną kampanię propagandową. Zasłynął w niej szczególnie ówczesny rzecznik rządu Jerzy Urban. W artykule pt. "Seanse nienawiści", który ukazał się w tygodniku "Tu i Teraz" 19 września 1984 r. nazwał kapłana "natchnionym politycznym fanatykiem". Zarzucał mu, że jest "organizatorem sesji politycznej wścieklizny" i wyrażał nadzieje, że "upiory, które żoliborski magik polityczny wypuszcza spod ornatu, same pozdychają".
Tekst Urbana był kontynuacją sowieckiej akcji propagandowej, zapoczątkowanej 12 września 1984 r. na łamach moskiewskiego dziennika "Izwiestia". Warszawski korespondent pisma Leonid Toporkow, w artykule "Lekcja na darmo" (ros. "Urok nie wprok"), oskarżał ks. Popiełuszkę o "sianie ziarna niezgody", "rzucanie cienia na braterską przyjaźń" Polski i ZSRS i współpracę z "zajadłymi kontrrewolucjonistami".
Propagandowe kłamstwa, mobilizowały funkcjonariuszy SB do zaktywizowania działań przeciwko niepokornemu kapłanowi. Jeden z jego zabójców, kpt. Piotrowski przyznał później podczas procesu toruńskiego, że "bardzo pilnie wsłuchiwał się w to, co mówi rzecznik prasowy rządu", traktując jego słowa "jako rodzaj przyzwolenia dla swej działalności przeciwko księżom katolickim w Polsce".
Władze kościelne, zaniepokojone nasilającymi się represjami i atakami wobec ks. Popiełuszki, rozważały możliwość wysłania go do Rzymu. Propozycję Prymasa kapłan przyjął z pokorą i gdyby taka decyzja zapadła, podporządkowałby się jej. Pozostawiono mu jednak wybór.
Mimo zagrożenia życia kapłan, nie zdecydował się na wyjazd i nie opuścił tych, nad którymi sprawował opiekę duszpasterską. Podkreślał: "Nie wolno mi zmarnować tego zaufania, którym mnie ludzie obdarzyli, a poprzez mnie Kościół".
Wobec nieskuteczności dotychczasowych działań bezpieka podjęła decyzję o zamachu na kapłana. 25 września 1984 r. podczas narady oficerów Departamentu IV omawiano plan "przerwania wrogiej działalności księży: Jerzego Popiełuszki, Teofila Boguckiego, Jana Sikorskiego, Stanisława Małkowskiego i Leona Kantorskiego. Stwierdzono wówczas: "Dość tej zabawy z Popiełuszką i Małkowskim. Podejmujemy zdecydowane działania. Trzeba nimi wstrząsnąć, żeby to było na granicy zawału serca, żeby to było ostrzeżenie".
Kilka tygodni później, 13 października, miała miejsce pierwsza, nieudana próba zabójstwa ks. Popiełuszki. Grupa kpt. Grzegorza Piotrowskiego obrzuciła kamieniami samochód, w których podróżował z Gdańska do Warszawy. Kolejną, tym razem skuteczną próbę ta sama ekipa podjęta sześć dni później.
Władze komunistyczne nie były w stanie zatuszować zabójstwa popularnego kapłana i zrzucić winę na "nieznanych sprawców". Przeprowadzono więc proces pokazowy, który trwał wyjątkowo krótko, bo od 27 grudnia 1984 r. do 7 lutego 1985 r. Ze względu na miejsce dokonania zbrodni sprawą zajął się Sąd Wojewódzki w Toruniu.
O uprowadzenie, torturowanie i pozbawienie życia ks. Popiełuszki oskarżono funkcjonariuszy Departamentu IV: Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego. Aktem oskarżenia objęto także ich przełożonego, zastępcę dyrektora Departamentu IV, Adama Pietruszkę.
Nie wyjaśniono roli w podżeganiu do zabójstwa gen. Władysława Ciastonia, wiceministra spraw wewnętrznych i szefa SB oraz gen. Zenona Płatka, który pełnił wówczas funkcje dyrektora IV Departamentu MSW. Śledztwo wobec nich wszczęto dopiero w 1990 r. W 1994 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił obu generałów. W 1996 r. Sąd Apelacyjny uchylił wyrok i nakazał powtórzyć proces. W styczniu 2000 r. sąd wyłączył z postępowania chorego Płatka (zmarł w czerwcu 2009 r.). W 2002 r. z braku dowodów winy ponownie uniewinniono gen. Ciastonia.
W sprawie zabójstwa kapłana jest wiele niewyjaśnionych wątków. Wątpliwości budzi ustalona w procesie toruńskim wersja dotycząca przebiegu zbrodni. Według niej, ks. Popiełuszko został porwany 19 października 1984 r. w Górsku pod Toruniem, a następnie przewieziony na włocławską tamę i tam utopiony.
Przeprowadzana kilkakrotnie rekonstrukcja tamtych tragicznych wydarzeń wyklucza jednak możliwość dokonania zbrodni w czasie i przy zastosowaniu środków jakimi dysponowali skazani w procesie. Pojawiają się twierdzenia, że ciało ks. Popiełuszki zostało wrzucone do Wisły na włocławskiej tamie dopiero 25 października 1984 r. Co zatem działo się z kapłanem przez sześć dni?
Według oficjalnej wersji, która stała się podstawą procesu toruńskiego, ks. Popiełuszko został uprowadzony, a następnie zamordowany przez trzech funkcjonariuszy SB, którzy działać mieli samodzielnie chcąc zapobiec dalszej "szkodliwej" działalności duchownego. Jednak znając mechanizmy działania tajnych służb PRL trudno przyjąć, by tego typu samowolna akcja mogła mieć miejsce, tym bardziej, że jeden z oskarżonych, Grzegorz Piotrowski, z rozbrajającą szczerością przyznał: "Góra chce, aby ks. Popiełuszko zginął raz na zawsze". W żadnym procesie nie zdołano ustalić, kogo Piotrowski miał na myśli.
W październiku 1984 r. ster rządów był w rękach generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Z notatki pochodzącej z sierpnia 1984 r. wynika, że to Jaruzelski zlecił "wzmóc działania wobec ks. Popiełuszki". Adam Pietruszka twierdził, że przed aresztowaniem odbył rozmowę z Kiszczakiem, który miał powiedzieć: "Generale Pietruszka, trzeba dać się chwilowo zamknąć...".
Oferta ta była jednoznaczna, zważywszy na fakt, że Pietruszka posiadał wówczas stopień pułkownika. Na jego stwierdzenie: "Jak towarzyszowi ministrowi wiadomo, jestem pułkownikiem. A po wtóre, o jakim zamknięciu mowa?", Kiszczak miał odpowiedzieć: "Mój zwrot »generale«, to nie przejęzyczenie. To oczywisty koszt za zrealizowanie przez was trudnej roli".
Pietruszka uważał, że wyznaczono mu rolę kozła ofiarnego. Twierdził też, że wkrótce po aresztowaniu odwiedził go szef Biura Śledczego SB w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, płk Zbigniew Pudysz, który miał mu oznajmić: "Musicie być tamą. Ze względu na rację stanu nie można rzucać cienia na Kiszczaka".
Istnieje kilka hipotez dotyczących motywów zbrodni. Wedle jednej z nich, śmierć kapłana miała stanowić sygnał ostrzegawczy dla opozycji. Według innej, udział w tej decyzji mogło mieć KGB. Mało prawdopodobne wydają się dwie kolejne wersje.
Według pierwszej z nich, zabójstwo ks. Jerzego miało być wynikiem walk frakcyjnych w PZPR, a inspiratorem mordu mógł być gen. Mirosław Milewski, który był wówczas wiceministrem MSW i jedną z najbardziej wpływowych osób w państwie. Zabójstwo kapłana miało odwrócić uwagę od afery "Żelazo" (kierowania przez Milewskiego i jego podwładnych grupą zajmującą się rabunkiem złota i kamieni szlachetnych na Zachodzie) oraz doprowadzić do osłabienia niechętnej Milewskiemu ekipy Kiszczaka i Jaruzelskiego.
Według drugiej hipotezy, śmierć księdza miała być niezamierzonym "wypadkiem przy pracy", czyli skutkiem nieudanej próby pozyskania duchownego do współpracy z SB. Tezie tej przeczą fakty, bowiem w kolejnych latach w zamordowani zostali inni kapłani związani "Solidarnością" i duchowni uznani za "wrogów systemu": ks. Stanisław Palimąka, ks. Stefan Niedzielak, ks. Stanisław Suchowolec, ks. Stanisław Kowalczyk, ks. Sylwester Zych. Usiłowano także pozbawić życia księży Adolfa Chojnackiego i Henryka Jankowskiego, a ks. Kazimierza Jancarza i ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego bezpieka starała się zastraszyć.
Bezpośredni sprawcy bestialskiego mordu na ks. Popiełuszce opuścili już więzienia. Główni zleceniodawcy zbrodni, dotąd nie zostali osądzeni. Droga do poznania prawdy wciąż jest długa.
Cecylia Kuta
Historyk, pracownik Oddziału IPN w Krakowie, współpracownik Ośrodka Myśli Politycznej