Jedna z największych katastrof kolejowych w Polsce. Nie była wypadkiem
Sto lat temu, 30 kwietnia 1925 roku pod Starogardem Gdańskim wykoleił się pociąg. Była to jedna z największych katastrof kolejowych, do jakich doszło na terytorium Polski i jedna z najtragiczniejszych w II Rzeczpospolitej. Wykolejenie się pociągu nie było jednak wypadkiem, a efektem sabotażu.
W katastrofie kolejowej pod Starogardem Gdańskim zginęło 29 osób, 14 zostało ciężko rannych, a 60 osób odniosło mniejsze obrażenia. W składzie znajdowało się dziewięć wagonów, w tym jeden sypialniany i jeden bagażowy — wyszły one z katastrofy niemal bez szwanku. Najmocniej ucierpiał 3 wagon pasażerki, który został zmiażdżony przez wagony 4 i 5.
Wykolejeniu uległ międzynarodowy pociąg relacji Insterburg — Berlin, kursujący pomiędzy Prusami Wschodnimi a Niemcami, stąd też większość pasażerów, którzy zostali poszkodowani w wyniku katastrofy była narodowości niemieckiej.
Do wykolejenia doszło na zakręcie pomiędzy stacjami Swarożyn i Starogard. W miejscu, gdzie kończył się las, a tory biegły, zakręcając po wysokim na 6 - 7 metrów nasypie.
Zobacz również: Zamachy bombowe w Krakowie i Warszawie. Kim byli sprawcy?
Dokładne oględziny miejsca wykolejenia pociągu i torów wykazały, że nie był to wypadek, a celowy sabotaż. Odkryto, że z obu szyn wykręcono śruby i usunięto łasze, czyli łączniki. Kilka śrub znaleziono w pobliskim lesie, gdzie zapewne porzucili je sprawcy.
Zdaniem ekspertów był to celowy akt terroryzmu o podłożu politycznym. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że ktokolwiek dokonał zamachu, był fachowcem. O czym świadczyło doskonałe zgranie w czasie, znajomość budowy torów oraz przewidzenie skutków wykręcenia śrub.
Pomimo kilku grup podejrzanych śledczym nie udało się schwytać osób odpowiedzialnych za zamach. Do dziś nie wiadomo kto za nim stał.
Zobacz również: NSDAP rządziło w Gdańsku przed wybuchem wojny. Tak zdecydowali mieszkańcy