Polacy i Ukraińcy: Sowieckie rządy, przesiedlenia, zmierzch polskiego Lwowa. Koniec czy początek?

Ofensywa Armii Czerwonej z lat 1944-1945, odbijającej z rąk niemieckich kolejne terytoria w Europie Środkowo-Wschodniej, oznaczała budowę nowego porządku politycznego w regionie. Naturalnie nie było mowy o powstaniu niepodległej Ukrainy, jak i o zupełnie niezależnej Polsce.

Włączenie wschodnich województw II Rzeczypospolitej do ZSRS zostało usankcjonowane na długo przed końcem wojny wskutek porozumienia Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego podczas konferencji teherańskiej pod koniec 1943 roku.

Za wschodnią granicę przyjęto tzw. linię Curzona, opartą o linię Bugu, choć z jeszcze nieprzesądzonym statusem Lwowa. W 1944 roku postanowienia te zostały zatwierdzone wskutek porozumienia Stalina z marionetkowym i nieuznawanym jeszcze na Zachodzie komunistycznym Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego.

Reklama

Niemniej jednak ustalenia odnośnie nowych wschodnich granic Polski zostały ostatecznie przypieczętowane na kolejnych konferencjach "wielkiej trójki" w Poczdamie i Jałcie w 1945 roku.

Oprócz zmian terytorialnych na zachodzie i wschodzie Polski przewidziano wówczas także wymianę ludności między Polską i ZSRS, która de facto od roku już się odbywała.

Wysiedlenia ludności polskiej z Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, a ukraińskiej z Polski ludowej miały być pomysłem na rozwiązanie problemów etnicznych na terenie dawnej Galicji. I tak, od jesieni 1944 roku rozpoczęto akcję przesiedlenia ludności ukraińskiej (a także łemkowskiej) z Podkarpacia na Ukrainę. Oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) sformowane na terenie Podkarpacia w połowie 1944 roku występowały przeciwko tym akcjom, nie chcąc doprowadzić do odukrainizowania tego regionu. Niejednokrotnie dochodziło do potyczek upowców z istniejącymi jeszcze formacjami Armii Krajowej oraz Narodowych Sił Zbrojnych, a później z formacjami wojskowymi ludowej Polski.

Do 1946 roku z obecnych terenów południowo-wschodniej Polski wysiedlono do ZSRS niemal pół miliona ludności ukraińskiej i łemkowskiej.

Analogicznie sytuacja wyglądała na Kresach. Od początku 1945 rozpoczęły się aresztowania w Galicji Wschodniej działaczy polskiego podziemia, łącznie 17 tys. osób, z których część deportowano w głąb Związku Sowieckiego do ciężkiej pracy fizycznej.

Następnie, od maja 1945 roku planowano wywozić ludność polską z włączonych do Związku Sowieckiego polskich województw. W samym Lwowie tzw. "ewakuację" Polacy postanowili zbojkotować, licząc na przejściowy charakter władzy sowieckiej.

Latem 1945 roku, gdy mocarstwa formalnie uznały Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej (komunistyczny rząd rozszerzony o przybyłych z Anglii ludowców ze Stanisławem Mikołajczykiem na czele), a cofnięto uznanie dla władz emigracyjnych w Londynie, lwowiacy za namową przybyłego ze specjalną misją do miasta Stanisława Grabskiego, zaczęli jednak opuszczać dawną stolicę Galicji. Jednocześnie Grabski pertraktował z Sowietami w sprawie przekazania Polsce tamtejszych dóbr kulturalnych, z których niewielką część udało się przewieźć nad Wisłę, a w zasadzie nad Odrę. Przyłączony do Polski Wrocław stał się bowiem nie tylko ojczyzną dla części lwowskich wysiedleńców, ale także centrum kultury, które miało dziedziczyć polski dorobek kulturalny Lwowa (przeniesiono tam m.in. Zakład Narodowy im. Ossolińskich czy Panoramę Racławicką).

Początkowo nieustępliwy w sprawie kwestii opuszczenia miasta przez Polaków arcybiskup lwowski obrządku katolickiego Eugeniusz Baziak ostatecznie pod groźbami zsyłek lwowiaków do Kazachstanu i Donbasu też ustąpił, przenosząc metropolię lwowską do Lubaczowa na terenie Polski ludowej.

Galicję Wschodnią i Wołyń do końca 1946 roku opuściło łącznie około 800 tys. osób, z czego 100 tys. z samego Lwowa.

W grupie wysiedleńców z Kresów, oprócz Polaków, było też ok. 30 tys. ocalałych od Zagłady Żydów i 10 tys. Ukraińców, głównie związanych z Polakami więzami rodzinnymi. Efektem wywózek było pozbawienie całego regionu jego wielokulturowej tożsamości, kształtowanej od setek lat.

Na miejsce deportowanych Polaków sprowadzano ludność ukraińską ze wsi, a także wschodniej Ukrainy. Nierzadko osiedlano tu również rodziny rosyjskich wojskowych. Wraz z wywózkami polskiej ludności rozpoczął się okres sowietyzacji i ukrainizacji Lwowa i całej prowincji. Szła za tym całkowita depolonizacja, nie tylko w sensie językowym, ale również w kontekście pamięci historycznej - poprzez niszczenie śladów polskości.

Chociaż zachodnioukraińskie ziemie połączone zostały z Ukrainą w ramach Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, to naturalnie w żaden sposób komunistyczne rządy nie mogły zadowolić ukraińskiej społeczności w Galicji Wschodniej, a już tym bardziej ukraińskich nacjonalistów, upatrujących w Związku Sowieckim głównego wroga.

Partyzancka walka UPA z Sowietami trwała jeszcze przez kilka lat. Symbolicznym i przełomowym momentem w historii tej formacji było zabicie Romana Szuchewycza w 1950 roku.

Upowcy ukrywali się w podziemiu, walcząc z Sowietami jeszcze w latach 50. XX wieku. Cenę za działania ukraińskiego nacjonalistycznego podziemia przypłaciło kilkaset tysięcy Ukraińców, niekoniecznie związanych z tym ruchem. Zarówno upowcy, jak i osoby podejrzane o sprzyjanie nacjonalistom, wskutek działań NKWD byli aresztowani, skazywani na długie wyroki lub śmierć, w końcu wywożeni w głąb ZSRS.

Powojenne, sowieckie represje na ludności ukraińskiej zaważyły na powstaniu heroicznej legendy nurtu nacjonalistycznego i upowskiej partyzantki jako jedynej siły ukraińskiej zdolnej do podjęcia walki o państwo ukraińskie, co przyćmiło - przynajmniej w powszechnym odbiorze - wyznawaną ideologię i dopuszczone metody tejże walki.

UPA zostało zlikwidowane również w tej niewielkiej części Galicji Wschodniej, która weszła w skład Polski ludowej. Mimo wysiedleń z lat 1944-1946 na terytorium południowo-wschodniej Polski wciąż mieszkała ludność ukraińska, a UPA prowadziła swoją działalność.

Od stycznia 1947 roku planowano przesiedlenie Ukraińców na przyłączone do Polski tzw. Ziemie Odzyskane celem rozproszenia ludności ukraińskiej, uznawanej za niebezpieczną. Podjęcie decyzji o akcji przesiedleńczej zostało przyspieszone po zabiciu przez UPA w dniu 28 marca 1947 roku przejeżdżającego przez Jabłonki w okolicach Baligrodu gen. Karola Świerczewskiego.

Do akcji "Wisła", trwającej od końca kwietnia do końca lipca 1947 roku, przeznaczono ponad 20 tys. żołnierzy i członków innych służb porządkowych Polski ludowej. Granice zabezpieczano wówczas zarówno po stronie sowieckiej, jak i czechosłowackiej. Wysiedlono na przyłączone do Polski tereny zachodnie oraz Warmię i Mazury (czyli tzw. Ziemie Odzyskane) ok. 140 tys. osób.

W trakcie przewożenia wysiedleńców koleją wszystkich podejrzanych (niemal 3 tys. osób, w tym księży greckokatolickich i prawosławnych) wyładowywano z pociągu i kierowano do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie, który był dawną filią KL Auschwitz, a teraz "służył" nowej władzy komunistycznej.

Wysiedlenia doprowadziły także do zniszczenia UPA, zarówno wskutek działań wojskowych, jak i faktycznego rozproszenia Ukraińców w Polsce. 

Akcja "Wisła" miała prowadzić do asymilacji niepewnej politycznie ludności, należy też pamiętać, że była prowadzona z aprobatą społeczeństwa, wiedzącego o rzeziach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.

Sami przesiedleni Ukraińcy funkcjonowali w środowisku polskich osiedleńców, nie pozwalano im początkowo pielęgnować swojej kultury, posługiwać się publicznie językiem ukraińskim, a nawet celebrować swojej religii. Co więcej, działania przesiedlonych Ukraińców były pod stałą obserwacją komunistycznych służb bezpieczeństwa. Stan ten trwał do odwilży, która nastąpiła w latach 50. w PRL. I choć nie pozwalano wracać do swoich dawnych gospodarstw, w których zresztą zdążyli się już osiedlić Polacy, to jednak pojawiły się ograniczone, ale jednak, możliwości działalności kulturalno-oświatowej dla przesiedlonej ludności.

Komunizm, w założeniu ponadnarodowy, w praktyce okazał się głównym realizatorem ideologii narodowej - zarówno w przypadku polskim, jak i sowieckim. Polska ludowa, zrywając swoją wielowiekową tradycję państwa wielokulturowego, stała się krajem niemal mononarodowym, z kolei z krajobrazu sowieckiej Ukrainy, zwłaszcza tej zachodniej, zniknęli w sposób widzialny Polacy.

Co prawda pewna, niewielka liczba Polaków pozostała na terenie dawnej Galicji Wschodniej, przetrwali też Polacy na terenie środkowej Ukrainy (wchodzącej uprzednio w skład Rosji), którzy przeżyli tragedie międzywojennego okresu sowietyzacji i represji. Niemniej jednak od połowy XX wieku żywioł polski nie stanowił już siły politycznej na terytorium Ukrainy.

Pozostały natomiast w obu społeczeństwach, polskim i ukraińskim wzajemne uprzedzenia, narosłe do apogeum wskutek - w przypadku polskim - ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, a w przypadku ukraińskim - z powodu późniejszych przesiedleń, choć niewspółmiernych w skali doznanej tragedii. W przypadku polskim pozostał też żal nie tylko za zamordowanymi krewnymi, ale również za utraconymi ziemiami, zwłaszcza zaś za jednym z głównych polskich centrów kulturalnych - Lwowem.

Tymczasem na emigracji formułowało się nowe podejście do sprawy nie tylko granic, co stosunków polsko-ukraińskich, a także polsko-białoruskich i polsko-litewskich. Redaktor opiniotwórczego dla emigracji, ale również docierającego nieoficjalnie do Polski, czasopisma emigracyjnego "Kultura", Jerzy Giedroyc, traktując Związek Sowiecki jako głównego dla Polski wroga, sformułował w latach 60. XX wieku założenia doktryny, mającej wspierać trzy sąsiadujące z Polakami narody, niezależnie od świeżych ciągle ran, aby doprowadzić ostatecznie do utworzenia buforu między Polską i Rosją. Tym buforem miały być niepodległe republiki Litwy, Białorusi i Ukrainy.

Doktryna ta stała się podstawą polskiej polityki tuż po obaleniu komunizmu. Polska jako pierwszy kraj na świecie z końcem 1991 roku uznała niepodległość Ukrainy, wyzwalającej się spod władzy ZSRS, a pół roku później zawarto "Traktat między Rzecząpospolitą Polską a Ukrainą o dobrym sąsiedztwie, przyjaznych stosunkach i współpracy", stwierdzający nienaruszalność granic, których nie będzie się podważać również w przyszłości.

Choć współcześnie przypieczętowano granice powstałe w wyniku II wojny światowej, to jednak nie rozwiązano wielu nabrzmiałych problemów, które stoją zawadą w ułożeniu prawdziwych i autentycznych relacji między Polakami i Ukraińcami, niezależnie od wielu aktów dobrej woli z obu stron, a także udzielanego - zwłaszcza w ostatnim czasie -  wsparcia Ukrainie ze strony polskiej.

Zauważalne jest zwłaszcza rozmijanie się polityk historycznych obu państw co do wspólnych dziejów. Polityki te - objawiające się fundowaniem miejsc pamięci, państwowymi obchodami wydarzeń historycznych, honorowaniem postaci historycznych, zakładaniem muzeów i izb pamięci - bazują na tradycjach historiograficznych, pisanych z pozycji interesów narodowych, te zaś siłą rzeczy są sprzeczne.

Z polskiej strony często winą jest pisanie i odczytywanie historii, nie wychodząc poza schemat sentymentalno-martyrologiczny, który warunkuje ocenę przeszłości głównie w oparciu o poczucie doznanej krzywdy; z ukraińskiej zaś problemem jest pisanie o szczytnych celach, uświęcając lub przemilczając niemoralne środki, które do ich osiągnięcia doprowadzały.

Raczej nie uda się wypracować wspólnej wersji historii, akceptowalnej dla obu stron, ale możliwe jest takie przepracowanie przeszłości z uwzględnieniem punktu widzenia drugiej strony, aby dostrzec to, co było moralnie złe we własnych dziejach.

Oczywiście terytorium dawnej Galicji nie stanie się na powrót wielokulturowe, ale nie można budować przyszłości bez uznania przeszłości takiej, jaką była w rzeczywistości, a była współdzielona przez Polaków, Ukraińców, Żydów, Ormian, Niemców itd.

Nierozwiązanie kłopotliwych spraw, niechęć szukania kompromisów i brak obopólnych ustępstw, oczywiście w imię prawdy, może doprowadzić w przyszłości do kolejnych konfliktów, choć zapewne o innym już charakterze.

Może być też tak, że gruntowne zmiany odbywające się obecnie na Ukrainie - mające charakter nie tylko polityczny czy gospodarczy, ale również mentalny - a także dalsza chęć niesienia przez Polskę pomocy zagrożonemu sąsiadowi stworzą dobry grunt pod przyszłą współpracę i dogłębne ułożenie wzajemnych stosunków?

Polska i Ukraina na pewno tego potrzebują.

Adam Świątek

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polacy i Ukraińcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy