"Zima wasza, wiosna nasza…"

Wyczuł, że bezpieka chodzi za nim, podobne sygnały otrzymywał od łączników. Działo się coś złego. Zmienił sposób ubierania się, wygląd, kontakty, mieszkanie, ale jeszcze jedno zebranie - aby „nie palić” tego nowego – zorganizował w starym lokalu. Gdy jego uczestnicy wyszli, zjadł kolację, zapalił papierosa. Wtedy usłyszał dzwonek i jakieś hałasy na klatce schodowej…

"Jak huknęli, połowa drzwi wypadła. Na szczęście otwierały się tylko na zewnątrz, nie mogli więc dać z kopa, tylko musieli rozbić łomami. Przez matową szybę drzwi do przedpokoju zobaczyłem, że jeden już próbował przeleźć przez tę wyłamaną górną połówkę, ale drugi go powstrzymał: poczekaj, walniemy jeszcze raz" - zapamiętał kwietniowy wieczór 1982 roku Eugeniusz Szumiejko, wrocławski astronom, informatyk, członek Prezydium Komisji Krajowej (KK) NSZZ "Solidarność". 

Kilka sekund wahania esbeków pozwoliło mu zatrzasnąć balkon i z siódmego piętra wspiąć się na dach bloku. W ciemnościach dostrzegł wyskakujących z suk milicjantów otaczających szpalerem budynek. Nie stanęli tylko naprzeciw ściany bez okien. Szumiejko wypatrzył piorunochron i zjechał na dół, raniąc do krwi ręce. Dobiegł do pobliskiego wykopu, gdzie się ukrył. Wkrótce Bogdan Borusewicz otrzymał od niego list: "Pamiętaj, nie ma OKO, Adama, Artura, Konrada, Mateusza. Nie przyjmuj nikogo na te imiona".

Reklama

Szumiejce udało się zbiec, ale w ręce bezpieki wpadł jego notes z konspiracyjnymi kontaktami. Tworzone przez niego przez kilka miesięcy pierwsze podziemne kierownictwo "Solidarności" - Ogólnopolski Komitet Oporu (OKO) - przestało istnieć. Dwa dni później, 22 kwietnia 1982 roku, ogłoszono powstanie Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej (TKK) NSZZ "Solidarność", do 1987 pełniącej funkcje podziemnego kierownictwa związku. Jej pierwsze oświadczenie sygnowali pozostający w ukryciu: Zbigniew Bujak z regionu Mazowsze, Władysław Frasyniuk z Dolnego Śląska, Bogdan Lis z Gdańska i Władysław Hardek z Regionu Małopolska.

Powołanie TKK niemal natychmiast po rozbiciu OKO przyczyniło się - wobec wcześniejszych ostrych sporów pomiędzy przywódcami rodzącego się podziemia - do powstania opinii, iż znaczną rolę odegrała w tych działaniach Służba Bezpieczeństwa. Najbliższy współpracownik Szumiejki, Andrzej Konarski - sam podejrzewany o współpracę z SB jako TW "Marcin" - twierdził wprost, iż OKO zostało "wystawione" bezpiece przez działaczy niechętnych tej strukturze.

"Mieszko" wzywa do oporu

Wprowadzenie stanu wojennego zaskoczyło "Solidarność". Nocą 13 grudnia, większość przywódców związku znalazła się za kratami. Jeszcze tego dnia w Porcie Gdańskim powstał Krajowy Komitet Strajkowy (KKS), z ocalałymi członkami Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" na czele. KKS ogłosił strajk generalny w całym kraju, ale najsilniejszy i dłuższy opór stawiły praktycznie jedynie huty i kopalnie Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Wraz z pacyfikacją Stoczni Gdańskiej 16 grudnia rozbity został KKS. Z jego składu udało się ukryć w Trójmieście dwóm wrocławianom: Andrzejowi Konarskiemu oraz Eugeniuszowi Szumiejce, i to oni podjęli się odbudowy konspiracyjnego kierownictwa związku. 13 stycznia 1982 roku wydali oświadczenie informujące o powołaniu OKO. Dokument ten celowo podpisali pseudonimem "Mieszko". Mimo pełnienia najwyższych funkcji w "Solidarności" - obaj wchodzili w skład prezydium KK - nie byli powszechnie znani. Zdawali sobie sprawę, że w podziemiu pozostaje kilku czołowych działaczy Związku - tych, którzy weszli, wkrótce do TKK - i to dla nich zostawiali miejsce.

Tymczasem mijał szok wywołany 13 grudnia. Popularne stało się hasło: "Zima wasza, wiosna nasza, a na jesień zamiast liści będą wisieć komuniści". W końcu stycznia OKO wydało oświadczenie: "Dziś naszym obowiązkiem jest organizowanie się w masowy, ogólnopolski, podziemny ruch oporu".

Fabryki czy salon?


 

W tej kwestii "Solidarność" była podzielona. Jacek Kuroń i Zbigniew Romaszewski opowiadali się za przygotowaniami do strajku generalnego i czynnej obrony zakładów. Romaszewski zaangażował się w Międzyzakładowy Robotniczy Komitet "Solidarności" skupiający 63 fabryki. Z kolei Kuroń wzywał: "Na przemoc i przemocą narzuconą nędzę zdrowe społeczeństwo odpowiada walką". Apelował o "organizowanie się wokół ośrodka centralnego" i "zlikwidowania okupacji w zbiorowym, zorganizowanym wystąpieniu". Takie zdanie podzielał Frasyniuk. Taki był też cel OKO, w przeciwieństwie do Bujaka przekonanego, iż trzeba się przygotować na walkę pozycyjną - na "długi marsz". Spory pomiędzy liderami nie wygasły nawet po powstaniu TKK, kiedy Frasyniuk ostro pisał do Bujaka: "Rozdrabniasz wielkie, nadrzędne wartości na małe, nędzne gry polityczne a właściwie pozwalasz sobą manipulować jakimś kawiarnianym palantom, którym się wydaje, że oni najlepiej wiedzą, co należy czynić i chcą skrycie kierować..." I dalej "powszechnie wiadomo, że specyfiką i optyką wielu działaczy i ekspertów warszawskich było nastawienie na władzę i lekceważenie dążeń społecznych. Walkę z czerwonym usiłowano prowadzić, rozstawiając  >misterne sieci< w często wspólnych salonach". Jeżeli tak dyskutowano w TKK, to równie ostry był wcześniejszy spór o przywództwo w podziemiu.

Ukrywający się w Trójmieście Szumiejko - w przebraniu kolejarza, z dokumentami umożliwiającymi mu wypisywanie biletów - ruszył w objazd po Polsce. Akces do OKO złożył Kraków, deklarację poparcia obiecywał Wrocław. "Wiedziałem, że wystarczy, bym tylko w Gdańsku dograł sprawy z Bogdanem Lisem i siła będzie ogromna" - twierdził Szumiejko. Według ocen bezpieki, OKO dysponowało strukturami w 23 województwach (na 49). Nie udało się jednak pozyskać Bujaka. Od początku bardzo krytycznie i nieufnie podchodził do tej inicjatywy, a z czasem udało się mu cały pomysł zablokować, gdy przekonał Frasyniuka oraz Lisa. Zadecydowały o tym z pewnością także kwestie ambicjonalne.

Kornel Morawiecki, którego drogi także wkrótce rozeszły się z Frasyniukiem, pisał z goryczą: "Smutna jest sytuacja, w której czterech będących na wolności członków Prezydium KK nie może się dogadać co do utworzenia jakiejś krajowej reprezentacji Związku. Dwaj są szefami wielkich regionów, dwaj pozostali byli członkami KKS".

Ostatecznie, po rozbiciu przez bezpiekę OKO, jego miejsce zajęła TKK NSZZ "Solidarność". Dążyła ona do wymuszenia "porozumienia narodowego" z reżimem. Cel ten odrzucała powołana w czerwcu’82 przez Morawieckiego "Solidarność Walcząca", głosząc bezkompromisową walkę z komunizmem w sojuszu z uciemiężonymi krajami Europy Wschodniej oraz odrzucając jakiekolwiek rozmowy z PZPR. W swej deklaracji stwierdzała: "Nie chcemy porozumienia z władzą z obcego nadania. Chcemy tę władzę pozbawić władzy".

Za mało, by uratować "Solidarność"


Przywództwo TKK już u początku swej działalności nie wyczuło radykalizujących się nastrojów. Bez jej wezwania manifestowano 1 i 3 maja. Gdy zaapelowała o wyjście na ulice 31 sierpnia, demonstracje odbyły się w 66 miastach (8 zabitych przez ZOMO, ponad 5 tysięcy zatrzymanych) - ale ich skala była mniejsza, niż się spodziewano. "W Warszawie reżimowy sztab połączonych sił porządkowych ocenił, że do 50 tysięcy osób poradzą sobie, ale powyżej - już nie. Niestety, manifestantów wyległo 15 tysięcy, czyli o wiele za mało, by uratować "Solidarność" - skomentował Bujak w "Konspirz Prawdziwą klęską TKK okazała się natomiast jej reakcja na delegalizację "Solidarności". Lis pisał w liście do Hardka: "Co dzień wybuchają w Gdańsku kolejne strajki. Ludzie po prostu rzucają młotki w kąt i nie pracują. Co dzień demonstracje i walki na ulicach. Dosłownie pali się asfalt. Jeśli nie zrobicie napięcia w innych regionach, to ZOMO z kraju rzucone zostanie na Gdańsk i Szczecin..." I tak się stało, a TKK ogłosiła apel o strajk - za miesiąc, 10 listopada. Podziemny "Tygodnik Mazowsze" napisał: "Po raz pierwszy jej [TKK] stanowisko nie uzyskało poparcia członków Związku (...) Nie przegrał Związek, ale na pewno przegrała pewna koncepcja jego działania". Bujak dodawał: "Po wszystkich tych klęskach nastąpił trudny okres. Sporo ludzi odeszło, szczególnie ci, którzy myśleli, że tylko kopnąć WRON-ę [junta Jaruzelskiego], a ona zaraz odleci. Mit strajku generalnego jako cudownej broni też chyba osłabł. Musieliśmy stworzyć program pomagający nam odnaleźć się w nowej sytuacji. Program oporu na długi, długi okres". Samo trwanie w podziemiu TKK na czele z Bujakiem miało ważne, choć bardziej symboliczne znaczenie. Na wiosnę "Solidarności" - która tym razem nadeszła na warunkach bezpieki - trzeba była czekać jeszcze siedem lat.

 Jarosław Szarek

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Przedruk za: 19. tom z serii "Z archiwów bezpieki - nieznane karty PRL". "W pułapce historycznej konieczności", pod redakcją Filipa Musiała, Instytut Pamięci Narodowej, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2013

Pierwodruk: "Dziennik Polski", 20 IV 2012

IPN
Dowiedz się więcej na temat: stan wojenny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy