Minister Gliński: O strajku łódzkich studentów trzeba przypominać

Strajk łódzkich studentów po wprowadzeniu stanu wojennego był symbolem mądrego oporu przeciwko totalitaryzmowi - ocenił wicepremier i minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński. Według niego, trzeba o tym przypominać młodym pokoleniom.

Szef resortu brał w sobotę w Łodzi udział w spotkaniu poświęconym 34. rocznicy strajku, jaki studenci z Niezależnego Zrzeszenia Studentów (NZS) proklamowali na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 roku.

Zdaniem Glińskiego przypominanie o tamtych wydarzeniach jest bardzo ważne. "Mówienie o tym świadczy, że nasza tożsamość jest ważna, że ją wypracowujemy odnosząc się do najbardziej wartościowych momentów także historycznych" - powiedział. Jak podkreślił młodzi ludzie potrafili się przeciwstawić totalitaryzmowi, co w tamtych czasach nie było łatwe.

Reklama

"Trzeba o tym mówić i przypominać młodym ludziom, nowym pokoleniom, że w życiu czasami trzeba mądrze wybierać, choć ten wybór może skutkować poważnymi konsekwencjami, bo przecież wielu uczestników tamtych wydarzeń później nie miało łatwo w tamtym czasie" - powiedział.

"To był ważny znak"

Zdaniem Glińskiego, choć strajki studenckie w Łodzi nie były jedynymi strajkami w środowisku akademickim, to jednak - jak mówił - były najważniejszymi, najbardziej symbolicznymi i najbardziej znanymi w Polsce. Przypomniał, że on sam brał również udział w wielogodzinnym strajku, jaki zorganizowali 15 grudnia 1981 roku młodzi doktoranci Polskiej Akademii Nauk w Pałacu Staszica w Warszawie. 

"Gdyby spojrzeć na szersze tło historyczne, to znaczenie tego strajku będzie incydentalne. Natomiast w sferze symbolicznej odegrało bardzo duża rolę. W naszej historii tak zawsze bywało w trudnych momentach, że znajdowała się grupa desperatów, którzy w trudnej sytuacji mówili nie po to, aby zostawić świadectwo własnej niezłomności, przywiązania do najważniejszych wartości" - powiedział z kolei historyk Włodzimierz Domagalski.

Jednocześnie zwrócił uwagę, że takie postawy różnie się ocenia. "Niektórzy mówią o bohaterstwie, odwadze, inni o szaleństwie, o tym, że nie powinno się niepotrzebnie narażać. Myślę jednak, że o uczestnikach takich wydarzeń można powiedzieć, że byli ludźmi wolnymi" - dodał Domagalski.

Według niego znaczenie tego strajku, to z jednej strony brak zgody na wprowadzenie stanu wojennego z drugiej strony wyzwanie rzucone systemowi.

Brutalna pacyfikacja ZOMO

Szef IPN Łukasz Kamiński IPN zwrócił uwagę, że po wprowadzeniu stanu wojennego tylko w sześciu uczelniach na ponad 80 wówczas funkcjonujących doszło do mniejszych lub większych protestów.

Po wprowadzeniu stanu wojennego studenci z NZS proklamowali strajk okupacyjny na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego 14 grudnia 1981 r. Strajkowi towarzyszyła wielka manifestacja mieszkańców Łodzi połączona z blokadą tramwajarzy z MPK.

Strajk studentów został brutalnie spacyfikowany na drugi dzień przez oddziały ZOMO, strajkujący studenci uciekli dzięki pomocy pracowników UŁ tylnym wyjściem. Podczas interwencji ZOMO wiele osób zostało pobitych, zdemolowano także wnętrze budynku Wydziału Prawa.

W latach 80-tych Łódź była jednym z najważniejszych ośrodków akademickich opozycji studenckiej. To w Łodzi od 21 stycznia 1981 do 17 lutego 1981 odbył się najdłuższy strajk okupacyjny w historii PRL, który zakończono podpisaniem tzw. Porozumień Łódzkich i rejestracją Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Stan wojenny wprowadzono w Polsce nocą z 12 na 13 grudnia 1981 r. Mieszkańcom ograniczono podstawowe prawa obywatelskie. W jego wyniku śmierć poniosło ok. 100 osób, aresztowano lub internowano łącznie ponad 10 tys. Stan wojenny został zawieszony 31 grudnia 1982 r., a 22 lipca 1983 r. - odwołany.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy