Wiedeń 1683. Zwycięstwo bez korzyści dla Rzeczpospolitej

335 lat temu, 12 września 1683 r., pod Wiedniem wojska polsko-habsburskie pod wodzą króla Jana III Sobieskiego pokonały armię turecką dowodzoną przez wezyra Kara Mustafę. Triumf ten uważany jest za jeden z największych w polskiej historii i moment przełomowy dla losów całej Europy. Jednocześnie wiktoria wiedeńska nie przyniosła Polsce większych korzyści politycznych poza ostatecznym zażegnaniem niebezpieczeństwa tureckiego.

W drugiej połowie XVII w. stosunek władców Turcji do Rzeczypospolitej wynikał m.in. z przekonania, że zawarty w 1667 r. rozejm rosyjsko-polski jest wstępem do wspólnego ataku tych państw na ich kraj. Niebagatelne znaczenie miało również sprzymierzenie Kozaków z Rosją, których Turcja mogła traktować jako potencjalnego sojusznika. Dlatego w 1672 r. wykorzystując wewnętrzną słabość Rzeczypospolitej, Turcy zajęli należące do Polski Podole z potężną twierdzą w Kamieńcu Podolskim. Kozacki hetman Piotr Doroszenko uznał zwierzchnictwo Turcji nad Ukrainą. Po upokarzającym dla Rzeczypospolitej pokoju w Buczaczu Polska nie tylko utraciła Podole, lecz zobowiązała się także do płacenia Turcji 22 tys. talarów rocznego haraczu, co czyniło z niej lennika. Było oczywiste, że poniżający pokój zostanie niebawem odrzucony.

Reklama

W 1673 r. wojska Rzeczypospolitej dowodzone przez hetmana Jana Sobieskiego pokonały Turcję pod Chocimiem. Konflikt zakończył się pokojem, który nie zadowalał Polaków, ponieważ pozostawiał Podole pod władaniem Turcji. Sobieski, któremu zwycięstwo pod Chocimiem zapewniło polską koronę, w obliczu nieuchronnego starcia z Turcją rozpoczął poszukiwania sojuszników. Początkowo planował koalicję z Francją i Szwecją, jednak wobec negatywnego nastawienia Ludwika XIV, który uważał Turcję za sojusznika w konflikcie z Cesarstwem, zwrócił się w stronę Habsburgów i Rosji. Choć zarówno car, jak i cesarz nie zareagowali przychylnie na starania Polski, to wobec fiaska zabiegów dyplomatycznych i wobec realnego zagrożenia ze strony Turcji Habsburgowie zaczęli dążyć do przymierza z Rzecząpospolitą.

Stosunek sił

W kolejnych latach agresja Turcji była wymierzona w Rosję oraz posiadłości Habsburgów. Pod koniec 1682 r. dyplomaci tureccy zażądali od Wiednia przekazania jednej z nadgranicznych twierdz. Austriacki dyplomata stwierdził, że twierdze zdobywa się przy pomocy szabli, a nie słów. Tureckie żądania były jedynie pretekstem zmierzającym do rozpoczęcia ogromnej wojny, której faktycznym celem było zdobycie Rzymu. Jeden z pisarzy z epoki stwierdził, że wezyr "nie zazna spokoju, dopóki Bazyliki św. Piotra nie przerobi na stajnie sułtana".

Z punktu widzenia Stambułu nie były to jedynie propagandowe przechwałki. Władcy Turcji od czasu zdobycia Konstantynopola uważali się za spadkobierców starożytnego Rzymu. Nie uznawali zatem tytułu władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego noszonego przez Habsburgów i za swój najważniejszy cel uważali opanowanie basenu Morza Śródziemnego. Stali na czele imperium, które swoim zasięgiem i potencjałem przewyższało wszystkie kraje Europy. W połowie XVII w. Turcja osiągnęła największy zasięg terytorialny. Sułtan władał państwem liczącym 6 mln km², rozciągającym się od Siedmiogrodu i Podola po Maroko, Erytreę, Oman i Indie na wschodzie. Kraje te zamieszkiwało 30 mln ludzi. Najludniejszy zaś kraj Europy - Francję - ok. 20 mln. Dochody z danin kilkukrotnie przewyższały wpływy najbogatszych państw europejskich. Minęły jednak czasy największych podbojów, gdy na pola bitew wyruszali władcy Imperium Osmańskiego. To zadanie pozostawiali swoim wezyrom. Sami woleli korzystać z przyjemności życia w pałacach. Tymczasem struktura państwa, gospodarka i armia zaczynały przeżywać zauważalny kryzys. Wciąż jednak Turcja była ogromnym niebezpieczeństwem dla całej Europy, szczególnie Cesarstwa, Rzeczypospolitej i Rosji.

Wiosną 1682 r. potężna armia zaczęła ze wszystkich stron imperium zmierzać do Belgradu, który wezyr wyznaczył jako miejsce koncentracji przed marszem na Wiedeń. W maju 1683 r. przybył tam również sułtan Mehmed IV, który przekazał wezyrowi słynny zielony sztandar Mahometa, najważniejszy symbol władzy i potęgi osmańskiej. Armia Kary Mustafy liczyła w sumie ok. 100 tys. żołnierzy. Wezyr był przekonany o zwycięstwie. Postanowił minąć pograniczne zamki kontrolowane przez Austriaków i ruszyć prosto na Wiedeń. Po klęsce jeden z tureckich kronikarzy krytykował jego strategię oraz niedostateczne przygotowanie wojska do oblężenia. W jego szeregach brakowało m.in. najcięższych armat i moździerzy oraz zaopatrzenia potrzebnego do prowadzenia długotrwałego oblężenia.

U progu wojny cała armia cesarska liczyła zaledwie 35 tys. żołnierzy. Od początku roku udało się ją rozbudować do blisko 80 tys. żołnierzy, ale wartość bojowa wielu oddziałów nie była najwyższa. Zaciąg prowadzono m.in. w Polsce i na Węgrzech. Szczególnie liczono na rozwój jazdy, zwłaszcza formacji huzarów, która mogła się przeciwstawić oddziałom tureckim. Już w lutym 1683 r. w Polsce organizowano dwa regimenty jazdy mające wesprzeć Habsburgów. Na czele jednego z nich stanął uzdolniony Hieronim Lubomirski. Cesarz liczył również na wsparcie państw niemieckich, głównie Bawarii, Hesji i Saksonii. Siły Cesarstwa miały więc stosunkowo duży potencjał, a ich dowódcy byli doświadczeni w wielu wojnach toczonych we wcześniejszych latach. 

Dowódcą całości sił cesarskich został szwagier Leopolda I, książę Karol Lotaryński, który dziesięć lat wcześniej z dużym powodzeniem walczył przeciwko Francji nad Renem. Jego armia była jednak rozdrobniona między wiele twierdz, które w założeniach miały opóźniać marsz armii muzułmańskiej.

Karol Lotaryński postanowił powstrzymać jej marsz nad rzeką Rabą w pobliżu twierdzy Jawaryn. Mimo że próba ta zakończyła się niepowodzeniem, Turcy ponieśli poważne straty. Kara Mustafa musiał również pozostawić pod murami twierdzy spore siły, aby jej obrońcy nie mogli działać na tyłach jego wojsk. Ponadto wsparł wojskowo powstańców węgierskich planujących atak na Bratysławę. Miastu pomocy udzieliły oddziały księcia Lotaryńskiego, który dał odpór powstańcom i bronił dostępu na Morawy. Tym samym armia turecka ruszając na Wiedeń, była znacznie słabsza niż w momencie wymarszu z Belgradu. Błędem Turków było także palenie wszystkich pozostawionych za sobą pól uprawnych i spichlerzy. Pod koniec oblężenia Wiednia brakowało im żywności, którą wcześniej lekkomyślnie niszczyli. Palono też budzące zadziwienie Turków miasteczka, bogate wsie oraz winnice. Oglądając je, kronikarze tureccy towarzyszący wyprawie dostrzegali ogromne zacofanie i ubóstwo własnego kraju.

Mobilizacja

14 lipca Turcy dotarli pod Wiedeń. Pod jego murami Kara Mustafa odwiedził miejsce, w którym stał namiot sułtana Sulejmana Wspaniałego, który próbował zdobyć miasto w 1529 r. 

W ręce Turków wpadły wszystkie cesarskie pałace wokół Wiednia. I wszystkie zostały spalone. Ich gospodarza nie było w Wiedniu już od tygodnia. Wraz z całym dworem oraz większością bogatych mieszczan wyjechał do Linzu. Pierwszego dnia oblężenia przed bramą do miasta przyjęto list od wezyra, w którym obiecywał mieszkańcom bezpieczeństwo, jeśli staną się wyznawcami Allaha. "Natomiast jeśli będziecie się sprzeciwiać i stawiać opór, wówczas z łaski Allaha najwyższego zamek Wiedeń zostanie potęgą padyszacha zdobyty i opanowany, a wtedy ani jednej osoby nie oszczędzi się i nie pożałuje" - nawoływał Kara Mustafa. Austriacy nie udzielili odpowiedzi i rozpoczęli ostrzał wojsk tureckich.

Tymczasem na arenie międzynarodowej trwały zabiegi o stworzenie antytureckiego aliansu. Już od schyłku lat siedemdziesiątych w Warszawie wiedziano, że kolejna wojna z Turcją jest tylko kwestią czasu. Było to tym bardziej oczywiste, że wszelkie nadzieje Jana III Sobieskiego na sojusz z nienawidzącą Habsburgów Francją zostały całkowicie zawiedzione. Już pod koniec 1681 r. poseł habsburski w Warszawie zabiegał o ostateczne odwrócenie polskich sojuszy i sprzymierzenie z Wiedniem. Obie strony były "skazane" na zawarcie takiego porozumienia. Swój pogląd wyraził sam król. "Jeśli Wiedeń zginie, kto ubezpieczy Warszawę? [...] Lepiej w cudzej ziemi, o cudzym chlebie i w asyście wszystkich imperii, nie tylko samego cesarza sił, wojować aniżeli samym się bronić o swym chlebie i kiedy nas jeszcze przyjaciele i sąsiedzi odstąpią, gdy im w takim razie prędkiego nie damy sukursu" - podkreślał podczas obrad sejmowych. Nie wszyscy podzielali opinię Sobieskiego. Wielu polityków wskazywało, że we wcześniejszych latach Rzeczpospolita nie otrzymała jakiejkolwiek pomocy ze strony Habsburgów, kiedy sama walczyła z Turcją. 

Na sejmie warszawskim w styczniu 1683 r. król ostatecznie rozprawił się ze stronnictwem profrancuskim, jednocześnie darowując im możliwość oskarżenia o zdradę. Pretekstem miały być ich poufne kontakty z Wersalem. Jednocześnie uchwalono znaczące podatki, które miały wzmocnić zaniedbaną polską jazdę.

Sojusz przewidujący wzajemną pomoc w razie ataku tureckiego podpisano 31 marca 1683 r. Jego zapisy były korzystne dla Polski. Austria i Polska zobowiązywały się do prowadzenia wspólnej walki przeciw Turcji. Habsburgowie mieli wystawić 60-tysięczną armię. Nie znając kierunku uderzenia Turków, Austriacy zgodzili się, że będą bronić Krakowa, jeśli inwazja będzie zmierzać w kierunku polskiej stolicy. Cesarz zobowiązał się wypłacić Polsce 1,2 mln zł i zrzekł się pretensji do długów z czasów potopu szwedzkiego. Polska miała prowadzić rozmowy zmierzające do rozszerzenia sojuszu o Rosję, a Austriacy - o Wenecję. Gwarantem przestrzegania zapisów umowy został papież Innocenty XI. 

Niemiecki kronikarz nazwał sojusz "promieniem słońca". Równie entuzjastycznie na wieść o sprzymierzeniu wymierzonym w Turcję zareagowała większość szlacheckiej opinii publicznej. Mobilizacja sił i wpływy z podatków były znacznie szybsze i bardziej skuteczne niż w przypadku innych kluczowych kampanii wojennych Rzeczypospolitej. Ostatecznie wystawiono ok. 47 tys. żołnierzy. Wzmocniono też nadgraniczne twierdze. Z kraju wydalono francuskiego ambasadora, który stale angażował się w antyhabsburskie intrygi.

Już 16 lipca do Warszawy dotarła informacja o zbliżaniu się wojsk tureckich do Wiednia. Wkrótce potem cesarski wysłannik hrabia Waldstein dostarczył do Wilanowa list, w którym cesarz Leopold pisał: "Nie tyle oczekujemy wojsk Waszej Królewskiej Mości, ile osoby waszej, pewni, że osoba wasza królewska na czele naszych wojsk i imię wasze, tak groźne dla wspólnych nieprzyjaciół, same zapewnią mu klęskę". Cesarski poseł wręczał list, klęcząc przed Sobieskim. Król opuścił Wilanów 18 lipca. Cztery dni później był już w Częstochowie, gdzie spędził dzień na uroczystym nabożeństwie. 4 sierpnia przybył do Krakowa. Pod miastem zbierały się wszystkie siły mające iść na odsiecz stolicy cesarstwa. Większość wojsk ruszyła na południe w dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Odsiecz

Król zdecydował o przyspieszeniu wymarszu na Wiedeń z powodu alarmujących wieści, przekazywanych m.in. przez księcia Lotaryńskiego. Wiedziano również, że mimo dużych przygotowań stolica cesarstwa i jej kilkunastotysięczna załoga nie wytrzymają zbyt długiego oblężenia. Rozbudowywane od lat dwudziestych XVI w. umocnienia nie wytrzymałyby długiego starcia z artylerią turecką oraz minerami.

Podczas dwumiesięcznego oblężenia Turcy dzięki ciągłym atakom i pracom minerów zdobyli pierwsze fortyfikacje miasta, co groziło zajęciem twierdzy, której załoga uległa w czasie obrony znacznemu uszczupleniu. Brakowało także prochu oraz sprawnych dział. Mimo to austriaccy artylerzyści zadawali atakującym duże straty. W trakcie jednego z ostrzałów niemal zginął sam Kara Mustafa. Kłopoty Turków wzmogły ich brutalność. W drodze na Wiedeń w ręce wojsk osmańskich wpadły tysiące austriackich żołnierzy. Piętnaście tysięcy z nich zostało doprowadzonych pod mury twierdzy. Jeden z nich zamordował tureckiego żołnierza, którego miał być niewolnikiem. W odpowiedzi Mustafa nakazał wymordowanie wszystkich jeńców.

W drugiej połowie sierpnia armia Jana III Sobieskiego maszerowała przez Śląsk. Ziemie te po raz pierwszy od stuleci gościły polskiego władcę. Jego orszak był entuzjastycznie witany przez miejscowych Polaków. 31 sierpnia Sobieski spotkał się ze swoim byłym konkurentem do korony, księciem Lotaryńskim. 3 września w Stetteldorf odbyły się obrady rady wojennej z udziałem polskich dowódców i książąt niemieckich. Wysłuchawszy ich opinii, Sobieski rozkazał rozdzielenie sił i przejście przez Dunaj w dwóch punktach, a następnie marsz pod Wiedeń wzdłuż Dunaju i przez Las Wiedeński. Na koniec spotkania otrzymał buławę symbolizującą dowodzenie wszystkimi siłami chrześcijańskimi. Ostatecznie całość armii połączyła się 9 września pod Tulln, zaledwie 25 km od oblężonego miasta.

4 września Kara Mustafa otrzymał informacje o zbliżaniu się odsieczy. Zgodnie z przewidywaniami Sobieskiego zdecydował, że nie odstąpi od Wiednia i nie ruszy na spotkanie wojsk chrześcijańskich. Wzmógł ostrzał miasta, pragnąc zdobyć je przed nadejściem wojsk Sobieskiego. Dowódca połączonych sił zdawał sobie sprawę, że zdobycie Wiednia jest już tylko kwestią dni. W trakcie jednego z rekonesansów zrozumiał, że najlepszym miejscem do dowodzenia bitwą będzie wzgórze Kahlenberg. 11 września wojska obsadziły dziesięciokilometrową linię wzgórz Kahlenberg-Leopoldsberg. Roztaczał się z nich widok na obóz turecki i oblężone miasto. O godz. 22 przybycie odsieczy zostało uczczone wystrzeleniem rac z wieży katedry św. Stefana. Łączność z miastem utrzymywano przez kurierów przedzierających się do miasta. Wśród nich był Jerzy Franciszek Kulczycki, po bitwie założyciel pierwszej wiedeńskiej kawiarni.

W nocy z 11 na 12 września morale Turków zaczęło się załamywać. Kronikarze wspominają o dezercjach i rozprężeniu w obozie. Kara Mustafa rozkazał zajęcie pozycji u stóp wzgórz, aby nie dopuścić do rozwinięcia błyskawicznego natarcia na równinie u stóp miasta. O 4 rano rozgorzały pierwsze walki pomiędzy dragonią cesarską i janczarami. Właściwa bitwa rozpoczęła się po opadnięciu porannych mgieł i rozpoczęciu ostrzału z Kahlenbergu. Pierwszy do ataku na lewym skrzydle ruszył książę Lotaryński. Wraz z nimi ruszyła polska dragonia Hieronima Lubomirskiego. Kara Mustafa odpowiedział uderzeniem w centrum. Atak załamał się w ogniu artylerii.
W tym czasie król wziął udział w mszy, a następnie zjadł obiad. Na wieść o dotarciu wojsk cesarskich do równiny Sobieski przedefilował przed gotowymi do walki oddziałami. Pierwsza do ataku ruszyła piechota, której zadaniem było oczyszczenie wąwozów dla jazdy. Około 15 jasne stawało się, że klęska turecka jest przesądzona. Aby uniknąć utraty łupów, z pola bitwy uciekła jedna z ord tatarskich. Widząc rosnącą przewagę wojsk cesarskich na lewym skrzydle Sobieski rozkazał rozpoczęcie generalnego ataku. Początkowo planował, że będzie on miał miejsce dopiero następnego dnia, ale sytuacja na polu bitwy skłoniła go do podjęcia decyzji, która przypieczętowała los całej armii tureckiej. Do tego momentu Kara Mustafa miał jeszcze szansę wycofania dużej części wojsk i odejścia spod Wiednia. Wielki Wezyr wystawił przeciwko atakowi polskiej jazdy niemal wszystkie siły, które wciąż były zdolne do walki. Sobieski poprowadził atak, a następnie zatrzymał się i wraz z innymi dowódcami obserwował rozpędzanie się 20 tysięcy konnych, w tym 2,5 tys. husarii. Szeregi tureckie zostały błyskawicznie przełamane. Kluczowa część szarży trwało około pół godziny. Wieczorem zagrożony był już obóz i znajdująca się w namiocie wezyra chorągiew Mahometa. W obozie zapanował chaos. Turcy i Tatarzy grabili skarbiec znajdujący się wśród namiotów wezyra. Ten, wciąż kierował walką. Dopiero późnym wieczorem siłą został wsadzony na konia i uszedł z pola bitwy. Kara Mustafa dotarł do Belgradu. 25 grudnia został zamordowany na rozkaz sułtana.

Pamięć

"Porażka i przegrana - od której niech Allah zachowa - była to przeogromna, klęska taka jak od powstania państwa jeszcze się nie wydarzyła" - pisał turecki kronikarz. W bitwie poległo ok. 15 tys. Turków. Oddziały pod wodzą króla polskiego miały 3,5 tys. zabitych i rannych, w tym 1,3 tys. Polaków. "Takie przeprowadzenie operacji i bitwy było niewątpliwie dziełem mistrzowskim, przejawem geniuszu wojennego najwyższej miary" - podkreślał w 1933 r. historyk polskiej wojskowości gen. Marian Kukiel.

Wiktoria wiedeńska nie przyniosła Polsce większych korzyści politycznych poza ostatecznym zażegnaniem niebezpieczeństwa tureckiego. Sam Sobieski nie dożył końca wojny z Turcją w 1699 r. Nie udało mu się zrealizować zakładanych celów, takich jak opanowanie Mołdawii, Wołoszczyzny, zdobycie wpływów na Węgrzech i tronu polskiego dla swojego syna królewicza Jakuba. Osłabienie Turcji wykorzystała Rosja, która po wstąpieniu do Ligi Świętej zapewniła sobie traktatem Grzymułtowskiego dominację na Ukrainie i drogę do opanowania wybrzeży Morza Czarnego. Dla Austrii zwycięstwo pod Wiedniem otwierało możliwość ekspansji na Bałkany.

Upojony wiktorią Sobieski jeszcze wieczorem 12 września zwiedził namiot wezyra. Następnego dnia przez kilka godzin gościł w Wiedniu. Wizyta była tak krótka, ponieważ król i jego otoczenie zauważyli, że wojska austriackie próbują powstrzymać entuzjazm mieszkańców miasta. 14 września Wiedeńczycy dali wyraz swojemu stosunkowi do cesarza. Jego wjazdowi do miasta towarzyszyły pozamykane okiennice i bramy kamienic. W kolejnych dniach stosunki z cesarzem zupełnie się popsuły. Znacznie entuzjastyczniej reagowali niemieccy dowódcy i europejska opinia publiczna, szczególnie we Włoszech. Odsiecz wiedeńska została upamiętniona w literaturze wszystkich ówczesnych krajów Europy. 

W Polsce Sobieski stał się największym bohaterem ostatniego stulecia istnienia państwa. U progu jego upadku jako drugi władca w polskiej historii został upamiętniony pomnikiem wzniesionym w warszawskich Łazienkach. Dwóchsetlecie bitwy uczczono 12 września 1883 r. wystawieniem w Wiedniu obrazu Jana Matejki "Jan Sobieski pod Wiedniem". W grudniu 1883 r. krakowski malarz wraz z polską delegacją udał się do Rzymu, gdzie przekazał obraz papieżowi Leonowi XIII jako dar narodu polskiego. W 250. rocznicę batalii w Krakowie zorganizowano Święto Kawalerii Polskiej. Punktem kulminacyjnym była defilada dwunastu pułków kawalerii na krakowskich Błoniach. Oficerowie z marszałkiem Piłsudskim na czele oddali cześć przed sarkofagiem Jana III Sobieskiego w katedrze na Wawelu. 

Hołd Sobieskiemu składali nie tylko polscy dowódcy i mieszkańcy Wiednia. Jedną z najbardziej pochlebnych opinii wydał polskiemu królowi jeden z największych historyków i teoretyków wojskowości, gen. Carl von Clausewitz z niechętnych Polsce Prus: "Nie ma żadnej kariery dowódcy, która bardziej obfitowałaby w czyny błyskotliwej odwagi i podziwu godnej wytrwałości, niż Sobieskiego".

Cytaty ze źródeł na podstawie monografii Leszka Podhorodeckiego "Wiedeń 1683" wydanej nakładem wydawnictwa Bellona

Michał Szukała (PAP)

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy