Młodzieżowy Ruch Oporu Solidarności Walczącej

W okresie szesnastu miesięcy legalnego funkcjonowania NSZZ Solidarność powstało m.in. Niezależne Zrzeszenie Studentów, Solidarność Rolników Indywidualnych, zorganizowało się wiele niezależnych od komunistycznych władz środowiskowych związków i stowarzyszeń. Do wprowadzenia stanu wojennego nie udało się jednak stworzyć większej organizacji uczniów szkół średnich.


Zapomniane zasługi dzisiejszych pięćdziesięciolatków

Uczniowie szkół średnich towarzyszyli wszystkim wydarzeniom, związanym z wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego. Tysiące licealistów uczestniczyły w największej grudniowej demonstracji z roku 1981, jaka miała miejsce w Gdańsku. Dziełem często właśnie tych młodych ludzi były popierające Solidarność napisy na murach i pierwsze akcje ulotkowe. Kiedy w piśmie dolnośląskiego Regionalnego Komitetu Strajkowego "Z Dnia Na Dzień" zamieszczony został apel, by w miarę możliwości chodzić po ulicach z dużymi torbami, co miało rozproszyć uwagę patroli milicji, ZOMO, wojska i SB, wypatrujących działaczy podziemia przenoszących sprzęt i podziemne wydawnictwa - najżywiej zareagowała młodzież. W wielu wspomnieniach z tego czasu pojawiają się obrazy zaśnieżonych ulic, na których roi się od nastolatków dźwigających plecaki. Ci młodzi ludzie narażali się na zatrzymania przez patrole i rzeczywiście - legitymowani i rewidowani byli masowo. Bywało, że niemal co krok można było zobaczyć zomowców wysypujących w uliczne błoto zawartość plecaków, zdzieranych z młodych chłopców i dziewcząt. Wśród tych przedmiotów funkcjonariusze reżimu nie znajdowali jednak niczego podejrzanego. Zwykle  były to ubrania i książki. Na pytanie, dlaczego to noszą, patrole najczęściej słyszały odpowiedź, że w związku z wprowadzeniem stanu wojennego młodzi ludzie stosują się do obowiązku meldunkowego i kończąc "pomieszkiwanie" u cioci, babci lub przyjaciół - udają się do rodziców, czyli formalnego miejsca zamieszkania.

Reklama

Oprócz unurzania rzeczy w ulicznej mazi (a przydziałowa odrobina proszku do prania też była na kartki!) "dzieciaki z plecakami" nie raz doświadczały przy tej okazji krótkotrwałego uwięzienia, paru ciosów pałką i niemal zawsze - wpisania do milicyjnego notesu z groźbą, "żeby to było ostatni raz!" Nawet taka forma wspierania zaatakowanej Solidarności wiązała się więc z nieprzyjemnościami i ryzykiem. A jednak chłopców i dziewcząt z plecakami na ulicach nie brakowało, dzięki czemu rzeczywistym działaczom podziemia łatwiej i bezpieczniej było przemknąć z bibułą czy materiałami poligraficznymi. Bez wątpienia nie jedna podziemna inicjatywa mogła zaistnieć i nie jeden działacz Solidarności uniknął więzienia dzięki setkom ludzi mających wtedy naście lat i którzy nie wahali się ściągać na siebie uwagę panoszących się na ulicach, uzbrojonych po zęby patroli wojska i milicji.

Początki młodzieżowego podziemia

Już w grudniu 1981, jak grzyby po deszczu, wyrastały w całej Polsce młodzieżowe organizacje konspiracyjne. Różny był ich charakter - jedne ściśle współpracowały z tworzącymi się podziemnymi komórkami NSZZ Solidarność, inne dopiero szukały kontaktu z "dorosłą" opozycją, jeszcze inne, jak grupa młodzieży z Grodziska Mazowieckiego, przygotowywały się do walki zbrojnej. Część  tych inicjatyw została rozbita przez SB, większość osłabła lub nawet całkowicie wygasła już po kilkunastu miesiącach. Były jednak i takie, które dokonały zaskakująco dużo a potem - kadrami doświadczonych konspiratorów zasiliły pierwsze szeregi słabnącej opozycji. Organizacja o takim potencjale już w pierwszych dniach stanu wojennego zaczęła powstawać w podwrocławskim Strzelinie. Jej liderem był siedemnastoletni wówczas Zbigniew Jagiełło. Ze wspomnień jego przyjaciół wynika, że nawet pierwszej sylwestrowej nocy stanu wojennego "nikt z nich nie imprezował - wszyscy malowali". Małe noworoczne rozprężenie służb, odpowiadających za komunistyczne panowanie w gminach przylegających do południowej rubieży Wrocławia, grupa nastolatków wykorzystała do wymalowania dziesiątek pro solidarnościowych haseł.

Pierwsza próbą "starcia z otwartą przyłbicą" z przedstawicielami junty Jaruzelskiego było dla Zbigniewa Jagiełły spotkanie młodzieży strzelińskiego Liceum Ogólnokształcącego z oficerem politycznym Ludowego Wojska Polskiego. Spotkania takie w pierwszych dniach po odwieszeniu zajęć odbywały się w szkołach i uczelniach całego kraju.  Oficer, którego wydelegowano do LO w Strzelinie, nie miał prostego zadania. Kiedy tylko zezwolił na zabieranie głosu przez uczniów - został przygwożdżony argumentami, wygłaszanymi przez Zbigniewa Jagiełłę. Sala wypełniona przez uczniów kilku klas ze zdumieniem i satysfakcją mogła wtedy obserwować  pot skapujący z czoła oficera LWP, którego twarz na przemian bladła i purpurowiała. Taka była bowiem jego reakcja na przytaczane przez ucznia trzeciej klasy liceum  a wynikające z artykułów Konstytucji PRL dowody nielegalności stanu wojennego. Oficer LWP potrafił na nie odpowiadać wyłącznie powtarzanymi w kółko komunałami. Po spotkaniu uczniowie wychodzili z sali z uzasadnionym przekonaniem , że w tym intelektualnym pojedynku właśnie pokonany został jeden z przedstawicieli reżimu. Następny dzień okazał się jednak dla młodzieży być lekcją gorzką, choć dla zrozumienia istoty komunistycznego systemu - bardzo cenną. Okazało się bowiem, że kilka godzin po spotkaniu oficera LWP z młodzieżą LO w Strzelinie - internowanych zostało dwoje nauczycieli historii tegoż liceum. Związek jednego wydarzenia z drugim dla wszystkich był oczywisty. Także dla Zbyszka Jagiełły, który w tym momencie doszedł do wniosku, że w realiach panujących po wprowadzeniu stanu wojennego wszelkie jawne inicjatywy opozycyjne przynosić muszą więcej strat, niż korzyści. Fundamentem zaś działań, mogących doprowadzić do rzeczywistych zmian, musi być prężna działalność podziemna. Stąd pomysł utworzenia Młodzieżowego Ruchu Oporu Solidarność.

Organizacja budowana od podstaw

Jagiełło chciał organizacji silnej, zdolnej działać przez długie lata, bardzo efektywnie "kąsającej reżim" a przy tym odpornej na działania SB i innych służb. Tymczasem - do jej zbudowania nie miał nic. Nie miał kontaktów z ludźmi opozycji, nie miał pojęcia o drukowaniu, nie miał żadnej bazy materialnej. Miał w swoim otoczeniu kilku też chcących działać rówieśników, miał zapał i wizję celu. Po stronie "zasobów" można by wymienić jeszcze mnóstwo przeczytanych książek, wśród których dosłownie setki opowiadały o konspiracyjnej walce Armii Krajowej i innych niepodległościowych organizacji. Istotnym "zasobem" okazała się zresztą właśnie książka - podręcznik dla uczniów techników poligraficznych. To ona stanowiła merytoryczną podstawę uruchomienia druku. Maszyna do pisania - należała do sekretariatu pobliskiego przedsiębiorstwa PGR, w której pracowała mama jednego z kolegów. Z maszyny tej udawało się skorzystać. Jak wszystkie w PRL-u - miała zarejestrowane czcionki, ale w procesie druku ich odbicia były zniekształcane na tyle, by nie stanowić "tropu" dla SB. Materiały chemiczne - kupowano w zwykłych sklepach z chemią gospodarczą, po czym żmudną metodą prób i błędów  powstawały całkiem skuteczne materiały poligraficzne. Papier - towar deficytowy - pochodził zewsząd. Mimo, że w 1982 roku na kartki były nawet zeszyty, udawało się zdobyć go na tyle dużo, by uruchomić wydawanie własnego pisma. Wcześniej drukarski kunszt osiągano powielając mniejsze teksty, zamieszczane na plakatach i ulotkach. Jednym z najważniejszych współpracowników Zbigniewa Jagiełło był w tym czasie uczeń wrocławskiego Liceum Zawodowego przy Zakładach Hutmen Dariusz Kędra. To przede wszystkim oni dwaj w styczniu 1983 zaczęli wydawać pismo Młodzieżowego Ruchu Oporu Solidarność, zatytułowane "Wolna Polska".

Wytrwałość, stała troska o jakość, permanentna świadomość celu - muszą dać owoce

Naczelnym redaktorem i autorem największej liczby tekstów "Wolnej Polski" był Zbigniew Jagiełło. Pismo ukazywało się regularnie, stale podnosząc jakość techniczną , zwiększając objętość i nakład. Startowało jako dwustronna gazetka formatu A- 4, powielana w kilkuset egzemplarzach. Do roku 1986, kiedy ukazał się 84 numer "Wolnej Polski", wielokrotnie pojawiało się w wersji wielostronicowej i w nakładzie kilku tysięcy egzemplarzy. Początkowo dość skromnie wyglądały sieci kolportażowe organizacji MROS. Jagiełło konstruował je bardzo ostrożnie. Wiedział, że to one najczęściej są przyczyną "wpadek", w wyniku których Służba Bezpieczeństwa mogłaby dojść do jądra organizacji "jak po nitce do kłębka". Budując struktury stawiał wyłącznie na ludzi w najwyższym stopniu godnych zaufania. Nie ograniczał jednak nakładu pisma. Setki egzemplarzy każdego wydania przechodziły nie tylko "z rąk do rąk", ale też wykładane były na wrocławskich uczelniach, w kruchtach kościołów, w tramwajach i autobusach. Większość działaczy w tym okresie nie pochodziła z Wrocławia, lecz Strzelina. Pojawianie się pisma przede wszystkim we Wrocławiu  - prowadziło jednak Służbę Bezpieczeństwa na fałszywy trop. Dodatkową "zmyłką" było wypełnienie niektórych numerów informacjami dotyczącymi np. Poznania i rozłożenie dużej ilości egzemplarzy "Wolnej Polski" na parapetach szkół i uczelni tego miasta.

W lutym 1983 Młodzieżowy Ruch Oporu Solidarność wezwał do demonstracji w piętnastą rocznicę Marca 1968. Na łamach "Wolnej Polski" oraz w ulotkach pojawiła się propozycja, by rocznicę uczcić składaniem kwiatów przed Pomnikiem Profesorów Lwowskich na pl. Grunwaldzkim we Wrocławiu. Informacja o tej inicjatywie, prawdopodobnie za pośrednictwem coraz bardziej dostępnej prasy MROS, dotarła do organizacji Kornela Morawieckiego - Solidarności Walczącej. SW zareagowało na nią natychmiast - przedrukowując wezwanie organizacji młodzieżowej na łamach własnych gazetek. Obydwie organizacje zaczęły więc ze sobą współpracować, mimo że nie było między nimi żadnych rzeczywistych kontaktów.

Na, dodatkowo nagłośnione przez Solidarność Walczącą,  wezwanie MROS zmobilizowane zostały we Wrocławiu siły ZOMO, które od pierwszych dni marca spotęgowały w mieście demonstracje siły. Mimo, że po dolnośląskiej stolicy krążyły kolumny pojazdów przeznaczonych do walki z tłumem, o wskazanej porze pod Pomnik Profesorów Lwowskich dotarło parę tysięcy ludzi. W wyniku zomowskiego ataku doszło do starć. Na ulicy Piastowskiej stanęły barykady a do wystąpień doszło także w kilku innych punktach miasta. Zatrzymanych zostało kilkadziesiąt osób. Wśród nich uczniowie Liceum Ogólnokształcącego w Strzelinie i działacze MROS - Zbigniew Jagiełło oraz Bogdan i Piotr Olędzcy. Wszyscy stanęli przed Kolegium d.s. Wykroczeń, które za "udział w nielegalnym zbiegowisku" skazało ich na grzywny po 15 tys. złotych, z możliwością zamiany na miesiąc aresztu. Znacznie dotkliwsza była jednak, praktykowana wtedy powszechnie kara usunięcia ze szkoły z zakazem kontynuowania nauki w szkole równoległej. Decyzja w tej kwestii zapadła w maju 1983, skutkując relegowaniem z liceum uczniów trzeciej klasy - braci Olędzkich. Zbigniew Jagiełło miał więcej szczęścia - informacja o skazaniu przez Kolegium dotarła do szkoły już po odebraniu przez niego świadectwa dojrzałości. W październiku 1983 Zbigniew Jagiełło został studentem Politechniki Wrocławskiej.

W stronę Solidarności Walczącej

                                             

W roku 1983 i 1984 wrocławskie podziemie młodzieżowe doznało szeregu ciosów, celnie zadanych przez Służbę Bezpieczeństwa. W maju i grudniu 1983 a potem w grudniu 1984 doszło do zatrzymań i aresztowań działaczy Polskiej Niezależnej Organizacji Młodzieżowej. Przez areszty i pokoje przesłuchań przeszło kilkanaście osób związanych z PNOM, zarekwirowany został sprzęt poligraficzny, zapadły wyroki. Po latach okazało się, że ojciec jednego z działaczy PNOM, Tadeusz Puczko, znany działacz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, od roku 1956 był tajnym współpracownikiem, działającym pod kryptonimem "Bolek". W latach 1983 - 85 SB dokonała rewizji w mieszkaniach wszystkich, związanych z podziemiem kolegów syna Tadeusza Puczko. W 1984 aresztowany też został Waldemar Kras, siedemnastoletni drukarz i wydawca młodzieżowego pisma "Impuls", w 1985 roku skazany za to na półtora roku więzienia. Zatrzymania dotknęły też kolporterów konspiracyjnego pisma "Wyrostek". W 1983 aresztowano również działaczy Młodzieżowych Jednostek Oporu, na trop których  SB wpadła prawdopodobnie także w wyniku pracy bardzo licznej i aktywnej agentury, która podążyła śladem jednego z członków MJO. Działaniom SB opierał się natomiast Młodzieżowy Ruch Oporu Solidarność, który oprócz "Wolnej Polski" w 1985 roku zaczął wydawać biuletyn "Solidarność Młodzieży". Jedynym sukcesem SB w zwalczaniu MROS było aresztowanie w dniu 21 czerwca 1985 siedemnastoletniego Piotra Szlachty oraz zatrzymanie na 48 godzin kilku jego współpracowników. Piotr Szlachta był jednak z MROS związany jednak w taki sposób, że trwające trzy miesiące śledztwo i wielokrotne przesłuchania uwięzionego licealisty - nie doprowadziło do jakichkolwiek represji wśród działaczy MROS. Sam Piotr Szlachta za kolportaż "Wolnej Polski" 21 stycznia 1986  został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

Wcześniej, gdyż już na przełomie kwietnia i maja 1985,  Zbigniew Jagiełło, występujący pod pseudonimem Bogdan Zaremba, wysłał list do Rady Solidarności Walczącej, w którym w imieniu Młodzieżowego Ruchu Oporu Solidarność zaproponował przyłączenie tej struktury do organizacji Kornela Morawieckiego. Odpowiedź była pozytywna, w wyniku czego na łamach prasy SW i MROS w dniu 16 maja 1985 zostało ogłoszone przekształcenie MROS w Młodzieżowy Ruch Oporu Solidarności Walczącej. Dzień później MRO SW, wraz z przedstawicielami innych podziemnych organizacji młodzieżowych Dolnego Śląska, opublikował "Młodzieżową Deklarację Solidarności". Stanowiła ona odpowiedź na represje, które rozbiły część młodzieżowego podziemia a zarazem wyznaczenie kierunku działań polskiej młodzieży, walczącej o wolność swojego kraju.  "Deklaracja" podkreślała niezłomną walkę o niepodległość i gotowość poniesienia ofiar oraz solidarność i gotowość niesienia każdej możliwej pomocy wszystkim  działającym w tym samym celu. Stanowczo też wzywała do tego, by nikt, kto walczy o wolność, nigdy nie czuł się osamotniony, lecz by znajdował oparcie w każdym, kto pragnie niepodległości swej ojczyzny.

Rok 1985 był czasem dla solidarnościowego podziemia bardzo trudnym. Wykruszyła się wtedy już większość działaczy, powszechne było zniechęcenie i brak wiary w powodzenie podejmowanego, konspiracyjnego trudu. W pejzażu podziemnych organizacji coraz większą rolę odgrywała Solidarność Walcząca - struktura zdecydowanie najlepiej zorganizowana, złożona z ludzi nie liczących na porozumienie z reżimem, lecz od początku stawiających sobie za cel pełną niepodległość Polski oraz ostateczne pokonanie komunizmu. Jednak w czwartym roku konspiracji również i ci, nastawieni na cele dalekosiężne i najbardziej niezłomni coraz częściej odczuwali zmęczenie a o zewnętrznych współpracowników - również im było coraz trudniej. Od kontaktów z Solidarnością Walczącą odstraszało zresztą również to, że jej zatrzymanych działaczy władze traktowały surowiej, niż np. związkowców z NSZZ Solidarność. SW - była przez SB traktowana jako "wróg numer jeden" a sądy członkom organizacji Morawieckiego wymierzały najwyższe wyroki. Młodzi, choć już doświadczeni działacze podziemia młodzieżowego, okazali się Solidarności Walczącej bardzo przydatni a sam Młodzieżowy Ruch Oporu Solidarności Walczącej szybko "wtapiał się" w strukturę SW. W roku 1986 przekształcił się w Grupę Młodych Solidarności Walczącej a sam Zbigniew Jagiełło zaczął w SW odgrywać coraz większą rolę. Jako doskonały organizator ogromnie się zasłużył, biorąc w swoje ręce dużą część aktywności samego Kornela Morawieckiego, po sześciu latach ukrywania się aresztowanego we Wrocławiu w listopadzie 1987 roku.

Solidarność Walcząca - szkoła menedżerów?

                                 

Z dokumentów, jakie zachowały się po działalności Służby Bezpieczeństwa wynika, że  od połowy lat osiemdziesiątych jedną z osób, które starała się wytropić, był niejaki Bogdan Zaremba. O tym, że osobą tą jest Zbigniew Jagiełło, Służba Bezpieczeństwa nie dowiedziała się nigdy. Sam twórca Młodzieżowego Ruchu Oporu Solidarność i w późniejszym czasie jeden z liderów Solidarności Walczącej wspomina dziś tamte czasy jako wielką szkołę zarządzania, organizowania i tworzenia rzeczy wielkich nawet przy posiadaniu bardzo małych środków.

Andrzej Kołodziej

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polska Rzeczpospolita Ludowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy