Odszedł Marek Michel. 40 lat temu objechał świat na motocyklu WSK 125

8 lipca 2014 r. w Stanach Zjednoczonych po ciężkiej chorobie zmarł Marek Michel, rodowity krakus, niesamowity podróżnik, który w 1974 roku wsławił się objechaniem świata w 115 dni na krajowym motocyklu WSK 125.

Marka Michela poznałem kilkanaście lat temu, podczas jednej z jego wizyt w Polsce. Potem utrzymywaliśmy kontakt korespondencyjny. Cały czas jestem pod wielkim wrażeniem jego opowieści o legendarnej wyprawie z 1974 roku - w 115 dni dookoła świata na motocyklu WSK 125.
Był to wyczyn pełen niesamowitych przygód, które Marek barwnie i ze swadą opowiadał. Jest to temat na obszerną książkę i zapewniam, że nie byłoby w tym nawet grama nudy.

Rok 1973 - wyprawa do Indii

"Niecodziennego wyczynu - przejechania ma motocyklu WSK 125 przez 19 krajów i pokonanie dystansu około 24.000 km non-stop - dokonał niedawno młody student zootechniki Akademii Rolniczej w Krakowie Marek Michel. Drogę z Polski do Indii zapalony turysta odbył na seryjnym motocyklu marki WSK 125 (typ M06-B3) ze Świdnika. Start do tej niecodziennej imprezy nastąpił 14 lipca 1973 roku. Trasa prowadziła przez: Czechosłowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Turcję i dalej przez Iran, Afganistan, Pakistan do Indii.

Reklama

Po pobycie w tym kraju i zwiedzeniu licznych ośrodków kulturalnych i przemysłowych Indii nastąpił powrót do Europy przez Iran, Irak, Liban, Syrię, Turcję, Bułgarię, Jugosławię, Austrię, NRF do Paryża. W nadsekwańskiej stolicy, w czasie odbywającego się tam właśnie salonu motocykl WSK ustawiono obok Polskiego Fiata, również rekordzisty z autostrady pod Wrocławiem. Oba pojazdy wzbudzały ogromnie zainteresowanie zwiedzających.

Nie trzeba chyba podkreślać, że była to ze wszech miar wyprawa mordercza. Człowiek i motocykl poradził sobie ze wszystkimi trudnościami terenowymi i klimatycznymi. W uznaniu wielkiego wyczynu dyrekcja WSK w Świdniku obdarowała młodego studenta nowym motocyklem WSK 175".

Tak tę wyprawę relacjonowało pismo "Motor" (nr 2/1974) 

Rok 1974 - wyprawa dookoła świata

Był to czas innych realiów politycznych, społecznych i gospodarczych na całym świecie. Przez kolejne 40 lat świat bardzo się zmienił.

1 lipca 1974 roku Marek Michel ruszył w podróż dookoła świata. Fabryka WSK Świdnik dała mu do dyspozycji seryjny motocykl WSK 125 model M06 B3 w wersji eksportowej i 2500 dolarów na drogę.

Były to lata 70. Czas gierkowskiej polityki "otwarcia na Zachód".

W podróży Marka upatrywano możliwości promocji motocykli WSK za granicą. Sądząc po nakładach, podchodzono do sprawy poważnie. Owe 2500 dolarów, które dostał Marek na drogę, stanowiło wówczas (po kursie czarnorynkowym) równowartość pensji przeciętnego robotnika z ok. 8 lat. 

Trzy lata temu poprosiłem Marka o kilka słów refleksji o swoich wyprawach motocyklowych z tamtych lat. Tu warto dodać, że ten "bakcyl" nie umarł z biegiem czasu, ale tylko przycichł na pewien czas i w ostatnich latach Marek Michel znowu podróżował motocyklem po świece, przy czym wybierał przeważnie te zakątki, gdzie trudno było dojechać innym niż jednoślad pojazdem.

Marek Michel:

"(...)Okres moich podróży na motocyklu WSK to najwspanialsze chwile w moim życiu. Dziś, jak jest źle, podczas podroży, smutno, zimno i beznadziejnie to nic! Powtarzam sobie że: "Jeszcze nigdy nie było, aby jakoś nie było". No i jest jakoś - po burzy z reguły pojawia się słońce, chyba że to już potop i będzie lało bez końca.

Nie jestem idealny, ale idealnie sobie z tym radze w każdych warunkach - uśmiech na twarzy choć niekiedy pustka w kieszeni. Dzięki motocyklom widziałem 124 kraje wszystkich kontynentów i ciągle mi mało i ciągle gna mnie w daleki i bliski świat. Niektórzy twierdzą, że wypadłem z jakiegoś wozu z taboru cygańskiego, tak lubię podróżować.

Zacząłem moje przygody z podróżą w 1968 roku, szwendając się autostopem po demoludach (Krajach Demokracji Ludowej - jak komuniści nazywali swoje państwa w Europie Środkowo-Wschodniej). Dalej komuna nie puszczała. Na wkładkę paszportową niedaleko można było pojechać.

W 1973 roku dostałem paszport i dalej ruszyłem motocyklem, własnym, kupionym za 8500 zł w Polmozbycie. Władza ludowa umożliwiła mi zakup dewiz, aż 105 dolarów amerykańskich. Powróciłem po 3,5 miesiącach, przejeżdżając 28 000 km i 28 krajów Dalekiego i Bliskiego Wschodu, wydałem z 300 dolarów na benzynę, jedzenie, wizy i jeszcze przywiozłem 350 dolarów amerykańskich. To można rozpatrywać tylko w kategoriach cudu, bo to był "CUD".

Ruszyłem do Singapuru, nie dojechałem, w środku Indii rzeka Ganges wylała i nie było jak jechać dalej. Z Indii poprzez Afganistan, Pakistan, Iran, Irak, Syrię, Liban, Turcję, Bułgarię, Jugosławię, Austrię, NRF dotarłem do Paryża. Tam poznałem znanych francuskich aktorów - Jean-Paula Belmondo i śp. Michela Piccoli. Z Paryża, jak na skrzydłach powróciłem do Krakowa, aby kontynuować studia na Akademii Rolniczej w Krakowie. Już parę godzin po powrocie i po przejściu kaca znowu marzyłem o dalszej jeździe.

1 lipca 1974 roku ruszyłem w podróż dookoła świata. I tu następuje kolejny "CUD" - fabryka motocykli WSK Świdnik daje, czy właściwie pożycza mi nowy, seryjny motocykl WSK 125 model M06 B3 w wersji eksportowej - więcej chromu i nie czarny, jak większość wuesek, tylko bialutki. Robią mi aluminiowe skrzynki i dają jeszcze na drogę 2500 dolarów. Nie posiadałem się ze szczęścia.

W 115 dni z Krakowa do Krakowa objechałem dookoła świata, przejeżdżając na motocyklu 39 950 km, przez NRD, NRF, Francję, Hiszpanię, Maroko, Algierię, Tunezję, Libię, Egipt, Liban, Syrię, Turcję, Iran, Afganistan, Pakistan, Indie, Bangkok, Hong Kong, Australię. Samolotem przez Pacyfik przez Nową Kaledonię, Fidżi, Tahiti do Los Angeles i dalej do Nowego Yorku, stąd do Holandii, Francji i znowu w uniesieniu, jak na skrzydłach do kochanego Krakowa. Boże... jaki ten świat jest piękny. Byłem oczarowany tą podróżą dookoła świata. Nic lepszego nie mogłem wymyślić.

I tu się - kurwa - zaczyna proza życia i polska rzeczywistość. Przez kolejnych 10 lat nie pozwolono mi nigdzie wyjechać, zabrano mi paszport i "władza ludowa" poprzez UB utrudniała mi życie, twierdząc, że będąc poza granicami kraju działałem na szkodę polskich  interesów.

10 lat prosiłem o paszport ponieważ znowu chciałem jechać dookoła świata, ale dostawałem odmowy i co gorsza za każdym razem z innego paragrafu. Absolutnie nic złego nie zrobiłem i nie powiedziałem na temat mojego kraju - Polski Ludowej. Przecież oni dali mi motocykl i pieniądze na podróż (dostałem 2500 dolarów. W podróży wydałem w sumie 2800 dolarów, dokładając 350 dolarów przywiezione z Indii). Nie chciałem być tą wroną, która własne gniazdo kale.

UB chciało mnie też zamknąć do więzienia (podobno miałem pewne 2 lata odsiadki) między innymi za to, że na motocyklu był namalowany polski orzeł - godło narodowe. Podobno jako obywatel Polski mam prawo do flagi biało-czerwonej, ale za pokazywanie orła wsadzali do więzienia. Nie wiedziałem o tym i dalej nie jest to dla mnie zrozumiałe. Jakoś mi się udało, nie zamknęli mnie.

Przez te 10 lat ciągnęło mnie w świat. Pojechałbym lub nawet poszedł pchając taczki przed sobą, byle tylko podróżować. Dopiero w 1984 roku, po odwilży "Solidarności", otrzymałem paszport. Ja, żona Urszula i 6-letnia córeczka, jedynaczka Marta. Z pielgrzymką do Rzymu wyjechaliśmy i tyle nas widziano.

Od 1984 roku mieszkam w Houston, w stanie Texas, w USA, i dobrze mi tak. Ciągle w podróży, byłem już 500 razy dookoła Ameryki i Kanady, przejechałem wielką, 18-kołową ciężarówka ponad 5 milionów mil i byłem kilka razy dookoła świata na motocyklach i dookoła Ameryki Południowej.

Tomasz to tyle. Muszę kończyć ponieważ już czeka na mnie załadowany samochód, jadę do Los Angeles z 24 tonami czekolady. Słodki ładunek".

Marek Michel, Dallas (USA), 21 kwietnia 2011 roku.

Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie...

Tomasz Szczerbicki 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy