Książeczki PKO. Samochody z losowania, oszczędności bez oprocentowania

To było ciekawe zjawisko społeczno-gospodarcze. Ludowe państwo polskie starało się, jak mogło, zmusić ludzi do oszczędzania. Nie chodziło bynajmniej o dobro obywateli, ale o ściągnięcie jak największej sumy pieniędzy z rynku wewnętrznego.

Uderzono więc w czułą nutę, czyli w społeczny pęd do motoryzacji, objawiający się wręcz obsesyjną chęcią posiadania samochodu przez obywateli naszego kraju. Trzeba przyznać komunistom, że było to zagranie koncertowe.

W 1957 roku bank Powszechna Kasa Oszczędności (PKO) wprowadził nowy system oszczędzania - książeczki oszczędnościowe umiejscowione, które brały udział w kwartalnych, premiowych losowaniach samochodów.

Należało wpłacić odpowiednio dużą sumę (w 1957 roku było to 6000 zł, czyli równowartość 5 średnich miesięcznych pensji; w późniejszym okresie wymagalny wkład wzrósł do 9000 zł) i pozostawić tę kwotę w banku na co najmniej na 3 miesiące. Jako premię co kwartał losowano samochody. Początkowo w proporcjach 1 auto na 1000 książeczek PKO, potem proporcje były już dużo mniej korzystne dla oszczędzających.

Reklama

O skali tego przedsięwzięcia świadczą najlepiej liczby: w 1966 roku w obiegu było 19 500 000 książeczek oszczędnościowych PKO z pełnymi wkładami uprawniającymi do brania udziału w losowaniu samochodów!

Ludność Polski liczyła wówczas 31,5 miliona. Wynika więc z tego, że 62 proc. społeczeństwa posiadało książeczki oszczędnościowe umiejscowione. Odejmując dzieci i młodzież, można by wnioskować, że każdy dorosły Polak taką książeczkę oszczędnościową posiadał.

Zrozumienie tego zjawiska jest jednak trochę rozbieżne z prostolinijną logiką. Niektóre rodziny miały po 5-10 książeczek, a czasami nawet więcej. Inne nie miały ani jednej.   

Był tu jednak pewien haczyk: banki nie dawały nic za darmo - nawet wtedy ulokowane oszczędności nie były oprocentowane. W przypadku pojedynczych książeczek były to kwoty nieduże, ale jeżeli przeliczymy ewentualną skalę oprocentowania tej formy oszczędzania to wyjdzie, że losowane samochody były świetnym interesem... dla banku.

Do lat 80. losowaniami premiowymi ekscytowała się prawie cała Polska. Był to pewnego rodzaju drugi Toto Lotek. W 1957 roku wylosowano 51 samochodów, w 1958 roku - 230, w 1960 roku - ponad 1000, a w 1965 roku - 2489 aut.

Warto wspomnieć, że w 1965 roku auta z losowań premiowych stanowiły około 10 proc. ogólnej liczby nowych samochodów osobowych, które przez Motozbyt trafiły na rynek polski w tym roku.

W motoryzacyjnej historii PRL-u był to ważny kanał dystrybucji samochodów. W latach 60., 70. i 80. tą drogą trafiło na rynek ogółem kilkadziesiąt tysięcy aut osobowych. Inną sprawą są emocje, jakie towarzyszyły temu zjawisku. Losowano 1000 samochodów, a miliony osób trzymało kciuki licząc na łut szczęścia...

Tomasz Szczerbicki

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polska Rzeczpospolita Ludowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy