Podstępny zabójca z Auschwitz
Przetrwali kaźń niemieckiego obozu zagłady, wolność była tuż za rogiem, a mimo to umierali setkami. W wielu przypadkach powodem były choroby i skrajne wycieńczenie, ale na ocalałych z Auschwitz czekał jeszcze jeden podstępny zabójca — jedzenie.
27 stycznia 1945 roku o 15.00 żołnierze Armii Czerwonej wkroczyli do obozu Auschwitz. Zastali tam jedynie chorych i wycieńczonych ludzi, łącznie około 7 tysięcy osób. Tych, którzy zdolni byli chodzić Niemcy "ewakuowali" na zachód, w tak zwanych marszach śmierci. Gdy bitwa z nazistami w Oświęcimiu się zakończyła, rozpoczęła się kolejna — walka o życie tych, którzy przetrwali obóz zagłady.
Zobacz również: Mała wieś na Lubelszczyźnie. To tu naziści opracowali "najefektywniejszą" metodę zagłady
Pierwszy do obozu dotarł konny zwiad Armii Czerwonej, za nim przyszły 100. i 322. Dywizje Strzeleckie radzieckiej 60. Armii. Ich oczom ukazały się szeregi baraków, w których na pryczach leżeli chorzy i wyczerpani ludzie. "Szkielety pokryte skórą" - jak można przeczytać we wspomnieniach wielu świadków. Stan tych ludzi był tak przerażający, że poruszył nawet serca zaprawionych w boju żołnierzy, którzy nieraz walczyli i zimną krwią zabijali wrogów. Nawet ci słynący z hulaszczego, usianego gwałtami i kradzieżami sposobu wyzwalania ziem spod niemieckiej okupacji, tu stali oszołomieni, zamurowani skalą nieszczęścia. Budziły się w nich ludzkie odruchy, chcieli pomóc głodnym — oddawali im swoje konserwy, chleb i innego rodzaju żywność. W dobrej wierze, by więźniowie wreszcie mogli zaspokoić głód. Ocalali jedli, by nasycić tę niewysłowioną pustkę w żołądku, którą odczuwali, sami już nie pamiętając od jak dawna i... umierali. Szybko okazał się, że poskręcane z głodu żołądki nie są zdolne strawić kalorycznego i podawanego w większej ilości pożywienia.
Wspomina o tym Primo Levi — włoski Żyd, więzień obozu koncentracyjnego Monowitz (podobóz Auschwitz):
"Ponury kosiarz nie przestawał zbierać żniwa. Chorzy umierali w zimnych łóżkach tuzinami. Inni upadali martwi na ubłocone ścieżki, jakby rażeni piorunem: w tej grupie znajdowali się najbardziej chciwi spośród tych, którzy przeżyli; ślepo podążając za naglącą potrzebą, wynikającą z naszego chronicznego głodu, napychali się mięsnymi racjami Rosjan, którzy wciąż walczyli na pobliskim froncie i przysyłali te dary do obozu [...]".
Głód, ale taki rodzaj głodu, którego żaden z nas, żyjących we współczesnej Polsce nigdy nie doświadczył. Głód, który sprawia, że żołądek przyrasta do kręgosłupa. Głód odczuwany jako bezdenna dziura w brzuchu, której nigdy i niczym nie uda się napełnić. Taki głód był codziennością więźniów w Auschwitz. Racje żywności, które im wydzielano, nie pokrywało zapotrzebowania pracujących ludzi, było słabej jakości, a w dodatku zanieczyszczone bakteriami. Badania mikrobiologiczne przeprowadzone przez Instytut Higieny SS wykazały w pożywieniu obozowym obecność między innymi pałeczek e.coli i paciorkowca kałowego.
Kiepskiej jakości, niskokaloryczna żywność w dodatku w małych ilościach sprawiała, że ludzie zapadali na chorobę głodową. W tym stanie organizm zaczyna sam siebie trawić. Gdy nasze ciało zużyje już wszelkie zapasy energii pochodzącej z jedzenia, zaczyna trawić ciała białkowe, co prowadzi do uszkodzenia tkanek. Skóra blednie, staje się matowa, pojawiają się wypryski i inne zmiany, wypadają włosy, serce zwalnia, spadają ciśnienie krwi i temperatura ciała, puchną kończyny dolne. Oczy stają się zamglone, początkowo reagują na widok jedzenia, w zaawansowanym stadium nawet pokarm nie wzbudza już żadnej reakcji.
Niszczenie tkanek prowadzi do uszkodzenia wątroby. Zanikają też mięśnie i ścięgna, przez co chorzy zaczynają poruszać się o wiele wolniej, a skrajnie wycieńczeni upadali, wyciągając przed siebie ręce, co więźniom obozu kojarzyło się z pozycją, jaką przyjmują wyznawcy islamu podczas modlitwy, stąd cierpiących na zaawansowaną chorobę głodową nazywano "muzułmanami". Była ona przyczną zgodnów więźniowiów już po trzech miesiącach pobytu w obozie. Jej objawy oraz reakcje organizmu na różne pokarmy znamy dziś tak dobrze między innymi z eksperymentów, które naziści przeprowadzali na więźniach Auschwitz.
Innym objawem choroby głodowej jest też "durchfall", jak nazywano ją w obozie, czyli biegunka. To właśnie z nią musieli zmagać się lekarze i pielęgniarki, którzy opiekowali się ocalałymi z Auschwitz. Biegunka głodowa pojawia się bowiem u wygłodzonych chorych, w momencie, gdy dochodzi do poprawy ich diety. "Durchfall" był dla chorych i wycieńczonych więźniów obozów śmiertelnym zagrożeniem.
Gdy zorientowano się, że jedzenie może być śmiertelne dla byłych więźniów obozów zagłady, zaczęto kontrolować wydzielane im racje. Maria Rogoż — pielęgniarka, która zgłosiła się jako wolontariuszka do PCK, by pomagać w dawnym obozie, tak wspominała pierwsze tygodnie opieki nad chorymi:
Pielęgniarka rozpoczęła pracę na terenie dawnego obozu Auschwitz miesiąc po jego wyzwoleniu, co pokazuje, w jak tragicznym stanie byli ocalali. Maria Rogoż wspominała też, że podawanie leków poprzez zastrzyki było niemożliwe u chorych, których organizmy dokonały samostrawienia mięśni. Nie dało się wbić igły:
"Pewnego razu otrzymałam polecenie wykonania iniekcji domięśniowej camphochiny u wycieńczonej, chorej byłej więźniarki. Wykonanie iniekcji nie było jednak możliwe, gdyż u chorej, tak jak u innych chorych, występował całkowity zanik mięśni. W związku z tym udałam się do naczelnego lekarza, dr. Józefa Bellerta, i zawiadomiłam go, że polecenia jego nie wykonałam ze zrozumiałych względów. Dr Bellert zdenerwował się i zwymyślał mnie, oświadczając mi, że nie umiem pracować. Powiedział m.in.: 'Kogo mi tu sprowadzają do pracy?! Nie umieją nawet wykonywać zastrzyków...! Ja siostrze pokażę, jak to się robi!'. Pobiegł do chorej, odsłonił koc i na widok jej wyniszczenia fizycznego zwrócił się do mnie ze słowami przeproszenia".
Zobacz również: Wyzwolenie obozu w Auschwitz. Jak Niemcy próbowali ukryć zbrodnię?
Szacuje się (nie ma bowiem dokładnych danych), że po wyzwoleniu obozu, zmarło w nim jeszcze około 600 osób, z wycieńczenia, chorób i "przejedzenia". O tych, którzy przeżyli, można pomyśleć, że byli "szczęściarzami", bo ocalili życie, podczas gdy ponad milion innych dusz uleciał stąd do wieczności. Przeżyli, ale tam w obozie odebrano im człowieczeństwo. Dla więźniów Auschwitz każdy dzień polegał na chwytaniu zębami, bo ręce już nie miały siły, okruchów życia, które jeszcze w człowieku zostały. To były tylko cząstki dawnych ciał. Resztki tego kim byli, nim trafili do piekła na Ziemi. Strzępki świata, który nie znał komór gazowych i który skończył się wraz z budową pierwszego obozu koncentracyjnego. Wyzwolenie Auschwitz oznaczało wolność, życie, ale i mozolne układanie fragmentów rozbitego człowieczeństwa. Jednym udało się to lepiej, innym gorzej, ale nawet na duszach tych, którzy posklejali jakoś siebie, na zawsze pozostały ślady pęknięć. Rozdarć, które prawdziwie zrozumieć mogli tylko ocaleni z Auschwitz.
Zobacz również: Przeżyła zesłanie na Sybir. Ma 96 lat i opowiada bez ogródek brutalną prawdę