Tajna skrytka i zamach stanu, czyli słów kilka o insygniach grobowych polskich władców
Kilka dni temu Muzeum Dziedzictwa Sakralnego w Wilnie ogłosiło, że w podziemiach Katedry Wileńskiej zostały odnalezione insygnia grobowe polsko-litewskich władców. Skrytki zawierającej skarb poszukiwano przez dziesięciolecia. To nie jedyny przypadek w historii, gdy pośmiertne regalia wzbudziły wielkie emocje w narodzie. W 2025 roku mija 655 rocznica śmierci Kazimierza Wielkiego i ogromnej afery, która rozpętała się wokół jego insygniów grobowych.
Regalia odnalezione w Katerze Wileńskiej są to insygnia grobowe, czyli symbole władzy niewykorzystywane za życia monarchów, a jedynie wkładane do trumien. Regalia odnaleziono 16 grudnia 2024 roku, ale dopiero w styczniu 2025 roku podano ten fakt do publicznej wiadomości.
Wśród znalezionych przedmiotów znajdowały się: korona grobowa Aleksandra Jagiellończyka — władca zmarł w Wilnie w 1506 roku, mając 45 lat. Wbrew woli monarchy jego ciała nie wywieziono z Litwy i jako jedyny król Polski i Litwy z dynastii Jagiellonów spoczywa w Wilnie, a nie w Krakowie na Wawelu. Wśród znalezisk była też korona grobowa, łańcuch, medalion, pierścień i tabliczka natrumienna Elżbiety Habsburżanki — pierwszej żony Zygmunta Augusta, a także korona grobowa, berło, jabłko królewskie, trzy pierścienie, łańcuch i dwie tabliczki natrumienne Barbary Radziwiłłówny — drugiej żony ostatniego Jagiellona.
Ten bezcenny, z historycznego punktu widzenia, skarb spędził 85 lat w tajnej skrytce, której poszukiwano od dziesięcioleci. Insygnia grobowe odnaleziono owinięte w polskie gazety. Ukryto je wkrótce po wybuchu II wojny światowej w 1939 roku, gdyż istniało ryzyko, że mogą paść łupem najeźdźców. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości rozpoczęto poszukiwania insygniów, jednak potrzeba było dziesiątek lat, by wreszcie ujrzały one światło dzienne. Obecnie regalia są poddawane konserwacji i jak podaje Go Vilinius — agencja rozwoju turystyki i biznesu miasta Wilna — do końca tego roku zostaną udostępnione publiczności. Tymczasem zwiedzać można krypty, w których odkryto skarb.
Wileńskie odkrycie to nie pierwszy raz w historii Polski, gdy insygnia grobowe wzbudziły poruszenie w narodzie. Aż do stycznia 2025 roku, najgłośniejszą sprawą związaną z pośmiertnymi regaliami polskich władców, było splądrowanie grobu Kazimierza Wielkiego, którego podobno dopuścił się Jan z Czarnkowa.
Zobacz również: "To bezwstydna ladacznica, od której możesz oczekiwać choroby wenerycznej". Troskliwa matka
Janko z Czarnkowa — dziś pasjonaci historii znają go jako dziejopisarza, autora "Kroniki" obejmującej wydarzenia z lat 1370 - 1384. Jan relację z wydarzeń, których był naocznym świadkiem, rozpoczyna od pogrzebu Kazimierza Wielkiego, opisuje okres rządów Ludwika Węgierskiego, któremu dziejopis delikatnie rzecz ujmując, nie był zbyt przychylny, po bezkrólewie 1384 roku. Stronniczy charakter niektórych zapisków nie zmienia faktu, że "Kronika" jest dziś cennym źródłem historii średniowiecznej Polski. Nim Jan z Czarnkowa został kronikarzem, przeszedł burzliwą drogę od syna wójta niewiele znaczącego (w skali kraju) miasteczka w Wielkopolsce, przez zaufanego doradcę króla Kazimierza III Wielkiego, po rabusia jego grobu i banitę.
Janko z Czarnkowa był wybitnie zdolnym i rzutkim politykiem. W pewnym sensie można nazwać go średniowiecznym, polskim Rockefellerem, gdyż z małomiasteczkowego syna wójta stał się jednym z najpotężniejszych ludzi w kraju. Zgoda, z Rockefellerem to może lekka przesada, bo Jan nie był synem cudotwórcy-włóczęgi, lecz latoroślą wójta z Czarnkowa, miał więc nieco lepszy start. Jednak podobnie jak John Davison Rockefeller, wójtowski syn miał głowę na karku i uparcie dążył do celu. Niewiele wiadomo o jego wykształceniu, jednak istnieją pewne przesłanki do przepuszczeń, że studiował on prawo w Bolonii. Początki jego kariery wiążą się z kościołem niemieckim, jednak w 1362 roku wrócił do Polski i zamieszkał w Krakowie, gdzie rozpoczął pracę w kancelarii zjednoczonego Królestwa Polskiego.
Zobacz również: W Polsce kult świętej jest bardzo silny. Kościół skreślił ją ze swojej listy
Po 182 latach rozbicia dzielnicowego nie dość było życia Władysława Łokietka, by ostatecznie scalić Polskę, toteż również jego syn — Kazimierz Wielki — musiał borykać się z wieloma problemami będącymi konsekwencją podziału państwa. Jedną z takich kłopotliwych sytuacji było istnienie w każdej dzielnicy odrębnej kancelarii. Król dążył do wzmocnienia jednego, głównego organu w Krakowie — kancelarii Królestwa Polskiego. Kancelaria monarsza pełniła rolę dzisiejszych ministerstw: Spraw Wewnętrznych i Administracji, Spraw Zagranicznych oraz Sprawiedliwości. Nic dziwnego, że królowi zależało na silnej i dobrze zorganizowanej kancelarii. Ludzie pracujący w takim miejscu także nie mogli być przeciętni.
Jan z Czarnkowa wyróżniał się na tle innych, o czym może świadczyć choćby fakt, że kilkakrotnie był posłem na dwór papieża Urbana V w Awinionie oraz, używając dzisiejszej terminologii, lobbował za utworzeniem Akademii Krakowskiej. Janko zdobył zaufanie władcy i w 1366 roku został mianowany podkanclerzym Królestwa Polskiego, przejął tę funkcję po Janie z Buska. Zdaniem większości historyków, Jan z Czarnkowa w aktywny sposób przyczynił się do dymisji swojego poprzednika. Podkanclerzy był jednym z najważniejszych urzędników państwowych, wchodził w skład rady królewskiej i Senatu. Wraz z rosnącym zaufaniem Kazimierza Wielkiego Jan zyskiwał coraz większy majątek, coraz szersze wpływy i piął się po szczeblach kariery — wszystko przerwała jednak śmierć monarchy w 1370 roku.
Ciało króla dopiero zaczynało się rozkładać, gdy jego zaufany doradca wszedł do wawelskiej krypty, otworzył trumnę Kazimierza III Wielkiego, zdjął z królewskiej głowy koronę, wydarł jabłko i berło z rąk — tak przynajmniej twierdzili, oskarżający go o ten proceder, przeciwnicy polityczni. Według historyka Stanisława Szczura kradzież miała miejsce końcem 1370 roku, ale pojawiają się także głosy, że doszło do niej latem 1371 roku. Dlaczego zaufany doradca, któremu część historyków przypisuje spisanie ostatniej woli monarchy, zdecydował się zbezcześcić jego zwłoki? Jan miał niemały majątek, czyż dla zysku ze sprzedaży regaliów popełniłby świętokradztwo?
Nie o pieniądze Janowi z Czarnkowa szło, ale o rację stanu (a przynajmniej z jego perspektywy tak rzecz wyglądała). Kazimierz Wielki zmarł nie spłodziwszy męskiego potomka w związku małżeńskim. Aby zapewnić sukcesję tronu, uniknąć kolejnego rozbicia dzielnicowego, a przy okazji zyskać sojusznika przeciwko czesko-krzyżackiemu przymierzu i w staraniach o Ruś Halicką, polski król wszedł w sojusz z synem siostry — Elżbiety Łokietkówny. W myśl układów władający Węgrami Ludwik Andegaweński po śmierci wuja chciał przejąć władzę w Polsce. Wspierali go w tym małopolscy możnowładcy.
Jednak jeszcze przed śmiercią, Kazimierz Wielki, najprawdopodobniej z obawy, że Ludwik także nie doczeka się męskich potomków, postanowił adoptować swojego wnuka, księcia słupskiego Kazimierza IV. Dziadek miał zamiar przygotować wnuka do przejęcia władzy, jednak nie zdążył, gdyż niedługo potem zmarł. Część szlachty, szczególnie wielkopolskiej, opowiedziała się za Kaźkiem Słupskim jako królem Polski, wśród nich był też Jan z Czarnkowa. Późniejszy kronikarz zaangażował się w spisek, którego celem było osadzenie na tronie wnuka Kazimierza Wielkiego.
Jak wiadomo, aby koronować władcę, potrzebne są regalia, a polskie insygnia koronacyjne znajdowały się w rękach Ludwika Węgierskiego. Z tego powodu Jan z Czarnkowa otworzył trumnę Kazimierza Wielkiego i wyjął z niej insygnia grobowe, które miały posłużyć do koronacji Kazimierza IV — a przynajmniej oto został oskarżony przez przeciwników politycznych. Ostatecznie regentka i matka Ludwika oraz siostra ostatniego Piasta — Elżbieta Łokietkówna — dała wiarę oskarżeniom.
Jak podaje Stanisław Szczur w książce "Historia Polski. Średniowiecze" królowa-regentka kazała aresztować Jana z Czarnkowa. Jednak dawny zausznik królewski, choć pozbawiony urzędu, nadal miał szerokie koneksje. Pod naciskiem politycznych przyjaciół został uwolniony i postawiony przed sądem arcybiskupa (Jan był wszak duchownym), który orzekł, że ekspodkanclerzy jest niewinny zarzucanych mu czynów. Elżbieta Łokietkówna jednak się nie poddała i doprowadziła do ponownego postawienia przed sądem przyszłego kronikarza. Tym razem sąd komisarski złożony z najwyższych urzędników państwowych (których stanowiska zależały, jakże by inaczej, od woli władczyni) uznał go winnym zbrodni obrazy majestatu królewskiego. Karą było odebranie mu majątku i banicja.
Długo wygnanie Janka z Czarnkowa jednak nie potrwało. Jego proces odbył się w 1372 roku, a już w 1374 roku wrócił do Polski, gdzie pełnił funkcję archidiakona gnieźnieńskiego i zaczął spisywanie swojej "Kroniki".
Choć insygnia grobowe to przedmioty wkładane do trumny, to jak pokazała historia zarówno ta sprzed kilku dni, jak i ta sprzed 655 lat — mogą one budzić wiele emocji.
Zobacz również: Zaczęło się 7 stycznia 1520 roku. Potem polski chłop miał już tylko gorzej