W Łodzi odnaleziono szczątki dzieci. To ofiary nazistowskich katów

Bite do nieprzytomności, polewane lodowatą wodą, podtapiane w nieczystościach. Na tym świecie spędziły tylko kilka — kilkanaście lat, gdy nazistowscy kaci wepchnęli je w ramiona śmierci. Ciała zakopano w bezimiennych mogiłach. Po 80 latach od zakończenia wojny Biuro Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej odnalazło czwórkę dzieci skatowanych w niemieckim obozie izolacyjnym dla młodych Polaków w Łodzi.

W Łodzi odnaleziono szczątki dziecięcych więźniów nazistowskiego obozu

Na początku kwietnia 2025 roku zespół Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN zbadał mogiły na cmentarzu świętego Wojciecha przy ulicy Kurczaki w Łodzi. W wyniku przeprowadzonych prac odnaleziono szczątki czworga dzieci — ofiar obozu izolacyjnego dla młodych Polaków Policji Bezpieczeństwa w Łodzi zwanego popularnie Kinder-KL lub nazistowskim obozem przy Przemysłowej, gdzie Niemcy zgromadzili polskie dzieci i wykorzystywali je do katorżniczej pracy.

Zobacz również: Mam trzynaście lat i właśnie zabiłem człowieka. I to nie byle jakiego — członka "rasy panów"

Reklama

Kim były ofiary?

Szczątki odnalezione na cmentarzu świętego Wojciecha w Łodzi prawdopodobnie należą do Teresy Jakubowskiej, Stanisława Kurka, Janosa Duka i Leona Marczawa. Chłopcy zmarli z głodu, wycieńczenia i chorób panujących w obozie.

Dziewczynka — Teresa Jakubowska — została skatowana przez kierowniczkę dziewczęcego oddziału obozu — Sydonię Bayer. Kobieta pobiła młodą Polkę na oczach innych dzieci podczas apelu. Do jakiego stopnia musiał dokuczać głód Teresce, że zdecydowała się ukraść kromkę chleba, choć wiedziała, że może przypłacić to życiem? Po pobiciu do nie przytomności, trzynastolatkę oblano lodowatą wodą — nie przeżyła tych katuszy.

"Antropolog obecny podczas ekshumacji potwierdził, że szczątki należą do nastolatków. Następie zostały one przewiezione do chłodni w Warszawie, gdzie zostaną przeprowadzone szczegółowe badania antropologiczne i genetyczne" - mówi Interii doktor Krzysztof Lachota, główny specjalista w łódzkim Biurze Poszukiwań i Identyfikacji IPN. Ekspert wyjaśnia również, na jakiej podstawie identyfikowane są ofiary nazistowskich zbrodni:

"Jeśli mamy materiał genetyczny od żyjących członków rodziny do porównania, możemy potwierdzić, do kogo należą szczątki. Niestety nie zawsze istnieje taka możliwość, wówczas pozostaje nam analiza antropologiczna i dokumentów historycznych". 

Nazistowski obóz dla polskich dzieci

Niemcy stworzyli obóz przy Przemysłowej w 1942 roku na terenie łódzkiego getta, gdyż zależało im, aby ukryć fakt jego istnienia przed ludnością cywilną. Kinder-KL z trzech stron otaczało odcięte od miasta getto z czwartej kirkut — żydowski cmentarz. Takie położenie gwarantowało, że ani informacje, ani więźniowie się stąd nie wymkną. 

Kidenr-KL był miejscem, gdzie zmuszano dzieci do ciężkiej, niewolniczej pracy, zastraszano je, głodzono, katowano. Gdy w 1945 roku Niemcy wycofywali się z miasta, zniszczyli wszystkie dokumenty, a co za tym idzie, ślady po bestialstwie, jakiego doświadczyły dzieci tylko dlatego, że były Polakami.  

Nie zachowały się akta, ale źródłem historycznym może być nie tylko zapis, lecz również przekaz ustny. Trauma tamtych dni na zawsze została w pamięci dzieci, które przeżyły Kinder-KL i już jako osoby dorosłe opowiedziały o tym, co się tam działo, podczas śledztw i procesów nazistowskich oprawców.

Przez lata poszukiwano miejsca spoczynku dziecięcych ofiar nazistów

Historycy od lat wiedzieli, że w dziecięcym obozie przy Przemysłowej ginęły dzieci. Jednak przez niemal 80 lat nie udało się ustalić, co działo się z ciałami małoletnich więźniów. Przełom nastąpi dopiero w 2023 roku, gdy podczas kwerendy ksiąg cmentarnych historycy odnaleźli jeden niepozorny wpis. Była to informacja, że pochowane w mogile przy ulicy Kurczaki dziecko przywieziono z Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt (Niemiecki nazistowski obóz dla polskich dzieci w Łodzi). Ten jeden maleńki skrawek informacji okazał się kluczowy dla odnalezienia ofiar. 

Eksperci z Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu stworzyli na podstawie zeznań i dokumentów zgromadzonych przez śledczych badających nazistowskie zbrodnie w latach 60 - 80. listę nazwisk dzieci, które zginęły w obozie. Spośród prawdopodobnie 200 ofiar, udało się określić dane osobowe 77 dzieci. Następnie porównano tę listę ze wpisami w księdze cmentarnej i co pokazało, że część imion i nazwisk się pokrywa. Jedna z zagadek II wojny światowej została rozwiązana, jednak przed zespołem badawczym pojawił się kolejny problem — gdzie kopać? 

Wykopaliska często poprzedza żmudna praca

"Problem w poszukiwaniach polega na tym, że większość tych grobów już nie istnieje, były one najczęściej bezimienne i nikt o nie nie dbał. Miejsca, w których dzieci zostały pochowane były rozrzucone po całym cmentarzu" - opisuje zastaną sytuację Krzysztof Latocha i dodaje: 

"Po wojnie cmentarz został uporządkowany, inaczej podzielono kwatery, więc stare zapisy w  niemieckiej księdze okupacyjnej nie odpowiadają współczesnemu podziałowi. Inna jest też numeracja grobów. W związku z tym dużo czasu zajęło mi, wychwycenie pewnych prawidłowości w chronologii pochówków, dzięki którym  mogłem ustalić przesunięcia w numeracji linii i numerów grobów. Szukałem grobów z czasów II wojny światowej, a szczególnie tych z 1944 roku, również osób dorosłych i nanosiłem je na siatkę. Dzięki czemu wychwyciłem, że numeracja jest przesunięta o cztery groby, czyli dziecko, które według niemieckiej księgi cmentarnej leżało w grobie numer 12, obecnie powinno znajdować się w grobie pod numerem 16. Nałożyłem na siebie te dwie siatki i dzięki temu mogę wytypować miejsca na cmentarzu do badań".

Szósty etap prac

Odkrycie grobów czwórki dzieci to efekt prowadzonych od 2023 roku prac. Do tej pory Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN w Łodzi zbadało 19 mogił, z czego w 16. znaleziono szczątki ofiar Kinder-KL.

"Pierwsze podejście do prac ekshumacyjnych na terenie cmentarza świętego Wojciecha przy ulicy Kurczaki, to był lipiec 2023 roku. Wówczas mieliśmy wytypowany jeden grób. Przeprowadziliśmy prace archeologiczne i ekshumowaliśmy szczątki chłopca, zdołowane w grobie w jednej z kwater" - wspomina pierwsze wykopaliska ekspert z IPN i przybliża historię chłopca, którego wówczas odnaleziono: 

Wówczas dorośli już więźniowie zeznawali na temat obozowych wydarzeń. Wśród wspomnień jednego ze świadków znalazła się historia Zdzisława pobitego przez nazistów za kradzież kromki chleba. Chłopak katowany na oczach innych dzieci stracił przytomność, lecz strażnikowi to nie wystarczyło, postanowił podtopić go w zbiorniku z nieczystościami. Zdzisław nie odzyskał już przytomności, zmarł w izolatce na ulicy Przemysłowej, a jego ciało przewieziono na cmentarz, gdzie po 79 latach odnaleźli je archeolodzy. 

"Poprzez zapisy w księdze cmentarnej dotarliśmy do miejsca, gdzie mógł zostać pochowany. Po ekshumacji antropolog obecny na miejscu potwierdził, że szczątki należą do nastolatka. Następnie trafiły one do badań genetycznych i 1 października 2024 roku w Belwederze, podczas uroczystości wręczenia not identyfikacyjnych, bratanice odebrały dokument potwierdzający, że prace prowadzone przez IPN przyniosły odnalezienie szczątków ich wuja, którego nigdy nie miały okazji poznać. Od tamtego czasu, systematycznie co kilka miesięcy, zgodnie z przepisami sanitarnymi podejmujemy prace w kolejnych miejscach wytypowanych do badań" - mówi ekspert z Biura Poszukiwań i Identyfikacji.

Zaginione bez wieści

Większość ofiar nazistowskiego obozu dla dzieci polskich w Łodzi nie ma swojej mogiły — zakopano je w bezimiennych grobach, a rodzice często nie wiedzieli, co się z nimi stało. Do obozu trafiały w różnym wieku od kilkumiesięcznych niemowląt po szesnastolatków. Były wśród nich dzieci bezdomne, którym wojna odebrała ojca i matkę, były dzieci rodziców oskarżonych o zdradę i działalność podziemną, były wreszcie dzieci z łapanek. Chłopcy i dziewczęta, którzy wyszli z domu i już nigdy nie wrócili. 

"Czasami rodzice dostawali wiadomość, że dziecko zmarło, ale to była krótka notka o zgonie. Nie informowano, gdzie młody człowiek został pochowany. Rodziny [więźniów obozu przy Przemysłowej — przyp. red.] pochodziły głównie z terenów wcielonych do III Rzeszy, a więc Kujaw, Wielkopolski, Śląska i ziemi łódzkiej, czyli Kraju Warty. Rodzice nie mieli możliwości dotrzeć do Łodzi i odnaleźć grobów swoich pociech. Tylko trzem rodzinom udało się to zrobić, w Łodzi istnieją groby: dziewięcioletniego Julka Rutkowskiego i dwunastolatka Zygmunta Olejniczaka. Ojciec trzeciego chłopca — trzynastolatka — przeniósł jego szczątki na cmentarz w Kaliszu".

Nie wszystkich uda się odnaleźć

16 odnalezionych na 19 zbadanych miejsc to bardzo duża skuteczność, jednak nie wszystkie ofiary nazistowskiego obozu dla polskich dzieci uda się odnaleźć. Na drodze stoją tu uwarunkowania naturalne. Bezimienne groby ofiar po wojnie zostały sprzedane i pochowano w nich kolejne osoby. 

Ekspert jednak dodaje, że bywają też sytuacje odwrotne: 

"Czasem jest tak, że pochówki dziecięce są ukryte w ziemi na głębokości 1,5 - 1,8 metra, a pochówki z lat 60 były płytsze. Dzięki temu szczątki zachowują się w dobrym stanie. Tak było w przypadku najnowszej ekshumacji".

Na miejscu ofiar nazistów, dziś stoją groby innych ludzi, dlatego przed rozpoczęciem pracy zespół badawczy musi uzyskać zgodę ich rodzin. Niestety nie wszyscy chcą, by naruszano miejsce pochówku ich bliskich: 

"Są takie sytuacje, gdy właściciele odmawiają zgody na ekshumację. Jednak historia obozu jest na tyle tragiczna i poruszająca, że większość właścicieli wyraża zgodę. Niestety mamy także odmowy i to są przykre dla nas sytuacje, bo żyją jeszcze rodziny tych dzieci i są siostry, które chciałby położyć kwiaty na grobie brata, ale nie będą mieć tej możliwości". 

Praca zespołu badawczego IPN nie kończy się na tym odkryciu. Planowane są już kolejne ekshumacje.

 Zobacz również: Zofia Kozińska: Przeżyliśmy, ale Sybir w nas został

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy