Powitanie złotego Fortuny
Na wracającego ze złotym medalem z Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sapporo (1972) Wojciecha Fortunę czekało w Zakopanem ponad 20 tys. osób. Zgromadzony pod Giewontem tłum ogarnęło szaleństwo, nad którym usiłowała bez skutku zapanować milicja. Jak wspomina Leszek Błażyński w swojej książce "Wojciech Fortuna - Skok do piekła", dorożki wiozące olimpijczyków zmuszone zostały do "szarży" przez pola, aby Fortuna mógł wejść do gmachu Prezydium Miejskiego Rady Narodowej choć od tyłu. Ostatecznie i tak wraz z dygnitarzami partyjnymi musiał wchodzić przez okna. Ponieważ trybuna honorowa została szybko zniszczona, mistrz z Sapporo razem ze Stanisławem Marusarzem pozdrawiał tłum z... dachu budynku prezydium. Chłopcy ze Związku Młodzieży Socjalistycznej kilka razy podrzucili Fortunę do góry, a znany cukiernik przygotował metrowej wysokości tort orzechowy, na którego szczycie widniała figurka skoczka wykonana z czekolady. Jak wspominał sam mistrz, "świętowanie przeciągało się najpierw na kilka dni, a później tygodni, w trakcie których lała się... wódka".