Szczeciński zjazd literatów (20-21 stycznia 1949): Zadekretowanie socrealizmu
Dzieje kultury polskiej w pierwszych latach po ustanowieniu władzy komunistycznej można byłoby przedstawić w postaci równi pochyłej. Po początkowych sygnałach pewnej otwartości - werbalnych zachętach do uprawiania swobodnej twórczości, zezwoleniach cenzury na tworzenie pism literackich i społeczno-kulturalnych (np. "Odrodzenie"), zabiegach o powrót z emigracji wybitnych pisarzy (np. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego) - stosunkowo szybko pojawiły się znaki świadczące o tym, że wszystko zmierza do jakiejś formy kopii porządków sowieckich.
Trudno precyzyjnie wskazać jeden moment, który byłby przełomem pomiędzy fazą relatywnie liberalną, a fazą raczej już autorytarną, ale z pewnością można mówić o całym ciągu takich wydarzeń, które prowadziły do systemu nadzoru nad kulturą.
Takie wydarzenia w życiu politycznym to likwidacja autentycznego Stronnictwa Pracy, sfałszowane referendum (30 czerwca 1946), procesy pokazowe, sparaliżowanie działalności Polskiego Stronnictwa Ludowego, sfałszowane wybory (19 stycznia 1947), ucieczka zagrożonego aresztowaniem Stanisława Mikołajczyka, fala aresztować w katolickim "Tygodniku Warszawskim" (lato-jesień 1948), w końcu tzw. Kongres Zjednoczeniowy, czyli faktyczne wchłonięcie resztek po Polskiej Partii Socjalistycznej przez rządzącą PPR (15 grudnia 1948).
Życie literackie w pierwszych latach toczyło się zrazu dosyć swobodnie. Istniało wiele wydawnictw prywatnych, a i polityka oficyn państwowych nie była szczególnie restrykcyjna. Ukazały się takie pozycje, jak "Kamienie wołać będą" Hanny Malewskej, "Rozdroże miłości" Jerzego Zawieyskiego, "Trzy znaki zodiaku" Jana Parandowskiego czy "Popiół i diament" Jerzego Andrzejewskiego - książki te kilka lat później, w szczytowej fazie stalinizmu, już by się nie ukazały.
W tym kontekście warta wzmianki jest książka Andrzejewskiego. Pisarz, przed wojną zaliczany do nurtu katolickiego (a więc w oczywisty sposób odległy od komunizmu), w czasie okupacji ewoluował ideowo i politycznie. "Popiół i diament" był wyrazem tej ewolucji w tym sensie, że Andrzejewski kreował w nim obraz przejęcia władzy przez PPR w sposób odległy od realiów, a korzystny dla komunistów. Tym niemniej nurt niepodległościowy został tu odmalowany z niejaką sympatią, co z pewnością nie byłoby możliwe, gdyby książka została wydana później.
I właśnie "Popiół i diament" stanie się dla strażników właściwego kursu w literaturze około 1948 r. dobrym przykładem do objaśniania, dlaczego ewolucja Andrzejewskiego przebiegała w dobrym kierunku, ale nie była wystarczająca.
Niewątpliwie najważniejszym aktem politycznym w zakresie kontroli nad literaturą wczesnych lat powojennych był tzw. zjazd szczeciński literatów (20-23 stycznia 1949). Był to, formalnie biorąc, IV Walny Zjazd Związku Zawodowego Literatów Polskich. Na nim organizacja ta została przekształcona w Związek Literatów Polskich, a także otrzymała nowego prezesa - został nim Leon Kruczkowski w miejsce Jarosława Iwaszkiewicza, uznawanego za zbyt przeżartego przedwojennymi nawykami.
Także zmiana nazwy nie była formalnością - kryła w sobie nową rolę tego stowarzyszenia. Odtąd literaci mieli bowiem budować w Polsce, jak mówiono, "socjalizm", a faktycznie komunizm. Mieli go budować piórem, a do tego celu powinni używać innej niż dotychczas metody opisu rzeczywistości. W gruncie rzeczy chodziło o pełne podporządkowanie twórczości literackiej tworzeniu państwa totalitarnego. Nazywano to nie tak wprost, jednak wszyscy rozumieli, że o to chodzi.
Głównym nadzorcą tej dziedziny twórczości był z ramienia PZPR Jakub Berman, a głównym architektem nowego kursu - Stefan Żółkiewski. To jego referat stanowił podczas szczecińskich obrad główną oś dyskusji i wskazanie podstawowego celu. Referat Żółkiewskiego został złożony w Wydziale Kultury KC PZPR 11 stycznia.
W piśmie przewodnim do referatu napisano, że ma być dyskutowany na zebraniu pisarzy 14 stycznia. Tak się też stało. Zebraniu temu przewodniczył i podsumował je Jakub Berman. Tak przygotowana PZPR wyruszyła na zjazd szczeciński, gdzie przeforsowano jej stanowisko. Maszynopis referatu Żółkiewskiego jest dziś dostępny w Archiwum Akt Nowych. Żeby zrozumieć pomysł komunistów na ustanowienie nowych porządków w literaturze, dobrze jest prześledzić jego główne linie.
Żółkiewski zaczynał tak: "Chcemy, aby nasza proza artystyczna kontynuowała najlepsze, postępowe tradycje literatury polskiej. Lecz określenia stylu i norm nowej literatury szukać musimy nie w literackich regułach przeszłości, ale w rzeczywistości, współczesnej, społecznej rzeczywistości polskiej rewolucji i polskiego budownictwa [chodzi tu o budowanie nowego ustroju - RG], które wyznacza styl i normy nowej kultury".
I bardzo szybko autor przechodził do głównej tezy: "Chcemy, aby literatura pomagała budować socjalizm w Polsce". Dalsza część tego ponad 30-stronicowego wystąpienia sprowadzała się do uzasadnienia tej tezy. Jego autor pisał, że podstawowe "zadanie literatury jest jasne - dopomóc swoimi środkami do realizacji wytkniętych wyżej zadań. Niech wartość dzieła sprawdza się odpowiedzią na pytanie, co zdziałało dla budowy socjalizmu w Polsce, jak wzbogaciło duchowo jego budowniczych, jako ludzi współczesnych, walczących o pełnię duchowego i materialnego wyzwolenia od ucisku złej, ciemnej [...] egoistycznej przeszłości. A wiemy wszyscy, że tylko dzieło prawdziwie doskonałe artystycznie, piękne, oryginalne i nowatorskie ostoi się wobec tego pytania. Pozorny więc utylitaryzm w postawieniu zagadnienia nie jest żadnym lekceważeniem specyficzności sztuki, jej artystycznych obowiązków".
Dwa ostatnie zdania warto skomentować. Nowa linia PZPR, polegająca na narzuceniu pisarzom jednolitego wzorca, musiała się odbić dramatycznie na artystycznym poziomie tej twórczości. Tak się stać musiało (i jak wiemy, tak stało), ponieważ każda twórczość potrzebuje wolnościowego impulsu twórcy, inaczej więdnie. Jednak w 1949 r. władzom zależało na tym, żeby ten problem jakoś zamaskować, stąd liczne w wystąpieniu Żółkiewskiego wywody mające świadczyć o możliwości pogodzenia wysokiego poziomu literackiego ze ścisłym podporządkowaniem PZPR.
Wydaje się, że już wtedy dla większości zainteresowanych było jasne, że taki alians jest jak połączenie wody z ogniem. Może i sam referat Żółkiewskiego nasuwał taki wniosek, na przykład w tym fragmencie: "Myślę, że pięknym tematem powieściowym mógłby być czyn przedkongresowy [chodziło o zjazd, na którym dokonano "zjednoczenia PPS z PPR - RG] - ujrzany konkretnie w jakiejś fabryce czy kopalni - mogłoby być współzawodnictwo pracy w tychże ośrodkach, mógłby być proces opanowywania wsi przez spółdzielcze formy życia i pracy".
Autor referatu poświęcił sporo miejsca na rozprawienie się z drobnomieszczańskimi nawykami polskich pisarzy. W tym kontekście pisał także o tych, którzy starają się iść już nową drogą, chwalił ich, ale i zachęcał do dalszych wysiłków. W takim też charakterze nawiązał do "Popiołu i diamentu":
"Jak te relikty agnostycyzmu [chodzi o obojętność wobec idei marksistowskich - RG] zaważyły na innych książkach świadomie dobijających się realistycznej koncepcji świata, świadczy choćby dyskusja nad 'Popiołem i diamentem' Andrzejewskiego - zwłaszcza oceny Kotta i Kierczyńskiej. Kott określił tę książkę jako świadomą 'próbę realizmu'. Lecz krytyk wyraźnie powiedział: 'Książka Andrzejewskiego jest właśnie dla mnie typowym przykładem powieści, w której co innego mówi, czy chce powiedzieć autor, a zupełnie co innego mówi logika konstrukcji. Mały realizm posiada swoją filozofię, powiedziałbym nawet więcej, własne zapatrywania polityczne i własną moralność'. I dalej: 'Mały realizm nie dlatego zawodzi, że pokazuje małe realia. Mały realizm zawodzi, ponieważ dostrzega tylko takie związki przyczynowe, jakie widzi drobnomieszczanin".
A oto konkluzja referatu:
"Proza jest jednym z ważnych czynników przeobrażania kulturalnego Polski. Rola wychowawcza prozy artystycznej w procesie dzisiejszych przemian społecznych jest olbrzymia. Społeczeństwo wyraźnie narzuca te zadania pisarzom". [...]
"Dlatego też Zjazd tegoroczny stawia przed literaturą wyraźne zadanie: owocnie, zdecydowanie zacząć pomagać budować socjalizm w Polsce, uczyć ludzi nowego życia, budzić w nich wzruszenia godne współczesnego człowieka".
"Stwarza to nowe zadania i dla Związku Literatów. Niech Związek staje się centrum artystyczno-naukowym uczenia pisarzy rzetelnej wiedzy o świecie, przełamywania drobnomieszczańskich przesądów agnostycznych, rozbijania muru dzielącego literaturę od współczesności, od życia mas. Niech Związek rozhuśta potężną falę dyskusji literackich, któreby problemy literackie sądziły i 'jako problemy rzemiosła i jako problemy życia' (Jermiłow). Niech Związek ożywi rewolucyjne tradycje literatury polskiej. Niech Związek pracuje w kontakcie z instytutami badań literackich, ministerstwami, towarzystwami oświatowymi, oświatowymi centralami ruchu zawodowego, fabrykami, wsiami spółdzielczymi".
Skoro referat został zaakceptowany przez Bermana, mógł być kilka dni później wygłoszony na zjeździe. Chociaż nie pada w nim termin "realizm socjalistyczny", to właśnie ten kierunek literacki (w skrócie zwany socrealizmem) zostanie szybko narzucony pisarzom.
Efekt był taki, że nieliczni pisarze zamilkli, wielu skądinąd wybitnych pisało knoty, których potem wstydzili się do końca życia (np. Kazimierz Brandys powieści "Obywatele", a Tadeusz Konwicki "Przy budowie). W dziejach polskiej literatury ten okres (od 1949 do 1955/1956 roku) uchodzi za rodzaj czarnej dziury.
Roman Graczyk