​Organizacja strajku w Stoczni Gdyńskiej w sierpniu 1980 roku

Strajk w Stoczni Gdańskiej im. Komuny Paryskiej w sierpniu 1980 r. odegrał znaczną rolę polityczną, będąc jednym z wiodących zakładów pracy strajkujących na Wybrzeżu Gdańskim. Jest on równie ciekawy ze względu na specyficzny sposób organizacji tego protestu.

W pierwszych dniach strajku pełnię władzy nad strajkiem sprawował Andrzej Kołodziej. Sytuacja zmieniła się dopiero po wybraniu blisko 40-osobowego Komitetu Strajkowego. Jego członkowie dzielili się zadaniami, bardzo sprawnie kierując życiem zakładu. W trakcie około dwóch tygodni nie zanotowano żadnych incydentów, które mogły zakłócić strajk. Główne wydarzenia strajkowe miały miejsce na placu przed wejściem, a bezpieczeństwa strzegły dobrze zorganizowane straże strajkowe.

Radiowęzeł

Zakładowy radiowęzeł został opanowany przez strajkujących już pierwszego dnia, mimo sprzeciwów dyrekcji. Jego pracami kierował Zygmunt Pałasz. Zapewniał dotarcie do każdego zakątka stoczni. Największym wyzwaniem okazała się obsługa mszy świętej. Przygotowano: "Dobre mikrofony, stojaki, dodatkowe kolumny za bramą z możliwością transmisji na teren stoczni. Msza była dzięki temu doskonale słyszalna. Przez radiowęzeł były nadawane bieżące komunikaty, dyskusje toczone na placu, a nawet transmitowane audycje Radia Wolna Europa.

Reklama

Pałasz nagrywał na taśmy magnetyczne wszystko to, co było emitowane przez radiowęzeł, dzięki czemu ocalała wyjątkowa strajkowa dokumentacja dźwiękowa. Budynek, w którym funkcjonowało studio, był oprócz drukarni najbardziej strzeżonym obiektem na terenie stoczni i do środka można było dostać się tylko posiadając specjalną przepustkę.

Kuchnia strajkowa

Aprowizacja to zawsze jeden z newralgicznych problemów organizacyjnych podczas każdego długotrwałego strajku. W stoczni funkcjonowała stołówka pracownicza, ale już pierwszego dnia Andrzej Kołodziej ogłosił, że ze względu na bezpieczeństwo wszystkie kobiety mają opuścić teren zakładu. Pracownice stołówki odmówiły, upierając się, że: "Z pustymi żołądkami strajku nie wygracie, a kto wam tutaj będzie gotował jak nie my. Nikt nie oponował. Przecież miały rację. I główna stołówka pracowała doskonale do końca strajku, wydając około dwudziestu tysięcy posiłków dziennie nie tylko dla stoczni, ale też dla innych małych zakładów w Gdyni, które wspieraliśmy".

Z zaopatrzeniem stołówki też nie było problemu. Według relacji Z. Pałasza: "Szef zaopatrzenia kiosków stoczniowych ‘Społem’ powiedział oficjalnie, że dopóki go nie zamkną, to będzie nam przywoził jedzenie. Przyjeżdżały chłodnie z mięsem, wozy z chlebem, a za potwierdzenie odbioru służyła tylko parafka z numerem przepustki kogoś z Komitetu Strajkowego".

Poza tym zaopatrzenie uzupełniali mieszkańcy Gdyni, przynosząc papierosy i inne produkty do stoczni, nawet "nawet stare babcie przynosiły żyletki, mówiąc: "no synu, na więcej mnie nie stać".

Drukarnia

W pierwszym dniu strajku jego uczestnicy zajęli, mimo braku zgody ze strony dyrektora, budynek nowoczesnej i dobrze zaopatrzonej w papier drukarni. Inaczej niż w Stoczni Gdańskiej, gdzie tamtejszy Komitet Strajkowy uznał prawo dyrekcji do dysponowania zakładową poligrafią. Tak więc najlepszą strajkową bazą poligraficzną na Wybrzeżu, a prawdopodobnie na terenie całego kraju dysponowała Wolna Drukarnia Stoczni Gdynia, kierowana przez związanego z Wolnymi Związkami Zawodowymi Andrzeja Butkiewicza. Pracowali tam również: Maciej Butkiewicz, Jerzy Rajchel, Andrzej Słomiński, Stanisław Zych i inni.

Działalność drukarni była powodem szczególnego zainteresowania ze strony Służby Bezpieczeństwa. Stałe informacje, pochodzące głównie od tajnych współpracowników na temat tej drukarni, regularnie docierały nawet do kierownictwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Jeden z tajnych współpracowników "Rybak", czyli przybyły z Warszawy działacz opozycyjny i drukarz Paweł Mikłasz w dniu 24 sierpnia donosił: "Poligrafia znajdująca się w tej chwili w rękach MKS wygląda następująco: podstawę stanowi Stocznia w Gdyni. Pracują tam na trzy, albo cztery maszyny typograficzne oraz offset. Zapasy papieru są jeszcze spore. Do dnia dzisiejszego drukarnia wypuściła około miliona egzemplarzy. W liczbie tej znajdują się przede wszystkim ulotki do mieszkańców Trójmiasta oraz Strajkowy Biuletyn Informacyjny Stocznia Gdynia. Poza maszynami typo- i offsetem pracuje w Gdyni nowoczesne Rank-ksero. Poza ulotkami i Strajkowym Biuletynem powielane są tam materiały dostarczane z MKS z Gdańska. Nie ma w Gdyni natomiast powielania metodą wałkową".

Według Kołodzieja w trakcie strajku w Wolnej Drukarni Stoczni Gdynia zostało wydrukowanych łącznie około dwóch milionów ulotek. Największy nakład, bo 700 tysięcy egzemplarzy osiągnęła ta z charakterystycznym tytułem "Mieszkańcy Trójmiasta" i hasłem "Wytrzymamy".

Tak duża produkcja wymagała olbrzymiej ilości papieru, którego szybko zaczęło brakować. Komitet Strajkowy korzystał z każdej okazji, by uzupełnić zapasy, m.in. zarekwirował 100 ryz z jednego z magazynów.

Praca w drukarni trwała bez przerwy. Inny tajny współpracownik "Robert" meldował Służbie Bezpieczeństwa: "Drukowaliśmy całą noc, całe przedpołudnie, i popołudniu. Zauważyłem, że osoby zajmujące się drukowaniem są wyczerpane. Około godziny 2 popołudniu Maciek Butkiewicz zasłabł. Osobiście pomagałem drukować przy maszynie drukarskiej".

Oprócz wielkości nakładów, ogromne znaczenie miał zasięg ich oddziaływania. Według Kołodzieja: "Zasięg ulotki z podpisem "Wolna Drukarnia Stoczni Gdynia" był ogromny. W początkowej fazie strajku obejmował inne strajkując zakłady Trójmiasta, później ulotka wyszła na ulice miast województwa, a w końcu dotarła do wielu zakątków kraju. Kolportażem zajmowali się specjalni łącznicy, przygodni przechodnie, stoczniowcy wychodzący na przepustki, a także odwiedzające ich rodziny. Środki transportu były przeróżne: damskie torebki, samochody osobowe, karetki pogotowia ratunkowego, pociągi podmiejskie i dalekobieżne, a nawet holowniki morskie".

Ulotki zawierające informacje strajkowe i listy postulatów dzięki Wolnej Drukarni Stocznia Gdynia rozchodziły się po całym kraju przyczyniając się do rozszerzenia fali strajkowej na kolejne miasta. Przy blokadzie informacyjnej zastosowanej przez władze, miało to ogromne znaczenie dla sierpniowego zwycięstwa, o czym mało się dziś pamięta.

Poczta strajkowa

Poczta strajkowa była jednym z najbardziej spektakularnych przedsięwzięć, które narodziły się w sierpniowe dni w Stoczni Gdyńskiej. Powstała się z inicjatywy inżyniera Zbigniewa Sankowskiego, konstruktora z Biura Konstrukcyjnego stoczni.

Do realizacji pomysłu namówił kilka innych osób ze swojego Biura, w tym Andrzeja Buczkowskiego. Później dołączyli inni stoczniowcy, a nawet kobiety nie uczestniczące w strajku.

20 sierpnia został opracowany pierwszy, prosty stempel pocztowy, który przedstawiał kadłub statku oraz litery SKP (Stocznia im. Komuny Paryskiej). Dzień później działał także datownik oraz pieczątka o treści: "STRAJK OKUPACYJNY GDYNIA OD 15 VIII 1980".

W następnych dniach pojawiły się kolejne pieczątki z napisami: "MKS", "ŻĄDAMY WOLNYCH ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH", "MIESZKANIE DLA KAŻDEJ RODZINY", "WOLNOŚĆ SŁOWA, DRUKU I PUBLIKACJI".

Pomysł był niezwykle prosty i stał się kolejnym sposobem na przekazywanie społeczeństwu informacji o celach strajku. W ostatni, siedemnasty dzień strajku sporządzono trzy kolejne pamiątkowe pieczątki:

1.      W formie mapy Polski z napisem po lewej stronie "17 DZIEŃ STRAJKU GDYNIA" oraz emblematem stoczni po lewej stronie.

2.      W formie znaczka z umieszczonym wizerunkiem statku z kadłubem w kształcie litery V i napisami "31-08-80" i poniżej "SKP".

3.      W formie litery V, nad którą umieszczony był napis: STRAJK" oraz emblemat stoczni.

Pocztówki i koperty ze stemplami poczty strajkowej trafiały poza mury stoczni. Jak wspominał Andrzej Kołodziej: "Już pierwszego dnia zorganizowane zostało doręczanie przesyłek, zarówno na terenie Trójmiasta, jak też wysyłka ich poprzez Pocztę Polską na obszar całego kraju. Wielu ludzi stojących za bramą zwracało się do ekspedytora z propozycją roznoszenia listów i kartek. Ten, spontaniczny początkowo, udział przybrał później formę zorganizowanego i sprawnie działającego mechanizmu, zatrudniającego wielu stałych, godnych zaufania posłańców. (...) Łączna ilość przesyłek wysłanych Pocztą Strajkową i dalej Pocztą Polską wyniosła ok. 800 sztuk. Wszystkich przesyłek ze znaczkami Poczty Polskiej, opieczętowanych pieczęciami Poczty Strajkowej, było ponad 80000 sztuk. Ilość kopert i kartek opieczętowanych tylko pieczęciami strajkowymi szacuje się na ok. 200000 sztuk. Nic więc dziwnego, że Poczta Strajkowa musiała pracować po 12-14 godzin na dobę".

Poczta Strajkowa pracowała do ostatnich minut strajku. Jeszcze w czasie jego trwania każdy korespondent zagraniczny przebywający na Wybrzeżu otrzymywał codziennie 50 kopert z pieczęciami i hasłami poczty.

Po zakończeniu strajku gdyńskie koperty i znaczki stały się poszukiwanym rarytasem filatelistycznym, a sam pomysł przetrwał. Po wprowadzeniu stanu wojennego w poszczególnych obozach internowania powstawały poczty internowanych, a następnie znaczki poczty podziemnej, pamiątkowe pocztówki, koperty, banknoty i inne podobne wydawnictwa pamiątkowe.

Dzięki świetnej organizacji strajku w stoczni i innych strajkujących zakładach, Gdynia, podobnie jak i Gdańsk, stały się miastami wolnymi. Wyjątkowa atmosfera sierpniowych dni i ogromne zaangażowanie tysięcy mieszkańców Trójmiasta przyczyniły się do tego, że wytworzyła się tam swoista społeczność obywatelska i prawdziwa solidarność.

Włodzimierz Domagalski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: strajki 1980 | Gdynia | stocznia gdynia | Andrzej Kołodziej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy