Polska w latach 1960-1966. "Mała stabilizacja"

Polska końca lat pięćdziesiątych i następnej dekady, Polska Gomułki, to okres ironicznie nazywany "małą stabilizacją". Październikowe nastroje zostały przygaszone; a ówczesne postawy społeczne przywodzą na myśl wiersz Kazimierza Wierzyńskiego: "Zaaklimatyzujemy się, zaaprowizujemy się, postarzejemy się, przyzwyczaimy się, pogodzimy się...".

Polska końca lat pięćdziesiątych i następnej dekady, Polska Gomułki, to okres ironicznie nazywany "małą stabilizacją". Październikowe nastroje zostały przygaszone; a ówczesne postawy społeczne przywodzą na myśl wiersz Kazimierza Wierzyńskiego: "Zaaklimatyzujemy się, zaaprowizujemy się, postarzejemy się, przyzwyczaimy się, pogodzimy się...".

Zmiany makrospołeczne w Polsce  na przełomie lat 50. i 60. 

Propaganda eksponowała fakt, że ludność Polski przekroczyła trzydzieści milionów i porównywała stan współczesny z okresem przedwojennym. Zmiany struktury społecznej były niewątpliwie konsekwencją polityki gospodarczej, nastawienia na rozbudowę przemysłu. Zdecydowanie wzrosła liczba ludzi utrzymujących się z pracy najemnej - robotników i inteligencji pracującej. Grupa utrzymująca się z rzemiosła była nieliczna, a prywatnych właścicieli środków produkcji, w doktrynalnym rozumieniu tożsamych z kapitalistami - nie było. Co charakterystyczne, zjawisko bezrobocia praktycznie nie istniało. Przynajmniej oficjalnie, zdaniem ekonomistów bowiem gospodarkę socjalistyczną cechowało tzw. ukryte bezrobocie, wyrażające się przerostami zatrudnienia. Każdy mógł dostać pracę, choć często wiązało się to z tworzeniem fikcyjnych miejsc zatrudnienia, a zarobki poszczególnych grup, zgodnie z egalitarnymi ideami, były zbliżone do siebie.

Reklama

W ślad za tym szła niska wydajność i jakość pracy, a w efekcie towary produkowane w Polsce nie stanowiły konkurencji na rynkach międzynarodowych. Wzrastał odsetek ludzi zatrudnionych w zawodach pozarolniczych, a w 1966 roku nastąpiło zrównanie liczby ludności w mieście i na wsi.

Struktura wyznaniowa, która uległa ujednoliceniu po wojnie w związku ze zmianą granic, pozostawała homogeniczna. Kościół katolicki mimo ideologicznych presji lat pięćdziesiątych  zachował  pozycję monopolistyczną i znaczne wpływy. Hierarchia kościelna podkreślała, że 90 proc. Polaków to katolicy - przyjmując, że chrzest jest jednoznaczną kwalifikacją do wspólnoty wiernych. Ale w sprawach religii niewiele rzeczy było jednoznacznych. Tradycja determinowała wzory zachowań, więc choć niewierzący i indyferentni religijnie stanowili coraz liczniejszą kategorię, to często występowała hipokryzja czy rozbieżność pomiędzy deklarowanym światopoglądem a faktycznym uczestnictwem w życiu religijnym i przyjmowaniem sakramentów. Partyjni ukradkiem chrzcili dzieci i zawierali kościelne małżeństwa, z drugiej strony religijność  niektórych wierzących stawała się rytualna, a związki z Kościołem, szczególnie w dużych miastach, malały.

Tradycyjne więzi społeczne w ogóle zdawały się być osłabione, a nowe nie powstawały. Przemiany dotyczyły instytucji społecznych - rodziny, wspólnot lokalnych, których nie był w stanie zastąpić "kolektyw" w miejscu pracy. Zjawiska patologii społecznej - tj. alkoholizm, wzrost przestępczości - stały się zauważalne, a po Październiku przestały także stanowić propagandowe tabu. Wiele czynników działało konfliktowo - sytuacja mieszkaniowa, polegająca na nadmiernym zagęszczeniu, rozluźnienie kontroli społecznej, zanik etosu pracy poszczególnych grup zawodowych itp.

Polityka zagraniczna Władysława Gomułki 

Najistotniejszymi czynnikami kształtującymi polityczne decyzje i gospodarczą strategię polskich władz pozostawały w tym czasie: przynależność do Układu Warszawskiego i Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, sytuacja w międzynarodowym ruchu komunistycznym i ogólna sytuacja w stosunkach Wschód-Zachód. Jako podstawową w polskiej polityce zagranicznej traktowano kwestię granicy zachodniej, której uznanie potwierdziła w 1957 roku NRD, ale której nadal, wraz z pozostałymi powojennymi zmianami granicznymi, nie akceptowała RFN. W efekcie dla Polaków jedynym gwarantem polskich granic był ZSRR. Projektowane wyposażenie Bundeswehry w broń atomową uaktywniło kraje Europy Środkowej. Polska zgłosiła na sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych projekt utworzenia strefy bezatomowej obejmującej Polskę, Czechosłowację, NRD i RFN - zwany planem Rapackiego.

Stosunki z państwami zachodnimi w gruncie rzeczy Gomułka uzależniał od ich stanowiska wobec polskiego problemu granicy zachodniej, toteż przy braku woli w rozstrzyganiu tych kwestii i braku inicjatyw gospodarczych nie były one specjalnie ożywione. Zmodyfikowana wersja planu dotycząca tym razem zamrożenia zbrojeń atomowych w newralgicznym regionie  zgłoszona  przez Gomułkę w 1963 roku także nie spotkała się z aprobatą państw zachodnich. Spośród przywódców świata zachodniego jedynie Ch. de Gaulle wypowiadał się jednoznacznie o konieczności uregulowania tych kwestii. Z pozostałymi krajami łączyły nas też niezbyt ożywione stosunki gospodarcze. Pewnym novum było zawarcie umów handlowych z USA, złożenie wizyty w Polsce przez wiceprezydenta R. Nixona  w sierpniu 1959 roku, uzyskanie klauzuli najwyższego uprzywilejowania i pozyskanie amerykańskich kredytów na zakupy zboża. W kwestii granicy USA jednak zachowywały się bardzo powściągliwie, Niemcy bowiem były ich strategicznym partnerem.

Powrót do planów industrializacji 

Zacieśnianie współpracy w ramach RWPG rzutowało na polską gospodarkę. Wymiana handlowa z tymi państwami z gruntu rzeczy była jednak ograniczona, podobny bowiem był profil produkcji w każdym z krajów. Po Październiku, a właściwie już na VIII Plenum KC PZPR, deklarowano prowadzenie polityki mającej na celu osiągnięcie odczuwalnej poprawy warunków bytowych ludności. Wiązała się z tym chwilowa zmiana priorytetów, sprowadzona do ograniczenia inwestycji, zwiększenia nakładów na te przemysły, które związane były z zaopatrywaniem rynku oraz rolnictwo i budownictwo mieszkaniowe. Toteż efekty polityki gospodarczej lat 1956 - 58 były korzystne. Wzrósł dochód narodowy, zmniejszył się w nim udział akumulacji, poprawiły się wskaźniki produkcji zarówno w przemyśle,  jak i rolnictwie.

Warto nieco dokładniej przyjrzeć się procesom gospodarczym, demograficznym i społecznym, bo zachodzące w tym zakresie przeobrażenia oddziaływały na polską politykę, kształtowały świadomość społeczną, a tym samym na relacje władzy i  społeczeństwa w stopniu równie istotnym, jak otoczenie międzynarodowe. Zmiany w strategii gospodarczej dyskutowane były na XII Plenum KC PZPR w październiku 1958 roku. Prowadzona analiza wykazywała, że istotne mankamenty polskiej gospodarki to brak produkcji na eksport, brak surowców dla potrzeb przemysłu oraz niedostatki związane z kwalifikacjami kadr zarządzających. Poprawę tego stanu rzeczy miała przynieść kolejna pięciolatka - w takich cyklach projektowano wówczas gospodarczą strategię. Ostateczna wersja planu na lata 1961 - 65 różniła się jednak od wcześniejszych projektów.

Wzrost produkcji projektowano osiągnąć przez zwiększenie efektywności pracy. Zwracano uwagę na takie czynniki, jak jakość czy oszczędne gospodarowanie surowcami. W rzeczywistości jednak zwiększyło się ponownie, podobnie jak we wczesnych latach pięćdziesiątych, tempo inwestycji przemysłowych. Znów koncentrowano się na tych sektorach, które związane były z wytwarzaniem środków produkcji.

 Na wznowienie forsownej industrializacji złożyły się co najmniej dwie przesłanki. Polska - jakby nie patrzeć - w stosunku do państw zachodnich była zapóźniona gospodarczo i ewentualne wyrównanie dysproporcji wiązało się w ówczesnej perspektywie z rozbudową przemysłu. Ważnym uzasadnieniem takiego wyboru była też kwestia rynku pracy. W latach sześćdziesiątych wchodziło w wiek produkcyjny pokolenie powojennego wyżu demograficznego, dla młodych trzeba było zbudować miejsca pracy.

Plan pięcioletni przewidywał też zmiany dotyczące rolnictwa i choć deklarowano odwrót od kolektywizacji, to niektóre posunięcia hamowały inicjatywy indywidualnych gospodarstw. Liczba PGR-ów zmalała i wytwarzały one tylko ok. 10 proc. produkcji rynkowej, ale nadal nie istniały prawne gwarancje indywidualnej własności. Popierano natomiast kółka rolnicze, które dysponowały maszynami, traktowanymi jako własność wspólna - ograniczano natomiast możliwość indywidualnego zakupu sprzętu rolniczego. Taka forma organizacji pracy rolniczej miała przyzwyczajać do zbiorowej własności i takiegoż gospodarowania, co świadczyło, że zamiarów dotyczących kolektywizacji rolnictwa nie poniechano do końca. W roku 1963 uchwalono ustawę o niepodzielności gospodarstw wiejskich, która wprowadzała normy hamujące dalsze rozdrobnienie własności ziemskiej. Za efektywne i pożądane z ekonomicznego punktu widzenia uznano gospodarstwa powyżej 7 ha. Dalsze innowacje prawne dotyczące wsi były jednak dwuznaczne. Umożliwiały przejmowanie "nieruchomości chłopskich" przez administrację za zaległe należności lub nawet - co było bardzo nieprecyzyjne - złe gospodarowanie. Wprowadzono też rentę rolniczą przysługującą gospodarzom bez następców, jeśli przekazywali ziemię państwu. Inna sprawa, że wieś się w latach sześćdziesiątych zmieniała w sposób naturalny. Następstwem rozbudowy przemysłu była migracja do miast młodzieży poszukującej atrakcyjnej pracy i w gruncie rzeczy wyludnienie oraz osłabienie wsi.

Wzrost płac - w statystykach, nie w portfelach

W pięciolatce 1961 - 65 zakładanego ponad 20-procentowego wzrostu płac nie udało się osiągnąć i choć wydano z budżetu projektowane kwoty, to indywidualna kieszeń nie była z tego tytułu zasobniejsza. Był to także skutek rosnącego w gospodarce narodowej zatrudnienia. Przeciętne zarobki nie były więc wysokie, zwracano poza tym uwagę na porównywalność płac osób zatrudnionych umysłowo i fizycznie - przy tym szybciej rosły płace robotnicze niż inteligenckie, ale obie grupy nie odczuwały jednak zapowiadanej poprawy, a to rzutować musiało na ogólne nastroje. Struktura wydatków przeciętnej  rodziny bardziej przywoływała porównanie do krajów słabo rozwiniętych gospodarczo, w których większość budżetu domowego przeznacza się na bieżącą konsumpcję, niż kraju rozwijającego się. Uciążliwość stanowił ponadto bezustanny niedobór tych towarów, które potrzebne były do codziennego życia. Braki w zaopatrzeniu łagodzone były równoległym istnieniem "wolnego rynku", gdzie po wyższych cenach można było kupić potrzebne produkty.

Każdorazowo - nie tylko w końcu lat pięćdziesiątych - propaganda socjalistyczna niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb traktowała jako "przejściowe trudności". Sposoby radzenia sobie z nimi były często osobliwe, np. w lipcu 1959 roku zarządzeniem Ministra Handlu Wewnętrznego, związanym z trudnościami na rynku wewnętrznym, ogłoszono poniedziałek "dniem bezmięsnym". Przepis dotyczył przede wszystkim placówek zbiorowego żywienia - stołówek i restauracji, w sklepach można było sprzedawać wyłącznie "podroby, salcesony, kaszanki, słoninę i smalec". Był to więc świecki dzień postu w społeczeństwie katolickim nawykłym do poszczenia w piątki. Ale piątku, oczywiście, nie ogłoszono dniem bezmięsnym. Problemy z mięsem były wówczas w Polsce problemami politycznymi, kwestie zaopatrzenia dyskutowano nawet na specjalnym plenum.

Deficyt nie dotyczył tylko artykułów żywnościowych, odczuwalne były braki w różnych dziedzinach. Przemysł lekki niespecjalnie zaspokajał zapotrzebowanie na wszelkie produkty masowego użycia. Płace, choć niskie, pozwalały czynić oszczędności i ambicją każdej rodziny stawało się posiadanie lodówki, pralki, radioodbiornika, telewizora, prostego sprzętu gospodarstwa domowego. Wszystkie te urządzenia należało jednak włączyć do prądu, a polskie moce energetyczne także nie należały wówczas do imponujących. Mimo rozbudowy zakładów energetycznych znaczną część wytwarzanej energii zużywano mało produktywnie na produkcję w zakładach przemysłu ciężkiego. Odbiorcy musieli się liczyć z wyłączeniami dopływu energii, szczególnie jesienią i zimą.

Trudności w zaopatrzeniu nie można było minimalizować importem. Po pierwsze z powodu braku rezerw dewizowych, a po drugie Gomułka był tego zdecydowanym przeciwnikiem. Sam zresztą nie miał zbyt wysokich potrzeb, demonstracyjnie prezentował, że jego styl życia i konsumpcji jest prosty, oszczędny i... robotniczy. Nierzadko powtarzał, że poziom życia wzrósł w Polsce Ludowej nieporównywalnie i przeciętny polski obywatel korzysta aktualnie z dóbr, o jakich się jemu równym przed wojną nie śniło. Sprowadzanie produktów żywnościowych (np. kawy) z zagranicy w jego pojęciu było zbędnym luksusem. Do anegdoty przeszło często powtarzane przez niego stwierdzenie, że kapusta kiszona ma tyle samo witamin, co cytryny (Nie da się jej jednak wcisnąć do herbaty - odpowiadali koneserzy cytrusów).

Większych problemów nastręczało uzasadnienie, dlaczego przejściowe trudności nie chcą przejść - mimo troski władz państwowych i partyjnych. Jednym z jej przejawów była - znów propagandowo nagłośniona - walka ze szkodnictwem i nadużyciami gospodarczymi. Wadliwość systemu zarządzania, słaba wydajność produkcji czy leżące u ich źródeł defekty samej koncepcji gospodarczej nie były takie oczywiste, a w każdym razie rządzący nie mogli głośno tego typu treści artykułować. Terminem spekulacja można było sporo uzasadnić, więc szukano spekulantów i szkodników, apelowano do chłopów, aby wypełniali obywatelskie obowiązki, sprzedając plony państwu, a nie na wolnym rynku. Tropiono też przestępstwa gospodarcze, wytaczano procesy, orzekano kary, z karą śmierci włącznie. W jednym przypadku, związanym z tzw. aferą mięsną (1965 rok), po odrzuceniu przez Radę Państwa prośby o ułaskawienie, karę wykonano.

Państwo opiekuńcze 

Odczuwalny, choć traktowany jako oczywisty w świetle ideologicznych deklaracji państwa, był wzrost świadczeń w ramach spożycia zbiorowego. Niemałe kwoty przeznaczano na finansowanie ochrony zdrowia, oświaty i wychowania, dotowanie instytucji kulturalnych i sportowych czy organizowanie wypoczynku. Choć więc płace zatrudnionych w państwowej gospodarce i dochody rolników sprzedających swoje produkty państwu były niskie, to z kolei nie płacili oni cen realnych za centralne ogrzewanie, energię elektryczną, gaz, wodę czy komunikację zbiorową. Podwyżki tych cen, jeśli następowały (np. w 1961 i 1963 roku), były uchwalane na najwyższym szczeblu partyjnym i uzasadniane z trybuny sejmowej, przy czym mocno się obawiano, by niezadowolenia społecznego następującego w ich konsekwencji nie omieszkali wykorzystać wewnętrzni i zewnętrzni przeciwnicy ustroju.

Bezpłatna była służba zdrowia, opieka sanatoryjna, dziecięce pobyty w żłobkach i przedszkolach. Szkolnictwo- można przyjąć bez przesady - było powszechnie dostępne. Reforma oświaty, o której zadecydowało VII Plenum KC PZPR w styczniu 1961 roku, tworzyła system ośmioklasowych szkół podstawowych, czteroklasowego liceum ogólnokształcącego oraz techników i szkół zawodowych, często organizowanych na zapleczu zakładów produkcyjnych (jako szkoły przyzakładowe).

Budownictwo mieszkaniowe rozwijało się wolniej z racji innych priorytetów gospodarczych, deficytu materiałów i kadr, a w latach sześćdziesiątych wejście w dorosłość pokolenia powojennego wyżu demograficznego dodatkowo komplikowało sytuację. Część mieszkań budowanych przez zakłady pracy była przydzielana bezpłatnie, od 1956 roku powstawały także spółdzielnie mieszkaniowe, które wydawały się środkiem zaradczym na brak pieniędzy na budownictwo mieszkaniowe. Otrzymanie mieszkania w tym systemie nie wiązało się z poniesieniem pełnych kosztów ich budowy (wpłacano około 25 proc. wartości), a okres czekania na mieszkanie spółdzielcze wynosił początkowo 3 - 4 lat. Powstające wówczas bloki i same mieszkania nie charakteryzowały się ani estetyką, ani komfortem, a statystycznemu Polakowi powinno wystarczyć - jak przewidywała "norma" - 7 m2. Istnienie     bezpłatnych świadczeń stanowiło pochodną komunistycznej ideologii, ich deficyt w stosunku do społecznych potrzeb  wiązał się z niewydolnością systemu ekonomicznego. W uzyskiwaniu tych świadczeń pozornie każdy był równy, ale istniały grupy uprzywilejowane, korzystające w większym stopniu niż inni z dobrodziejstw systemu. Zależało to od dostępu do władzy, toteż sytuacja materialna i możliwość pozyskiwania atrakcyjniejszych dóbr w gronie urzędników partyjnych, kadr związkowych czy kierowniczych w zakładach pracy była wyższa niż przeciętnego obywatela.

Wybieraj wybranych! 

Pierwsza dekada rządów Gomułki i Cyrankiewicza była okresem relatywnej stabilizacji w systemie ustrojowym i realnym systemie władzy. Zmiany, jakie zaszły pomiędzy III a IV Zjazdem PZPR w obrębie Biura Politycznego i Sekretariatu  KC  potwierdzały umocnienie Gomułki, jego autokratycznych zapędów i antyinteligenckich czy antyrewizjonistycznych fobii. Umacniał się terenowy aparat partyjny, rozrastała biurokratyczno-administracyjna grupa lokalnych decydentów. Utrwalał się nierównomierny rozwój regionalny, a szczególną rolę w związku z profilem dominującej tam produkcji odgrywało województwo katowickie.

"Stabilizował się" też rytuał wyborczy. Kolejne wybory do Sejmu, które odbyły się 16 kwietnia 1961 roku, przeprowadzono równocześnie z wyborami do rad narodowych. Liczba kandydatów mogła być większa od liczby mandatów nie więcej niż o połowę. Nie miało to zresztą większego znaczenia, nadal bowiem sposób liczenia głosów odróżniał preferowane miejsca mandatowe od tych pozostałych (kartkę bez skreśleń traktowano jako głos na kandydatów z miejsc mandatowych). Wybory odbywały się więc poza wyborcami - w gremiach ustalających kolejność na liście Frontu Jedności Narodu. Symptomatyczne było też rozbicie reprezentacji katolików świeckich. W rezultacie w nowo wybranym parlamencie zasiadło poza deputowanymi z klubów PZPR, ZSL i SD, 5 posłów Znaku, 3 PAX-u i 2 ChSS.

Choć Konstytucja PRL gwarantowała prawa obywatelskie, były one jednak rozumiane bardzo wąsko i system prawny działał w wątpliwych przypadkach na korzyść państwa, a nie jednostki czy grupy. Zrzeszanie było możliwe, ale w PZPR i stronnictwach, w uzależnionych od partii związkach zawodowych i organizacjach młodzieżowych oraz nielicznych innych stowarzyszeniach. Wymykały się nieco kontroli państwowej organizacje katolickie, ale i tu pole manewru było ściśle ograniczone. W 1962 roku Sejm PRL wprowadził ustawę o zgromadzeniach, w której istotne ograniczenia dotyczyły wszelkich form publicznych wystąpień. Kontrola miała obejmować wiece, pochody, manifestacje, prelekcje, odczyty, procesje, pielgrzymki. Zezwoleń na odbycie zjazdu dowolnej organizacji udzielał organ spraw wewnętrznych prezydium właściwej terytorialnie wojewódzkiej rady narodowej. Ustawa przewidywała sankcje grzywny - również wówczas, gdy uznano, że nastąpiło nadużycie do celów politycznych miejsc kultu religijnego. Ustawie sprzeciwili się posłowie koła "Znak". Z posłem K. Łubieńskim (Znak) wskazującym, że ta regulacja ogranicza prawa obywatelskie, polemizował A. Starewicz (PZPR) twierdząc, że państwowa kontrola służy wymogom porządku publicznego i interesom ładu socjalistycznego.

 Pojawienie się telewizji

Dynamicznie zmieniały się sposoby komunikacji społecznej. Już nie tylko prasa i radio stawały się oknem na świat (w tym znaczeniu dość dosłownie, bo zaniechano zagłuszania rozgłośni zachodnich) - pojawiła się telewizja. Pierwszy ośrodek telewizyjny został uruchomiony w Warszawie w kwietniu 1956 roku, potem powstały studia w innych większych miastach. Program początkowo emitowany był tylko po kilka godzin dziennie, forma i treść pozostawały pod pełną kontrolą państwową, ale i tak telewizja stanowiła nie lada atrakcję dla posiadaczy pierwszych odbiorników i ich sąsiadów.

Audycje telewizyjne, podobnie jak radiowe oraz prasa i inne publikacje, a także wystąpienia publiczne i artystyczne, kontrolowane były przez cenzurę. Liczba ingerencji z powodów politycznych w wyższym stopniu dotyczyła niektórych czasopism, np. "Tygodnika Powszechnego". Reguły działania GUKPPiW nie były jednak ani jasne, ani jawne i choć dyskutowano    w 1965 roku inicjatywę unormowania tych kwestii w sposób ustawowy, zaniechano jej, by nie sprawiać wrażenia, że kontrola rośnie, co i tak de facto było odczuwalne.

Życie umysłowe

Do lutego 1962 roku istniał jeden z ważnych ośrodków życia intelektualnego stolicy - Klub Krzywego Koła. Był to klub dyskusyjny, a zarazem ośrodek opiniotwórczy, promieniujący ideami Października. Cotygodniowe spotkania Klubu poświęcano tematyce gospodarczej, społecznej, kulturalnej, aktualiom politycznym w kraju i na świecie. Omawiano tematy światopoglądowe, filozoficzne, historyczne, dyskutowano nad najnowszymi publikacjami literackimi i naukowymi. Przez zebrania klubowe przewinęła się cała plejada znakomitych referentów, wnikliwie diagnozujących rzeczywistość, krytycznych wobec niej i otwartych na nowe problemy. Wśród nich można wymienić takie osoby, jak: Bronisław Baczko, Włodzimierz Brus, Julian Hochweld, Tadeusz Kotarbiński, Leszek Kołakowski, Oskar Lange, Jan Józef Lipski, Antoni Rajkiewicz, Jan Wyka i in. Między innymi prezentowano tam wyniki pierwszych w Polsce badań postaw społecznych studentów Warszawy prowadzonych przez zespół Stefana Nowaka. Klub utrzymał się relatywnie długo, skupiając ludzi różnych orientacji od liberalnych przez socjaldemokratyczne i trockistowskie po związanych z katolicyzmem, choć z punktu widzenia Gomułki był siedliskiem rewizjonizmu. Pretekstem do rozwiązania klubu były nieprzypadkowe (bo sprowokowane), "ekscesy chuligańskie" - jak je potem nazwano.

Mimo że cenzura nie słabła, a wszystkich dziedzin życia w mniejszym lub większym stopniu dotyczyła kontrola i ingerencja państwa, niełatwo było powstrzymać rozwijające się życie intelektualne i myśl twórczą. Nie był to najgorszy okres dla polskiej nauki, choć swoboda wyboru tematyki badań i kształtowania ich programów była pełna raczej tylko w naukach ścisłych i przyrodniczych. Istotne zmiany zachodziły jednak także w naukach społecznych. Trudno mówić o ich odideologizowaniu, ale z pewnością o nowych inspiracjach. Rewidowano stalinowską wykładnię marksizmu, dyskutowano problemy filozoficzne, etyczne i historiozoficzne, w tym rolę jednostki i zbiorowości, pojęcie rewolucji i ideologii, znaczenie kwestii narodowej. Klasowa wizja procesu dziejowego konfrontowana była z szerszym spojrzeniem uwzględniającym rolę czynników ekonomicznych, społecznych czy świadomościowych. Książka Leszka Kołakowskiego Światopogląd i życie codzienne była pierwszą publikacją krytyczną wobec marksizmu, toteż żywo nad nią dyskutowano. Udostępnienie niektórych prohibitów, a także docierające z Paryża do kraju pozycje Biblioteki Kultury umożliwiły poznanie np. Trockiego, Bucharina czy Dżilasa, co także odegrało pewną rolę w kształtowaniu i rozwijaniu postaw rewizjonistycznych.

 W polskiej kulturze przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zachodziły też poważne przeobrażenia. Refleksja nad zawikłanymi powojennymi losami  Polski i Polaków, dylematami wyborów ideowych, moralnych i życiowych zaczęła przenikać różne dziedziny twórczości - w literaturze były to np. powieści Jerzego Andrzejewskiego Ciemności kryją ziemię, Kazimierza Brandysa Matka Królów czy Romana Bratnego Kolumbowie rocznik 20. Dyskutowano nad następnymi książkami tych autorów, a także nad utworami Tadeusza Konwickiego i Juliana Stryjkowskiego. Publikowano powieści Brezy, Czeszki, Iwaszkiewicza, Putramenta i wielu innych autorów. Odrębną grupę stanowili pisarze wywodzący się ze środowisk katolickich (m.in. Antoni Gołubiew, Hanna Malewska, Jan Józef Szczepański). W poezji szerzej znane stały się nazwiska Tadeusza Różewicza, Stanisława Grochowiaka, Mirona Białoszewskiego czy Zbigniewa Herberta.

Nie bez znaczenia było otwarcie na kierunki i mody docierające z Zachodu. Sypnęły się tłumaczenia i można było przeczytać prozę Faulknera, Hemingwaya, Steinbecka, Camusa i Sartre’a, Kafki i Manna, dramaty Becketta i Ionesco. Polscy pisarze emigracyjni byli także, choć selektywnie, wydawani i coraz częściej czytani. Dyskutowano o książkach Gombrowicza i Herlinga-Grudzińskiego. Do głosu doszło także młodsze pokolenie, wychowane na wzorcach zetempowskich, ale wrażliwe na zjawiska otaczającej ich rzeczywistości. Popularność zyskały utwory Marka Hłaski (Pierwszy krok w chmurach), a jego zawikłana w konteksty polityczne biografia (opisana w wydanych już na emigracji Pięknych dwudziestoletnich, 1966) z innych już powodów przeszła do polskiego dorobku literackiego tamtego okresu.

Zakazane było posiadanie i kolportaż wydawnictw zagranicznych. Szczególnie wyczulone były władze na kontakty z ośrodkami emigracji, żywo reagującej na październikowy przełom. Trudno było jednak zahamować rosnące zainteresowanie i przepływ informacji, coraz częściej więc sięgano po sankcje karne. Już w 1958 roku wyrok 3 lat więzienia otrzymała Hanna Szarzyńska-Rewska za kolportaż paryskiej "Kultury", co uznano za upowszechnianie fałszywych wiadomości, mogących wyrządzić szkodę istotnym interesom Państwa Polskiego. Tego typu procesy nasiliły się w początku lat sześćdziesiątych. Do bardziej znanych należały później sprawy Hanny Rudzińskiej, związanej z Klubem Krzywego Koła, i Jerzego Kornackiego. W oskarżeniu formułowano zarzuty szkalowania Polski za dolary.

Teatr polski wystawiał repertuar klasyczny i współczesny, sztuki polskie i zagraniczne. Spośród dramaturgów popularni w tamtym okresie byli Leon Kruczkowski, Tadeusz Różewicz, Jerzy Szaniawski i Jerzy Zawieyski. Sławomir Mrożek wniósł na scenę ironię i groteskę prowokując do myślenia, jego Policjanci, Indyk czy później Tango przejść miały do klasyki polskich sztuk teatralnych. Kabarety, takie jak STS czy gdański "Bim Bom", bawiły publiczność delikatnie (i w podtekstach) odnosząc się do socjalistycznej rzeczywistości. W Krakowie rozpoczęła działalność "Piwnica pod Baranami". Serca publiczności telewizyjnej podbijali Przybora i Wasowski, w "Kabarecie Starszych Panów" lirycznie opisując przygody dnia codziennego.

Sukcesy, choć na razie lokalne, zaczęła odnosić kinematografia. Kształtowała się "polska szkoła filmowa", a popaździernikowy nurt znaczyły takie filmy, jak Eroica Munka, Zezowate szczęście Munka i Stawińskiego, Kanał, a potem Popiół i diament oraz Niewinni czarodzieje Wajdy. Pośmiertnie zrealizowana Pasażerka A. Munka (1963) uznana została za jeden z wybitniejszych filmów o odpowiedzialności moralnej i sile zła wynikającej z natury totalitarnego systemu. W 1960 roku rekordową widownię miał film Krzyżacy A. Forda, a w kilka lat później reżyserowany przez A. Kawalerowicza Faraon (1966), potraktowany przez krytykę jako film obrazujący ponadczasowe mechanizmy rządzenia i wpływ religii na życie społeczne, co zadecydowało o jego walorach eksportowych. Coraz bardziej znani stawali się polscy aktorzy, idolem (zwłaszcza filmowym) lat sześćdziesiątych stał się Zbigniew Cybulski.

Teatr, muzyka poważna, film i literatura - wypowiedzi mniej lub bardziej elitarne - coraz bardziej ginęły na tle rozwijającej się kultury masowej, nakierowanej na mniej wybredne gusta. Na łamach "Przeglądu Kulturalnego" cykl artykułów K.T. Toeplitza pt. "Polak - model 1962" otworzył dyskusję dotyczącą tych właśnie problemów: postawy konformizmu właściwej czasom "małej  stabilizacji"  i coraz częstszej, naturalnej inklinacji do zorganizowania sobie wygodnego życia bez rozdrapywania wojennych i powojennych ran. Sprzyjało temu z pewnością radio i już wtedy telewizja. Radiowi Matysiakowie (od 1956) i słuchowisko W Jezioranach (1960) gromadziło wielomilionowe grono fanów. W telewizji przeciętny Polak śledził losy bohaterów Bonanzy, czekał na kolejne odcinki teatru Kobra, polskie obyczaje doskonale obrazował serial familijny Wojna domowa, dzieci bawiły się w Zorro i nieświadome kontekstów propagandowych towarzyszyły później przygodom Hansa Klossa czy Czterech pancernych i psa.

Podobnie rzecz się miała w muzyce. Z jednej strony Festiwal Muzyki Współczesnej "Warszawska Jesień", międzynarodowe sukcesy polskich dyrygentów i muzyków, twórczość Witolda Lutosławskiego i Grażyny Bacewicz. Z drugiej coraz większa fascynacja muzyką popularną i zachodnimi modami. Ewa Demarczyk śpiewała Karuzelę z madonnami, ale tłum kiwał się w rytm Biedroneczek w kropeczki czy kompletnie oderwanego od rzeczywistości Pamelo żegnaj. W 1967 roku Czesław Niemen zaśpiewał Dziwny jest ten świat i w chwilę potem widać to było coraz wyraźniej.

Kryzys w stosunkach z Kościołem

Jakkolwiek możliwości poprawnego ułożenia stosunków państwo-Kościół wydawały się z perspektywy październikowej obiecujące, właściwie w kilka miesięcy po wyborach z 1957 roku okazało się to nierealne. W sensie administracyjnym problematyką Kościoła zajmował się Urząd ds. Wyznań, odbywały się też spotkania strony rządowej z przedstawicielami Episkopatu, a także z prymasem Wyszyńskim. Początkowo Gomułka, licząc na ewentualną pomoc Kościoła w sprawie granicy zachodniej, zachowywał się powściągliwie, a stanowisko Kościoła można scharakteryzować jako wyczekujące. Wizyty Prymasa w Watykanie w czerwcu 1957 roku nie przyniosły jednak spodziewanego efektu, nic nie wróżyło normalizacji stosunków ze Stolicą Apostolską, a Episkopat Polski coraz bardziej zwiększał dystans wobec władz i formułował skargi związane z opieszałym realizowaniem wcześniejszych ustaleń.

Kościół przygotował rozbudowany program Wielkiej Nowenny przed Tysiącleciem Chrztu Polski, kilkuletnią akcję, na którą składać się miały pielgrzymki i peregrynacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Stało się to powodem do zaognienia stosunków państwowo-kościelnych. Faktem jest, że zaangażowanie pozareligijne Kościoła było wówczas też bardzo wyraźne - częściej formułowano wypowiedzi dotyczące wyborów etycznych, perspektyw rozwojowych Polski, nie dającego się pogodzić dualizmu systemów wartości związanych z chrześcijaństwem i wynikających z ideologii komunistycznej. Zdecydowanie potępiono ideę kontroli urodzin i przerywania ciąży. Episkopat formułował kolejne postulaty związane z prawnymi i organizacyjnymi podstawami funkcjonowania Kościoła - dotyczące tworzenia nowych parafii, niedyskryminowania katolików, rozszerzenia możliwości działania stowarzyszeń katolickich i prowadzenia akcji charytatywnych, dostępu do środków masowego przekazu i zwrotu skonfiskowanego w przeszłości mienia. Zdając sobie sprawę z wpływów, jakie Kościół posiadał w społeczeństwie, nie zamierzał rezygnować z pełnienia "rządu dusz", w wypowiedziach hierarchii i zwykłych kazaniach nie pojawiały się już, tak jak w Październiku, zwroty wyrażające aprobatę panującego porządku.

Rząd stosował z kolei coraz bardziej restrykcyjną politykę, ograniczając choćby zezwolenia na budowę kościołów. Kontrowersyjna stała się sprawa wieszania krzyży w klasach szkolnych, a religia wprowadzona do szkół jako przedmiot nadobowiązkowy w 1956 roku, w dwa  lata później była już z nich wycofywana, a od 1961 ostatecznie przeniesiona do punktów katechetycznych. Kolejna decyzja, o zniesieniu niektórych świąt kościelnych, oprotestowana została w Sejmie jedynie przez posłów koła Znak. Szykany ze strony państwa dotyczyły ponadto seminariów duchownych i całego szkolnictwa kościelnego, wznowiono procesy przeciwko księżom i zakonnikom, stosowano pobór alumnów do wojska, a także zaostrzono przepisy podatkowe dotyczące instytucji kościelnych. Przedmiotem szczególnych napięć było w kwietniu 1960 roku usunięcie krzyża z miejsca, w którym w Nowej Hucie planowano budowę kościoła.

Kościelne przygotowania do Millenium nabierały rozmachu, tym bardziej że program przedstawiony przez prymasa Wyszyńskiego w czasie IV Sesji Soboru Watykańskiego (rozpoczętego w 1962 roku) zyskał pełną aprobatę. Na marginesie warto dodać, że nie wszystkim polskim biskupom zezwolono na udział w soborze, niektórym odmawiając  wydania  paszportu. W rok później skonfiskowanie i oddanie na przemiał całego nakładu dzieł prymasa poświęconych Wielkiej Nowennie świadczyły o stosowaniu coraz bardziej konfrontacyjnych metod działania. Obraz Czarnej Madonny dwukrotnie musiał pod wpływem ingerencji milicji zmieniać trasę przejazdu, rząd też próbował ograniczyć gromadzenie wiernych i zamknąć uroczystości w granicach obiektów sakralnych. Próby interwencji w Warszawie stały się jednak w rezultacie bodźcem do antyrządowej demonstracji, rozpędzonej ostatecznie przez milicję. Polityka wyznaniowa państwa stawała się bardziej agresywna, duży wpływ na nią miały naciski innych krajów bloku radzieckiego. W wielu jednak aspektach skutki podejmowanych działań były odwrotne od zamierzonych, a autorytet Kościoła nie ulegał erozji.

Uroczystości kościelne zbiegły się w czasie z akcjami rocznicowymi organizowanymi i propagowanymi przez władze. Próbowano im nadać odpowiedni rozmach, a 1000-lecie państwa polskiego miało być też obchodzone w duchu tradycji państwowych i świeckich. Spektakularnym przedsięwzięciem było wezwanie do uczczenia rocznicy poprzez budowę szkół - jak je później nazywano - "tysiąclatek". Same obchody Millenium, trwające od stycznia 1966 roku, stały się w rezultacie demonstracją zasięgu wpływu w społeczeństwie władz państwowych i kościelnych.

List do biskupów niemieckich

Inną kontrowersyjną i wykorzystaną w propagandzie sprawą była kwestia orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich. W 1965 roku obchodzono w Polsce jubileusz powrotu na Ziemie Odzyskane. W RFN rocznica ta miała rzecz jasna wymiar odwrotny, nadal powszechnie nie akceptowano tam pojałtańskich ustaleń terytorialnych i formułowano postulaty dotyczące rewizji granic. Sygnałem, że Kościół może mieć tu coś do powiedzenia był sformułowany w pojednawczym tonie memoriał ogłoszony przez Synod Niemieckiego Kościoła Ewangelickiego (choć hierarchia katolicka Niemiec milczała w tej sprawie).

Polski Episkopat postanowił zaprosić na uroczystości milenijne przedstawicieli innych episkopatów. 18 listopada 1965 roku wystosowano orędzie do biskupów niemieckich, zawierające retrospektywny opis trudnych i skomplikowanych stosunków polsko-niemieckich i cytowane później wielokrotnie stwierdzenie przebaczamy i prosimy o przebaczenie - świadczące, że i Polacy mają na sumieniu winy wobec swych niemieckich sąsiadów, szczególnie za rok 1945 i lata następne. Jako problemy do rozwiązania wskazywano m.in. kwestie przesiedleń ludności. Przesłaniem były hasła soborowe - pokój, porozumienie, ekumenizm. Odpowiedź niemiecka, skonsultowana z rządem, była dużo bardziej powściągliwa i rozmijała się z przyjętymi wcześniej w kręgach kościelnych ustaleniami. Fakt, że Polski Episkopat zdecydował się na ten gest samoistnie, z pominięciem władz partyjnych i państwowych, pozwolił na wszczęcie bezprecedensowej kampanii propagandowej skierowanej bezpośrednio w prymasa i polski Episkopat. Lawina na ogół sterowanych odgórnie wypowiedzi prasowych zawierała zarzuty przekraczania uprawnień, mieszania się do polityki zagranicznej wbrew polskiej racji stanu, krytykowano polityczne zaangażowanie Kościoła i rzekome kwestionowanie przezeń granic czy polskości Ziem Odzyskanych. Orędzie stało się przedmiotem debaty sejmowej 13 grudnia 1965, podczas której potępiono jego treść i sygnatariuszy. W konsekwencji także władze zastosowały kolejne represje, nie udzielając wiz wjazdowych zaproszonym na uroczystości milenijne gościom zagranicznym, w tym papieżowi Pawłowi VI.

Zarówno obchody milenijne, jak i propagandowa akcja wokół orędzia biskupów spowodowały stan politycznego napięcia w kraju. Tworzyły sytuację konfrontacji pomiędzy uczestnikami  uroczystości kościelnych i partyjno-państwowych, środowiskami katolickimi próbującymi w konflikcie  mediować (Znak) i przyklaskującymi oficjalnej propagandzie (PAX). Konfrontacja państwa i Kościoła przyniosła zmniejszenie poparcia społecznego dla rządów Gomułki (choć zapewne istotny - może nawet znaczniejszy - na to wpływ miała stagnacja gospodarcza).

W takiej atmosferze zaczynała się druga połowa dekady lat sześćdziesiątych. Ale świat przeciętnego człowieka wydawał się mimo wszystko ustabilizowany. Przy przeciętnej pensji wynoszącej netto 1850 zł chleb od lat był po 3,50 zł (za kilogram), cukier  po 12,00 zł, masło po 17,50 (za kostkę 250 g), kiełbasa zwyczajna po 36,00 zł kilogram, a czekolada kosztowała 19 złotych (z orzechami 21,00 zł).

Nowa siła w obozie władzy 

Odbywające się na początku lipca 1963 roku XII Plenum KC PZPR dotyczyło w głównej mierze problemów ideologicznych. Programowy referat przygotował i wygłosił Gomułka, po raz kolejny zresztą potępiając partyjnych rewizjonistów i oportunistów. Powołana została Komisja Ideologiczna KC, której przewodniczącym został Zenon Kliszko. Odwołano z Biura Politycznego Romana Zambrowskiego, kojarzonego z nurtem liberalnym, a Biuro Prasy KC PZPR przejął we władanie Stefan Olszowski - sympatyk alternatywnej, kształtującej się w obrębie partii grupy. Stare, kojarzone z Październikiem, podziały frakcyjne przestawały być w latach sześćdziesiątych aktualne. Pozostawały jednak różnice w sferze poglądów i interpretacji doktryny - już nie tylko rewizjonizm kontra dogmatyzm, ale także internacjonalizm kontra nacjonalizm. Z wolna można było też wyróżniać ideowców i pragmatyków politycznych zorientowanych na poszerzanie zakresu władzy, ale nie wykraczających poza ustrojowe realia. Poniekąd związane było to ze zmianą pokoleniową kadr partyjnych, a w większym jeszcze stopniu z zablokowaniem szans awansu ambitnych niekoniecznie zresztą młodszych działaczy, chcących w rozgrywce uczestniczyć z własnymi kartami.

Postacią starającą się stanąć na czele części z nich był Mieczysław Moczar. W czasie wojny dowodził oddziałami Gwardii Ludowej, a następnie Armii Ludowej w rejonie lubelskim, a potem w kieleckim, po wojnie do 1948 roku był wiceministrem w resorcie bezpieczeństwa, później działał w olsztyńskiej administracji. Po 1957 roku trafił do resortu spraw wewnętrznych, obejmując stanowisko wiceministra,  obok  kierującego  MSW  Władysława Wichy i związanego z Puławianami drugiego wiceministra, Antoniego Alstera. Kariera Moczara wspierana była wpierw przez kierownika Wydziału Administracyjnego KC PZPR, gen. K. Witaszewskiego, później awans w resorcie zawdzięczał uzyskanym wpływom. Od niego w dużym stopniu zależał kształt służb wewnętrznych, nie tylko dobór kadr, ale ich aktywność, sposób działania i definiowania bezpieczeństwa publicznego. Było to nie bez znaczenia przez całą dekadę lat sześćdziesiątych. Mimo że związany był z Gomułką, bliżej mu było do takich osób elity władzy, jak wicepremier Zenon Nowak czy wiceminister obrony narodowej gen. Grzegorz Korczyński.

Wokół Moczara zaczęła się kształtować odrębna, nie do końca jednak alternatywna wobec ówczesnego kierownictwa, grupa - tzw. partyzantów. Nazwa wiązała się z wspólnotą biograficzną. Podobnie jak przywódca jej członkowie mieli podobną przeszłość i powoływali się na działalność wojenną związaną z Gwardią Ludową i Armią Ludową. Stanowili też krąg towarzyski.

Na fakt kształtowania się odrębnego  środowiska  zwrócili uwagę zachodni komentatorzy polskich wydarzeń nieco wcześniej niż polska prasa,  rozszyfrowywaniem "partyzantów" zajmowało się też RWE. W 1961 roku ukazała się książka Ludzie, fakty, wydarzenia zawierająca wywiady przeprowadzone przez W. Namiotkiewicza i B. Rostropowicza z byłymi żołnierzami GL i AL. Dobór rozmówców nie był oczywiście przypadkowy. Istnienie tych powiązań było faktem, choć sami zainteresowani, jak np. Franciszek Szlachcic, w późniejszych wspomnieniach zaprzeczali jakoby grupa istniała i łączyły ją jakiekolwiek inne niż sentymentalno-towarzyskie więzy. Wymieniał jednak stałych bywalców proszonych kolacyjek u Moczara, Korczyńskiego czy Ignacego Logi-Sowińskiego. Bywali na nich także Gomułka i Kliszko.

Podstawą tworzenia poczucia wspólnoty była wspomniana wojenna "partyzancka" przeszłość, kształtująca niewątpliwie tożsamość pokoleniową. Próbowano się odwoływać do motywów z tym związanych, podkreślając polskie tradycje patriotyczne i narodowe. W interpretacji przeszłości partyzanci byli specyficznie selektywni. Podkreślali wojenny wysiłek i zasługi PPR oraz jej formacji militarnych GL i AL, w zawoalowany sposób dawali do zrozumienia, grając na narodowej nutce, że występowały i występują różnice między tymi komunistami, którzy okupację spędzili w kraju i znali polskie realia, a tymi, którzy spędzili ten czas w ZSRR. Antyrosyjskości czy antyradzieckości nie dało się literalnie wyrażać, ale podkreślanie cech i wartości narodowych zawierało tego typu sugestie. Podobnie posługiwano się ukrytymi w podtekstach akcentami antysemickimi (przede wszystkim przypisywano osobom żydowskiego pochodzenia główną rolę w stalinowskim systemie represji), ich wznowienie było wykorzystywane jako instrument w partyjnych rozgrywkach i służyło pozyskiwaniu społecznego poparcia. Tak w każdym razie  w szeptanej  propagandzie  dekodowano  to, co "partyzanci" mieli do powiedzenia.

Dyskusja o wartościach i ich realizacji na historycznych polskich zakrętach zatoczyła szersze kręgi po opublikowaniu w 1962 roku przez Zbigniewa Załuskiego, partyjnego publicystę reprezentującego "partyzancki" sposób myślenia, książki Siedem polskich grzechów głównych. Był to zbiór esejów o tematyce historycznej, polemiczny wobec szeregu ocen polskich powstań narodowych, wojny obronnej 1939 roku, udziału i roli Polaków w II wojnie światowej, a także cech polskiego charakteru narodowego. Była to, jak oceniano, krytyka tendencji związanych z deheroizacją najnowszej historii, próba rewaloryzacji takich pojęć, jak patriotyzm, tradycja, polskość.

Poszerzanie kręgu zwolenników "partyzantów" było pochodną aspiracji Moczara do odgrywania samodzielnej politycznej roli. Doskonałym dla niego zapleczem politycznym miała stać się organizacja kombatancka - Związek Bojowników  o  Wolność  i  Demokrację, założony w 1949 roku, potem raczej nie odgrywający istotnej politycznie roli. Obradujący we wrześniu 1964 roku w Warszawie III Kongres ZBoWiD powołał nowe władze. Prezesem Zarządu Głównego w miejsce dotychczas pełniącego tę funkcję Jerzego Zarzyckiego został Mieczysław Moczar. Aktywizował się w tym kręgu już wcześniej i miał, co należy przyznać, duży wpływ na ożywienie i rozszerzenie formuły związku, włączenie w jego struktury także przedstawicieli innych, nie związanych z komunistami formacji militarnych, przede wszystkim AK, a także na konsolidację środowiska. Nie bez znaczenia były motywy nostalgiczne, organizowanie spotkań, ognisk z żołnierską atmosferą, ze wspomnieniami bojowej przeszłości, które lider w swoim wypadku propagował szerzej pisząc jeszcze w 1963 roku (lub zlecając pisanie, bo jego autorstwo budziło wątpliwości) książkę wspomnieniową Barwy walki. Według scenariusza opartego na tej książce Jerzy Passendorfer nakręcił wkrótce film pod tym samym tytułem.

 Można było więc obserwować rosnące wpływy "partyzantów" nie tylko wśród AL-owskich kombatantów, obecnych w wojsku, MSW i we władzach partyjnych (na poziomie aparatu niższego i średniego szczebla). Ich zwolennikami często stawali się również przedstawiciele młodszego pokolenia, wychowani na wzorach ZMP-owskich, bardziej pragmatyczni, mniej sentymentalni. Wśród sympatyków Moczara wymieniano pisarzy (m.in.  R. Bratnego, A. Brychta, B. Czeszkę, J. Dobraczyńskiego, W. Machejka, W. Żukrowskiego), dziennikarzy i naukowców. Bliskie populizmowi hasła narodowe chętnie przyjmowane były przez zwykłych obywateli.

Zwolennicy Moczara obejmowali kolejne funkcje w wojsku i milicji. On sam w grudniu 1964 roku objął stanowisko ministra spraw wewnętrznych, co zdawało się być naturalnym awansem (po odejściu Wichy na stanowisko sekretarza KC). Gomułka hamował jednak jego awans partyjny, a bez wpływów w kierownictwie partii nie miał szans na odegranie poważniejszej roli politycznej, choć późniejszy przebieg zdarzeń świadczył, że aspirował do tego.

Inną grupą nacisku w obrębie PZPR, również konsolidującą się wokół lidera, była grupa śląska. W tym wypadku nie stanowiło to pochodnej ani typowych frakcyjnych rozgrywek wewnątrzpartyjnych, ani nie wynikało z oryginalności poglądów (interpretacji doktryny), ale z pozycji regionu w gospodarce kraju. I sekretarz katowickiego KW PZPR, Edward Gierek dystansował się od frakcji partyjnych, miał jednak organizacyjne sukcesy: województwo katowickie wyróżniało się dynamiką rozwoju i wyższymi niż gdzie indziej wskaźnikami wzrostu gospodarczego. Słynął nie tylko z gospodarskiej ręki, ale i ze skutecznej polityki kadrowej. Opierając się na ogół na młodszej, pragmatycznie patrzącej na rzeczywistość kadrze, lokował zaufanych ludzi na stanowiskach w innych miejscach kraju. To w przyszłości miało zaprocentować.

W pierwszej połowie lat sześćdziesiątych polityczne wpływy Gomułki i jego ekipy nie były jednak kwestionowane. Władza była scentralizowana i skupiona w ręku ścisłego kierownictwa. Odbywający się w dniach 12 - 20 czerwca 1964 roku. Zjazd PZPR nie dokonał większych zmian w kwestiach strategii gospodarczej, nie podjęto nowych decyzji dotyczących organizacji życia politycznego i społecznego, w nikłym stopniu zmieniły się władze partyjne. Gomułka przedstawił sprawozdanie z działalności KC w latach 1959 - 64, akceptowano projekt kolejnego planu pięcioletniego. Wybrano nowe władze, choć w gruncie rzeczy była to reelekcja. Do starego grona tworzącego Biuro Polityczne - a byli to: Gomułka, Cyrankiewicz, Gierek, Jędrychowski, Kliszko, Loga-Sowiński, Ochab, Rapacki, Spychalski i Zawadzki - doszły dwie nowe osoby: Szyr i Waniołka. Sekretariat KC tworzyć mieli (poza Gomułką) Zenon Kliszko, odpowiedzialny za sprawy wewnątrzpartyjne, ideologiczne, kulturę, nadzór nad organizacjami politycznymi i stosunki z Kościołem, Bolesław Jaszczuk odpowiedzialny za politykę gospodarczą i Ryszard Strzelecki (sprawy organizacyjne). W sekretariacie pozostali także Witold Jarosiński, Edward Ochab (wkrótce awansuje na przewodniczącego Rady Państwa), Artur Starewicz, dołączył zaś Józef Tejchma, a od listopada dotychczasowy minister spraw wewnętrznych, Władysław Wicha.

 Bardziej dla barwności obrazu niż dla jej znaczenia politycznego wspomnimy tu - ofensywę egzotyczną nawet w środowisku twardych dogmatyków - grupkę "prawdziwych komunistów" wywodzących się jeszcze z KPP, na czele których stał Kazimierz Mijal. Traktowali oni politykę aktualnego kierownictwa partyjnego jako odstępstwo od ideałów rewolucyjnych, nie uznawali też żadnych zmian, które nastąpiły po XX Zjeździe KPZR. Ewentualnych zwolenników wzywali do działań radykalnych takimi m.in. słowy: Robotniku polski! Zbudź się, rewolucja cię wzywa! Pamiętaj, że dopokąd nie powywieszasz kombinatorów i złodziei, dopóki nie przepędzisz kliki Gomułki i innych macherów od polityki, dopóki nie wygonisz z kraju burżujów polskich i żydowskich (...) nikt Cię nie będzie poważał. Działalność grupy Mijala sprowadziła się ostatecznie do akcji ulotkowej prowadzonej nie bez powodu wiosną 1964 roku - przed IV Zjazdem PZPR. Tego typu wystąpienia skończyły się odsunięciem byłych Natolińczyków (K. Mijala, W. Kłosiewicza, R. Nieszporka) na boczny tor. Komentując na spotkaniu w Hucie Warszawa (7 maja 1964) wydaną przez nich broszurę Gomułka określił zawarte w niej poglądy jako skrajnie dogmatyczne, bliższe linii KPCh niż PZPR. Krytykę generalnej linii politycznej partii uznał jednak za niepożądaną i przypomniał, że jeszcze parę lat wcześniej jej następstwem byłyby poważne represje. Wkrótce potem Mijal uciekł do Albanii, skąd przez jakiś czas jeszcze nadawał audycje radiowe głoszące dogmatyczno-rewolucyjny obraz świata.

List 34 

Sam rok 1964 - jeszcze przed partyjnym zjazdem - gęsty był od innych wydarzeń, nie do końca związanych z partyjnymi podziałami, ale w gruncie rzeczy potwierdzających narastanie w elicie politycznej tendencji antyinteligenckich. Z punktu widzenia partyjno-państwowego był to rok ważny, bo obchodzono dwudziestolecie powstania Polski Ludowej. Jej okres w propagandzie kontrastowano z II Rzecząpospolitą, a osiągnięcia powojnia jawiły się jako pasmo sukcesów zapewniających ludziom pracy godziwą egzystencję. Odstępstw od tej interpretacji nie przewidywano, nad czym czuwała cenzura. Dodatkowo system sterowania powodował zmniejszanie nakładów niektórych gazet i książek, co istotnie ograniczało zasięg i możliwość wypowiedzi publicystycznych i artystycznych. Dyskusje na ten temat toczyły się w kręgach coraz bardziej zaniepokojonej inteligencji właściwie już od stycznia. Zajmował się tym m.in. Zarząd Główny ZLP. 14 marca Antoni Słonimski,  reprezentujący grupę 34 pisarzy i intelektualistów, złożył w kancelarii premiera list o następującej treści: "Ograniczenia przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarzają sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z duchem narodu".

Nie był to jak widać bardzo bojowy manifest. List 34 (jak go potocznie nazywano) wywołał jednak niewspółmierne do swojej zawartości konsekwencje. Faktem jest, że wśród sygnatariuszy było wielu wybitnych przedstawicieli polskiego życia kulturalnego i naukowego. Podpisali go bowiem Leopold Infeld, Maria Dąbrowska, Antoni Słonimski, Paweł Jasienica, Konrad Górski, Maria Ossowska, Kazimierz Wyka, Tadeusz Kotarbiński, Karol Estreicher, Stanisław Pigoń, Jerzy Turowicz, Anna Kowalska, Mieczysław Jastrun, Jerzy Andrzejewski, Adolf Rudnicki, Paweł Hertz, Stanisław Mackiewicz, Stefan Kisielewski, Jan Parandowski, Zofia Kossak, Jerzy Zagórski, Jan Kott, Wacław Sierpiński, Kazimierz Kumaniecki, Artur Sandauer, Władysław Tatarkiewicz, Edward Lipiński, Stanisław Dygat, Adam Ważyk, Marian Falski, Melchior Wańkowicz, Jan Szczepański, Aleksander Gieysztor, Julian Krzyżanowski.

Przeciwko sygnatariuszom rozpętano ogromną kampanię propagandową, towarzyszyły temu także pewne pociągnięcia administracyjne. Na łamach "Kultury" polemizowano z treścią listu nie podając jej jednak do wiadomości publicznej. Jana Józefa Lipskiego zatrzymano na 48 godzin w związku z kolportażem listu i przesłuchano. Innych sygnatariuszy także dotknęły szykany, niektórym uniemożliwiono publikowanie czy wyjazdy zagraniczne. Zakazem wymieniania nazwisk w radiu i telewizji zostało objętych dwanaście z podpisanych pod listem osób.

Na dalszy rozwój sytuacji wpływ miał przede wszystkim oddźwięk, jaki wydarzenie wywołało w międzynarodowej prasie, komentarze Radia Wolna Europa itp. Sygnały o represjonowaniu polskich intelektualistów pobudziły także solidarnościowe postawy w kręgach zagranicznych dziennikarzy. 18 kwietnia w londyńskim "Timesie" opublikowano protest brytyjskich intelektualistów. Odpowiedzieli nań w dziesięć dni później niektórzy z sygnatariuszy listu, publikując swoje stanowisko na łamach "Życia Warszawy" i twierdząc, że nie jest im wiadome, aby ktokolwiek z nich został pozbawiony prawa wypowiedzi w druku czy wykładania. Przygotowany został kontrlist, który podpisywali agitowani w tym celu członkowie Związku Literatów Polskich. Potępiano w nim kampanię oczerniania Polski Ludowej prowadzoną zagranicą. Tym, co faktycznie irytowało i budziło gniew władz, był fakt, że po raz pierwszy wystąpiła zorganizowana zbiorowość, a organizować się bez zgody władz nie było wolno.

Gwałtowność reakcji na List wzmogła tylko obawy i krytycyzm części środowiska literackiego, czego wyrazem były oceny sytuacji formułowane podczas zebrań warszawskiego oddziału ZLP. W trakcie wrześniowego Zjazdu ZLP Gomułka, występujący z pozycji zaproszonego oficjalnego gościa, próbował łagodzić konflikt. Jego wystąpienie zawierało sformułowania potwierdzające, że władza rozumie społeczne funkcje literatury, zaangażowanie ludzi pióra i że nie ma istotnych sprzeczności pomiędzy partią a pisarzami. Ataki na niektórych przedstawicieli literackiego świata jednak nie ustały. Również nie wszystkie formy wypowiedzi zyskiwały aprobatę, czego przykładem była inna, właściwie marginalna sprawa, której późniejszy rozgłos był pochodną nieproporcjonalnej do jej znaczenia reakcji władz. Z okazji 22 lipca na zorganizowanej w prywatnym mieszkaniu "akademii" Janusz Szpotański zaprezentował znajomym satyryczną i metaforyczną wizję rzeczywistości socjalistycznej i ostatnich wydarzeń. Była to pierwsza wersja rozrastającego się później o nowe prześmiewcze komentarze do aktualiów utworu pt. Cisi i gęgacze, czyli bal u prezydenta. Bohaterami byli zakamuflowani pod pseudonimami przywódcy i środowiska inteligenckie przyklaskujące władzy. Można było w przedstawianych postaciach doszukać się znanych osobistości, w tym parodiowanego Gomułki (ksywa Gnom). Ten zaś nie wykazał się poczuciem humoru. 

Najpierw aresztowano odsłuchujących nagranie Szymona Szechtera i Ninę Karsow, a następnie oskarżono samego autora. Udało się go zidentyfikować i ująć dopiero po kilku latach. Trzyletni wyrok wydano w lutym 1968 roku w całym majestacie prawa na podstawie art. 23 małego kodeksu karnego - za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji godzących w istotny interes PRL. Inna sprawa, że Szpotański okazał się niepoprawny i pisał dalej, natomiast Gomułce udało się, mimowolnie i zgoła z inną intencją, wytworzyć równie satyryczny tekst. Niewinne w gruncie rzeczy kuplety określił w jednym z wystąpień jako reakcyjny utwór, ziejący sadystycznym jadem nienawiści do naszej partii, zawierający pornograficzne obrzydliwości, na jakie zdobyć się może człowiek, tkwiący w zgniliźnie rynsztoku, człowiek o moralności alfonsa. Trudno o lepszą promocję twórczości. Wiele osób dopiero wówczas się nią zainteresowało.

Procesy pisarzy były w tym czasie relatywnie częstsze niż wcześniej. Informacje o tym, kto współpracuje z emigracyjną prasą lub wysyła wiadomości za granicę, docierały do Kliszki dzięki aktywności MSW. W październiku 1964 roku aresztowano Wańkowicza pod zarzutem rozpowszechniania fałszywych informacji, tzn. przekazywania informacji rzekomo szkalujących  Polskę.  Pozostawało  to w związku z Listem 34, choć wysłany tekst był prywatnym listem do córki, zawierającym tezy wystąpień literatów, co wykorzystane zostało przez "Wolną Europę". Wańkowicz został skazany na trzy lata więzienia, ale po uwzględnieniu wieku i stanu zdrowia, łagodzącej wyrok amnestii i w wyniku rozmów toczących się na najwyższym szczeblu - zaraz po procesie został zwolniony. W 1965 roku wszczęto postępowanie przeciwko innemu z sygnatariuszy memoriału - Stanisławowi Mackiewiczowi, który przesyłał pod pseudonimem Gaston de Cerazay korespondencje do paryskiej "Kultury". Do procesu jednak nie doszło, zmarł przed zakończeniem dochodzenia. Równocześnie z nim na specjalnej konferencji w Ministerstwie Kultury i Sztuki zdekonspirowano innych współpracowników "wrogich ośrodków", m.in. Januarego Grzędzińskiego i Jana Nepomucena Millera. Wyrok w procesie tego ostatniego, autora artykułów zamieszczanych w londyńskich "Wiadomościach" (3 lata więzienia, złagodzone do 18 miesięcy z zawieszeniem na lat 2) miał odstraszać kolejnych zwolenników kontaktów z pismami emigracyjnymi.

Sprawa Kuronia i Modzelewskiego 

Daleko większe niż wystąpienie literatów znaczenie miało opracowanie programu politycznego, a wcześniej gruntownej analizy systemu władzy, której autorami byli młodzi pracownicy Uniwersytetu Warszawskiego, Karol Modzelewski i Jacek Kuroń. Działali oni w specyficznym, wnikliwie obserwującym popaździernikowe procesy środowisku. Z partią i jej nurtem rewizjonistycznym związanych było wielu profesorów zatrudnionych w katedrach zajmujących się kwestiami ideologicznymi. Niektórzy z nich należeli wcześniej do Klubu Krzywego Koła. Często stawali się animatorami lub patronami klubów politycznych powiązanych z organizacjami młodzieżowymi czy stowarzyszeniami społeczno-kulturalnymi. 

Były to przykładowo Klub Myśli Politycznej przy Zarządzie Uczelnianym ZMS UW kierowany przez Karola Modzelewskiego, Klub Dyskusyjny "Babel", do którego m.in. należeli Seweryn Blumsztajn, Wiktor Górecki, Adam Michnik, Maryna Ochabówna, Barbara Toruńczyk, czy organizujący młodzież jeszcze licealną Międzyszkolny Klub Dyskusyjny (Klub Poszukiwaczy Sprzeczności). Kręgi dyskutującej, rozpolitykowanej i siłą rzeczy coraz bardziej krytycznej młodzieży przecinały się, a instytucjonalne więzi przechodziły na grunt prywatny, w normalne życie towarzyskie. Często były to dzieci osób zajmujących wysokie pozycje w systemie władzy. Podobnie jak rodzice uważali się za marksistów, nie kwestionowali także ustrojowych podstaw systemu, ale raczej praktykę realizacji socjalistycznych idei. Większość z nich studiowała, starsi obejmowali stanowiska asystenckie w uczelniach warszawskich.

Potrzeba wyrażenia poglądów narastała. Reakcją na sprawę Listu 34 był spontanicznie zwołany wiec studentów UW i akcja ulotkowa. Równocześnie Kuroń i Modzelewski zaczęli przygotowywać tezy programowe, konsultowane i dyskutowane w grupie asystenckiej. Zawierały one całościową krytykę systemu politycznego, formułowaną na podstawie pojęć i schematów właściwych marksizmowi. Inspiracją w pewnym sensie była też koncepcja M. Dżilasa (rewizjonista jugosławiański, wcześniej jeden z przywódców Jugosławii w pierwszych latach rządów Tito), autorzy podobnie jak on diagnozowali rzeczywistość ustroju tzw. realnego socjalizmu. Najistotniejszą według nich jego cechą było pojawienie się nowej klasy - politycznej biurokracji, stanowiącej nowego zbiorowego właściciela środków produkcji i antagonistycznej w stosunku do klasy robotniczej, znów podobnie jak w kapitalizmie wyzyskiwanej. Opis stosunków właściwych dla systemu realnego socjalizmu opierał się także na analizie procesu produkcji, podziału produktu pracy bez udziału społeczeństwa, wynikających z tego przyczyn kryzysów, niewydolności gospodarki itp. Zgodnie z klasycznym sposobem marksistowskiej interpretacji procesów społecznych eksponowane były wątki ekonomiczne, zaniechano kwestii narodowej, a problem niesuwerenności państwa czy układu sił międzynarodowych nie stanowił w ogóle zmiennej wyjaśniającej istotę panujących stosunków.

Projektowano szerszy kolportaż programu, ale warunkiem tego była możliwość powielenia dokumentu (obszernego, liczącego ponad sto stron) nieprosta w okolicznościach, gdy papier był reglamentowany, a dostęp do powielaczy miały tylko oficjalne instytucje. Nawiązano

 w tym celu kontakty ze znanymi w kraju trockistami (Kazimierz Badowski - dziennikarz z Krakowa, Ludwik Hass -historyk z Warszawy), co przyspieszyło tylko reakcję inwigilujących środowisko władz. Kuroń i Modzelewski zostali aresztowani 15 listopada 1964 roku, a po stwierdzeniu, że nie doszło do rozpowszechnienia ich memoriału, ograniczono postępowanie do sankcji partyjnych i administracyjnych (wykluczenie z PZPR i zwolnienie z pracy).

Ich działania nie potraktowano incydentalnie, postawa autorów stała się przedmiotem dyskusji na zebraniach wydziałowych organizacji partyjnych macierzystej uczelni autorów (UW). Chcąc wyjaśnić sprawę Modzelewski i Kuroń napisali List otwarty do członków POP PZPR i członków uczelnianej organizacji ZMS przy Uniwersytecie Warszawskim, przedstawiając w nim własną wersję przebiegu wydarzeń i swoje poglądy. Wskutek tego w marcu 1965 roku zostali ponownie aresztowani, a w kilka miesięcy później skazani - Modzelewski na 3,5 roku więzienia, Kuroń na 3 lata. Równocześnie toczyły się procesy Badowskiego i Hassa. Aresztowano także kilku studentów UW powiązanych ze sprawą, zwolniono ich jednak z braku dowodów winy, choć nie ominęło ich uczelniane postępowanie dyscyplinarne. W prawach studenckich na rok zostali zawieszeni Chyla, Michnik i Nagórski, a inni dostali nagany z ostrzeżeniem.

Rocznica Października 

Kolejne wydarzenie wywołujące poruszenie w środowisku akademickim i kręgach partyjnej inteligencji związane było z przypadającą na jesień 1966 rocznicą Października. Wydawało się, że jest to okazja, by dokonać podsumowania dekady, zbilansować jeszcze raz osiągnięcia i zaniechania w sferze politycznej, gospodarczej i związanej z szeroko rozumianą kulturą. Władze państwowe i partyjne nie przygotowywały w związku z tym żadnych "obchodów", z ich punktu widzenia rocznicą było obchodzone dwa lata wcześniej dwudziestolecie Polski Ludowej, a Październik nie kojarzył się z przełomem, stanowił w tej optyce tylko kolejny etap budownictwa socjalistycznego. Inaczej sądzili studenci UW,  organizujący specjalne zebranie firmowane przez Zarząd Uczelniany ZMS, którego celem miała być właśnie dyskusja nad dorobkiem tego okresu. O wygłoszenie wprowadzających referatów poproszono dwóch pracowników naukowych - filozofa Leszka Kołakowskigo i historyka Krzysztofa Pomiana.

Pierwszy z nich mówiąc o kulturze polskiej dużo uwagi poświęcił jej doktrynalnym uwarunkowaniom. Ważne z jego punktu widzenia, bo rozgraniczające istotę funkcjonowania państwa w okresie przed i popaździernikowym było funkcjonowanie prawa. Wiele uwagi poświęcił więc praworządności, prawu w ogóle i prawom obywatelskim, konstytucyjnie gwarantowanym, ale realnie martwym. W wystąpieniu bardzo krytycznym wobec polityki kulturalnej i społecznej ekipy gomułkowskiej, pojawiły się wątki ograniczania wolności słowa, zrzeszania, wyboru. 

Według prelegenta niepokojącymi zjawiskami było ograniczanie możliwości realnego udziału społeczeństwa w sprawowaniu władzy czy nieskrępowanego formułowania przez nie opinii, monopolizacja decyzji skojarzona z brakiem faktycznej za nie odpowiedzialności. Usiłował wykazać, że cechy te nie muszą być pochodną systemu socjalistycznego, a żądanie poszerzenia sfery wolności niekoniecznie jest tożsame z reakcyjnością, powrotem do kapitalizmu. Przyznawał dalej, że stosowane po Październiku represje są już znacznie łagodniejsze od stosowanych w czasach stalinowskich, ale też wykazywał, że nie ma żadnych urządzeń instytucjonalnych, które by uniemożliwiły powrót do tamtego okresu.

Pomian z kolei skupił się na kwestiach ważnych z punktu widzenia studenckiej publiczności - wychowawczej i kulturotwórczej roli organizacji młodzieżowych. Akcentował, że potrzebna jest ich autonomia, a nie dyspozycyjność w stosunku do partii. Oba referaty miały więc podobną wymowę i tym samym stały się impulsem do burzliwej dyskusji. Padały hasła dotyczące reformy prawa (zniesienia małego kodeksu karnego), uniezależnienia organizacji młodzieżowych, przypomniano sprawę Kuronia i Modzelewskiego. Rozgłos nadały zebraniu jednak nie treść referatów ani przebieg dyskusji, tylko konsekwencje, jakie w rezultacie ponieśli wykładowcy. Sprawą zajęła się Centralna Komisja Kontroli Partyjnej, podejmując 27 października 1966 roku decyzję o usunięciu z PZPR  Kołakowskiego, a w dwa dni później - Pomiana.

Środowisko pisarzy i naukowców nie pozostało wobec tych faktów obojętne. Jedyną możliwą formą protestu były listy kierowane do Biura Politycznego KC PZPR. Z taką inicjatywą wystąpili członkowie organizacji partyjnej przy Związku Literatów Polskich, najpierw podpisało się 17 pisarzy, później dołączono inne listy. Głosy sprzeciwu formułowano w POP PAN i wydziałowych strukturach partyjnych uniwersytetu. Sam Kołakowski też napisał list do Biura Politycznego, kwestionując motywację podjętej decyzji. Domagał się jej anulowania, wyjaśniał jeszcze raz swoje stanowisko podkreślając, że jego krytyka nie jest kreowaniem programu dla szerszej opozycji, ale wynika z powinności członka partii wrażliwego na wypaczenia idei socjalistycznych.

Do rozmów  z pisarzami  i pracownikami  nauki, a właściwie pacyfikowania buntu, kierownictwo partyjne oddelegowało Kliszkę. Komitet Centralny powołał także komisję, której zadaniem było wyjaśnić okoliczności sprawy i przeprowadzić indywidualne rozmowy z protestującymi. Ich efektem stały się dalsze wykluczenia - skreślono z listy członków PZPR 4 osoby (P.  Beylin, J. Bocheński, T. Konwicki, W. Zawadzki), a 12 następnych osób postanowiło demonstracyjnie złożyć legitymacje, dając tym samym wyraz swej dezaprobacie dla tego typu form represji. Wśród nich byli: Kazimierz i Marian Brandysowie, Igor Abramow-Newerly, Julian Stryjkowski, Wisława Szymborska i Wiktor Woroszylski. Sankcje dotknęły także studentów organizujących zebranie. Wszczęto wobec nich postępowanie dyscyplinarne, kilkoro z nich zostało skreślonych z listy studentów. Był wśród nich Adam Michnik, nieformalny lider grupy. Można powiedzieć: recydywista - bo było to już drugie skreślenie w ciągu półtora roku.



Źródło: "Wielka Historia Polski" Wydawnictwo Pinnex, Kraków 2000

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy