Wielka Wojna: Drugie życie pułkownika Zygmunta Zielińskiego
Piękna i długa kariera wojskowa późniejszego generała Zygmunta Zielińskiego nabrała rozpędu w czasie I wojny światowej, kiedy stał się częścią epopei Legionów. Był jednym z tych, którzy wolną Polskę wywalczyli i którego niepodległa Ojczyzna znakomicie uhonorowała.
Ponoć prawdą jest, iż pośród zawodowych wojskowych - wysokich nawet rangą dowódców nie wyłączając - była zawsze nadreprezentacja pacyfistów, lubiących wprawdzie służbę w formacji, opierającej się (i honorującej ją) na hierarchii, starszeństwie, linearnym podporządkowaniu, to jednak zdecydowanie niechętnych udziałowi w działaniach, niosących śmierć i zniszczenie.
W historii są zapisy, iż nawet taki szubrawiec jak rosyjski wielki książę Konstanty martwił się, że wypielęgnowana oraz wyszkolona przez niego - i traktowana niczym dzieło sztuki - armia Królestwa Polskiego mogłaby zmarnieć w ogniu bitewnym, generał zaś z Powstania Listopadowego, Jan Zygmunt Skrzynecki, podpisując kontrakt na objęcie stanowiska głównodowodzącego armii belgijskiej nakazał wpisał do niego klauzulę, zwalniającą go ze stanowiska w chwili wejścia przez Królestwo Belgów w konflikt zbrojny: nie chciał bowiem patrzeć, jak jego wojsko ginie na frontach.
Dla większości jednak żołnierzy (nie tylko w dawnych czasach, bo przecież i dziś nie jest to bez znaczenia: z kręgów mundurowych słychać, że pierwszeństwo w awansach tudzież fawory podczas przyjęć do szkół oficerskich mają "misjonarze", czyli ci, którzy brali udział w bliskowschodnich wojaczkach...) wybuch wojny oznaczał pojawienie się nowych szans: na przeskoczenie swojej kolejki w oczekiwaniu na wyższy stopień, sprawdzenie się na stanowisku dowódczym, wcześniej nieosiągalnym, jednym słowem zaś - przyśpieszenie kariery, w okresie pokoju przewidywalnej, określonej zasadami pragmatyki służbowej. O możliwości ozdobienia munduru zaszczytnym metalem - już nie wspominając.
Jednym z oficerów, którym wybuch wojny - w tym przypadku: Wielkiej Wojny - dał, rzec można, drugie życie, był pułkownik armii austriackiej Zygmunt Zieliński. Ale dodać od razu trzeba, iż szansy, wtedy otrzymanej, nie zmarnował; wykorzystał ją do cna, przechodząc z kategorii wojskowych emerytów (wysokiego, a i owszem, szczebla) do grupy bohaterów wojennych, dowódców najwyższej gildii. Ale czy był niechętny wojnie, czy też może radość sprawiało mu posyłanie oddziałów w bój, na bagnety, w dym pocisków artyleryjskich, w ślad za granatami, mającymi oszołomić wojska nieprzyjacielskie - tego dziś ustalić się nie da. Trzeba opierać się na faktach: a fakty są takie, że w zbrojnym rzemiośle sprawdził się - zarówno jako oficer, szkolący żołnierzy w okresie pokoju, jak i dowódca, wyprowadzający ich w pole.
Zanim został jednym z akuszerów odradzającego się po latach zaborów Wojska Polskiego, miał za sobą 36 lat służby w szeregach armii austriackiej. Urodzonemu 1 sierpnia 1858 w podkrakowskich Rzeszotarach, należących do jego dziadka, wychowanemu w Michalczowej pod Nowym Sączem szlachcicowi z rodziny o dobrych tradycjach (ojciec, Paweł, brał czynny udział w Powstaniu Styczniowym - walczył pod komendą płk. Dionizego Czachowskiego, bił się jako ułan 2. Pułku m.in. pod Chrobrzem i Grochowiskami; to on sprzedał po powstaniu zadłużone Rzeszotary i osiedlił się w zakupionym majątku w Michalczowej) nie udał się marsz na szczyty hierarchii: osiągnął stopień pułkownika i chwalebne, acz nie najwyższe przecież, stanowisko dowódcy pułku. Zaszkodziło mu bez wątpienia pochodzenie: wprawdzie armia cesarza Franciszka Józefa nie posługiwała się żadną listą zapisów, nie stosowała zasady numerus clausus ani nie uprawiała prześladowań wyrastających z narodowościowych niechęci, to jednak uważna analiza karier c. i k. generalicji uprawnia do stwierdzenia, iż preferowani wśród niej byli etniczni Austriacy oraz Niemcy. Polakom natomiast (aczkolwiek i im nie szczędzono nominacji generalskich) nader rzadko powierzano wysokie i odpowiedzialne stanowiska. Ale to tylko gwoli ścisłości...
Zieliński długo nie zdawał sobie zapewne sprawy z ograniczeń, jakim jego kariera będzie podlegała. Po sześciu latach gimnazjum w Nowym Sączu, jako 17-latek zaciągnął się do wojska. Zaczynał najpiękniej, od samego dołu, od statusu rekruta 20. Pułku Piechoty Księcia Henryka Pruskiego (20. Infanterie Regiment Heinrich Prinz von Preußen), jednostki nader popularnej w Galicji, której żołnierzy nazwano "Cwancygierami".
Na dnie hierarchii nie zagrzał szczęśliwie długo miejsca, gdyż rychło trafił do trzyletniej szkoły kadeckiej (najpierw w Budapeszcie, potem w Wiedniu). Ukończenie nauki - z wysokimi ocenami - zwieńczył uzyskaniem stopnia podporucznika w 1878 r. i podjęciem służby (już oficerskiej) w macierzystym pułku. Nie można powiedzieć, aby jego marsz po szczeblach kariery był oszałamiający: na porucznika awansował po pięciu latach, na kapitana II klasy - po kolejnych latach siedmiu. Nieco krócej przyszło mu czekać na status kapitana I klasy (dwa lata), za to zmiana szlifów z kapitańskich na majorowskie nastąpiła po - aż - równej dekadzie, w 1902 r. W tzw. międzyczasie zajmował odpowiednie do rang stanowiska: był adiutantem batalionu, oficerem prowiantowym, odbywał staże w charakterze p. o. dowódcy kompanii, a następnie batalionu. Charakterystyczne, że stanowiska dowódcze obejmował na stałe poza macierzystym pułkiem: pełnoprawnym dowódcą kompanii został w czasie odkomenderowania do 28. Pułku Piechoty w Pradze (1891-1892; potem wrócił do 20PP), na dowódcę batalionu mianowano go w 98. Pułku Piechoty w Königgrätzu (Hradec Kralove, 1902-1903); batalionem dowodził też od 1904 w 13. Pułku Piechoty w Krakowie. Jako ciekawostkę odnotować warto, iż latem 1888 r. por. Zygmunt Zieliński pełnił funkcję kierownika kursu pływackiego w Szkole Oficerskiej w Łobzowie.
Lata płynęły, pozycja Zielińskiego niewiele się zmieniała. Wydawać się zgoła mogło, iż starzejącego się majora nie czeka w wojsku nic więcej poza... emeryturą, na którą odejdzie w umiarkowanie wysokim stopniu z niezbyt eksponowanej pozycji komendanta batalionu. Przekonanie takie potwierdzały kolejne rozkazy personalne: bo choć wprawdzie w 1907 r. awansował on na podpułkownika i okresowo obejmował obowiązki dowódcy pułku, to jednak rok później odesłano go z Krakowa do Bielska, gdzie stacjonował detaszowany batalion 13PP, na jego zwierzchnika.
Ale - jednak! 1 września 1910 r. 52-letni oficer uzyskał upragnione szlify pułkownikowskie i wymarzone stanowisko dowódcy 13. Pułku Piechoty (objął je 1 listopada). Sam zapewne nie wierzył, aby było to równoznaczne z otwarciem drzwi do generalskiej kariery, raczej bowiem zapowiadało godne uwieńczenie wieloletniej, żmudnej służby. Co też i rychło stało się faktem: latem 1911 r. płk Zieliński przeszedł w stan spoczynku (dymisję tłumaczono powodami zdrowotnymi) i osiadł na stałe w Krakowie - wraz z żoną Józefą, z urodzenia tarnowianką, wywodzącą się z szanowanego w tym mieście rodu Onytschów.
Jak wielu niespełnionych w garnizonowym życiu wojskowych, tak i on rozpoczął "drugie życie" po wybuchu wojny. Powiększająca się na skutek powszechnej mobilizacji armia potrzebowała oficerów - miejsce dla Zielińskiego znaleziono początkowo w Obronie Krajowej (Landsturm) na Morawach, gdzie otrzymał zadanie organizowania marszbatalionów, wyprawianych na front, a 11 września 1914 r. odkomenderowano go do formujących się Legionów Polskich.
Jako doświadczony oficer otrzymał nominację na dowódcę 2. Pułku Piechoty, przyporządkowanego do Brygady Karpackiej. Adiutant komendanta Legionów Polskich gen. Karola Trzaski-Durskiego por. August Krasicki tak go scharakteryzował: "(...) starszy pan, szczupły, suchy, z energicznym wyrazem twarzy, mówiący z mazurska".
Z nowym wojskiem stary austriacki żołnierz radził sobie świetnie. Spędził na czele pułku (a okresowo, kiedy dowodzący brygadą gen. Trzaska-Durski wyjeżdżał na urlop, będąc pełniącym obowiązki także i jej komendanta) siedem trudnych miesięcy, przeszedł z nim trudny szlak bojowy przez Węgry, Karpaty, Galicję, Bukowinę, bił się pod Rafajłową, Zieloną, Pasieczną, Nadwórną, Mołotkowem, Bohorodczanami, Kirlibabą, Brasą, Łopusznem, Tłumaczem, Kolorówką, Bortnikami.
W dalszej części kampanii Brygady Karpackiej, na froncie besarabskim, nie wziął już udziału - mianowany został dowódcą 3. Brygady Legionów. Wraz z nią walczył na Lubelszczyźnie i Wołyniu - aż po kryzysie przysięgowym Legiony Polskie przestały istnieć, formalnie i faktycznie.
Doświadczony oficer stanął wtedy na czele Polskiego Korpusu Posiłkowego i przewodził mu od 25 kwietnia 1917 do 19 lutego 1918 r. Operował z nim na Ukrainie, dopóki nie doszło do podpisania pokoju brzeskiego. Kiedy zbuntowani austriackim wiarołomstwem żołnierze podjęli - częściowo udaną - próbę przebicia się przez front pod Rarańczą, aby połączyć się ze zorganizowanym po stronie rosyjskiej 2. Korpusem Polskim, PKP przestał istnieć. Zieliński - mianowany w grudniu 1917 generałem majorem (czyli generałem brygady) - stracił wtedy i wojsko, i funkcję: po rozwiązaniu PKP został internowany. Przebywał kolejno w obozach: Huszt, Marmarosz-Sziget i Koszyce.
Wolność odzyskał 2 listopada 1918 r.; już po niecałym tygodniu był znów żołnierzem Wojska Polskiego.
Początkowo został przydzielony do Dowództwa Okręgu Generalnego Kraków, ale już 6 grudnia 1918 r. wyjechał do Przemyśla, aby tworzyć tam oddziały, zdolne stawić czoła wojskom ukraińskim, starającymi się wywalczyć wolną Ukrainę. Stojąc na czele grupy operacyjnej kierował nią w walkach w Małopolsce Wschodniej (o Przemyśl, Sądową Wisznię, Sambor, Stryj, Gródek Jagielloński), mianowany zaś następnie dowódcą 3. Dywizji Piechoty Legionów - bił się o Lwów.
1 kwietnia 1919 r. otrzymał pierwszą w swoim życiu polską nominację generalską: został generałem podporucznikiem (równoznacznym z generałem brygady, czyli szarżą, którą piastował już 1,5 roku). Niewiele później objął dowództwo Okręgu Generalnego Poznań.
I nie był to koniec jego awansów. W maju 1920 doszył do epoletów drugą gwiazdkę (generała dywizji), w czerwcu został dowódcą 3. Armii, walczącej z bolszewikami na froncie w Małopolsce Wschodniej. Wojenne szczęście mu sprzyjało. Gdy polskie siły wyprowadzały kontrofensywę znad Wieprza jego armia, operując ramię w ramię z 4. Armią gen. Leonarda Skierskiego, uderzyła w odsłonięte skrzydło Armii Czerwonej, nacierającej na Warszawę, czym decydująco osłabiła jej sprawność i morale. Podwładni Zielińskiego rozbili bolszewicką Grupę Mozyrską i 58. Brygadę Strzelców, oswobodzili Włodawę, Wohyń i Białą Podlaską, stanęli na przedpolu Brześcia. Wypełniwszy wzorowo zadania, przeszli następnie do działań pościgowych.
W polu wysłużony dowódca radził sobie tak sprawnie, że po zakończeniu wojny otrzymał - jako jeden z dwunastu polskich generałów - Order Virtuti Militari II klasy, przysługujący dowódcom armii lub dużych związków taktycznych "za śmiałe i pełne inicjatywy przeprowadzenie operacji wojennej, mającej duże znaczenie dla przebiegu wojny". Poza tym odznaczony został Virtuti Militari V klasy (za osobiste męstwo), a także czterema Krzyżami Walecznych.
Uwieńczeniem wojennych honorów był awans na generała broni - z najwyższym uznawanym w Wojsku Polskim starszeństwem, czyli z 1 czerwca 1919 r. Oznaczało to, że o ile na pierwszym miejscu w hierarchii wojskowej Rzeczypospolitej stał marszałek Polski Józef Piłsudski, to zaraz za nim lokowało się sześciu generałów broni: Józef Dowbór-Muśnicki, Karol Durski-Trzaska, Józef Haller, Wacław Iwaszkiewicz-Rudoszański, Stanisław Szeptycki, Zygmunt Zieliński oraz dwóch tytularnych generałów broni, Kajetan Olszewski i Jan Rządkowski.
Obdarzony przez los tak szczodrze Zieliński w ostatnich latach życia zażywał zasłużonych splendorów. Piastując od 1 października 1920 stanowisko dowódcy Okręgu Generalnego Pomorze w Toruniu (po zmianie nazewnictwa był to Okręg Korpusu nr VIII), został w 1921 r. czwartym obywatelem Polski - po Naczelniku Państwa Józefie Piłsudskim, filantropie Antonim Osuchowskim i prezesie Polskiej Akademii Umiejętności Kazimierzu Morawskim - kawalerem najwyższego odznaczenia państwowego: Orderu Orła Białego. W listopadzie 1922 wszedł w skład pierwszej stałej (od 1920 r. działała bowiem tylko tymczasowa) Kapituły Zgromadzenia Kawalerów Orderu Virtuti Militari.
Na emeryturę (czyli, wg wojskowej terminologii, w stan spoczynku - z nadanym osobiście przez marszałka prawem noszenia munduru; nosił na nim, obok polskich odznaczeń, także m.in. komandorię francuskiego Orderu Legii Honorowej) odszedł 1 stycznia 1923 r. - i tak samo jak wtedy, gdy został po raz pierwszy spensjonowany za austriackich czasów, zamieszkał w Krakowie (w kamienicy przy ul. Garncarskiej 4; upamiętnia go dziś tablica, wmurowana w jej fasadę).
Nie żył już długo; zmarł 11 kwietnia 1925 r., spoczął na cmentarzu Rakowickim. Jego zasługi nie zostały zapomniane. Kiedy ustanowiono Krzyż i Medal Niepodległości, te wysokie odznaczenia - hurtem, otrzymał bowiem zarówno Krzyż jak i Medal Niepodległości - przyznano i jemu, pośmiertnie.
Waldemar Bałda