Piotr wysłał list na policję. "To już ostatnie morderstwo. Nigdy mnie nie złapiecie"
Zdzisław Marchwicki (zm. 1977 r.) został osądzony za zabójstwo 14 kobiet i usiłowanie morderstwa kolejnych 7. Pół wieku po jego zatrzymaniu dalej nie ma pewności, czy to on był sprawcą makabrycznych zbrodni. Wiadomo jednak, że zarówno wymiar sprawiedliwości, jak i prasa skompromitowały się przy tej sprawie bardziej niż kiedykolwiek.
7 listopada 1964 roku doszło do pierwszego morderstwa. Annę Mycek znaleziono martwą w Dąbrówce Małej, niedaleko Katowic. Została uderzona tępym narzędziem w tył głowy i rozebrana. Nie było jednak śladów gwałtu.
Służby oskarżyły jej męża. Jednak gdy ten przebywał w areszcie, doszło do kolejnych morderstw o podobnym charakterze. W samym 1965 roku wampirowi z Zagłębia (nazwa ta nie była wtedy niczym wyjątkowym - określenie "seryjny morderca" zawitało do Polski dopiero w latach 90.) przypisano aż 7 udanych morderstw i 4 nieudane próby zabójstwa. Ludzie wpadli w panikę.
Strach był tym większy, że Milicja Obywatelska pozostawała praktycznie bezradna. Wampir mordował w Zagłębiu i na Śląsku, m.in. w Katowicach, Czeladzi, Będzinie, Sosnowcu i Siemianowicach Śląskich.
Kobiety ginęły zawsze tak samo, uderzone tępym narzędziem w tył głowy gdzieś w odosobnionych miejscach. Ofiary nie miały jednak ze sobą wiele wspólnego. Zazwyczaj były to robotnice wracające po nocnej zmianie w wieku od 16 do 57 lat.
Każdy robił, co mógł, by zminimalizować ryzyko spotkania z mordercą. Zakłady pracy zapewniały kobietom zbiorowe transporty do domu. Z kolei Milicja Obywatelska zorganizowała prowokację - 100 milicjantek z kaskami skrytymi pod chustami krążyło po potencjalnych miejscach zbrodni, by złapać wampira z Zagłębia na gorącym uczynku.
Długo rozważano, jakie były motywacje wampira z Zagłębia. Ze względu na fakt, że dużo zbrodni miało miejsce w okolicach ważnych świąt państwowych, sugerowano pobudki polityczne.
Wskazywało też na to zabójstwo Jolanty Gierek (zm. 1968 r.), bratanicy ówczesnego pierwszego sekretarza PZPR w Katowicach - Edwarda Gierka (zm. 2001 r.). Jednak eksperci niemal jednogłośnie odrzucili tę motywację.
Pozostali za to przy tezie, że sprawca mordował z pobudek seksualnych - dowodem miało być m.in. okaleczenie okolic wzgórka łonowego jednej z ofiar. Śmierć bratanicy ważnego polityka zintensyfikowała działania śledczych. W 1968 r. MO zaczęła nagłaśniać sprawę w prasie, która do tej pory w ogóle nie informowała o sprawie.
Przemysław Semczuk, autor reportażu "Wampir z Zagłębia", w rozmowie z redakcją na:Temat wyjaśnił, że prasa milczała z polecenia władzy, która chciała, by obywatele czuli się bezpieczniej.
Wyznaczono też ogromną nagrodę za pomoc w znalezieniu mordercy wynoszącą milion złotych. Poskutkowało to jednak wyłącznie napływem mnóstwa nieprawdziwych zgłoszeń.
Ostatnią ofiarą była docentka Uniwersytetu Śląskiego - Jadwiga Kucianka, którą znaleziono 4 marca 1970 roku. Jeszcze tego samego dnia MO przesłuchało podejrzanego - z dużym prawdopodobieństwem mógł on być wampirem z Zagłębia.
Piotr Olszowy (zm. 1970 r.) był malarzem pokojowym i schizofrenikiem. W dniu zabójstwa Kucianki był na imieninach w okolicy miejsca zbrodni. Świadkowie twierdzili, że mężczyzna wyszedł w trakcie imprezy.
Podczas przesłuchania Olszowy przyznał się do winy. Jednak, co zaskakujące, ze względu na chorobę śledczy mu nie uwierzyli. Wypuścili go, nawet nie porównując jego odcisków palców z tymi znalezionymi na miejscach zbrodni. Tydzień później milicjanci otrzymali list z krótką notką, która brzmiała: "To już ostatnie morderstwo, więcej już nie będzie i nigdy mnie nie złapiecie".
W nocy z 14 na 15 marca 1970 roku Olszowy zamordował żonę i dzieci, a następnie podpalił się we własnym mieszkaniu. Nigdy więc nie ustalono, czy to on był wampirem z Zagłębia. Władza potrzebowała jednak pokazowego procesu, który uspokoiłby opinię publiczną.
Na Zdzisława Marchwickiego doniosła jego żona. Miała ona zaczepić komendanta i wprost przyznać, że jej mąż jest wampirem z Zagłębia.
Po testach uznano, że dzielił on najwięcej wspólnych cech z profilem sprawcy. Miał go również jednoznacznie wytypować sławny komputer Odra (wielokrotnie słabszy od obecnych smartfonów). Był też notowany, m.in. za kradzieże i bójki.
W 1972 roku aresztowano Marchwickiego. W tym samym momencie, długo przed procesem, zapadł wyrok. Zarówno prasa, jak i aparat władzy jednoznacznie określiły go mordercą. Nie zapewniono mu także adwokata.
Sam proces mężczyzny (oraz 5 innych osób oskarżonych o współudział w ostatnim morderstwie) był prawdziwym show. Zorganizowano je w sali widowiskowej przy Zakładach Cynkowych "Silesia". Władze wręczały również bilety imienne na widownię.
Oczywiste było, że sąd uzna oskarżonych za winnych. Zdzisława Marchwickiego i jego brata Jana powieszono 26 kwietnia 1977 roku. Reszta oskarżonych trafiła do więzienia.
Nikt nie ma pewności, czy to Zdzisław Marchwicki był wampirem z Zagłębia. Dobrze oddaje to film Macieja Pieprzycy "Jestem Mordercą", który zadaje w tej kwestii dużo pytań, ale pozostawia sprawę otwartą. Utwierdza jednak w przekonaniu, że polski wymiar sprawiedliwości oraz prasa wyjątkowo się skompromitowały przy tej sprawie.
Zobacz też:
- Chora zazdrość doprowadziła do tragedii. Nastoletnia córka gwiazdy zginęła z rąk byłego chłopaka
- To było najgłośniejsze morderstwo w polskiej mafii. Kule dosięgły go w Zakopanem
- Wstrząsająca historia biznesmena. Fabuła ''Długu" to nie była fikcja
"Kryminalny piątek" w "halo tu Polsat". 5 września w naszym cyklu gościem jest Marcin Myszka. Opowiada o zbrodni, która mimo upływu lat wciąż powraca i budzi emocje. Joachim Knychała, znany jako Wampir z Bytomia był seryjnym mordercą grasującym na Śląsku. Dlaczego fascynuje nas zło i dlaczego intrygują nas zabójcy? - odpowiedź na te pytania w rozmowie z podcasterem, autorem "Kryminatorium". Zapraszamy od godz. 8.00 do Polsatu.