11 marca 1968 r. Pobicie Stefana Kisielewskiego. Za "dyktaturę ciemniaków"
"A teraz, sk....synu, za to dostaniesz" - tymi słowami "nieznani sprawcy" zwrócili się do Stefana Kisielewskiego, zaczynając go tłuc i masakrować. Bili pięściami i milicyjnymi pałkami.
Przyczyną napaści i pobicia była opozycyjna postawa Stefana Kisielewskiego w PRL, a szczególnie słowa przez niego wypowiedziane na zebraniu oddziału warszawskiego Związku Literatów Polskich 29 lutego 1968 r. Nawiązując do decyzji ekipy Władysława Gomułki, ograniczającej możliwości publikacji i działalności ludzi kultury, Kisiel wypowiedział brzemienne dla niego w skutkach zdanie: "Opowiadam się za rezolucją kolegi Kijowskiego, która stawia sprawę całościowo na tle tej skandalicznej dyktatury ciemniaków w polskim życiu kulturalnym, jaką obserwujemy od dłuższego czasu".
Słowa o "dyktaturze ciemniaków", wygłoszone w określonym kontekście, urosły do rangi symbolicznej. W tych dwóch słowach ujęty został opis komunistycznych rządów i całej klasy politycznej, która z nadania ZSRR zawładnęła Polską, cechując się uległością wobec Moskwy i zamordyzmem wobec własnego społeczeństwa.
Wypowiedź Stefana Kisielewskiego padła w okresie wrzenia 1968 r., wywołanego wokół przedstawienia "Dziadów" w Teatrze Narodowym. 8 marca nastąpiło apogeum protestu studentów, którzy na wiecu w Uniwersytecie Warszawskim upomnieli się o swoich kolegów usuniętych z uczelni. Protesty studencie w Warszawie i innych miastach zostały rozbite przez milicję, ORMO i SB.
11 marca, na tyłach katedry św. Jana na Starym Mieście Kisielewski dostał się w ręce czatujących na niego ORMO-wców, którzy na inteligencie wytykającym PRL-owskiej ekipie jej ciemnotę wyładowali swój "klasowy gniew". Jak wspominał później, bity i okładany był fachowo i systematycznie, z zastrzeżeniem, żeby uderzenia nie padały na głowę. Wyraźnie chodziło o to - uznał pisarz - że sprawcy mieli polecenie, żeby nie zabić swojej ofiary. Pobicie było jednak dotkliwe.
Poeta Włodzimierz Holsztyński upamiętnił napaść na Kisielewskiego wierszem "Na pobicie pisarza":
nie wygra oko z żyletką
przegrają żebra z łomem
ciało dla życia ludzkiego
jest ledwo kruchym domem
choć pięknem wiecznym zdumiewa
krucha jest ludzka powłoka
z rozciętej brwi krew spływa
do zdumionego oka
Stefan Kisielewski należał do tej części społeczeństwa PRL-u, która miała odwagę krytykować narzucony Polsce system komunistyczny i jego patologie. Posiadający muzyczne wykształcenie, do tego autor wielu książek, najbardziej znany stał się jako felietonista "Tygodnika Powszechnego" (publikujący na łamach tego pisma - z przerwami - od 1945 do 1991 r.).
W latach 1957-1964 Stefan Kisielewski był posłem katolickiego Koła ZNAK, dopuszczonego do zasiadania w Sejmie PRL na skutek Października 1956 r. "Odwilż", której symbolem stał się powracający wówczas do władzy Władysław Gomułka, i z którym społeczeństwo wiązało nadzieje na lepsze życie w Polsce, po kilku latach odeszła w przeszłość.
Ekipa towarzysza Wiesława wdała się w propagandową wojnę z Kościołem i z wszelkimi przejawami niezależnego myślenia. W 1964 r. niezadowoleni z polityki władz intelektualiści - w tym Stefan Kisielewski - podpisali List 34 przeciwko cenzurze.
Pobicie Kisiela było jedną z szykan władz komunistycznych przeciwko niezależnemu publicyście. Wyrzucono go z Wydawnictwa Muzycznego, w którym pracował, skasowano zlecenie na zamówioną muzykę do filmu. Na trzy lata stracił też prawo do pisania felietonów w "TP".
NH