Strajk w Żyrardowie
Jesienią 1981 r. w Polsce pogłębiał się kryzys gospodarczy, a rząd przeciągał rozmowy z przedstawicielami NSZZ "Solidarność", którzy zgłaszali propozycje zmian i reform. Coraz bardziej było widać, że obietnice zawarte w porozumieniach sierpniowych z 1980 r. były dla komunistów niewygodne.
Liderzy związku zawodowego starali się jednak unikać konfrontacji z władzą licząc na wzmocnienie pozycji Związku. Od początku 1981 r. zawierano kolejne kompromisy, zobowiązywano się do nie organizowania strajków, co doprowadziło do pojawienia się konfliktów między kierownictwem NSZZ "Solidarność" a członkami organizacji związkowych w zakładach pracy i w małych ośrodkach. Wyrazem tego była rosnąca od lata 1981 r. fala tzw. "dzikich strajków".
Zakończony 7 października 1981 r. I Krajowy Zjazd Delegatów potwierdził przewagę w Związku opcji nastawionej na kompromis z komunistami. W czasie trwania Zjazdu władze krajowe związku starały się wygasić wszystkie strajki. Podczas obrad postanowiono też, że decyzję o rozpoczęciu strajku może podejmować tylko Komisja Krajowa i tylko w przypadku konieczności obrony bezpieczeństwa Związku prawo to przyznano działaczom lokalnym. Jednak wielu szeregowych związkowców nie przyjęło tych ustaleń z zadowoleniem. Sytuacja bytowa ludzi, szczególnie poza dużymi ośrodkami administracyjno-przemysłowymi stale się pogarszała. Rosły kłopoty z zaopatrzeniem w żywność, brakowało podstawowych środków higieny, ubrań, butów, nie wspominając nawet o bardziej skomplikowanych potrzebach, jak sprzęt elektroniczny czy gospodarstwa domowego. Towarzyszyło temu poczucie bezradności i pogłębiający się kryzys zaufania, już nie do rządu, ale do własnych władz związkowych. Wbrew zakazom władz NSZZ "Solidarność" zaraz po zakończeniu zjazdu rozpoczęło się kilka głośnych lokalnych strajków, między innymi w Żyrardowie.
Żyrardów był miastem przemysłowym, które w XIX wieku powstało wokół zakładów włókienniczych i ten charakter zachowało zarówno w okresie międzywojennym, jak i po wojnie. Był dużym centrum włókienniczym, w którym pracowały przede wszystkim kobiety. Praca na trzy zmiany nie zwalniała ich od obowiązku zaopatrzenia i prowadzenia domów. W dodatku z powodu niskich płac robotnice musiały brać dodatkową pracę popołudniami i w niedziele, tzw. "doróbki", co pozwalało im wypracować kilkadziesiąt procent normy więcej. Gdy wychodziły z pracy po nocnej zmianie, musiały stanąć w sklepie do kolejki albo pojechać do Warszawy, gdzie kolejki były trochę krótsze i gdzie była większa szansa na zrealizowanie kartki żywnościowej. Żyrardów miał w tym czasie gorsze zaopatrzenie niż sąsiednie miasta, co oznaczało, że dostawy do sklepów nie wystarczały do realizacji przydziałów kartkowych. Posiłki składały się więc najczęściej z chleba, zupy, cebuli i kapusty. U robotnic, podobnie jak u ich dzieci, pojawiły się objawy niedożywienie. Działacze związkowi z Żyrardowa próbowali wpłynąć na zmianę tej sytuacji podejmując negocjacje z lokalnymi władzami.
Przez cały wrzesień 1981 r. liderzy Oddziału Żyrardów NSZZ "Solidarność" spotykali się z władzami, jednak nie doprowadziło to do żadnych rozwiązań. Na żądania poprawy zaopatrzenia odpowiadano im, że żywności nie ma. 1 października 1981 r. związkowcy po raz kolejny spotkali się z prezydentem miasta i przedstawicielami wydziału handlu. Podali normę tłuszczów minimum na jednego człowieka, na którą składały się: kostka masła, pół kilo smalcu lub margaryny lub pół litra oleju miesięcznie i zaproponowali, żeby zapewnienie tego minimum spoczęło na władzach.
12 października 1981 r. do Zakładów Tkanin Technicznych przyjechała delegacja rządowa, której przewodniczył wicepremier Stanisław Mach. Odbyło się spotkanie z przedstawicielami NSZZ "Solidarność". Jego przebieg był na bieżąco przekazywany pracownikom zakładów. W nocy przyszła wiadomość o zerwaniu rozmów. W reakcji na to przystąpiono do strajku. Następnego dnia do protestu przyłączyły się inne zakłady Żyrardowa, m.in. Żyrardowskie Zakłady Lniarskie, fabryka pończoch "Stella", a także inne firmy, jak PKS. Zastrajkował też "Poldres" z sąsiedniego Mszczonowa. Do strajku przystąpiło kilkanaście tysięcy osób. Strajkujące kobiety zadecydowały o tym, że miał on charakter rotacyjny - każda z nich musiała się bowiem w czasie strajku zająć swoim domem i dziećmi.
Strajkujący przedstawili 16 postulatów. Jedenaście z nich dotyczyło poprawy zaopatrzenia, np. realizacji niewykupionych kartek żywnościowych. Pięć pozostałych postulatów miało charakter polityczny, choć również dotyczyło braków w zaopatrzeniu, a raczej przyczyn takiego stany rzeczy, m.in. chodziło o powrót Żyrardowa do województwa warszawskiego, konsultowanie ważnych decyzji władz miasta z NSZZ "Solidarność" oraz ukaranie urzędników winnych braków w zaopatrzeniu.
Na czele strajkujących stanęli działacze związkowi z Oddziału Żyrardów NSZZ "Solidarność", którego kierownictwo przekształciło się w Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Przewodniczącym obu struktur był Grzegorz Popielczyk, a jego zastępcą Jan Żak. Byli osamotnieni w tym działaniu - strajk rozpoczął się wbrew zaleceniom Komisji Krajowej i Zarządu Regionu. Obie te struktury próbowały więc nakłonić ich do powrotu do pracy.
Peerelowskie władze nie podjęły rozmów ze strajkującymi, traktując strajk jako polityczny. Zarząd Regionu Mazowsze "Solidarność" początkowo też nie poparł strajku. 15 października 1981 r. w Warszawie odbyło się w tej sprawie rozszerzone posiedzenie Zarządu Regionu Mazowsze, jednak zdominował je narastający w samym zarządzie konflikt. Podgrzewali go obecni na sali przedstawiciele dużych zakładów pracy Warszawy - zwolennicy równie radykalnych rozwiązań, jak to w Żyrardowie. W rezultacie nie mówiono o Żyrardowie tylko na tym i kolejnym posiedzeniu w dniu 17 października 1981 r. dokonano zmian w Prezydium Zarządu usuwając z niego działaczy krytycznych wobec przewodniczącego regionu Zbigniewa Bujaka, określanych jako "prawicowcy" - Tadeusza Matuszyka i Pawła Niezgodzkiego. 17 października 1981 r. mianowano też Henryka Bąka pełnomocnikiem zarządu do spraw strajku w Żyrardowie.
Tymczasem buntujące się warszawskie zakłady pracy inaczej widziały pomoc związku dla robotników z Żyrardowa. Przedstawiciele ZM "Ursus" postulowali ogłoszenie strajku generalnego na terenie całego kraju. Prezydium Zarządu zebrało się więc w dniu 21 października 1981 r., ale uchwaliło tylko na dzień 28 października 1981 r. strajk ostrzegawczy. W tej sytuacji realne stało się to, że strajk poprą wykluczeni z zarządu Matuszyk i Niezgodzki i w ten sposób wzmocnią swoją pozycję. Wtedy Zarząd Regionu ustanowił jako swojego pełnomocnika Seweryna Jaworskiego i zlecił mu pomoc dla Żyrardowa.
Tymczasem strajkujący robotnicy z Żyrardowa próbowali sami rozwiązać swoje problemy. Wobec braku odpowiedzi na wysyłane przez nich zarówno do władz państwowych, jak i Kościoła teleksy z prośbą o pomoc, 23 października 1981 r. delegacja z Żyrardowa wybrała się do Warszawy do Urzędu Rady Ministrów na rozmowy z ówczesnym wicepremierem Mieczysławem Rakowskim i ministrem Stanisławem Cioskiem. Jednak władze odmówiły strajkującym prawa do otrzymania za ten okres zapłaty jak i odrzuciły propozycję wyjazdu na rozmowy do Żyrardowa.
Arogancja władzy spowodowała, że 24 października 1981 r. w ZM "Ursus" zwołane zostało spotkanie przedstawicieli największych zakładów pracy Warszawy, na którym zadecydowano o ogłoszeniu 26 października 1981 r. przez Hutę "Warszawa" i ZM "Ursus" gotowości strajkowej trwającej do 28 tego miesiąca - w tym czasie KK NSZZ "Solidarność" zapowiedziała na 28 października 1981 r. strajk ostrzegawczy w całej Polsce. Przewidywano przy tym, że po tym strajku zakłady pracy Żyrardowa powrócą do pracy, a związek utworzy komisję ds. rozmów z rządem w sprawie postulatów żyrardowskich.
27 października 1981 r., z zamiarem zakończenia strajku, przybył do protestujących i ciągle osamotnionych zakładów Lech Wałęsa, który wcześniej porozumiał się w tej sprawie z Sewerynem Jaworskim, wiceprzewodniczącym Zarządu Regionu Mazowsze. Największym problemem obu działaczy była sprawa odpłatności za dni strajku. Władze - zgodnie z porozumieniem zawartym z "Solidarnością" kilka miesięcy wcześniej - musiały wypłacić za ten czas tylko połowę pensji. Byłaby to dla pracowników niewyobrażalna strata. Związek też nie chciał płacić żadnej rekompensaty.
Po przybyciu na miejsce Wałęsa szybko zorientował się w nastrojach zdesperowanych załóg i niespodziewanie poparł strajkujących, choć wyjaśniał im, dlaczego ich żądania nie mogą być spełnione. Gównie dlatego, ze żywności nie było, o czym wielokrotnie informowali Związek przedstawiciele rządu.
Zgodnie z zapowiedziami 28 października 1981 r. w Regionie Mazowsze odbył się 1-godzinny strajk ostrzegawczy. Wzięła w nim udział większość dużych zakładów pracy Mazowsza. Sytuacja była jednak beznadziejna. Na tym etapie zdesperowanym strajkującym kobietom z Żyrardowa nie chodziło już o spełnienie żądań, ale przede wszystkim o zapłatę za strajk. Wiedząc o stanowisku KK NSZZ "Solidarność" w tej sprawie reprezentantki strajkujących kobiet pojechały autobusem na posiedzenie komisji, które odbyło się 3 listopada 1981 r. w Gdańsku. Były skuteczne. Wróciły z obietnicą wypłacenia im przez związek 9,5 miliona złotych, czyli równowartości utraconych pensji..
Strajk zakończył się więc 4 listopada 1981 r. po podpisaniu porozumienia dotyczącego poprawy zaopatrzenia sklepów w Żyrardowie, które częściowo zostało zrealizowane. Pracownicom wypłacono też połowę wynegocjowanych pieniędzy, w wypłacie reszty przeszkodził jednak stan wojenny.
Włodzimierz Domagalski
Akcja IPN "Zapal Światło Wolności" - 13 grudnia o 19.30