Twierdza chrześcijańskiej Europy. Bitwa pod Chocimiem (1621 r.)

Jesienią 1620 roku Rzeczpospolita stanęła na krawędzi zagłady. Klęska wojsk koronnych pod Cecorą otworzyła granice naszego kraju przed turecką potęgą, a władca Imperium Osmańskiego już widział „niewiernych” pochylających przed nim swe karki. O tym, czy Polska pozostanie chrześcijańskim mocarstwem, miały przesądzić mury twierdzy w Chocimiu.

Najpierw połknę Polskę, a po niej całą chrześcijańską Europę – mawiał sułtan Osman II, który w 1618 roku, jako czternastolatek, zasiadł na tureckim tronie.

Młody wódz pałał żądzą wielkich czynów i śnił o zdobyczach na miarę słynnego Sulejmana Wspaniałego. Swoje marzenia chciał zrealizować, podbijając Rzeczpospolitą, która zresztą dała mu co najmniej trzy powody do wojny...

Pod sztandarem proroka

Po pierwsze, Polacy – wbrew układom – wielokrotnie ingerowali w wewnętrzne sprawy lenn tureckich: Mołdawii, Wołoszczyzny i Siedmiogrodu. Dokonywali tam zbrojnych interwencji, by osadzać na tronach propolskich hospodarów.

Reklama

Po drugie, Kozacy co rusz wyprawiali się z naszych ziem na ich miasta – w 1615 roku splądrowali nawet dzielnice portowe Stambułu. Już wtedy groźba wielkiego konfliktu zbrojnego wisiała w powietrzu. Wiedząc o tym, Zygmunt III Waza za namową hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żołkiewskiego zdecydował o uprzedzającym ataku i wysłał armię do Mołdawii.

Na przełomie września i października 1620 roku pod Cecorą jego wojska poniosły jednak klęskę, a podczas odwrotu zostały zdziesiątkowane pod Mohylewem. Walczącemu do końca dowódcy Turcy ścięli głowę.

Właśnie to zwycięstwo i wiara w siłę swoich jednostek były dla sułtana trzecim, decydującym powodem do wszczęcia wojny. Przygotowania do kampanii rozpoczął z rozmachem. Już wiosną 1621 roku do Mołdawii dotarły pierwsze oddziały, ze Stambułu do nadczarnomorskich portów w Kilii i Białogrodzie wyruszyła zaś flota pięćdziesięciu galer z żywnością, bronią, ciężkimi działami i janczarami – najbitniejszą piechotą ówczesnej Europy.

Osman II oczekiwał w stolicy na posiłki z azjatyckich terenów Turcji. Po ich przybyciu, 29 kwietnia rozpoczął wyprawę, która miała dać mu wieczną chwałę. Do granic Rzeczpospolitej zbliżała się ponad stutysięczna armia żądnego triumfu młodego monarchy.

Cała nadzieja w Chodkiewiczu

Odmienne nastroje panowały za to w Polsce – kraj ogarnęła trwoga na wieść o nadciągającej potędze osmańskiej.

Uchwalone przez Sejm podatki pozwoliły na sformowanie zaledwie 33-tysięcznej armii, a rzeczywisty stan przed bitwą mógł sięgać tylko 25 tysięcy, co i tak stanowiło największą koncentrację wojsk Rzeczpospolitej od czasów wojen Stefana Batorego z Moskwą.

W sukurs przyszli nam nienawidzący Turków Kozacy, którzy pod wodzą hetmana Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego w sile 30 tysięcy wzmocnili polskich żołnierzy.

Ostatecznie więc liczebność połączonych sił Rzeczpospolitej i jej sojuszników mogła pod Chocimiem sięgać 55–60 tysięcy ludzi wyposażonych w 51 dział.

Dowództwo nad sprzymierzonymi siłami powierzono 61-letniemu Janowi Karolowi Chodkiewiczowi, schorowanemu hetmanowi wielkiemu litewskiemu. Bohater kampanii szwedzkiej i rosyjskiej był w oczach rodaków jedyną osobą, która mogła powstrzymać sułtana.

Ten znakomity strateg i taktyk na miejsce walnego starcia wybrał zamek w Chocimiu na podolskim pograniczu polsko-tureckim. Leżąca nad Dniestrem twierdza ze względu na swoje walory obronne była niezwykle ważna dla obu stron – i tam też skierował swe wojska Osman II. Bitwa mająca zadecydować o losach Rzeczpospolitej zbliżała się wielkimi krokami.

Pierwsze starcie

Drugiego września 1621 roku zamarły serca obrońców chocimskiej fortecy – z wysokich wież dostrzegli czoło długiej na niemal 100 kilometrów kolumny wojsk, a wiatr przyniósł złowieszczy głos piszczałek i bębnów zwiastujących nadejście wroga.

Dzięki wywiadowcom Chodkiewicz wiedział jednak, że sułtan nadciągał tylko z częścią armii. Widząc dogodną okazję do wydania bitwy, hetman wyprowadził naprzeciw swoich ludzi. – Oto Dniestr w tyle nieprzebyty, oto rozlane wszędy Turków i Tatarów orszaki. Tu bić się i zwyciężyć albo zginąć nam potrzeba – krzyknął do żołnierzy. Po chwili z tysięcy gardeł rozbrzmiała Bogurodzica. Tak jak pod Grunwaldem, Polacy śpiewali pod Chocimiem pieśń, która miała dać im triumf.

Młody sułtan okazał się godnym przeciwnikiem: Turcy uderzyli na wysuniętych Kozaków, w stronę Polaków skierowali zaś ogień artylerii. Osman II dostrzegł szansę zadania decydującego ciosu.

Nie zważając na straty wśród janczarów, ponawiał ataki, próbując rozbić nasze szyki. Chodkiewicz, chcąc ratować Kozaków, posłał do walki piechotę oraz chorągwie lisowczyków i rajtarów. Starcia toczyły się z wielką zaciętością, dopiero szarża husarii przełamała impas. Szczęk szabel i huk armat słychać było do wieczora.

Wszyscy na wały!

Walenie w bębny i głośne okrzyki poprzedziły atak, który nastąpił 3 września. Nieustraszeni janczarzy próbowali wedrzeć się na wały. Pole walki przesłonił dym z luf polskich muszkietów i armat; kiedy opadł, odsłonił setki ciał. Okazało się jednak, że poświęcenie tureckich piechurów miało tylko odwrócić uwagę obrońców od głównego celu: obozu kozackiego.

Na szczęście zaprawieni w bojach Zaporożcy nie dali się zaskoczyć. Znani ze swej nienawiści do „bisurmańskich psów”, siekli szablami szeregi janczarów, dokonując w nich prawdziwego spustoszenia. Na wieść o klęsce rozwścieczony sułtan zakrzyknął: – Nie będę pić ani jeść, aż mi tego psa siwego, Sahajdacznego, nie przyprowadzicie! Czwartego września, po dotarciu pozostałych wojsk, rozpoczęła się kolejna muzułmańska ofensywa.

Przez sześć godzin Turcy bez powodzenia nacierali na tabory z wozami naszych sprzymierzeńców. Porażki i strata czterech tysięcy żołnierzy w ciągu trzech dni wywołały przygnębienie w obozie wroga. Osmański wódz podjął decyzję o wstrzymaniu walk, nakazując opracowanie nowego planu ataku. I tak się stało.

Rankiem 7 września wojska sułtana uderzyły równocześnie z dwóch stron: na obóz polsko-litewski oraz Kozaków, którzy w ciągu pięciu godzin czterokrotnie odparli piechotę przeciwnika. Kiedy wydawało się, że szturm się załamuje, po południu znowu doszło do natarcia.

Tym razem janczarzy wdarli się na szańce i opanowali wał główny. Rozpacz zajrzała w oczy obrońcom, a Osman II już widział flagi z półksiężycem powiewające nad twierdzą. Jakże się zdziwił, kiedy jego ludzie – zamiast wykorzystać panujący chaos i pójść za ciosem – zaczęli rabować tabory!

Widząc to, Chodkiewicz posłał do ataku najpotężniejszą broń, jaką dysponował – husarię. Rozpoczęła się rzeź zaskoczonych Turków, tratowanych i roznoszonych na kopiach. Jedna szarża przyniosła wrogowi ponad 1500 poległych! Po tej masakrze morale najeźdźców jeszcze bardziej osłabło.

Łzy smutku i radości

Mimo klęski sułtan nie zrezygnował jednak ze zdobycia warowni szturmem. Piętnastego września, dzień po przybyciu posiłków na czele osławionego w bojach bejlerbeja Budy, Mehmeda Karakasza Paszy, podniesieni na duchu napastnicy rozpoczęli kolejne natarcie. Oblężeni bronili się zaciekle ostatkiem sił, rzucając do walki nawet uzbrojoną czeladź.

Kiedy szala zwycięstwa przechylała się na stronę wroga, pod murami Chocimia wydarzył się prawdziwy cud: jedna z kul armatnich śmiertelnie raniła Karakaszę. Pozbawieni dowódcy muzułmanie zaczęli się cofać, a Chodkiewicz, dostrzegając zamieszanie w ich szeregach, rozpoczął kontratak – Polacy po trupach szli do przodu, wypierając nieprzyjaciela i grzebiąc nadzieje sułtana na zdobycie twierdzy. Ale patowa sytuacja wciąż trwała.

W obu armiach szerzyły się głód, choroby i dezercje, a fatalne warunki potęgował wszechobecny smród rozkładających się ciał. Z każdym dniem pogarszał się też stan zdrowia Chodkiewicza.

Dwudziestego trzeciego września niezdolny już do mówienia hetman przekazał buławę Stanisławowi Lubomirskiemu, mianując go swoim następcą. Dzień później wydał z siebie ostatnie tchnienie. Jego śmierć nie złamała woli obrońców, czego dowód dali, odpierając trzy szturmy janczarów.

Marzenia Osmana II o podboju Europy prysły. Pozbawiona zapasów żywności armia, dziesiątkowana przez zarazy oraz ucieczki z pola walki, nie była w stanie podjąć ataku. Obawiając się buntu i nadchodzącej zimy, sułtan nie miał innego wyjścia – podpisał rozejm.

Przedmurze chrześcijaństwa

„Zwycięstwo pod Chocimiem stało się znane w Europie, gdyż była to pierwsza porażka tureckich głównych sił lądowych” – pisał o naszym triumfie sprzed 395 lat profesor Mariusz Markiewicz.

Zawarty 9 października pokój był honorowy dla obydwu stron. Polska zobowiązała się nie mieszać do spraw Mołdawii i powstrzymywać najazdy Kozaków na ziemie tureckie, przeciwnicy zaś – hamować wypady Tatarów na Rzeczpospolitą.

„W historii długoletnich stosunków polsko-tureckich Chocim 1621 roku był jedynie epizodem, ale bardzo znaczącym, tu bowiem po raz pierwszy w dziejach Starego Kontynentu została skutecznie powstrzymana niezwyciężona dotąd potęga osmańska, tu złamane zostały sny sułtana o dalszej ekspansji na kraje chrześcijańskie, tu wreszcie Rzeczpos­polita jeszcze raz ukazała swą potęgę” – pisał doktor Leszek Podhorodecki, specjalista w dziedzinie historii wojskowości.

Nie tylko daliśmy nadzieję narodom żyjącym pod okupacją muzułmańskiego imperium oraz tym zagrożonym ich ekspansją, ale i staliśmy się przedmurzem chrześcijaństwa, skutecznie hamując próby ­islamizacji ­Europy.

Tomasz Sanecki


Konsultacja: dr Igor Wypijewski, Uniwersytet Wrocławski

Świat Wiedzy Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy